Rozdział 28: Strata, niesłuszne oskarżenia i spokojne spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 - Witam, miło pana widzieć, panie Won. - Powiedział Voldemort krzywiąc się w czymś na podobieństwo uśmiechu.


Mężczyźnie stojącemu przed nim w asyście dwóch zamaskowanych Śmierciożerców, wcale nie było tak wesoło. Był świadomy co go czeka, jeśli podejmie złą decyzję. Postanowił udawać całkowicie rozluźnionego. Jeśli już miał umrzeć to chciał to zrobić zgodnością. Martwił się tylko o swoją żonę.


- Po co mnie tu ściągnąłeś?


- Jak to po co? Przecież doskonale wiesz, czego oczekuję.


Lord sprawiał wrażenie cierpliwego. Faktem było, że zależało mu na tym człowieku. W końcu był ważnym członkiem Tokijskiej mafii czarodziejskiej. Nie miał jeszcze swojego człowieka w tej części świata, więc trzymał nerwy na wodzy.


- Przedstawiłem ci już moją propozycję. Czekam tylko natwoją decyzję.


- A jeśli odmówię? - Zapytał Jim.


Voldemort tylko skinął głową jednemu ze swoich sług, który pospiesznie wyszedł z sali, by po chwili wrócić, ale nie samotnie. Obok niego szła niewysoka zamaskowana postać. Całkowicie zignorowała pozostałych, choć tak naprawdę serce podskoczyło jej gdzieś w okolicę gardła.


- Wzywałeś mnie, Panie? - Zapytała kobiecym głosem.


- Tak, Naomi. Mówiłem ci już, że będę chciał cię sprawdzić. - Zaczął Voldemort. - Właśnie czekamy na decyzję pana Won. A tak, nawiasem mówiąc, to jesteście ze sobą spokrewnieni? - Zapytał przeszywając wzrokiem zdenerwowaną dziewczynę.


- Skąd. W Chinach i Japonii to nazwisko jest bardzo popularne. - Zaprzeczyła starannie ukrywając ogarniającą ją panikę. - Czego ode mnie oczekujesz, Panie?


Choć wypowiedziała to pozornie obojętnym głosem, tak naprawdę jej serce zamarło.


- Gdy nasz przyjaciel podejmie decyzję, odpowiednio na nią zareagujesz. - Odparł uśmiechając się wrednie. - Więc jak, Jim?


- Jeśli będzie trzeba, zabij mnie. i pamiętaj, że cię kochałem. - Usłyszała w głowie Naomi.


Łzy zaczęły jej napływać do oczu. Pobłogosławiła fakt, że miała kaptur oraz maskę.*


- Nie przyłączę cię do ciebie, choćby miał zginąć! - Powiedział twardo Azjata.


- I nie masz zamiaru zmienić zdania? - Upewnił się Czarny Pan.


- Pieprz się! - Warknął Jim.


Śmierciożercy popchnęli go tak, że upadł na kolana. Voldemort stracił cierpliwość, podnosząc się z zajmowanego fotela.


- W takim razie najpierw się zabawimy. Cru...!


- Nie! - Krzyknęła Naomi, zanim zdążyła się powstrzymać.


- Słucham? Jak śmiesz! Módl się, żebyś miała dobry powód, żeby mi przerwać! - Blady mężczyzna wyglądał na wściekłego.


Pospiesznie wymyśliła wymówkę w głowie, skłaniając się w służalczym geście, który bardzo spodobał się Lordowi.


- Ja chcę usunąć to ścierwo, które miało czelność odmówić ci, Panie!


- Masz rację. On nie zasługuję, by oglądać mnie ani minuty dłużej. Jednak muszę cię rozczarować...


Naomi podniosła wzrok akurat, by zobaczyć zielony płomień trafiający w pierś jej męża. Zagryzła wargę do krwi, żeby powstrzymać krzyk rozpaczy. Samotna łza spłynęła po jej gładkiej twarzy.


- Zabierz go. - Rozkazał jej.


Ta tylko skinęła głową, bo nie mogła zdobyć się na nic ponadto.


***


- Długo już tu siedzisz? - Zapytała Amy wchodząc w jedwabnym szlafroku do biblioteki.


- Nie, jakieś... - Harry spojrzał podkrążonymi oczami na zegarek. - Eee...


- Jakieś cztery godziny. - Dokończyła za niego dziewczyna. - Dochodzi dziesiąta. Choć spać. - Chłopak przeciągnął się i przytulił swoją dziewczynę.


- Idź do łóżka, zaraz do ciebie przyjdę. - Szepnął, a widząc niedowierzające spojrzenie dziewczyny dodał. - Obiecuję.


- Masz dziesięć minut. - Odparła groźnym tonem, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu.


Odwróciła się w stronę wyjścia, ale usłyszała cichy jęk. Jej chłopak złapał się za przedramię i skrzywił się z bólu. Jego biała koszula zaczęła nasiąkać krwią.


- Boże! Co ci jest?! - Amy natychmiast przywołała bandaże.*


- Nic... To Helen, tylko ona nie ma wyczucia do używania znaków... Musi być albo strasznie wściekła, albo strasznie roztrzęsiona. - Stwierdził chłopak, kiedy jego dziewczyna zakładała mu bandaż. - Wygląda na to, że coś się stało.


- Musisz iść, rozumiem. - Powiedziała płomiennowłosa i cmoknęła go w usta.


- Chcesz iść ze mną? - Zapytał Potter, który nie chciał rozstawać się z dziewczyną.


- Nie, tylko bym przeszkadzała. - Stwierdziła. - Jak będziesz mnie potrzebował wyślij kogoś.


Skinął głową. Założył nową koszulę i zniknął w czarnym wirze. Musiał podwinąć rękawy do łokci, ponieważ nie mógł zasłonić bandaża, który był zbyt gruby. W Mieście Mroku jak zwykle było szaro i wietrznie, a niebo przecinały błyskawice. Było już późno, ale spotkał wielu przechodniów, którzy kłaniali się mu z szacunkiem.


W końcu, pełen najgorszych przeczuć, wszedł do Mei Tou. Już na parterze czekała na niego Helen. Wyglądała na poruszoną.


- Nareszcie jesteś! - Widząc jego przedramię trochę się zmieszała. - Przepraszam, ale jestem tak zdenerwowana, że nie zwróciłam uwagi na siłę zaklęcia.


- W porządku, powiedz wreszcie co się stało? - Przerwał jej chłopak, wsiadając do windy.


- Jakieś dziesięć minut temu w moim gabinecie zjawił się twój szpieg. - Zaczęła kobieta.


- Naomi? - Zdziwił się Potter. - A co ona mogła od ciebie chcieć?


- Nie przerywaj mi. Weszła do mojego gabinetu cała zapłakana, była w okropnym stanie. Niestety nie udało mi się wyciągnąć od niej żadnych informacji, więc pomyślałam, że ty dasz radę. - Przedstawiła mu sytuację.


Skończyła akurat, kiedy winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Potter bez zbędnego wstępu wpadł do pomieszczenia. Na kanapie siedziała Naomi Won, tępym wzrokiem wpatrując się w szklankę wody. Harry kucnął naprzeciw niej i starał się uchwycić jej spojrzenie.


- Co się stało? Powiesz mi? - Zapytał ostrożnie.


Łagodnym wzrokiem wpatrując się w jej puste oczy. Siedzieli tak chwilę, aż w końcu dziewczyna zaczęła opowiadać bezbarwnym głosem. Nikt jej nie przerywał, za co była im wdzięczna. Kiedy doszła do momentu, gdy Voldemort wykonał wyrok na jej mężu głos się jej załamał i nic więcej już nie powiedziała. Potter tylko skinął głową i podał jej kubek herbaty, do którego Helen dolała eliksiru uspokajającego. Po tej dawce dziewczyna zasnęła spokojnie, a oni zostawili ją samą udając się kilka pięter wyżej do gabinetu Harry'ego.


- Myślisz, że wiedział? - Helen w końcu zadała nurtujące ją pytanie.


- Nie. Sądzę, że jej mąż był po prostu ważnym człowiekiem. - Powiedział Potter. - Co nie zmienia faktu, że mam ochotę zatłuc skur...!


- Przestań! Takie gadanie nie przywróci nikomu życia! - Skarciła go kobieta. - Mamy wojnę i ona o tym wiedziała. Każdy dziś ryzykuje wychodząc z domu.


- Masz rację, ale jestem na siebie wściekły, że nie mogłem temu zapobiec. - Powiedział Książę. - A gdyby tak...


- Nikogo nie będziemy atakować. - Przerwała mu natychmiast Helen. - Wierz mi, przeżyłam więcej niż ty i kilkakrotnie miałam do czynienia z taką sytuacją. Pochopne decyzje nie są tutaj wskazane.


- Więc mam to tak zostawić? - Zirytował się chłopak.


Chciał działać, a nie siedzieć na fotelu i biernie przyglądać się temu, co działo się w czarodziejskim świecie.


- Na razie tak. - Przytaknęła. - Mam nadzieję, że szukasz uroków, którymi może być zabezpieczony amulet?


- Tak... - Westchnął. - Znalazłem kilkanaście, ale odrzucam te, które powstały niedawno albo są zbyt słabe.


- Dobrze. Tym powinieneś się teraz zająć. Zaopiekuję się Naomi i wezmę na siebie pogrzeb. Powiadomię cię.


Przytuliła go serdecznie i zostawiła z kłębowiskiem myśli w głowie.


***


- Wiecie, dlaczego was tu wezwałem? - Zapytał przerażający mężczyzna trzech zamaskowanych postaci.


- Nie, Panie. - Odezwała się jedna z nich.


Miała mocny, zdecydowany, ale kobiecy głos.


- Mam dla was zadanie...bardzo ważne zadanie. - Powiedział Voldemort. - Jest pewna osoba, którą z chęcią bym zobaczył. Na pewno ją znacie, każdy ją zna. - Jego oczy zabłysły jak u szaleńca. - Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie.


- Ale o kogo chodzi, mój Lordzie? - Zapytała ponownie kobieta.


On zignorował jej pytanie i ciągnął dalej.


- Oczekuję od was całkowitej dyskrecji. Ten cholerny bachor nie może dowiedzieć się o moich planach. To musi pozostać między nami. Zrozumieliście?


Posłusznie skinęli głowami.


- Jeśli okaże się, że choćby jedno słowo wyszło poza ten pokój zapłacicie za to. Pamiętajcie moje słowa.


- Tak, Panie, ale o kogo chodzi?


- To jeszcze się nie domyśliliście? Potrzebny jest mi...


***


Pogrzeb Jim'a odbył się na cmentarzu poza Miastem Mroku. Naomi powoli dochodziła do siebie pod czujnym okiem Helen. Dziewczyna chyba znalazła lekarstwo na rozpacz, praca. Całymi dniami siedziała nad książkami, dokształcała się i próbowała zdobywać informacje. Harry nie chciał jej w tym przeszkadzać, więc zaszył się na Death Island i razem z Amy szukał informacji o urokach. Dużo też ćwiczył i poznawał umiejętności ponuraka. Zauważył, że świetnie widzi w ciemności, skrada się bezszelestnie, potrafi rzucać zaklęcia siłą woli, a gdy tego zechce jego wzrok potrafi przestraszyć na śmierć. Wszystko szło po jego myśli, więc z ulgą przywitał początek kwietnia.


Niestety, sielanka w końcu musiała się skończyć.


Amy zdziwiła się, kiedy podczas śniadania na pokładzie podleciała do nich sowa z „Prorokiem Codziennym" w dziobie.


- Zamawiałeś gazetę?


- Nie? - Zdziwił się Potter i odebrał przesyłkę. - To od Hermiony.


- Jest tam coś ciekawego? - Zainteresowała się dziewczyna.


- Och, nawet bardzo. - Mruknął chłopak i pokazał jej gazetę.*


KOLEJNY WYBRYK KSIĘCIA CIEMNOŚCI CZY PORWANIE?

Dzisiejszej nocy ze swej podlondyńskiej rezydencji zniknął bez śladu Minister Magii, Korneliusz Knot. Ukrywał się w niej odkąd otrzymał oficjalne ostrzeżenie od Księcia Ciemności, czy jak kto woli Harry'ego Potter'a. Wyraźnie groził mu śmiercią i kilkakrotnie udowodnił, że nie istnieją dla niego żadne zabezpieczenia. Czyżby postanowił zakończyć tę grę? W rezydencji znaleziono zwłoki czterech strażników i kucharki. Cała piątka zmarła od klątwy uśmiercającej,* a dodatkowo kobieta została kilkakrotnie zgwałcona.

Czy nastolatek posunąłby się do tak obrzydliwej zbrodni? Rozmawialiśmy z dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, Albus'em Dumbledore'm.

„Szczerzę wątpię, by Harry stał za tą zbrodnią. Sądząc z metod byli to Śmierciożercy. Porwali Ministra, a niepotrzebnych usunęli. Poza tym Harry nie miał powodu, by zabijać niewinnych ludzi. To nie w jego stylu. Jestem święcie przekonany, że nie ma z tym nic wspólnego. On praktycznie nie używa zaklęć niewybaczalnych, które są w powszechnym użyciu w sług Voldemort'a. Od dawna przypuszczałem, że upomni się o biednego Korneliusza. Jak widać miałem rację"

Tę teorię podważa psychiatra pracujący na Oddziale Zamkniętym Szpitala Św. Munga, dr John Blake.

„Potter to upośledzony psychicznie chłopiec, którym wielokrotnie manipulowano. Wiemy, że miał ciężkie dzieciństwo, które mogło odcisnąć piętno na jego kształtującej się osobowości. Z punktu widzenia medycznego przypuszczenia Proroka, jakoby śmiercionośne zaklęcie, którym został potraktowany jako niemowlak, mogą okazać się słuszne. Niewykluczone, że klątwa ta nieodwracalnie zniszczyła pewne grupy neuronów. Moim zdaniem Potter mógł posunąć się do takiej zbrodni. Już wielokrotnie pokazał nam, że potrafi zaskoczyć"

Czy szesnastolatek mógł kryć się za tym morderstwem? A może to Sami-Wiecie-Kto?

Więcej czytaj nastr. 3


- Niewiarygodne! Upośledzony psychicznie!? Bzdury! - Amy była wyraźnie poruszona. - Jak oni mogli poprosić takiego cymbała o wyrażenie opinii?!


- Spokojnie, przyzwyczaiłem się. - Powiedział Harry, którego ten artykuł bardziej rozśmieszył niż poruszył. - A Knota porwał pewnie Tomuś. Ciekawe, czy przygotował mu przytulną celę, czy od razu miły ogródek?


- Przestań. Fakt, z Knota kawał drania, ale nie zasługuje na takie traktowanie. Nikt nie zasługuje na tortury. - Wzdrygnęła się lekko na wspomnienie swojego chłopaka po wizycie u Voldemort'a. - No, ale to nie nasza sprawa. Co...?


Jej wypowiedź przerwało nadejście kolejnej sowy. Później następnej... i następnej... i jeszcze kilkunastu.


- Oho, czyżby to wierni czytelnicy? - Zapytał Harry i uśmiechnął się gorzko. - Czytamy czy od razu to spalić?


- Spal to w cholerę. - Mruknęła Amy.


Natychmiast przeszła do czynów. Przyszło do nich około trzydziestu listów, więc mieli na pokładzie pokaźną stertę popiołu.


- Patrz! - Powiedział nagle Harry, pokazując jej zapieczętowaną kopertę. - To od Dumbledore'a. Ciekawe czego on może chcieć... - Otworzył list i pobieżnie go przejrzał. - Zaprasza mnie na zebranie Zakonu. Dzisiaj o czternastej. Idziemy?


- Ale przecież zaprosił tylko ciebie... - Zauważyła dziewczyna.


- Tak, ale chcę, żebyś była ze mną. Może wtedy łatwiej będzie mi nad sobą zapanować. - Uśmiechnął się słodko. - Proszę?


- No dobra, ale pod jednym warunkiem. - Amy również się uśmiechnęła i usiadła mu na kolanach z cukierkową miną.


- Ooo, zaczynam się bać. - Potter zrobił wielkie oczy, ale zaraz się uśmiechnął. - Co tylko zechcesz.


- Pozwolisz mi trochę podrasować twój wygląd?


- A co? Nie podobam ci się? - Wyglądał, jakby miał się za chwilę rozpłakać. - Nie wiem...


Chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna zamknęła mu usta pocałunkiem, pod którym całkowicie się złamał i poddał jej woli.


- Jest dwunasta, masz pół godziny. - Powiedziała.


Zniknęła pod pokładem. Chcąc nie chcąc Harry musiał znaleźć sobie coś do roboty, wiec ubrał kąpielówki i poszedł popływać. O umówionej porze wszedł do swojej kajuty i aż się zdziwił. Wszędzie porozrzucane były jakieś drobiazgi, a na środku stała Amy. Wyglądała wprost bajecznie. Jasnoczerwone włosy opadały jej luźno na ramiona, a oczy, podkreślone tylko tuszem i czarną kredką wyglądały dość kusząco. Strój też miała świetnie dobrany. Czarna bluzka, wyglądająca jak gorset, krótka spódnica w czarnobiałe paski i wysokie czarne trampki.


- Wow...


Wykrztusił tylko Potter, który często był zaskakiwany przez dziewczynę.


- Nie stój tak, tylko siadaj. - Uśmiechnęła się wskazując mu fotel. - Zaczynamy od włosów...


Wydłużyła mu je, by swobodnie opadały na ramiona, a żeby nie wpadały mu do oczu, zawiązała mu czarną przepaskę wokół głowy. Później zajęła się jego garderobą. Wbiła go w ciemne rozszerzane jeansy i białą piracką koszulę. Do pasa przypięła miecz i podała ciemnobrązowy długi płaszcz. Po tych wszystkich operacjach Harry wyglądał naprawdę groźnie.*


- Daj mi jeszcze butelkę rumu, a na serio pomyślą, że jestem starym wilkiem morskim. - Zażartował chłopak i cmoknął swoją dziewczynę. - Jesteś boska.


- Wiem. - Mruknęła. - Zakładamy zaklęcia maskujące? Na oczy i uszy?


- Chyba nie. - Powiedział chłopak. - W sumie i tak już wiedzą, jak wyglądamy. - Uśmiechnął się chłopak. - Pięknie ci w tych ciuchach.


- Dobra, dobra, już tak nie słódź. Lecimy? - Zapytała patrząc na zegarek.


Była za pięć druga, więc zarzuciła płaszcz i razem z chłopakiem deportowała się na Grimmauld Place. Na szczęście nikogo tam akuratnie było, więc ruszyli w stronę numeru 12.


***


- Zwariowałeś, Dumbledore! A jak on nas pozabija?! Przecież on jest nienormalny! - Krzyczał jakiś mężczyzna.


W przykuchennym stole siedziało dwudziestu paru ludzi.


- A naszym zdaniem on jest w spoko* i na pewno mądrzejszy od ciebie. - Odezwał się jeden z bliźniaków Weasley.


- Myślę, że dobrze by było poznać jego plany. - Odezwał się Moody. - To kiedy ma się zjawić?


- Za jakieś trzy minuty. - Powiedział Albus.


Z rozbawieniem obserwował jak oczy niektórych członków Zakonu rozszerzają się do wielkości monet. W tym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi. Pani Weasley zniknęła na chwilę, by pojawić się z dwojgiem ludzi.


- Witam, Dumbledore. - Przywitał się Harry. - Chyba nie ma pan nic przeciwko, że przyprowadziłem Amy?


- Nie, nie, skądże.


Starzec uśmiechnął się i wyciągnął rękę w stronę chłopaka, który, chcąc nie chcąc, uścisnął ją.


- Napijecie się herbaty? - Zapytała od razu pani Weasley.


- Nie, proszę sobie nie robić kłopotu. Nie zabawimy tutaj długo. - Powiedział Potter i od razu przeszedł do rzeczy. - Dlaczego chciał pan mnie widzieć?


- Chyba słyszałeś o ostatnich wydarzeniach? - Dumbledore również przeszedł do rzeczy. - Chodzi o uprowadzenie Korneliusza. Czy masz z tym coś wspólnego?


- Nie, a sądząc z wypowiedzi, jaką zamieszczono w Proroku Codziennym nie miał pan co do tego żadnych wątpliwości. - Powiedział Potter.


- Tak, masz rację. Chciałem z tobą porozmawiać odnośnie twoich dalszych planów. Doskonale wiesz, że tylko ty możesz zabić Voldemort'a, więc dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś?


- Myśli pan, że do Voldemort'a można tak po prostu podejść, walnąć Avadą albo odciąć głowę i po sprawie? - Jego głos pełenbył ironii. - Jeśli tak, to myli się pan. Z pewnego źródła wiem, że dzięki eliksirowi Demonów Światła, będzie nieśmiertelny jeszcze przez... - Szybko obliczył w głowie. Mm, jakieś 443 lat.


- To znaczy, że będzie niepokonany przez prawie pięć wieków? - Przeraziła się Tonks.


- Nie, ponieważ istnieje sposób, żeby to ominąć. - Zapewnił Potter. - Nawet jeśli powiem wam, jaki to sposób to wątpię, żebyście wiedzieli, o czym mówię.


- Zaryzykujemy. - Stwierdził Dumbledore, ale Potter się zawahał.


- Czy jest pan w stu procentach pewien, że nikt ze zgromadzonych tu ludzi nie ma kontaktów ze Śmierciożercami? - Wszyscy zaczęli się rozglądać.


- Tak, jestem pewien. - Powiedział dyrektor zdecydowanie. - Czy naprawdę myślisz, że dopuściłbym do Zakonu osobę, która nie jest „czysta"?


- Profesora Snape'a pan dopuścił. - Stwierdziła Amy. - Ale w tym wypadku nie mamy wątpliwości co do jego lojalności.


Wszystkich zdziwiła ta wypowiedź, bo jeśli mieliby komuś nie ufać to tylko Mistrzowi Eliksirów.


- Pozwoli pan, że sam sprawdzę, czy wszyscy tutaj są uczciwi. Jeśli ktoś nie chce przejść tego testu może wyjść.


Nikt nie ruszył się z miejsca, więc Harry wyciągnął różdżkę i machnął nią kilka razy. Nic się nie stało, więc bez żadnego wstępu zaczął mówić.


- Według legendy egipski Bóg, Set stworzył pewien amulet, dzięki któremu można zabić wszystko, co się rusza. Nieważne czy jest nieśmiertelne, czy nie. Dzięki dostępowi do biblioteki w Reykjavik...


- Co?! - Zdziwili się bliźniacy. - Jakim cudem się tam dostałeś?


- My próbowaliśmy, ale... - Zaczął George.


- ...nie mogliśmy jej nawet znaleźć. - Dokończył Fred.


- Ma się swoje kontakty. - Uśmiechnął się Potter i kontynuował. - Amulet będę mógł zdobyć dopiero koło 15 kwietnia. Chce pan wiedzieć coś jeszcze?


- A dlaczego akurat koło 15 kwietnia? - Zapytał dyrektor lekko zdziwiony szczerością i otwartością Wybrańca.


- Chodzi o położenie planet. - Wyjaśnił Harry krótko. - Jeśli to wszystko, to chciałbym już wrócić do domu.


- Oczywiście. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie - Harry tylko uśmiechnął się ironicznie i zniknął razem z Amy. - liczyć.




★♡★♡★♡★♡★

Kilka słów ode mnie, jako nieoficjalnej bety:

*Oryginalnie pisało „miała kaptur nasunięty głęboko na twarz", co było nieco bez sensu, bo wcześniej napisano, że była zamaskowana. Dlatego zmieniłam na „miała kaptur i maskę".

*Oryginalnie pisało „wystraszyła się nie na żarty", ale zmieniłam na „przywołała bandaże", bo linijka niżej już bandażuje Harry'emu rękę, mimo że są w bibliotece. Uznałam, że to zmienię dla większego sensu.

*Oryginalnie pisało „zaczął czytać", ale zmieniłam na „i pokazał jej gazetę", bo artykuł był tak rozwlekły i duży, że nie było sensu robić ściany tekstu w formie dialogowej. Dlatego nieznacznie zmieniłam dla przejrzystości.

*Była podana pełna nazwa klątwy, Avada Kedavra, więc ją zamieniłam na „uśmiercająca". Bez urazy dla autorki, ale w gazecie nie napisaliby pełnej nazwy klątwy, bo jakiś dzieciak mógłby jej przypadkiem użyć i kogoś nieświadomie zabić.

*Naprawdę nie rozumiem, po co piracki Potter, ale nie zmieniam tego, choć korciło jak cholera...

*Oryginalnie pisało „jest ok", a że brzmiało głupio, to zmieniłam na „jest spoko".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro