Ogromne roboty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piątemu roku Gryfonów i Ślizgonów weszło w nawyk spotykanie się po egzaminach przy jeziorze. Tym razem Draco przyprowadził ze sobą Crabbe'a, Goyle'a, Notta i Zabiniego i nikt nie powiedział ani słowa. Gdy już stres po ostatnim egzaminie przeszedł, wszyscy rozdzielili się na dwie grupy. Jedna skupiła się na sumach, które mieli zaliczać następnego dnia, a druga – z Harrym na czele – przeprowadziła turniej szachowy.

Gdy Syriusz przybiegł po Harry'ego, ten na szczęście właśnie przegrał grę z Ronem. Harry rzucił się na ziemię i, żeby utrzymać swoją reputację, przez pięć minut rzucał się jak szalony. Następnie spokojnie wstał i podążył za swoim chrzestnym. Widząc Harry'ego idącego za psem, Nott i Zabini wysłali mu dziwne spojrzenia, pozostali zachowywali się jakby to było normalne.

Syriusz poprowadził Harry'ego do gabinetu Remusa i podrapał drzwi, żeby ten mu otworzył. Remus nie odpowiedział od razu, więc Harry wyciągnął swój pisak i zaczął rysować na drzwiach. Jego wspaniały, zdaniem Harry'ego, rysunek został przerwany, ponieważ Remus otworzył drzwi. Harry wzruszył ramionami, zamknął pisak, schował go do kieszeni i wszedł do gabinetu.

- Co robiłeś? - zapytał Remus, patrząc na obrazek na drzwiach.

- Nazwałem to „Huncwoci idą huncwocić przy jeziorze podczas pełni księżyca, ponieważ wtedy Lunatyk wychodzi się pobawić" - odpowiedział z dumą Harry.

- A po co jest ten ogromny robot? - zapytał Remus, zdziwiony wpatrując się w obrazek.

- Jaki ogromny robot? - zapytał Harry, stając koło Remusa.

- Ten ogromny robot – powiedział Remus, wskazując na drzwi.

Harry przypatrzył się z przymrużonymi oczami, następnie pokręcił głową.

- Nadal go nie widzę.

- Może się trochę odsuniesz? - Remus pociągnął Harry'ego za rękaw, dopóki ten nie stał z nosem w drzwiach.

- Nadal go nie widzę – powtórzył po sekundzie Harry.

- Masz zamknięte oczy – zauważył Remus.

Harry wpatrywał się uporczywie przez minutę, po czym pokręcił głową i westchnął.

- Nadal nie widzę tego ogromnego robota, o którym mówisz. Może potrzebujesz okularów.

- Ale to ty go narysowałeś – krzyknął Remus.

- Co narysowałem? - zapytał Harry.

- Obrazek. - Remusowi opadły ręce.

Harry zamilkł na minutę.

- Jaki obrazek?

- Ten obrazek na moich drzwiach – wrzasnął w końcu Remus, uderzając dokładnie w miejsce, gdzie się ów rysunek znajdował.

- Aaaa, masz na myśli ten rysunek? - Harry wskazał na rysunek, który dopiero co namalował.

- Tak, ten – powiedział Remus, zadowolony, że Harry w końcu się opamiętał.

- On był tam od lat, Remusie. - Harry wysłał swojemu przyszywanemu wujkowi zmartwione spojrzenie. - Dobrze się czujesz?

- Nieprawda. - Remus zatrzymał się i po policzeniu do dziesięciu wziął głęboki wdech. - Zapomnijmy o obrazku.

- Ale ja chciałem porozmawiać o ogromnym robocie – jęknął Harry.

- Widzisz tego ogromnego robota? - zapytał Remus, ulga go w całości wypełniała.

- Jakiego ogromnego robota? - zapytał Harry, patrząc się pusto w Remusa.

- Tego na obrazku – krzyknął jeszcze raz Remus.

- Jakim obrazku? - zapytał zdziwiony Harry, a Remus odszedł od niego.

Remus zatrzymał się przed drzwiami do klasy obrony, po czym wrócił do Harry'ego z niebezpiecznym uśmiechem na twarzy.

- Zostawmy już ten obrazek. Porozmawiałbym raczej o czymś, czego byłem świadkiem wczoraj.

- Uuu, o czym? - zapytał Harry, wchodząc z powrotem do gabinetu. Syriusz nadal tarzał się po ziemi ze śmiechu z poprzedniej konwersacji. Harry przeszedł nad nim, ale Remus specjalnie wpadł na psa.

- Oceniałem kilka prac w klasie do obrony, gdy usłyszałem głosy za drzwiami. Wstałem, żeby zobaczyć, czy to może jakiś uczeń mnie szuka i wiesz, co usłyszałem? - zapytał Remus, siadając w swoim krześle.

- Voldemort jest weganinem? - zapytał Harry.

- Co? Nie. Usłyszałem osobę mówiącą, że nie powinienem być w Hogwarcie, że nie ona nie wiedziała, że wróciłem i, że powiadomi Ministerstwo. A wiesz, kto to był? - zapytał Remus.

- Dumbledore? - zasugerował Harry.

- Dlaczego Dumbledore miałby mówić takie rzeczy? - zapytał Remus, automatycznie zbity z tropu szalonymi odpowiedziami Harry'ego.

- Ponieważ naprawdę nie powinno cię być w Hogwarcie? - Harry uśmiechnął się i pochylił się, żeby szepnąć – Nie martw się, nie powiem mu, że tu jesteś.

- To nie był Dumbledore, tylko Umbridge. Czy możesz mi powiedzieć dlaczego Umbridge zachowywała się tak, jakby mówiła do kogoś, kogo nie mogłem zobaczyć? - zapytał Remus.

- Dlaczego miałbym to wiedzieć? - zapytał Harry z szeroko otwartymi oczami.

- Ponieważ, gdy zdarzy się coś dziwnego, wszyscy zwalają winę na ciebie – odparł sucho Remus.

- No cóż, ja nic nie zrobiłem, ale słyszałem plotkę, że Umbridge ostro się narkotyzuje. Nie jest szczęśliwa w Hogwarcie, za daleko od Ministerstwa. Tęskni za Knotem i w zamian używa narkotyków – powiedział Harry Remusowi.

- Czy to prawda? - zapytał Remus.

- To tylko plotki, ale to wyjaśnia wiele rzeczy, nieprawdaż? - powiedział Harry. Spojrzał a swój nadgarstek i zmarszczył brwi. - Muszę już iść, mam korepetycje z obściskiwania się ze Snapem.

- Nie masz zegarka – powiedział w olśnieniu Remus.

- Po co, one tylko sprawiają, że mi nadgarstek swędzi – powiedział Harry, wstając.

- Więc skąd wiesz, która godzina? - zapytał Remus.

- Sprawdziłem godzinę i było wpół do piega. Nie martw się, Remusie, mój czasomierz nigdy mnie nie zawodzi. - Harry walnął pozę i ruszył do drzwi.

- Ale czy nie masz tych zajęć po kolacji? - zapytał Remus, przypominając sobie sprawozdanie Snape'a.

- Zwykle tak, ale to nie są zwykłe czasy. Nie, z tymi wszystkimi atakami kosmitów musimy spotykać się, kiedy możemy. – Harry po raz kolejny przyjął pozycję i otworzył drzwi. Następnie wskazał palcem w róg gabinetu. – Spójrz, Voldemort w siatce na włosy!

I, podczas gdy Remus odwrócił się, wiedząc, że niczego tam nie ma, Harry wyszedł z gabinetu. Harry jeszcze raz spojrzał na nadgarstek i zastanowił się, czy wrócić na jezioro, czy lepiej pójść i pomęczyć Snape'a. Snape powiedział mu coś dotyczącego tych lekcji, ale Harry za nic nie mógł sobie przypomnieć co. Zdecydował się więc pójść do mistrza eliksirów z nadzieją, że jest u siebie.

Harry pobiegł do lochów i pięścią uderzył w drzwi.

- Profesorze Snape, profesorze Snape! Szybko, szybko, goni mnie, goni mnie!

- Co? - warknął Snape, gwałtownie otwierając drzwi. Wysłał pełne wściekłości spojrzenie Harry'emu, który tylko niewinnie zamrugał oczami.

- Nic panu nie jest, profesorze? Wygląda pan, jakby się pan gdzieś spieszył – zapytał Harry, wysyłając nauczycielowi zdezorientowane spojrzenie.

- To ty robisz zamieszanie, krzycząc, że ktoś cię goni i mówiąc, żebym się spieszył – zauważył Snape w duchu mając nadzieję, że jego spojrzenia podpalą Harry'ego.

- Po pierwsze, nie robiłem zamieszania, nie jestem cukiernikiem, żeby mieszać, a po drugie – urwał Harry, patrząc się w dal.

- Co? - warknął Snape.

- Co? - Harry zamrugał zmieszany.

- Coś mówiłeś. - Snape, nie wiedząc czemu, próbował nakłonić Harry'ego do dokończenia.

- Co mówiłem? - Harry patrzył, jak Snape wbijał palce w framugę.

- Powiedziałeś, że „po pierwsze" nie robiłeś zamieszania, ale nie o takie zamieszanie mi chodziło. Potem powiedziałeś „po drugie" i nie dokończyłeś – zauważył Snape. Brzmiałby nawet uprzejmie, gdyby nie warkot wpleciony w jego ton.

- Ach tak, po drugie. - Harry z uśmiechem przerwał.

- Po drugie – wykrztusił Snape.

- Czas na nasze zajęcia Oklumencji – powiedział radośnie Harry.

- Nasze zajęcia odbywają się po kolacji, Potter – powiedział Snape, powstrzymując się od głębokiego westchnięcia. Nie mógł pokazać swojej słabości, inaczej dzieciak go wykończy.

- Myślałem, że ze względu na egzaminatorów miałem pojawić się przed. - Harry po raz kolejny mrugnął zmieszany.

- Nic nie mówiłem o wcześniejszym przychodzeniu na lekcje – powiedział Snape. Spojrzał podejrzliwie zastanawiając się, co on planuje.

- No cóż – przeciągnął Harry i rozejrzał się po korytarzu. - Czy możemy teraz mieć te zajęcia i mieć to z głowy?

- Możemy – westchnął Snape i odsunął się, żeby wpuścić swojego ucznia. Harry przeskoczył przez próg i podszedł do miejsca, gdzie zwykle stał jego nauczyciel. Snape tylko lekko podniósł brew, ale zdecydował się nic o tym nie mówić. Po prostu rzucił zaklęcie.

Wchodząc do umysłu Harry'ego, Snape'a przywitał zaskakujący widok. Były to trzy dziwne stworzenia wpatrujące się w niego i trzymające w rękach tabliczkę: „Bądź, proszę, naszym specjalnym przyjacielem". Nie mógł dokładnie stwierdzić co to były za stwory. Wyglądem przypominały ni to małpy, ni to wielkie robaki. Wiedział za to, że ich spojrzenie wchodziły w jego strefę komfortu i, najzwyczajniej w świecie, go przerażały. Zwłaszcza ten w spódniczce, który wpatrywał się w niego zakochanym wzrokiem.

- Czołem, siostro – zaświergotała kobieta.

Spanikowany Snape urwał kontakt i odsunął się od Harry'ego na kilka kroków.

- Co to do diaska było?

- Co było co? - zapytał Harry.

- Co to były za stwory w twojej głowie? - zapytał Snape.

- Ach, to były kreskówki. Lekarz mnie zbadał i stwierdził, że nie są szkodliwe, a nawet mogą się na coś przydać. - Harry przechylił głowę. - Większość czasu spędzają na ciągłym bieganiu i pożerają wzrokiem każdego mężczyznę czy kobietę, których spotkają.

- Ale czym one są? - podkreślił Snape.

- Bracia Warner i ich siostra*. Nie mogę uwierzyć, że pan ich nie rozpoznał. - Harry potrząsnął głową zawiedziony.

- Ale czym one są. Czy są to jakieś małpy, czy może jakieś robaki, a może czymś jeszcze innym? - Snape dalej próbował przypisać te stwory do jakiejś kategorii.

- To nie są małpy. Oni po prostu mają kuku na muniu. - Harry uśmiechnął się do Snape'a.

Snape poddał się i jeszcze raz rzucił zaklęcie. Jednakże spotkał się z tymi samymi postaciami. Spróbował przerwać połączenie, ale rzuciły się na niego zanim dostał taką szansę. W jego głowie zapanowała pustka, a te stworzenia podarowały mu wielkiego buziaka. Ostatecznie udało mu się wrócić do swojego umysłu i gwałtownie odsunął się. W tym czasie Harry wpatrywał się w profesora zmartwiony.

- Mam dosyć. Wynoś się stąd. - Snape wskazał na drzwi. - Miarka się przebrała, Potter.

- Ale nic nie poradzę na to, że głosy w mojej głowie tak się zachowują – zaprotestował Harry.

- Mam dosyć zapuszczania się do umysłu szaleńca. Wystarczy, że jestem nimi otoczony. Nie będzie więcej lekcji, a teraz się wynoś! - Snape wygnał Harry'ego z pomieszczenia i zatrzasnął drzwi.

- Powiem Remusowi – krzyknął Harry po czym odszedł. Nie poszedł jednak do gabinetu Remusa, tylko wrócił do wielkiej sali na kolację.

Harry z rozbawieniem obserwował Snape'a, który unikał zarówno Remusa jak i kontaktu wzrokowego z Harrym. Niestety znaczyło to, że ignorował swój własny dom, ponieważ Harry siedział przy stole Ślizgonów. Ci przyzwyczaili się do dziwnych wybryków Harry'ego, a egzaminatorzy w ogóle nie zwracali na nich uwagi.

Po kolacji Harry udał się z powrotem do lochów. Następnie grzecznie zapukał w drzwi Snape'a. Snape otworzył je w typowy dla siebie sposób i warknął widząc osobę stojącą na progu.

- Co ty tu robisz? - zapytał Snape.

- Czas na naszą lekcję oklumencji – powiedział Harry tupiąc nóżką.

- Już ci powiedziałem wcześniej, że nie mamy więcej zajęć – skrzywił się Snape.

- Eee, kiedy to było? - zapytał Harry.

- Tuż przed kolacją, Potter – przypomniał mu Snape.

- Naprawdę? Bo nic takiego nie pamiętam. - Harry zmarszczył ze zdziwieniem brwi.

- Zaatakowałeś mnie tymi kreskówkowymi postaciami, a ja cię wyrzuciłem – powiedział Snape.

- To nie może być możliwe. Dlaczego miałbym być w pana biurze na zajęciach przed kolacją, skoro wszyscy i ich Czarny Pan wiedzą, że spotykamy się po kolacji? - zapytał Harry.

- Wszyscy i ich Czarny Pan? - Snape uniósł brew.

- Eeee, istnieje możliwość, że Luna z Żonglera przeprowadziła ze mną wywiad. Ale niech się pan nie martwi, V-man czyta tylko Proroka – pocieszył nauczyciela Harry.

- V-man? - zapytał, mimo że znał odpowiedź, Snape unosząc drugą brew.

- Aktualny Czarny Pan Hipokryzji. - Harry przewrócił oczami. - Pamięta pan? Powód, dla którego mamy te zajęcia?

- Nie mamy żadnych zajęć, Potter. Powiedziałem ci, że mam już dosyć. - Snape posłał Harry'emu pochmurne spojrzenie.

- W porządku, głuptasie, jeśli chcesz wierzyć w tego oszusta to droga wolna. - Harry zaczął odchodzić powłócząc nogami.

- Oszust? - zapytał Snape nie mogąc się powstrzymać.

- Oczywiście, że ktoś musiał się za mnie podać, bo nie ma mowy, żebym przytańcował na wcześniejsze lekcje – powiedział Harry, co było półprawdą. Prawdą było, że po drodze nie wykonał żadnych tanecznych kroków.

- Nikt inny nie wie o tych zajęciach, prawda, Potter? - Snape wysłał mu podejrzliwe spojrzenie.

- Dlaczego pan tak na mnie patrzy? -odparł Harry.

- Czy powiedziałeś komuś o tych zajęciach? - zapytał Snape.

- Tylko listonoszowi – powiedział Harry po czym zmartwiony spojrzał na Snape'a. - Myśli pan, że listonosz pracuje dla Voldy-moldiego?

- Listonoszowi? Voldy-moldy? - ostatnią część Snape powiedział pod nosem, nie chcąc usłyszeć przyczyn, dla których Harry zmienił imię Voldemorta na taki śmieszny pseudonim.

- No, człowiek, który zawsze przynosi nam pocztę? - zapytał Harry tak, jakby to było oczywiste.

- W Hogwarcie nie ma listonosza, każdego ranka sowy przynoszą nam pocztę. - Snape zaczął się zastanawiać jak głęboko jest Harry w swoim szaleństwie, żeby nie pamiętać o takich rzeczach. Chłopak był na śniadaniu i jego sowa przyniosła mu list, więc szaleństwo jest jedyną odpowiedzią.

- Ona ma listonosza. Inaczej skąd sowy mają wiedzieć dokąd lecieć? - zapytał Harry.

- Sowy wiedzą dokąd lecieć i nie potrzebują listonosza, żeby nimi kierował – westchnął Snape.

- Niech pan odwiedzi sowiarnię i sam zobaczy. - Harry skrzyżował ramiona na piersi. - Czyli co z tymi zajęciami oklumencji?

- Nie ma żadnych zajęć, Potter. Nawet Dumbledore nie byłby w stanie zmienić mojego zdania. - Snape wysłał Harry'emu ostatnie spojrzenie i zatrzasnął mu drzwi przed nosem.

Harry zaczął się zastanawiać czy Snape mówi tak na poważnie. Może dwie lekcje w ciągu jednego dnia to za dużo, a może Snape usłyszał o obrazku Remusa i po prostu był zazdrosny. Harry zmarszczył brwi i wyjął swój pisak przeznaczenia. Narysował coś na drzwiach Snape'a. Był to ten sam rysunek co na drzwiach Remusa z jednym wyjątkiem. Zamiast zwierząt narysował kociołki z nóżkami. Harry miał przeczucie, że to się nauczycielowi spodoba.

- Co robisz? - zapytała Pansy Harry'ego, który zakładał zatyczkę na mazak.

- Profesor Snape wyglądał dzisiaj na niezadowolonego, więc postanowiłem zrobić dla niego coś miłego – odpowiedział Harry.

Pansy wysłała mu zaniepokojone spojrzenie i podeszła, żeby przyjrzeć się rysunkowi. Zmarszczyła brwi próbując zgadnąć, co to jest.

- Co to jest to dziwne na środku? I dlaczego kociołki mają stopy?

- To jest robot. To taka maszyna sterowana pilotami – odpowiedział Harry starając się o jak najprostsze wyjaśnienie. - A kociołki mają stopy, żeby mogły tańczyć.

Pansy odnotowała sobie w pamięci, żeby nigdy nie spacerować po mugolskich okolicach, żeby żadna olbrzymia maszyna na nią nie nadepnęła.

- Kociołki nie mogą tańczyć.

- Skąd wiesz? - zapytał Harry.

- Co masz na myśli? - Pansy spojrzała się na Harry'ego.

- Skąd to możesz wiedzieć, a co jeśli kociołki wychodzą na pola i tańczą, gdy nikt nie patrzy – zauważył Harry.

- Kociołki zwykle nie mają stóp – odparła Pansy.

- Co jeśli są jak wilkołaki i podczas pełni wyrastają im nogi? - zasugerował Harry.

- Kociołkołaki? - Na samą myśl Pansy zaczęła się śmiać.

- Nigdy nie wiadomo. - Harry wzruszył ramionami.

- Powiedz mi, Potter, czy naprawdę jesteś tak szalony na jakiego wyglądasz? - zapytała Pansy.

- Co masz na myśli? - Harry przechylił głowę i popatrzył na Pansy.

- Wiesz o co mi chodzi, te wszystkie wyskoki i komentarze, czy one są prawdziwe czy to tylko maska? - spróbowała sprecyzować Pansy. Wpatrywała się w niego jakby miała przejrzeć go na wylot.

- No cóż, jeśli pociągniesz, to moja twarz nie zejdzie. - Harry sugestywnie poruszył brwiami.

- Więc jesteś szalony? - zaśmiała się Pansy. - Z pewnością wszyscy się ucieszą.

- Nigdy nie wiesz, może to makijaż ukrywa prawdę – odparł Harry.

- Więc jesteś zdrowy na umyśle? Tylko się chowasz za maską? - Pansy zmarszczyła brwi.

- Nigdy ci nie powiem – powiedział śpiewnie Harry.

- No dobra, odpowiedz więc na inne pytanie. - Pansy zrobiła krok w przód, żeby ewentualnie siłą wydobyć z niego prawdę. - Czy jesteś gejem?

- Co? - Harry cofnął się w szoku.

- To całkiem proste pytanie, w końcu, jaki facet nakłada makijaż? - Pansy uśmiechnęła się.

- Nie jestem gejem – krzyknął Harry.

- Więc jesteś z Lovegood? - zapytała Pansy.

- Nie dostałem zgody na podzielenie się tą informacją. Obawiam się, że jest to ściśle tajne. - Harry uśmiechnął się z przekąsem i odwrócił się w swoją stronę.

- Wiedziałam. Jesteś z Lovegood. - Pansy uśmiechnęła się szeroko. - Powiedz mi więcej, jak się zeszliście. Wyglądaliście całkiem komfortowo wtedy pod drzewem.

- Nic ci nie powiem – powiedział głośno Harry.

- Ale niedługo powiesz. - Pansy zaśmiała się w sposób, który to obiecywał. Harry uciekł od niej najdalej jak to było możliwe. Ale koniec końców, Ślizgoni zawsze dostają, co chcą.

>>>>>.<<<<<<

* Rodzeństwo Warner. Bohaterowie kreskówki „Animaniacy".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro