Rozdział 10: Powiększenie stadka i Demony Światła

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dobra, dobra, zabieramy się za naukę. - Uśmiechnęła się Amy do Hermiony. - Chodźmy do sypialni, dzięki zaklęciu wrócimy za chwilę.


W rzeczywistości wyglądało to tak, jakby weszły do pomieszczenia, ale czegoś zapomniały i po to wróciły.


- Już? - Upewnił się David.


Te tylko skinęły głową i wszyscy zasiedli w fotelach.


- No więc Hermiona, musisz coś wiedzieć. - Zaczął Harry.


Opowiedział jej o Mrocznych Elfach, szkoleniu, przemianie, Jolly Roger, Death's Island, swoim pochodzeniu i w ogóle o wszystkim. Po zakończeniu opowieści dziewczyna nie wydawała się zbytnio zaskoczona.


- Podejrzewałam, że jesteście silniejsi niż reszta. Wystarczy na was spojrzeć. Wyczuwa się waszą aurę.


To stwierdzenie całkowicie wytrąciło ich z równowagi.


- Ty...wyczuwasz naszą moc?! - Zdziwił się Harry.


- Tak. A co?


- Jeszcze nie wiem, trzeba zawołać Aurelię. - Amy telepatycznie przywołała nauczycielkę, która wpadła do ich kwatery lekkozdyszana.


- Co jest? Byle szybko, bo mam tylko 10 minut.


- Nałożymy zaklęcie zamrożenia czasu. Musimy pogadać. - Erik machnął różdżką, a Angel z ulgą opadła na kanapę.


- Wiec co jest takiego ważnego?


- Ona wie. Umie oklumencję. - Powiedziała na wstępie Amy, wskazując na Hermionę. - I wyczuwa naszą moc.


- Co? Jakim cudem? - Zdziwiła się kobieta.


- Myśleliśmy, że ty nam to powiesz. - Stwierdził David.


- A owszem. Możliwości są dwie. - Mówiła Aurelia. - Pierwsza, ta nieprawdopodobna to taka, że Hermiona jest Mroczną Elfką.


- Zgadzam się. To niemożliwe. - Potwierdziła dziewczyna.


- No dobrze, a ta druga? - Niecierpliwił się Harry.


- Brzmi jeszcze bardziej nieprawdopodobnie. To taka, że... Poczekajcie, najpierw wam coś opowiem. - Potter wzniósł oczy ku niebu. - Istnieje organizacja, która zrzesza ludzi mających w swoich żyłach krew...Lucyfera. Tylko że werbują ich, kiedy ci bez ich interwencji dowiedzą się o swoim niesamowitym rodowodzie. Niektórzy nigdy do tego nie dochodzą. A żeby się upewnić, musimy zrobić próbę krwi. Miałam zamiar załatwić to dopiero pod koniec września, ale widzę, że musimy to przyspieszyć. - Wstała i przywołała fiolkę jakiegoś płynu, sztylet i pięć pustych probówek.


- To od kogo zaczynamy? - Zapytała, potrząsając fiolką.


- Ode mnie. - Powiedziała Hermiona.


- Ok. Daj mi nadgarstek.


Dziewczyna posłusznie wyciągnęła rękę. Angel przecięła jej skórę sztyletem i wlała trochę krwi do pierwszej probówki. Dolała później trochę dziwnego eliksiru i ostawiła na bok.


- No, następnych proszę.


Po kolei wszystko się powtarzało, aż na stole leżało pięć zakorkowanych probówek z krwią.


- Nadeszła chwila prawdy.


Wzięła krew Hermiony. Potrząsnęła energicznie probówką, a krew zmieniła odcień na dużo ciemniejszy.


- I co? - Zainteresowała się dziewczyna.


- Pozytywny. - Powiedziała Aurelia.


Dziewczyna pokiwała tylko głową na znak zrozumienia.


- Amy...negatywny. - Czerwonowłosa odetchnęła. - David...negatywny. - Chłopak uśmiechnął się. - Erik...negatywny.


- Wiedziałem. Mój ojciec mi mówił. - Uśmiechnął się również.


- No i Harry...kurwa! Co to ma być?


Po potrząśnięciu probówką krew zmieniła kolor na tak czarny, że aż raziła. Zaczęła też lekko bulgotać.


- Co to ma znaczyć?! - Zdziwił się Harry, patrząc na oniemiałą Aurelię.


Nagle w pomieszczeniu pojawiły się trzy czarne, pionowe tornada, a z nich wyszła trójka ludzi odzianych w czarne szaty.


- Witajcie potomkowie Zła. - Skinęli głowami w kierunku Harry'ego i Hermiony. - I ty, szlachetna władczyni Mrocznych Wojowników. Jak również wy, Mroczni Wojownicy.


- Witajcie, Demony Światła. - Aurelia również skinęła głową. - Mam nadzieję, że wyjaśnicie mi, co to oznacza. - Podała im fiolkę z czarną, bulgoczącą cieczą.


- Wieki Lucyferze! To niemożliwe! - Wykrztusił jeden z nich i padł na jedno kolano przed Harry'm. - Racz wybaczyć naszą nieuwagę, o Książę Ciemności!


Potter i reszta patrzyli oniemiali na Demony.


- Czy to znaczy...? - Zaczęła niepewnie Aurelia.


- Tak. Znaleźliśmy Anioła. - Odezwał się stojący w środku.


- Przepraszam bardzo, ale o co biega z tym Księciem? - Zapytał Harry.


- Pan wybaczy nasze najście. - Zaczął mówić pierwszy z mężczyzn. - Nazywam się Robert. To jest Chemos. - Wskazał na mężczyznę w środku. - A to Daniel. - Ostatni mężczyzna skinął głową. - Należymy do stowarzyszenia zrzeszającego potomków Lucyfera. Mieszkamy w swoim wymiarze, żyjemy własnym życiem. Niektórzy z nas pozostali wśród czarodziei, ale nasz władca niespecjalnie każe nam się wtrącać. Dawniej braliśmy udział w bitwach, ale teraz to już przeszłość. Mamy własną magię i żyjemy w zgodzie ze wszystkimi stworzeniami. Jest nas około 1 500, może 2 000. Kiedy ktoś dowie się o swoim dziedzictwie zabieramy go do Miasta Mroku, by nauczyć go wszystkiego, co sami umiemy. - Opowiadał mężczyzna. - Dzięki rytuałowi żyjemy około 200 lat. Mówią o nas Demony Światła, bo choć naszym przodkiem jest Szatan, to żyjemy w zgodzie z własną moralnością. Czy jest coś jeszcze, co chciałbyś wiedzieć, panie? - Zwrócił się do Potter'a.


- Tak. Co oznacza bycie Księciem Ciemności?


- Zostałeś naznaczony przez Diabła. Jako jego prawowity dziedzic. Najwyższy potomek. Anioł Śmierci. Książę Ciemności. Nasz władca. - Pospieszył z odpowiedzią Chemos.


- Bardzo fajnie. A kiedy mielibyśmy rozpocząć naukę? - Zapytał Harry, wskazując na siebie i Hermionę.


- Jak najszybciej. Kiedy prowadzimy szkolenia, czyli raz na kilka lat, miasto jest przykrywane Kopułą Czasu, która spowalnia jego bieg tak, że u nas jeden dzień to na ziemi jedna sekunda. - Odpowiedział Daniel.


- No to widzimy się za kilka minut. - Harry pocałował namiętnie Amy, przytulił Aurelię, po przyjacielsku uściskał Erika i David'a. - Możemy iść. - Zwrócił się do mężczyzn.


- Złapcie nas za ręce. - Robert powiedział.


Harry podszedł do niego, a Hermiona stanęła przy Danielu. Cała piątka zniknęła jednocześnie w czarnych wirach. Po chwili stanęli przed wielką bramą. Na jej szczycie stał stalowy olbrzym. Potwór z rogami niczym kozica górska i niesamowicie żółtymi, świecącymi oczami. Po bokach alejki stało po pięć pomników czarodziei po każdej stronie. Za nimi rozpościerał się przyprawiający o dreszcze cmentarz.


- Ładnie tu. Przytulnie... - Zażartował Harry.


Daniel uśmiechnął się, choć nikt tego nie zauważył. Podeszli do monumentalnej bramy, a Robert przyłożył do niej dłoń. Ta jak na zawołanie zaczęła się otwierać, ukazując niesamowity widok. Czarne wieżowce ukryte w cieniu, zachmurzone niebo i setki błyskawic. Bez deszczu.


- Tu jest niesamowicie. - Szepnęła Hermiona, rozglądając się.


- Fakt, robi wrażenie. Idziemy do siedziby władcy. Tymczasowego. - Powiedział Daniel.


Odwrócił swoją głowę w kierunku Potter'a. Ten nawet na niego nie spojrzał i ruszył za Chemosem. Po pięciu minutach stanęli przed najwyższym budynkiem w samym centrum. Windą wjechali na 30 piętro. Znajdował się tam jasny, całkowicie pusty korytarz, na którego końcu widać było metalowe, rzeźbione drzwi. Ruszyli w ich kierunku. Robert dotknął ich ręką, a te rozstąpiły się bezszelestnie. Znajdowali się w jasnym gabinecie. Za dębowym biurkiem siedziała piękna kobieta. Miała długie, ciemnofioletowe, prawie czarne włosy, owinięte wokół głowy w zgrabnym koku. Jej niesamowicie niebieskie oczy wyróżniały się na tle bladej cery. Na ich widok podniosła się z miejsca i wyszła im naprzeciw.


- Witam was, nowi dziedzice. Jak zapewne wiecie przejdziecie szkolenie, które zrobi z was prawdziwych potomków Lucyfera. Nazywam się Helen Ereb i jestem władczynią naszej społeczności. - Zaczęła mówić, ale Chemos jej przerwał.


- Pani wybaczy, ale mamy ważną sprawę. Proponuję odesłać tą oto panienkę - Wskazał na Hermionę. - do wyznaczonego jej nauczyciela, a my będziemy musieli rozważyć kilka aspektów dotyczących młodzieńca.


Kobieta była lekko zdziwiona, ale przystała na propozycję.


- Dobrze. Robercie, zaprowadź Hermionę do Niny Mann.


Mężczyzna skinął głową i po szybkim pożegnaniu z Harrym dziewczyna zniknęła za drzwiami.


- Wspaniale. Napijecie się czegoś? - Uśmiechnęła się Helen.


- Ja poproszę kieliszek czerwonego wina, półsłodkiego, jeśli to nie problem. - Powiedział Potter.


Helen machnęła dwa razy ręką, a w pokoju pojawiły się trzy fotele i kieliszek. Mężczyźni zasiedli wygodnie, władczyni również wróciła za biurko.


- No więc? Co tak ważnego jest w tym młodzieńcu, poza tym, że nazywa się Harry Potter? - Zapytała, a chłopak mimowolnie się uśmiechnął.


- Chodzi o to, że to nie jest zwykły Harry Potter. To Książę Ciemności. - Powiedział spokojnie Daniel.


Kobieta wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.


- Jesteście pewni? Robiliście test? - Upewniła się, starając się powstrzymać radość.


- W stu procentach. Nie ma innej możliwości. - Potwierdził Chemos.


- To wspaniale! Musisz jak najszybciej rozpocząć szkolenie! - Zwróciła się do Potter'a.


- Po to tu przybyłem. - Uśmiechnął się rozbrajająco.


- Jesteś niesamowity. - Powiedziała Helen i zamyśliła się na chwilę. - Już wiem!


- Co? - Zainteresował się Harry.


- Kto cię będzie szkolił. - Na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech. - Victis Cetix!


- Miło cię było spotkać. - Mruknął do Potter'a Daniel. - Idziemy?


- Jasne. - Uśmiechnął się chłopak, choć ta pierwsza uwaga mężczyzny zasiała w nim ziarenko niepokoju.


Wyszli na opustoszałe ulice i skierowali się na północ, ku najodleglejszym krańcom miasta. Po około 15 minutach dotarli na miejsce. Stał tam imponujący zamek. Nad nim gromadziły się ciemne chmury i krążyły czarne kruki. Harry wpatrywał się w budowlę szeroko otwartymi oczami. Bardzo mu się podobała. Daniel podszedł do drzwi i przyłożył do nich dłoń.


Po kilku sekundach, okrutnie skrzypiąc, te otworzyły się przed nimi. Bez wahania przeszli przez próg i ruszyli po schodach. W pewnej chwili, Harry naglę się odwrócił zaalarmowany prawie niesłyszalnym szelestem. Ujrzał lecącego w ich stronę nietoperza.


- Ja nie mogę! Jak ty go usłyszałeś? - Zdziwił się demon.


- Mam swoje sposoby. - Zbył go Potter i ruszył dalej przed siebie.


Nie miał pojęcia skąd, ale doskonale wiedział, w którym kierunku iść. Po około pięciu minutach wśród istnego labiryntu korytarzy i drzwi dotarli do ciemnozielonych drzwi, które otworzyły się, zanim Daniel zdążył podnieść rękę. Sala, do której weszli, miała wymiary mniej więcej 6m na 6m na 3m. Była surowo urządzona, tylko kominek, trzy fotele i biurko. Właśnie za nim siedział ukryty w cieniu mężczyzna. Harry wytężył wzrok i po przyjrzał mu się uważniej. Miał szeroką przepaskę na głowie, sięgające ramion, fioletowe włosy i fiołkowe, przeszywające oczy. Bez słowa wskazał im dwa fotele i pytająco spojrzał na Daniela.


- To jest twój nowy uczeń. - Wyjaśnił szybko mężczyzna. - Nazywa się Harry Potter.


- Miło mi. - Victis odezwał się po raz pierwszy. - To wszystko?


- Nie. Masz go poddać rozszerzonemu szkoleniu. - Fiołkowo oki podniósł pytająco brew. - To Książę.


Harry cały czas przyglądał się swojemu nauczycielowi. Teraz ich spojrzenia się spotkały i po raz pierwszy, ktoś mógł wytrzymać spojrzenie zielonych oczu, przypominających śmiercionośny promień.


- Dziękuję. Możesz już iść. - Powiedział w końcu Cetix. Daniel wstał, skinął głową i wyszedł zamykając za sobą drzwi. - A więc to ty jesteś Aniołem Śmierci? - Potter tylko skinął głową. - Nie jesteś za bardzo rozgadany. - Kontynuował nauczyciel. - To dobrze. Przeżyjesz ze mną około roku. Z uwagi, że jesteś Mrocznym Elfem. Tu masz plan zamku i rozkład zajęć. - Podał mu dwa pergaminy. - Teraz idź do siebie, odpocznij, za godzinę zaczynamy trening.


Jego oczy zabłysły dziwnie. Harry skinął głową i wyszedł. Znalezienie komnaty nie zajęło mu dużo czasu. Jej ściany były białe, pokryte wieloma obrazami przedstawiającymi w większości faunę i florę. Znajdowały tam się kominek, łóżko, szafa, drzwi (prowadzące do łazienki), dwa fotele i stolik. Na podłodze pokrytej szkarłatnymi płytkami leżał biały puchaty dywan. Potter nie czuł się zmęczony, więc usiadł w fotelu i zaczął analizować wszystko, czego się ostatnio o sobie dowiedział.


Po pierwsze: Był królem. Miał tylko nadzieję, że nie każą mu objąć tronu i bez rządzenia tysiącami czarodziei miał dość kłopotów.


Po drugie: Był wybrańcem Lucyfera. Z tego, co wywnioskował to miał być władcą Demonów Światła. Jak osobie poradzi? Przecież miał tylko 18 lat. No i jeszcze fakt, że właściwie, to jest spokrewniony z Hermioną.


Na takich rozmyślaniach minęły mu trzy kwadranse, więc wziął mapę i ruszył do Sali treningowej, gdzie czekał już na niego Victis.


- Witam. - Przywitał się grzecznie Harry.


- Dzień dobry. Miło, że zjawiłeś się o czasie. Musisz wiedzieć, że nienawidzę spóźnień. - Zaczął mówić nauczyciel. - Na początek omówimy twój program nauczania. Po pierwsze musisz nauczyć się Piekielnego języka. Bez niego nie będziesz w stanie pojąć naszej magii. Ani dogadać się w mieście. Przewiduję, że zejdzie nam na tym około trzech miesięcy. Przez całe szkolenie będziemy porozumiewać się tylko w tym języku. Dla treningu. Ten czas poświęcimy na ćwiczeniach fizycznych i medytacjach. Nasza magia opiera się na naturze. W największym stopniu na ogniu i innych żywiołach. Rozszerzymy twój zakres wiedzy, jeśli chodzi o posługiwanie się sztyletami, nożami i mieczami samurajów: kataną, daito i wakizashi. Zapoznam cię również z resztą broni białej. Nauczę cię również przywoływać piekielne stwory i demony żyjące na ziemi. Jako Książę Ciemności będziesz miał nad nimi całkowitą władzę. Do tego dojdą również zaklęcia, urok, eliksiry, klątwy i nauka teleportacji międzywymiarowej. Zapewne widziałeś, jak pojawili się u ciebie. Kiedy skończymy, odbędzie się uroczyste włączenie cię do wspólnoty oraz koronacja na władcę. - Victis miał chłodny, opanowany głos. - Przejdziesz wtedy pewien rytuał. Zapewni ci ona przedłużenie życia o około 200 lat...


- Super... - Mruknął chłopak sarkastycznie, ale mężczyzna to zignorował.


- ...całkowitą odporność na ogień i podwyższoną temperaturę oraz umożliwi porozumiewanie się z mrocznymi stworzeniami od testrali, a na demonach Lucyfera kończąc. Śniadanie, obiad i kolację będziesz dostawał do pokoju. Nie wolno ci opuszczać zamku przez pierwsze trzy miesiące. Później zobaczymy. Masz jakieś pytania?


- Tak. Czy jest tu jakaś biblioteka? - Harry chciał się dowiedzieć więcej o historii tej niezwykłej społeczności.


- Trzymając mapę, którą ci dałem, pomyśl o tym, gdzie chciałbyś trafić, a pomieszczenie podświetli się na czerwono.


- Dobrze. Stamtąd mam wziąć książki, żeby nauczyć się tego języka?


- Domyślny jesteś. - Mruknął Victis. - Coś jeszcze?


- Nie. - Odparł Potter.


- To dobrze. Zaczniemy od podstaw języka...


Długo tłumaczył mu, na czym polega budowanie zdań, podstawy gramatyki itp. Tak zszedł im cały dzień. Harry zdążył się przekonać, że jego nauczyciel jest bardzo wymagający i nie będzie z nim łatwo. Nawet Aurelia przy nim to łagodna owieczka. Potter był tak umysłowo wykończony, że w ubraniu padł na łóżko.


- Zwariuję z tym facetem. - Mruknął tylko i zapadł w kamienny sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro