Wszystkiego najlepszego Snape

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W czwartkowy poranek Mistrzowie Buntu usiedli przy stole Slytherinu. Na początku Ron protestował, ale Draco uparł się, że nie usiądzie nigdzie indziej. Poza tym stół Slytherinu miał lepszy widok na Snape'a, a to było najważniejsze.

Snape, po znaczących komentarzach McGonagall, zszedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Oczywiście, McGonagall nie znała planów Buntu, ale obecność wszystkich profesorów na posiłkach dawała dobry przykład. Poza tym, śniadanie dostarczało teraz wiele rozrywki.

Snape nie zauważył jeszcze Buntowników siedzących nie przy swoim stole, ponieważ uparcie wysyłał talerzowi pochmurne spojrzenia. Za niechęć interakcji ze światem został nagrodzony jabłkiem, które uderzyło go w głowę.

Profesor nadal nic nie robił, tylko bawił się swoim śniadaniem. Obudziły go dopiero trzy listy upadające na jego talerz. Ostrożnie dotknął je widelcem, żeby zobaczyć, czy nie zawierają pułapek. Nic się nie stało.

- Co tam masz, Severusie? - zapytała McGonagall. Ona zauważyła swoich uczniów siedzących nie tam, gdzie trzeba. I nawet jeśli Snape tego nie widział, ona wiedziała, że coś jest na rzeczy.

- Pewnie coś, co zmieni kolor moich butów na różowy, czy coś takiego – odparł Snape. Po czym zepchnął koperty ze swojego talerza.

- Czy to nie jest pismo Dumbledore'a? - McGonagall wskazała na jedną z kolorowych kopert.

- Tak myślisz? - zapytał Snape, rzucając jedno spojrzenie na pomarańczową kopertę.

- Na pewno jest w jego guście – kontynuowała McGonagall. Może on stał też za limonkową i żółtą kopertą.

- Ale dlaczego on mi cokolwiek przesyła? Przecież spotkanie było we wtorek – zapytał Snape.

- Może zapomniał ci coś powiedzieć – zasugerowała McGonagall.

- Trzy razy? - Snape uniósł swą brew.

- Otwórz i się dowiedz. - McGonagall wróciła do swojego śniadania, nadal bacznie obserwując Snape'a kątem oka.

Snape parsknął, ale sięgnął po pomarańczową kopertę. Użył swojej różdżki, żeby ją otworzyć, a następnie wyjął jej zawartość. Spojrzał groźnie na kolorowe kartki składające mu życzenia z okazji urodzin. Różowe, zielone, żółte, niebieskie, czerwone i pomarańczowe, neonowe wiry zostały jakby wchłonięte przez napis na kartce urodzinowej.

- Mam nadzieję, że to ważne – wyburczał Snape, otwierając kartkę.

- Co tam jest napisane? - zapytała McGonagall, przestając udawać, że ignoruje swojego kolegę.

- Czyń pokój, nie wojnę. Życzę ci kapitalnych urodzin. Albus Perciwal Wulfryk Brian Dumbledore – powiedział sucho Snape.

- Może to jakaś ukryta wiadomość? Albo ostrzeżenie przed zabiciem swojego ulubionego ucznia? - zasugerowała McGonagall, ukrywając swoje rozbawienie.

- On za tym stoi, jestem tego pewien. - Snape posłał wściekłe spojrzenie w stronę stołu Gryfonów, nie zdając sobie sprawy, że Harry tam nie siedział.

- Otwórz pozostałe, może jest tam jakieś wytłumaczenie. - McGonagall podała Snape'owi zieloną kopertę, która swoim kolorem mogła rozjaśnić cały pokój.

Snape powstrzymał się od odpowiedzi i otworzył kopertę. Ta kartka nie była tak kolorowa jak pierwsza, ani tak oślepiająca jak jej koperta. Na przodzie kartki była małpka trzymająca żółtego banana.

- Ta Małpka chciałaby ci zaśpiewać Sto lat – przeczytał Snape. Otworzył i zaczął ją czytać, a jego oko zaczęło niebezpiecznie drgać. - Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam. Wyglądasz jak małpa i masz zapach ten sam. Korneliusz Knot.

- No cóż, ale przynajmniej wysłał ci tę kartkę – zaoferowała McGonagall.

- To nie są moje urodziny – odparł Snape. - Dobrze wiesz, że one są w styczniu.

- No cóż, ten rok był trochę burzliwy, może zapomnieli? - zaproponowała McGonagall.

- Dyrektor dał mi prezent, nie pamiętasz? - odparował Snape, unosząc brew.

- Otwórz może trzecią kartkę? - McGonagall podała mu ostatnią, jaskrawożółtą kopertę.

Snape burczał pod nosem, otwierając ostatnią kartkę. Okładka przedstawiała młodego chłopca z raczej zszokowaną miną. Następnie skrzywił się czytając w myślach napis w dużej niebieskiej bańce. Nie chciał przeczytać tego tekstu na głos.

- Wow, jesteś stary – przeczytała McGonagall za niego, przysuwając się bliżej.

Snape skrzywił się jeszcze bardziej, ale bez pospieszania otworzył kartkę. Tekst w środku trochę go udobruchał, ale gdy doszedł do podpisu kwaśna mina wróciła.

- Nie martw się, nikomu nie powiem – dokończyła McGonagall. - Podpisano, Lord Voldemort.

- Jak on śmie – wyburczał Snape.

- Severusie? - zapytała McGonagall.

- Ma ponad siedemdziesiąt lat i ośmiela się powiedzieć, że trzydzieści sześć lat to dużo – wyjaśnił Snape podnosząc głos.

- Ustaliliśmy już, że on raczej do zdrowych na umyśle nie należy – próbowała pocieszyć McGonagall.

- Ale on jest dwa razy starszy ode mnie, nie ma prawa nazywać mnie starym – kontynuował swoje marudzenie Snape. Przy okazji zapominając o swoich podejrzeniach, że za tym wszystkim stoi Harry.

- Może ktoś inny wybrał kartkę? - Zwykle McGonagall nie lubiła rozmawiać o Voldemorcie, ale tym razem nie mogła odpuścić. Zwłaszcza, że Snape nie zauważył nawet, że z nią dyskutuje.

- Chyba tak było – odparł Snape, w myślach sprawdzając listę możliwych sprawców.

- Zaraz zaczynają się zajęcia – przypomniała mu McGonagall, wstając ze swojego miejsca.

Snape poszedł za nią i oboje wyszli z Wielkiej Sali. Kartki zostały na stole, zapomniane przez Snape'a. Na szczęście Bunt pamiętał o nich i udało im się je zabrać. Przy okazji zatrzymali się przy Umbridge i wręczyli jej orzeszka.

Główni członkowie Buntu przyszli na swoje zajęcia dużo przed czasem. Nie musieli długo czekać na resztę Gryfonów i Ślizgonów, bo poprosili ich, żeby przyszli trochę wcześniej.

- Co się dzieje? - zapytał Teodor Nott, który zajął miejsce Draco w hierarchii Slytherinu.

- Wiedziałeś, że dziś są urodziny profesora Snape'a? - zapytał Harry.

- Jego urodziny są w styczniu – powiedział Nott, wpatrując się w Harry'ego.

- On tylko chce, żebyście tak myśleli – oznajmił Harry.

- Co? - zapytał Nott.

- Chce, żebyście myśleli, że ma urodziny w styczniu, i żebyście nie robili wielkiej afery w jego prawdziwy dzień urodzin – wyjaśnił Harry.

- Jestem pewien, że profesor Snape ma urodziny dziewiątego stycznia – odparł Nott.

- Niech tak mówi, niech tak mówi – wymruczał Harry.

- A tak w ogóle, co my tu robimy podczas ostatnich minut naszego wolnego czasu? - zapytał Nott, przytupując nogą.

- Profesor Snape od wielu lat udaremniaj nasze pragnienia, żeby urządzić mu urodzinowe przyjęcie – zaczął Harry przerywając, żeby zaczerpnąć powietrza.

- Chcesz wyprawić Snape'owi urodzinowe przyjęcie? - zapytał Nott ponownie wpatrując się z niedowierzaniem w Harry'ego.

- A ty nie? - zapytał zdziwiony Harry.

- Nie, nie bardzo – odparł Nott.

- Nieważne, od lat byliśmy pozbawieni możliwości urządzenia mu przyjęcia, ale nie na dłużej. - Harry wyrzucił swoją pięść w powietrze.

- Boję się zapytać – wymamrotał Nott.

- Dzisiaj, w dniu prawdziwych urodzin Snape'a, urządzimy mu przyjęcie. Najlepsze party na świecie, czyli przyjęcie niespodziankę – dokończył Harry.

- Przyjęcia niespodzianka? Dla Snape'a? – zapytał Nott, kręcąc głową.

- Klub nocny „Eliksiry" nadal działa i przy okazji jest to idealne miejsce na imprezę – zauważył Draco.

- Finite Inacantatum – rzuciła zaklęcie Hermiona, które zdjęło uroki pokrywające klasę.

Dzięki kolorowym wstęgom porozwieszanym wszędzie dookoła, klub wyglądał na gotowy do imprezy. Harry w podskokach podszedł do baru, który wcześniej był biurkiem Snape'a, i wyciągnął spod lady czapeczki urodzinowe.

- Chodźcie po swoje czapeczki – krzyknął Harry.

- Czapeczki – pisnęła Luna i szybko pobiegła do Harry'ego. Następnie dumnie nałożyła stożek z nadrukiem z nietoperzy na głowę. Pozostali patrzyli się na Harry'ego jak na szaleńca.

- Niech wam będzie, nie zakładajcie urodzinowych czapeczek. Zawiedźcie waszego ulubionego nauczyciela – powiedział Harry odkładając czapeczki z powrotem na ladę.

- Do końca mu odbiło – wyszeptał Dean.

- Nazywa Snape'a naszym ulubionym nauczycielem – zgodził się Seamus.

- Mówiliśmy wam – wtrąciła Pansy, przerzucając włosy przez ramię.

- A tak w ogóle, co tu robi Pomyluna Lovegood? - zapytał Nott, skupiając się na czymś innym niż na fakcie, że Gryfon chce urządzić przyjęcie urodzinowe dla opiekuna domu Ślizgonów.

- O czym ty mówisz? Luna zawsze tutaj była – zapytała Tracey Davis, wpatrując się w Notta jakby to on był szalony.

- Wcale nie – zaskamlał Nott.

- Masz rację, opuściła kilka zajęć. Najprawdopodobniej goniła żółte Pinty – odparła Hermiona.

- Profesor Flitwick zgadza się, że Żółte Pinty są ważniejsze od Eliksirów – powiedziała Luna. - Ale nie martw się, Deszczowe Floksy uczą mnie wszystkiego.

- Lovegood jest na czwartym roku – zauważył Nott.

- Co oznacza, że jej miejsce jest tutaj – zgodził się Harry.

- To są zajęcia dla piątego roku – kłócił się dalej Nott.

- Dół jest na górze, a góra na dole, Nott – stwierdził Neville.

- A co z bokami? - zapytał Harry.

- Boki są niebieskie – odpowiedział Ron.

- Już idzie, wszyscy na miejsca – krzyknęła Hermiona. Jej różdżka świeciła od alarmu, który założyła na korytarzu.

Bunt w pośpiechu starali się dopiąć wszystkie szczegóły, pomagając innym znaleźć miejsce do ukrycia się. Udało im się to i pokój był pogrążony w ciemnościach.

Snape skrzywił się nie widząc uczniów czekających pod klasą.

- Lumos – powiedział Snape, wchodząc do klasy.

- Niespodzianka! - Harry był pierwszą osobą, która wyskoczyła z ukrycia. Pozostali Buntownicy poszli jego śladem, a za nimi inni uczniowie, co znacznie wszystko przeciągnęło.

Snape rzucił wszystkim tak groźne spojrzenie, że niektórzy odsunęli się od niego przestraszeni. Harry tylko się szeroko uśmiechnął, ignorując znaki ostrzegawcze.

- Co to wszystko ma znaczyć? - zapytał Snape. Profesor przeniósł swoje spojrzenie na ozdoby z nadzieją na lepszy efekt, ale te odmówiły spalenia się i zniknięcia. Snape więc spotęgował swoje groźne spojrzenie.

- Wszystkiego najlepszego, profesorze – powiedział Harry. I mimo srogiego wyglądu profesora, transparenty zaczęły zmieniać kolor.

- Dlaczego moja klasa zmieniła się w takie paskudztwo? - zapytał Snape, oczekując odpowiedzi.

- To pana przyjęcie. Klub nocny „Eliksiry" łaskawie pozwolił nam użyć tej sali i zapewnił nam muzykę i napoje. - Harry podszedł do baru i sięgnął po szklankę. - Gazowany Jabłkowy Cydr i szarlotka jako tort.

- Gazowany Jabłkowy Cydr i szarlotka? - Snape wzdrygnął się widząc jabłka.

- Jest lepszy niż zdrowe jedzenie. - Harry wzruszył ramionami, zanim ponownie nie skupił swojej uwagi na cieście. Następnie zaczął na nim zapalać szesnaście świeczek.

- Co ty robisz? - zapytał Snape.

- Zapalam świeczki, żebyśmy mogli zaśpiewać panu „Sto lat". Potem może pan zdmuchnąć te świeczki. Nie był pan nigdy na przyjęciu urodzinowym? - zapytał Harry, zapalając ostatnią świeczkę.

- No dobra, czas na piosenkę. - Hermiona klasnęła w dłonie, a następnie uniosła różdżkę. - Czytajcie napisy, które stworzę i życzcie profesorowi Snape'owi wszystkiego najlepszego.

Snape podszedł do ciasta z zamiarem ugaszenia świeczek i przerwania tego wszystkiego. Hermiona machnęła różdżką i włączyła muzykę. Machnęła drugi raz i stworzyła napisy do piosenki.

- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam – zaśpiewał Harry. - Wyglądasz jak małpa i masz zapach ten sam.

Snape warknął, a uczniowie zaczęli wiwatować. Uczniowie nie będący Buntownikami, nie byli do końca przekonani o obchodzeniu urodzin Snape'a. Wątpliwości mieli głównie Ślizgoni, którzy wiedzieli o prawdziwej dacie urodzin profesora. Ale, skoro był tort, nie przeszkadzało im to brać udziału w jednym z planów Buntowników.

- A teraz, niech pan weźmie głęboki wdech i zdmuchnie świeczki – poinstruował Harry.

Snape machnął różdżką i zniknął ciasto. Uczniowie w pokoju, a zwłaszcza Gryfoni, jęknęli zawiedzeni. Jednak ku ich zaskoczeniu, ciasto pojawił się ponownie, ale z już zdmuchniętymi świeczkami.

- Hej, Harry? - zapytał Dean, przyglądając się bliżej ciastu.

- Tak, współuczniu? - zapytał Harry.

- Dlaczego jest tylko szesnaście świeczek? - zapytał Dean, ignorując dziwne zachowanie kolegi.

- Piętnaście oznaczających wiek profesora i jedna na szczęście. Jak się pan czuje, profesorze, jest pan w kocu w naszym wieku. - Ostatnia część skierowana była do Snape'a, który zdecydował o ignorowaniu wszystkiego, co wyjdzie z ust Harry'ego.

Wszyscy na swoje miejsca, wyjmijcie swoje kociołki i składniki – rozkazał Snape, używając swojej różdżki, żeby odsunąć Harry'ego jak najdalej od swojego biurka.

- Ale co z ciastem? - zapytał Ron.

- Zapomnij o nim i skup się na lekcji. Wiem, że to dla waszych małych mózgów może być trudne, ale postarajcie się – powiedział Snape.

- Ale, ciasto – jęknął Ron, rozkładając się na biurku w rozpaczy.

- Otwórzcie na 326 stronie – poinstruował Snape, ignorując wszystkich.

- Accio ciasto – krzyknął Harry, stając w bohaterskiej pozie.

- Winardium Leviosa – krzyknęła sekundę później Hermiona. Ciasto łagodnie podleciało do jej biurka, gdzie zaczęła kroić je na kawałki.

- Ej, Hermiona, dlaczego? - zapytał Harry, opadając ciężko na krzesło.

- Gdyby nie ja, dostałbyś w twarz ciastem, bo obie ręce masz zajęte – wyjaśniła spokojnie Hermiona. Następnie zaczęła rozdawać talerze z ciastem uczniom.

Snape'owi opadły ręce i wyszedł z klasy. Poważne sytuacje wymagają radykalnych rozwiązań.

Nikt nie zauważył nieobecności nauczyciela, bo ich uwaga skupiona była na Gazowanym Jabłkowym Cydrze i na szarlotce. Gdy ciasto zostało już zjedzone, uczniowie zaczęli tańczyć na środku klasy.

W połowie zabawy różdżka Hermiony zaczęła mrugać, ponownie włączając alarm. Muzyka została nagle przerwana, zatrzymując imprezę.

- Plan awaryjny numer 52 – krzyknęła Hermiona.

- A co to znaczy? - zapytała Lavender.

- Wszyscy na miejsca. Snape wraca z posiłkami, co oznacza, że musimy się zachowywać. To sprawi, że to Snape wyjdzie na szalonego, a nie my – wyjaśnił Harry.

Wszyscy w pośpiechu zaczęli siadać na swoje miejsca. Kociołki, narzędzia i książki szybko zostały wyjęte na stoły. I kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, Gryfoni i Ślizgoni niewinnie siedzieli w ławkach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro