Quidditch

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadszedł sobotni poranek, a wraz z nim mecz Quidditcha pomiędzy Gryfonami, a Krukonami. I wyjątkowo, Harry i Ron nie ekscytowali się grą. Zamiast tego przygotowywali coś specjalnego dla Umbridge, ponieważ dzisiaj nadszedł dzień, w którym z powrotem odzyska zdrowy rozsądek. I z tego powodu obaj chłopcy wcześniej wstali i intensywnie pracowali w Wielkiej Sali.

Wszyscy w Hogwarcie chcieliby, żeby Umbridge pozostała szalona, ale nikt nie był na tyle odważny, żeby ponownie dolać jej eliksir do posiłku. Draco i Neville chętnie by się tego podjęli, ale byli zbyt uważnie obserwowani przez nauczycieli. Udało im się to jedynie w czwartkowy wieczór, co doprowadziło do bardzo ciekawego piątku.

Harry uśmiechnął się wspominając poprzedni dzień. Szalona Umbridge robiła z siebie jeszcze większe pośmiewisko niż zwykle. I odtworzenie wczorajszego efektu było celem na dzisiaj.

- O czym myślisz? - zapytał Ron, którego uśmiech zaczął dorównywać uśmiechowi Harry'ego.

- Przypominam sobie wczorajszy dzień – odparł Harry.

- Wczorajszy dzień. - Ron przestał się na moment ruszać i zaczął wpatrywać się w przestrzeń, przypominając sobie wydarzenia z poprzedniego dnia.

- Myślisz, że też będzie pamiętać? - zapytał Harry.

- Masz na myśli, tak sama z siebie? - zapytał dla jasności Ron. Jego uśmiech zamienił się diaboliczny uśmieszek.

- No. - Tym razem Harry dopasował się uśmiechem. - Myślisz, że będzie miała ubaw?

- Na pewno – odpowiedział Ron.

Obaj chłopcy wrócili szybko do pracy, gdy usłyszeli kroki zmierzające w ich stronę. Zwykle zaczęliby panikować słyszą kroki, w końcu planowali żart w miejscu, gdzie każdy mógł ich przyłapać. Ale wzdłuż korytarza ustawili zaklęcia, które miały ich ostrzegać przed obcymi. Tylko jedna osoba była w stanie przejść koło nich, nie włączając ich. I woleli, żeby zastała ich pracujących.

- Skończyliście już? - zapytała Hermiona, wchodząc do pokoju. I nie podnosząc głowy zza książki, podeszła do chłopaków.

- Już kończymy – odparł Harry. Razem z Ronem przenieśli ostatnią kupkę kurzu tak, żeby zakryła ostatnie puste pole na podłodze. - Już.

- To dobrze. Za pół godziny zaczną się schodzić ludzie, więc rzućmy to zaklęcie już teraz. - Mówiąc to, Hermiona w końcu oderwała się od książki.

- Co mamy zrobić? - zapytał o instrukcje Ron.

Od momentu, w którym Draco i Neville sprawili, że Umbridge oszalała, Harry planował żart, który właśnie przygotowywali. Poprosił o pomoc Hermionę, ponieważ nie wiedział jakich zaklęć powinien użyć, aby uzyskać pożądany efekt. Na szczęście Hermiona wiedziała, gdzie takie zaklęcia zaleźć.

- Powtarzajcie za mną i tym razem pamiętajcie o poprawnej wymowie. - Hermiona rzuciła im ostrzegawcze spojrzenie.

- To nie była moja wina – zaprotestował Ron. - A te pomarańczowe plamy dodały biurku uroku, co nie?

W odpowiedzi Hermiona prychnęła i zaczęła rzucać zaklęcie. Było to jedno z starych zaklęć, które wymagało od nich potrójnego powtórzenia. Na szczęście zaklęcie miało tylko kilka linijek. Harry i Ron ostrożnie dołączyli się, dodając swoją magię do rytuału.

Znajdujący się na ziemi pokruszony wapień zaczął się świecić, gdy Harry, Ron i Hermiona wlewali w niego swoją magię i wspomnienia z wydarzeń z czwartku i piątku. Po wypowiedzeniu ostatnich słów i z kamień zabłysnął jasnym światłem. Razem ze światłem zniknął również wapień. Teraz czekali tylko na moment, gdy wszyscy będą w Wielkiej Sali, żeby uaktywnić żart. Jedyną rzecz, którą musieli zrobić, było powtórzenie hasła.

Gdy już zbierali swoje rzeczy, rozległy się kroki. Trio wymieniło się spojrzeniami, komuś udało się przejść koło alarmów nie aktywując ich. Troje Gryfonów pospiesznie usiadło przy swoim stole. Harry i Ron zostawili swoje rzeczy przy stole, więc nie musieli iść za daleko.

Harry i Ron zaczęli rozmowę o Quidditchu tak, żeby wydawało się, że ta konwersacja trwa od dłuższego czasu. Hermiona wróciła do swojej książki. Wyglądali całkiem normalnie poza faktem, że byli jedynymi osobami w Wielkiej Sali.

Nagle drzwi otworzyły się, a przez nie weszła Luna z swoim lwim kapeluszem na głowie.

- Witam – powiedziała.

- Luna, cześć! - Harry spojrzał na nią z zaskoczeniem widocznym w oczach.

- Co ty tu robisz tak wcześnie? - zapytała Hermiona.

- Obserwowałam was – powiedziała Luna, nie odpowiadając na pytanie.

- Obserwowałaś nas? - zapytał Ron, gapiąc się na czwartoklasistkę.

- I co zobaczyłaś? - zapytał Harry z uśmiechem. Martwił się tylko tym, że Snape i Umbridge się dowiedzą. Resztą się nie przejmował, ponieważ wiedział, że chcieliby robić to samo, co on, tylko nie nie w tak szalony sposób. Ewentualnie mógł zostać pouczony za Snape'a, ale była to jedyna kara, którą mógł otrzymać. Tak więc teraz wpatrywał się znacząco w Lunę.

- Torturujesz Umbridge i Snape'a – odparła Luna. Na jej twarzy nie było widać żadnych emocji, które mogłyby towarzyszyć tak poważnym zarzutom. - Chcę pomóc.

- Jesteś pewna? - zapytał Harry, zdając sobie sprawę z swoich niecodziennych metod.

- Wszyscy myślą, że jestem szalona. Nikt nie zauważy, że wam pomagam – odparła spokojnie Luna.

- I jest z tego zabawa. - Harry pokiwał zgodnie głową. - Jeśli chcesz, możesz nam pomagać.

- A co z nami? - zapytał Neville wchodząc do Sali, Draco Malfoy tuż za nim.

- Co z wami? - zapytał Ron, przerzucając wzrokiem z jednego nastolatka na drugiego.

- Chcielibyśmy oficjalnie pomóc wam w waszej krucjacie – odparł Neville.

- Umbridge nie zauważy, że wam pomagamy. Może inni nauczyciele też się od nas odczepią – dodał Draco.

Harry przyjrzał się uważnie dwójce piątoklasistów, którzy zażyli eliksir Obłędności. Na przypuszczalne szaleństwo mówili wyjątkowo składnie. Spojrzał im w oczy i zdał sobie sprawę z jednej rzeczy.

- Nie jesteście szaleni.

- Nie, nie jesteśmy – odparł Neville ze smutkiem w głosie.

- Dlaczego? - zapytał po chwili Ron. Harry milczał, zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją, a Hermiona nie chciała wyrazić swojej ulgi na wieść o ich powrocie do normalności.

- Gdy byliśmy szaleni, zdaliśmy sobie sprawę z tego, co próbujesz zrobić, więc chcieliśmy ci pomóc. Zdaliśmy sobie sprawę, że by było gdybyśmy byli zdrowi na umyśle i pozwoliliśmy eliksirowi przestać działać – wyjaśnił Neville.

- Mam nadzieję, że to doceniasz, Potter – powiedział Draco.

- No cóż, nie martwcie się. Granie szalonego jest prawie tak dobre, jak bycie szalonym – odparł radośnie Harry.

- Myślę, że jesteśmy szaleni, nawet jeśli nie zażywamy już eliksiru – wymamrotał Draco bardziej do siebie niż do innych. Szaleństwem było pomyśleć, że Ślizgon mógłby dogadywać się z gromadką Gryfonów i Krukonką. Draco był przekonany, że naprawdę oszalał.

- Nie martw się, Malfoy, nie zdradzimy twojego sekretu. - Harry sięgnął ręką do Ślizgona i poklepał go po plecach.

- Co teraz planujesz? - zapytał Neville.

- Właśnie skończyliśmy przygotowania do czegoś, co pozwoli Umbridge porządne zapamiętanie wczorajszych wydarzeń – odpowiedział Harry.

- Kiedy odpalacie? - zapytał Draco.

- Jeśli mecz skończy się przed kolacją, to najprawdopodobniej wtedy – odpowiedział Ron.

- Nie robicie nic w czasie meczu? - zapytał Draco.

- Chyba sobie żartujesz, to jest Quidditch – powiedział głośno Ron.

- Kibicuję Gryfonom – wtrąciła Luna.

- Dlaczego? - zapytał Harry, chętnie podążając tokiem rozumowania Luny.

- Gryfoni zrobili więcej przeciwko Umbridge i jesteście moimi przyjaciółmi – odpowiedziała Luna, przechylając głowę.

- To co, Weasley, boisz się, że przegracie, jeśli coś się stanie Umbridge podczas gry? - zapytał Draco, z widocznym uśmieszkiem na twarzy.

- Chyba tego, że przegapię coś super, Malfoy – odparł Ron, krzyżując ramiona i dopasowując się uśmieszkiem do Draco.

- Jedno mnie zastanawia, Malfoy – powiedział Harry, zanim to droczenie się przerodzi się w bójkę.

- Tylko jedno? - zapytał Draco z podniesioną brwią. To, że zgodził się pomóc w misji Harry'ego nie oznaczało, że zmieni swoją osobowość. Mimo wszystko, nadal był Ślizgonem.

- Co ze Snapem? Czy jesteś w stanie zrobić mu kilka psikusów, czy to tylko dotyczy Umbridge? - zapytał Harry. Odpowiedź Draco miała duże znaczenie dla planów Harry'ego.

- Nie mogę zrobić nic oczywistego, ponieważ wszyscy spodziewają się, że będę zachowywał się w określony sposób. Nawet, jeśli jestem szalony. Ale nie mam nic przeciwko żartowania sobie z Profesora – odparł Draco. Mimo, że Snape był Opiekunem Domu, nie należało go oszczędzać.

- To dobrze. Robienie kawałów Snape'owi jest lepsze, bo jest bardziej inteligentny od Umbridge – powiedział Harry. - Jednak nadal nie każe mnie za większość rzeczy.

- A to dlaczego? - zapytał ciekawy Draco.

- Myśli, że jestem taki jak mój ojciec, więc nie wydaje mu się, żebym sam to wszystko wymyślił. W jego opinii, naprawdę muszę być szalony – odpowiedział Harry.

- Ty jesteś szalony – powiedział Draco.

- Ale to specjalnie – odparł Harry, unosząc wskazujący palec.

- Dlaczego więc nie robicie niczego podczas meczu? - zapytał Neville, zmieniając temat.

- Głównie dlatego, że umysł Umbridge nadal nie jest w pełni przygotowany na to, co możemy jej zrobić. I dlatego, że dzisiaj grają Gryfoni – przyznał Harry.

-Skoro już o tym mowa, jak myślisz, jakie są szanse, że Umbridge pozwoli ci zagrać? - Neville uśmiechnął się do Harry'ego.

- Wspaniały pomysł, Neville. - Rozentuzjazmował się Ron. - Umbridge jeszcze się do końca nie ogarnęła, więc może pozwoli jeszcze Harry'emu zagrać szukającego.

- Pamiętaj, że wróci do zmysłów podczas meczu – zwróciła im uwagę Hermiona.

- To kolejny pomysł, Hermiono. Wyobraź sobie reakcję Umbridge, gdy zobaczy mnie na boisku. - Harry zaśmiał się, słysząc westchnięcie Hermiony.

- Jeśli nalegasz. - Hermiona zamilkła, a wszyscy obecni entuzjastycznie pokiwali głowami. - Niech Umbridge podpisze twoje, a McGonagall niech będzie świadkiem.

- Świadkiem czego? - zapytała Profesor McGonagall, wchodząc do Wielkiej Sali.

Draco niepostrzeżenie wyślizgnął się z kręgu, Neville przybrał szalony wyraz twarzy, a Luna wyglądała niewyraźnie przez co najmniej kilka minut.

- Podpisania przez Umbridge zgody na grę Harry'ego w dzisiejszym meczu – odważył się odpowiedzieć Ron, z nadzieją, że sroga profesor pozwoli na ten plan.

- Myślicie, że podpisze coś takiego? - zapytała McGonagall z błyskiem w oczach.

- Myślę, że Umbridge zgodziłaby się wyjść za samego Voldemorta, jeśli by ją o to teraz poprosił – powiedział poważnie Harry.

- Wysyła jej bardzo drogie prezenty – powiedział znacząco, ale z nutką szaleństwa Neville. - To dlatego była w takim dobrym humorze.

- Naprawdę? - McGonagall nie wiedziała co jest gorsze, pomysł, że Voldemort zaleca się do Umbridge, czy prawda, że Umbridge chodzi naćpana od eliksirów powodujących szaleństwo.

- Naprawdę – odparł Neville.

- No cóż, jeśli uda wam się doprowadzić Dolores do podpisania zgody, będę nie tylko tego świadkiem, ale również będę tej zgody pilnować – zadecydowała McGonagall.

- Tak! - krzyknął Ron, wyrzucając pięść w górę.

- Dziękuję, pani Profesor – powiedział Harry, prawie tak podekscytowany jak Ron.

Zanim ktokolwiek mógł coś powiedzieć, Umbridge wparowała do Wielkiej Sali. Zatrzymała się, gdy zobaczyła jaki panuje tłum przy stole Gryffindoru.

- Czy to już Święta? - Umbridge powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła do jej szalonej głowy.

Harry wyczuł okazję, którą dała mu Umbridge i podążył jej śladem.

- Tak, dzisiaj są Święta.

- Wesołych Świąt – krzyknęła Umbridge, klaszcząc w dłonie. - A gdzie mój prezent?

- Ummm – wymamrotał Harry, starając się wymyślić coś na poczekaniu. Nadal dopracowywał szczegóły tego planu w głowie. - Daję ci powietrze z moich płuc.

Harry wziął głęboki wdech i wypuścił go na twarz Umbridge.

- Mniam, miętowy – stwierdziła Umbridge.

- A gdzie mój prezent? - zapytał Harry.

- Mam trochę nici? - zaoferowała Umbridge.

- A co pani powie na podpisanie zgody na grę w dzisiejszym meczu? - odparł Harry.

- Dlaczego tego potrzebujesz, dlaczego nie możesz latać? - zapytała Umbridge.

- Jedzenie spiskuje przeciwko mnie – wyszeptał Harry do Umbridge.

- Nienawidzę jedzenia – odszeptała Umbridge z powrotem.

Ktoś przyniósł pióro i pergamin, a Umbridge wypisała zgodę podpisując się z zawijasem. McGonagall podpisała ją jako świadek i rzuciła zaklęcie, które potwierdzi autentyczność pozwolenia. Następnie McGonagall schowała podpisany świstek, czekając na powrót normalnej Umbridge. Umbridge w podskokach podeszła do stołu nauczycielskiego, a Gryfoni rozeszli się, żeby poinformować wszystkich o dobrej nowinie.

Harry namówił Umbridge, żeby oddała mu jego Błyskawicę i teraz beztrosko przemierzał szerokie przestworza nieba do czasu rozpoczęcia meczu. Mimo zmiany szukającego u Gryfonów, Krukoni grali ostro. Ale Gryfoni nic sobie z tego nie robili, ponieważ obecność Harry'ego podnosiła ich na duchu. Nawet jeśli miał pozwolenie na tę jedną grę, nadal dodawał im odwagi.

Po godzinie gra rozkręciła się na dobre. Gryfoni i Krukoni walczyli z sobą łeb w łeb. Na razie wygrywały lwy, ale kruki deptały im po piętach. Znicz pojawił się kilka razy, ale nie na wystarczająco długo, żeby szukający mogli pójść za nim w pogoń. I wtedy Umbridge wróciła do normalności.

Harry większość swojej uwagi skupił na grze, ale spoglądał na Umbridge, gdy tylko sobie o tym przypominał. Na jego szczęście, Umbridge otrząsnęła się akurat wtedy, gdy się na nią patrzył.

Umbridge rozglądała się dookoła, próbując zrozumieć, co się dzieje. Dopiero po godzinie zorientowała się, że Harry gra. Harry trzymał się tak wysoko w górze, jak pozwalała mu na to miotła. Umbridge zobaczyła kto gra dla Gryfonów dopiero wtedy, gdy szukający Krukonów rzucił mu wyzwanie.

- Co tu się dzieje? - zapytała piskliwie Umbridge. Nikt nie odpowiedział, udając, że jej nie słyszeli. Umbridge powtórzyła swoje pytanie jeszcze bardziej piskliwym tonem.

- Mówiłaś coś, Dolores? - zapytała McGonagall.

- Co tu się dzieje? - zażądała odpowiedzi Umbridge. - Dlaczego tam jest Potter i dlaczego lata?

- Trudno byłoby mu latać w zamku – odparła McGonagall. Szaleństwo Pottera mogło być zaraźliwe, ale ona specjalnie źle zinterpretowała pytanie.

- On w ogóle nie powinien latać – marudziła Umbridge. - On ma dożywotni szlaban, a jego miotła jest w moim gabinecie?

- Powinniśmy cię zaprowadzić do skrzydła szpitalnego – powiedziała McGonagall, patrząc z troską na Umbridge.

- Co? Dlaczego? Czy jestem fioletowa? - Umbridge sprawdziła swoje ręce, żeby zobaczyć, czy zmieniły kolor.

- Nie, nie, wyglądasz w porządku. Ale, czy naprawdę nie pamiętasz, że odwołałaś szlaban Harry'ego Pottera na grę w Quidditcha? - zapytała McGonagall.

- Zrobiłam to? - zapytała Umbridge.

- Z radością wręczyłaś mu z powrotem jego miotłę – powiedziała McGonagall.

- Nie pamiętam – powiedziała Umbridge. Brzmiała, jakby była trochę oszołomiona i nieobecnie wpatrywała się w grę.

- Idź może odwiedź Poppy, niech ci zrobi pełne badania kontrolne – podpowiedziała miło McGonagall.

- To dobry pomysł – zdecydowała Umbridge. Ta utrata pamięci była niepokojąca. Jedyną rzeczą, którą pamiętała było coś o gumie do żucia i Snapie.

Umbridge odeszła w stronę Skrzydła, zastanawiając się nad wspomnieniami czarnego i różowego. Cała reszta skupiła się na grze. Po rozmowie z Hermioną, Hagrid również uważnie obserwował grę. Wszyscy wiedzieli, kto wygra, ale to i tak był wspaniały mecz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro