Mistrzowie buntu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Istniał powód, dla którego nikomu nie brakowało Snape'a podczas jego małego wypadu. Wtorkowy wieczór raczej obfitował w wydarzenia. Gdy tylko superszpieg Buntu doniósł o nieobecności nauczyciela, pozostali uczestnicy Buntu skupili swoją uwagę na Umbridge. Przed całym chaosem, który miał się rozpocząć Harry wyłożył plan bitwy, przydzielając każdemu odpowiednie role do odegrania.

- Od kiedy mamy superszpiega? - zapytał Draco podczas spotkania. Jego kotek rozłożył się na jego ramieniu, wyglądając, jak na kotka, bardzo niebezpiecznie.

- Nie jesteście jedynymi, których zwerbowałem do Buntu, inni po prostu nie grają tak dużej roli – odparł Harry.

- Czepiając się, to nas nie zwerbowałeś, my się sami zgłosiliśmy – zauważył Draco.

- Uwielbiam tę wielką literę w Buncie – dodała marzycielsko Luna.

- Jedyne, co musisz wiedzieć to to, że mamy superszpiega – powiedział Harry. Następnie rozdał wszystkim opaski – Macie, załóżcie je.

- Dostajemy opaski świadczące o naszych rolach w Buncie? - zapytała podekscytowana Luna.

- Nie, to są opaski świadczące o waszym uwielbieniu Szatana – poprawił Harry.

- Szatana? - wrzasnęła Hermiona wpatrując się w opaskę z wyszytymi trzema szóstkami.

- Zobaczymy jak długo zajmie komuś zauważenie naszych nowych naramiennych ozdób, a potem będziemy te osoby informować o naszym kulcie szatana. Zobaczycie, Snape na pewno zauważy – odpowiedział Harry.

- Jesteś pokręcony – powiedział Draco ze śladem uznania w głosie.

- Dziękuję. A teraz, Buncie, odmarsz. - Harry wyrzucił w powietrze pięść, a następnie uciekł zostawiając pozostałych w lekkim szoku.

- I to wcale nie jest dobrze – dodał Draco do swojej ostatniej wypowiedzi.

- Kiedy Harry oszalał? - zapytał Neville.

- Dawno, dawno temu – uroczyście odpowiedział Ron.

- Chodźmy więc, Smocza Gwiazdo – przerwała moment Luna. Oderwała kotka Draco z jego ramion, w jakiś sposób nie zostając podrapana, i podała go Neville'owi. Kociakowi wojny udało się podrapać Neville'a, który upuścił go na podłogę, otrzymując tym samym gniewne spojrzenie Draco.

- Widzimy się później – zaoferowała Hermiona i grupa rozeszła się w swoje strony.

Luna zaciągnęła gdzieś Draco a za nimi wiernie podążał jego kociak. Gryfoni, pod nieobecność złego nietoperza, udali się do klasy eliksirów. Podczas gdy Gryfoni budowali fundamenty pod następny żart, Draco i Luna znaleźli Umbridge. Harry był już daleko przed nimi, wprowadzając w życie kolejne etapy planu.

Luna i Draco mieli wspaniałe wyczucie czasu. Czekali za rogiem tyle, żeby upewnić się, że Umbridge, a następnie ruszyli w dalszą drogę. Z krzykiem przebiegli koło Umbridge.

- Na Merlina, co się dzieje? - krzyknęła Umbridge, wytrącona z równowagi.

Luna i Draco wrócili z powrotem, wrzeszcząc nic nieznaczący bełkot. Następnie zawrócili za rogiem i podbiegli do miejsca, w którym stała Umbridge.

- Pani Profesor, niech nas pani uratuje – wykrztusiła Luna, udając brak oddechu.

- To straszne, pani Profesor, musi pani z nami pójść – dodał Draco.

- Pójść gdzie? Co się dzieje? - zapytała Umbridge, zaczynając panikować.

- Szybko, niech pani idzie za nami – błagała Luna.

Dwoje członków Buntu wyprostowało się i pobiegło do końca korytarza, gdzie niecierpliwie czekali na Umbridge. Podążyła za nimi najszybciej jak mogła, a nie było to szybko, w końcu docierając do czekających na nią studentów. Luna i Draco nie pozwolili jej zaczerpnąć oddechu i pobiegli dalej w dół korytarza.

Prowadzili ją tak przez dłuższy czas, czekając na nią na rogu każdego korytarza, aż do strzałek. Harry przygotował pomarańczowe strzałki, które wskazywały jeden kierunek. Był to również znak dla Draco i Luny, którzy wzięli ostatnie głębokie wdechy i uciekli z krzykiem.

Gdyby Umbridge zachowała resztki rozsądku wiedziałaby, że jest niedaleko swojego gabinetu. Jednak pozbawiona tchu i za bardzo przerażona zachowaniem Luny i Draco, nie wiedziała, gdzie się znajduje. Mimo, że uczniowie zniknęli jej z pola widzenia, Umbridge potykając się podążała ich śladem. Niezauważalnie zaczęła śledzić pomarańczowe strzałki, ignorując wszystkie inne korytarze.

Te wszystkie strzałki doprowadziły ją do drzwi jej gabinetu, a których wisiała pomarańczowa flaga. Przed nimi stał Potter, niecierpliwie czekając. Nie obrócił w jej stronę, nawet słysząc jej dyszenie i sapanie.

- Czy mogę panu w czymś pomóc, panie Potter? - zapytała Umbridge, gdy już złapała oddech.

- Wątpię, że jest cokolwiek, co może pani zrobić – odparł Harry, nie odrywając wzroku od drzwi od jej gabinetu.

- Czemu tak sądzisz? Oczywistym jest, że przyszedł pan tu, żeby mnie zobaczyć – powiedziała Umbridge.

- Nieprawda – odparł Harry.

- Dlaczego więc stoi pan pod drzwiami do mojego gabinetu, panie Potter? - zapytała Umbridge.

- Czekam, aż zwolni się łazienka – odpowiedział Harry. - Jest już zajęta od ponad pięciu minut.

- Łazienka? Najbliższa łazienka jest co najmniej dwa korytarze stąd – zauważyła oszołomiona Umbridge.

- Dobrze się pani czuje, pani Profesor? - zapytał Harry, patrząc na Umbridge po raz pierwszy.

- W porządku. Trochę się zadyszałam – odpowiedziała Umbridge, zastanawiając się, dlaczego Harry ją o to zapytał.

- To musi być to, bo to jest łazienka, proszę popatrzeć. - Harry wskazał na flagę na drzwiach.

Umbridge przyjrzała się fladze i zauważyła na niej napis. Zbladła, gdy przeczytała ten napis, który brzmiał „Toaleta". Czy ktoś zamienił jej gabinet w łazienkę? I ktoś z niej korzystał?

- Kto jest w środku? - zapytała piskliwie Umbridge.

- Świnia – odparł Harry.

Z gabinetu wydobył się odgłos spuszczanej wody i czerwony napis na fladze zmienił kolor na zielony. Umbridge zbladła jeszcze bardziej, a Harry westchnął z ulgą.

- W końcu skończyła i łazienka jest już wolna. - Harry otworzył drzwi, ujawniając niezmienione wnętrze gabinetu. Biuro było puste, bez żadnego śladu świni.

- Gdzie podziała się Świnia? - zapytała Umbridge, wchodząc do środka.

- Musiała użyć drugich drzwi. - Harry wzruszył ramionami, ale Umbridge nie zwracała na niego uwagi.

- Jakich drugich drzwi? - zapytała Umbridge. Czekała na odpowiedź Harry'ego, ale gdy odwróciła się, jego już nie było.

Gdy Umbridge wpatrywała się w drzwi od gabinetu, zastanawiając się, gdzie odszedł jej informator, coś przemknęło szybko przed jej oczami. Zacisnęła dłoń na różdżce, co jeśli to coś chciało ją pożreć? Cień ponownie przeleciał w przeciwnym kierunku niż poprzednio. Ostrożnie przybliżyła się do drzwi, przygotowując się na ich zatrzaśnięcie.

- Biegnij! - wrzasnął Harry, przebiegając koło jej gabinetu po raz trzeci. - Nawet pani biuro nie jest bezpieczne!

Umbridge spojrzała w głąb korytarza, czekając na potwora, który miałby ją dopaść. Gdy nic się nie zdarzyło, trochę się rozluźniła. Jednak wiedząc, że lepiej dmuchać na zimne, Umbridge wyszła z gabinetu idąc za Harrym. Pomarańczowe flagi zastąpione zostały zielonymi, które wskazywały przeciwny kierunek do tych poprzednich. Umbridge oczywiście tego nie zauważyła, ślepo podążając za strzałkami.

Przez resztę wieczora, Umbridge zajęta była pogonią za wrzeszczącymi uczniami i czekając na atak ze strony potwora. Cały Bunt był w to zamieszany, naprowadzając Umbridge na kolejne osoby. Późnym wieczorem, większość studentów dowiedziała się o tym nietypowym berku i dołączyła się do zabawy.

Będąc nie do końca przy swoich zmysłach, Snape nawet nie zauważył piątki wrzeszczących uczniów, którzy przebiegli koło niego. Pozostali nauczyciele siłą rzeczy wiedzieli o hałasie panującym w szkole, ale na szczęście wiedzieli jak używać zaklęć uciszających. W punkt jedenasta nauczyciele wyszli na korytarze, żeby zacząć swoje patrole, dając uczniom do zrozumienia, że nadszedł koniec gry. Harry i pozostali Buntownicy wiedli prym, spokojnie przechodząc obok wykończonej Umbridge i odchodząc do swoich pokoi wspólnych.

Oboje Umbridge i Snape nie do końca wyzdrowieli po wydarzeniach z poprzedniego dnia, gdy nadeszła środa. Snape nie zaszczycił swoją obecnością Wielkiej Sali, otrzymując swoje dzienne jabłko przez sowę. Natomiast Umbridge, ku uciesze Buntowników, zjawiła się na śniadaniu.

Mistrz Fałszerz Buntu, Draco Malfoy, był odpowiedzialny za sowę, którą otrzymała Umbridge. Nauczycielka pisnęła, gdy otworzyła list od „Knota", zapraszający ją na wizytę w Ministerstwie na ten dzień.

- Co to? - zapytał Harry, pochylając się nad stołem, żeby przeczytać list. Wiedział, oczywiście, co było tam napisane, ale Umbridge nie.

- List od samego Ministra. - Umbridge napuszyła się wiedząc, jaki to honor otrzymać list od tak ważnej persony.

- Wow, a co jest w nim napisane? - Harry z podekscytowaniem spojrzał na kartkę.

- Minister potrzebuje mnie dzisiaj w Ministerstwie, muszę odwołać moje zajęcia. - Końcówka zdania wywołała grymas na twarzy McGonagall.

- Ale panie Profesor, zbliżają się S.U.M.y i zastanawialiśmy się, czy podczas pani nieobecności możemy skorzystać z pani klasy do nauki? - zapytał Harry, podając powód, dla którego ten list został napisany przez Mistrza Fałszerza Buntu.

- Do czego wam klasa Obrony? - zapytała Umbridge, rozmyślając o wizycie u Ministra.

- To jedna z klas, która oprze się wszystkiemu z wyjątkiem oszalałych pingwinów – odpowiedział Harry.

- Oszalałe pingwiny? - powtórzyła Umbridge, w końcu zwracając swoją uwagę na Harry'ego.

- Znane są z tego, że napadają na klasy, które są puste w robocze dni tygodnia – poinformował Umbridge Harry. McGonagall, która siedziała na tyle blisko, żeby usłyszeć rozmowę, zakrztusiła się napojem. Mimo wszystko nie odezwała się słowem na temat oszalałych pingwinów.

- Możecie z niej skorzystać – wykrztusiła Umbridge, z szeroko otwartymi oczami na myśl o wściekłych ptakach.

- Czy będzie miała pani coś przeciwko, jeśli ludzie z innych domów dołączą do nas? Na własny użytek, oczywiście – zapytał Harry.

- Ależ oczywiście. Dlaczego potrzebowaliby na to zgody? - zapytała Umbridge.

- Dekret Ministerialny – przypomniał Harry Umbridge.

- Ten o przeciążonej windzie? - zapytała Umbridge.

- Nie, ten o zgromadzeniach i klubach uczniowskich. Po tym, co się stało z naszym klubem szydełkowania, trochę się tym martwiliśmy. Rozumie pani, pani profesor – odpowiedział Harry.

- Muszę już iść. Ale nie martwcie się, tym razem nie będziecie mieć kłopotów – odparła Umbridge. Była już tak daleko myślami na spotkaniu z Ministrem, że nie zaprotestowała na nazwanie GD klubem szydełkowania.

- Dziękujemy – powiedział Harry, zanim odszedł. Następnie podniósł oba kciuki do góry, tym samym dając sygnał członkom Buntu, że mogą rozgłaszać o użytku sali Obrony.

Harry zatrzymał się przy stole Hufflepuffu za Erniem Macmillanem. Zdziwiony nagłą ciszą, Ernie odwrócił się i widząc Harry'ego uśmiechnął się.

- Co tam, Harry? - zapytał Ernie.

- Klasa Obrony jest przez cały dzień nasza, wpadaj kiedy masz czas. Powiedz innym – oznajmił Harry.

- Otwierasz ponownie GD? - zapytał podekscytowany Ernie.

- Niestety, nie uzyskałem zgody na nasz klub szydełkowania. Ale, mam inną organizację, do której możesz się przyłączyć – odpowiedział Harry.

- A co to za grupa? - zapytała Susan Bones siedząca koło Erniego.

- Przyjdźcie do klasy Obrony to zobaczycie – odpowiedział Harry nie chcąc, żeby Umbridge podsłuchała jego najnowszy plan.

- Przyjdziemy – obiecał Ernie.

Harry pokiwał głową i pozwolił swojemu uśmiechowi wypłynąć na twarz. Nieoficjalnie, GD znowu działała. Ale najpierw Harry musiał udać się na Wróżbiarstwo.

Przez cały dzień klasa Obrony wypełniona była uczniami. Niektórzy uczyli się do swoich S.U.M.ów, niektórzy do O.W.T.M.ów, a jeszcze niektórzy uczyli się do egzaminów końcowych. Nie ważne do czego się uczyli, nadal utrzymali zasady działania GD, gdzie każdy sobie pomagał w praktycznym ćwiczeniu zaklęć. Jednak starali się ostrożnie dobierać w pary jeden na jednego, żeby nikt ich nie posądzał o tworzenie grupy Obrony.

Umbridge poszła do Ministerstwa, gdzie dowiedziała się, że nie wysłano do niej żadnego listu od Ministra. Na szczęście, Knot był bardzo wzburzony przez dziesiątki paczek z woskiem, które przyleciały do Ministerstwa. Od momentu, gdy te paczki zaczęły się pojawiać, czyli od piątku, władze próbowały się dowiedzieć, skąd te paczki przylatywały. Jak na razie bez skutku. I był to dla nich bardzo długi weekend.

Mimo pomocy Umbridge, walka z paczkami nadal trwała. Za każdym razem, gdy w paczkę uderzało zaklęcie, ona mnożyła się. Umbridge była tym zajęta cały dzień. Nigdy nie dotarła do niej ironia sytuacji, ale do kilku osób tak. Nikt jednak nie odkrył faktu, że latający wosk, który rozmnażał się za zwykłym dotykiem magii, nawet zwykłego przedmiotu, było efektem poszukiwań Mistrza Badacza Buntu.

Mistrz Badacz Buntu, Hermiona, właśnie patrzyła spode łba na Harry'ego, Mistrza Przywódcę Buntu. Powodem tego była prosta rzecz. Mistrz Przywódca Buntu poprosił Mistrza Fałszerza Buntu o podrobienie kolejnego listu.

- Po co ci kolejny list? - zapytała Hermiona.

- Knot chciałby złożyć Snape'owi życzenia urodzinowe. Tak więc, nasz Mistrz Fałszerz musi npisać nam kolejny list – odpowiedział Harry.

- Dlaczego Knot chce złożyć urodzinowe życzenia Snape'owi? - zapytała Hermiona.

- Bo to sprawi, że będzie jeszcze bardziej paranoidalny. A zwłaszcza jeśli Voldemort też mu wyśle kartkę urodzinową – odparł Harry.

- Dlaczego nazywasz Draco naszym Mistrzem Fałszerzem? - zapytał Ron, przerywając narastającą kłótnię.

- Pamiętasz Huncwotów? Czy nie jesteśmy trochę jak oni? - zapytał Harry.

- Masz rację, ale co to ma wspólnego z tymi Mistrzami? - zapytał Ron.

- Możecie się podzielić swoją wiedzą z resztą klasy? - powiedział Draco, przeciągając sylaby.

- Mój tata i jego przyjaciele nazwali się Huncwotami i też byli żartownisiami. Mieli też przezwiska, którymi się nazywali – wyjaśnił Harry.

- I zdecydowałeś, że też potrzebujemy pseudonimów – dokończył Draco wywracając oczami. No cóż, to nie była najbardziej szalona rzecz, jaką Harry zrobił.

- Oczywiście – powiedział Harry, kiwając głową. - Ja jestem Mistrzem Przywódcą Buntu, ty jesteś Mistrzem Fałszerzem Buntu, a Hermiona jest Mistrzem Badaczem Buntu.

- Ooo, a kim ja jestem? - zapytała Luna.

- Mistrzem Muzą Buntu – odpowiedział Harry.

- A Weasley jest Mistrzem Pomagierem Buntu? - zapytał sarkastycznie Draco. Harry wolał myśleć, że Draco się z nimi tylko droczył.

- Nie, Ron jest Mistrzem Strategiem Buntu – odparł Harry, uspokajając Rona. - A Neville jest Mistrzem Manipulatorem Buntu.

- Skąd wytrzasnąłeś takie nazwy? - zapytał Draco, gapiąc się na Harry'ego.

- Po długim rozważaniu, wszystko stało się dla mnie jasne – odparł Harry.

- Dlaczego Neville jest Mistrzem Manipulatorem? - zapytał Ron.

- Właśnie, dlaczego jestem Mistrzem Manipulatorem? - powtórzył Neville, też chcąc poznać odpowiedź na to pytanie.

- Można pomyśleć, że to mnie byś tak nazwał – skomentował Draco. Wszyscy pozostali pokiwali głowami.

- Przykro mi, Draco, ale Neville zmanipulował więcej osób w imię Buntu niż ty – odpowiedział Harry.

- Jak co, na przykład? - zapytał Draco.

- Zdobył buty Knota, które potem mogłem przykleić do sufitu w korytarzu. I nadal tam są – odpowiedział Harry. - W dodatku, wygląda bardzo niewinnie, wzbudza zaufanie ważnych ludzi. Daleko tym zajdzie.

- No dobrze, ale Mistrz Fałszerz? - zapytał Draco.

- Jeśli się nad tym zastanowić, to fałszerz też manipuluje innymi. Sprawia, że ludzie myślą, że jest kimś innym – uspokoił go Harry.

- Teraz musimy pogadać o twojej nazwie – powiedział Draco.

- Co jest nie tak z Mistrzem Przywódcą? - zapytał Harry z smutną minką.

- Nie pasuje ci, potrzebujesz innego. Hmmm, Mistrz Joker Buntu – powiedział Draco.

- Jak Batman? - zapytał Harry rozweselając się.

- Batman? - zapytał Draco, nie wiedząc, o co chodzi Harry'emu.

- Snape? - zapytał równie zdziwiony Neville.

- Mugolski komiks. Był tam złoczyńca, który nazywał się Joker i był szalony – wyjaśniła Hermiona. - Pasuje bardziej niż myślałeś.

- Super – wydusił z siebie Ron.

- Hej, czasami mam dobre pomysły, Mistrzu Strategu – odparł Draco.

- Jeszcze jedno, Harry – przerwała szybko Hermiona, zanim wynikłaby z tego jakaś bójka.

- Co takiego Mistrzu Badaczu? - zapytał Harry.

- S.U.M.y – odpowiedziała Hermiona. - Są już za niecały tydzień i musimy się na nich skupić.

- Zgadzam się, Hermiono. Odpuścimy na czas egzaminów, ale nie obiecuję, że nie zrobię jednego żartu, czy dwóch – odparł Harry.

- Dzięki, Harry – powiedziała Hermiona, rozluźniając się.

- Ale mam taki szalony pomysł dla Egzaminatorów – powiedział Harry.

- Zamierzać zażartować sobie z Egzaminatorów? - wrzasnęła Hermiona.

- Nic dużego. Trochę zabawy z głową Umbridge. – Harry spróbował uspokoić Hermionę.

- Nie możesz tego zrobić, Harry, S.U.M.y są bardzo ważne – kontynuowała Hermiona.

- Eee, wydaje mi się, że Ginny potrzebuje pomocy. Pozwolisz, że się za to wezmę, dobrze? - powiedział Harry wstając. Pospiesznie odszedł od dymiącej się Hermiony, włączając swój tryb nauczycielski jako przywódca GD.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro