Bajka o dyrektorze i siedmiu nauczycielach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na śniadaniu następnego dnia Nicole i Hermiona były półprzytomne. Nic dziwnego, w końcu pół nocy przegadały, zastanawiając się kto kogo zaprosi na bal i śmiejąc się z niektórych pomysłów. Żadnej z dziewczyn nie przeszłoby nawet przez myśl, że ta druga będzie tak świetną towarzyszką nocnych rozmów.
-Co wyście robiły w nocy, że tak zmęczone jesteście? - spytał Harry, jedząc tosta z serem. Dziewczyny spojrzały na siebie i zachichotały cicho. Ginny przysunęła się bliżej nich zaciekawiona.
-Ja ffeż jestem ciekaffy. - powiedział Ron z pełną buzią. Hermiona skrzywiła się.
-Ron, nie mów z pełną buzią. I nikt ci nie zabierze jedzenia, więc nie musisz tak się napychać. - zganiła go.
-Wpuść takiego do łazienki, to ci nawet mydło zje. - mruknęła Nicole, po czym wymieniła spojrzenia z przyjaciółką. Obie wybuchnęły śmiechem.
-Co wyście brały? - zapytała rozbawiona Ginny.
-Chyba nic. - odpowiedziała Hermiona przez śmiech.  Nicole, siedząca obok niej ziewnęła.
-Może napij się kawy? - zaproponował trochę zatroskanym głosem jej brat. Dziewczyna kiwnęła głową, więc Potter nalał trochę brunatnej cieczy do kubka i wsypał dwie łyżeczki cukru.
-Kawa będzie mocniejsza, gdy dodasz do niej zamiast cukru amfetaminy. - doradziła dziewczyna, przymykając na chwilę oczy. Hermiona i Harry parsknęli śmiechem. Ron i Ginny nie mieli pojęcia co to amfetamina, więc nie odezwali się nawet słowem. - Merlinie, co ja mówię. - jęknęła rozbawiona Nicole i dorwała się do kupka z kawą. Łapczywie wypiła jego zawartość.
-Nigdy więcej nie gadać do trzeciej rano. - powiedziała Hermiona bardziej do siebie niż do przyjaciół.
-A o czym to tak dyskutowałyście? - zainteresowała się Weasley, dziewczyny jednak zamiast odpowiedzieć, znów zaczęły się śmiać.
-Możecie już przestać? Snape się dziwnie patrzy. - poprosił z jękiem Ron. Gryfonki jednak roześmiały się jeszcze bardziej, usłyszawszy nazwisko nauczyciela.
-Kociołki, co? - zapytała przez śmiech Nicole, nawiązując do ich wczorajszej, a może już dzisiejszej, rozmowy.
-A tym co? - zapytał Dean, przechodzący obok przyjaciół.
-Nie wiem. - Harry wzruszył ramionami z bezradną miną.
-Zwariowały. - dodał Ron.
-Powiem ci jak się dowiesz ile lat ma McGonagall. - wykrztusiła dziewczyna, starając się uspokoić.
-I Dumbledore. - dodała Hermiona. Wczoraj chyba przez pół godziny zastanawiały się czy są w podobnym wieku i, czy przyjdą razem na bal. Dean popatrzył na nie, jakby oczekiwał, że znowu zaczną się śmiać, te jednak były zdumiewająco poważne. Chłopak więc kiwnął głową, przyjmując wyzwanie, i odszedł.

Lekcje tego dnia ciągnęły się wyjątkowo długo. Ostatnia z nich, transmutacja, trwała już od czterech godzin, chociaż zegar wskazywał, że minęło dopiero pięćdziesiąt minut. Nagle Dean podniósł rękę.
-Tak, panie Thomas? - spytała nauczycielka, zaskoczona, że któryś z uczniów  jest aktywny na ostatniej lekcji.
-Ile pani ma lat? - zapytał chłopak lekko zawstydzony. Kilka osób podniosło głowy, słysząc nietypowe pytanie.
-Tyle, na ile wyglądam. - odpowiedziała trochę speszona nauczycielka, chociaż starała się wyglądać pewnie.
-Merlinie, przecież ludzie tyle nie żyją. - stwierdził, niemalże automatycznie, Dean z szeroko otwartymi oczami. Uczniowie parsknęli śmiechem, a McGonagall zaczerwieniła się ze złości.
-Panie Thomas! Minus dwadzieścia punktów! To już szczyt bezczelności! Szlaban! Na tydzień! Codziennie o dziewiętnastej u pana Filcha! - nauczycielka starała się przekrzyczeć śmiejących się uczniów, jednak nie dała rady. - Wszyscy minus pięć punktów! A teraz koniec lekcji. - wycedziła w końcu. Młodzież prędko się spakowała i uciekła. Nikt nie chciał zostawać sam na sam z wściekłą nauczycielką.
-Nie no, to było niezłe Dean. - Nicole aprobująco poklepała go po plecach. - Ale się nie dowiedziałeś. - stwierdziła ze zwycięskim uśmiechem na ustach.
-Ciekawe, co Snape by odpowiedział na jej miejscu. - zastanowiła się Hermiona, czym wywołała śmiech u większości Gryfonów.
-Ile ma pan lat? Tyle ile kociołków. - zażartował Ron. Śmiejąc się tak i rozmawiając, doszli do pokoju wspólnego Gryffindoru, gdzie Nicole i Hermiona zaciągnęły chłopaków do kąta pokoju wspólnego, gdzie zaczęli rozmawiać na różne tematy. Dziewczyny jednak nie poruszały tematu balu. Nagle Nicole przypomniała sobie o umówionym spotkaniu. Rzuciła szybkie Tempus. Było już pięć minut po umówionym czasie. Przeklęła więc w duchu i wybiegła z pokoju, zostawiając przyjaciół bez słowa. Po chwili stała już przed drzwiami do gabinetu Felixa. Zapukała. Głowa aurora pokazała się niemal od razu.
-Już myślałem, że nie przyjdziesz. - powiedział i zaprosił dziewczynę, aby usiadła. Na stoliku stała już herbata i ciastka.
-Rozmawiałam z przyjaciółmi. - wyjaśniła. - Nic ważnego.
-Nie wiem czemu, ale nie bardzo ci wierzę. - stwierdził mężczyzna.
-Mi? - spytała, udając oburzenie. - Ranisz. - dodała dramatycznie. Felix parsknął śmiechem.
-Ciasteczko? - spytał kulturalnie.
-Jasne. - wzięła jedno, a zaraz potem drugie.
-Przytyjesz jak będziesz tyle słodyczy wżerać. - zaśmiał się auror.
-Wiesz, życie bez słodyczy byłoby... Co ja gadam?! Bez słodyczy nie byłoby życia! - zakończyła, po czym oboje się roześmieli.
-A tak jak już się śmiejemy, to powiem ci, że jestem bardzo ciekawy co cię bawiło tak na śniadaniu? - spytał.
-A co obserwujesz mnie? - zapytała.
-Nie zmieniaj tematu. - powiedział z pretensją w głosie.
-Emm... Po prostu wczoraj  zastanawiałyśmy się z Hermioną kto kogo zabierze na bal, no i biorąc takiego Snape'a, czy Hagrida, po prostu nie dało się wymyślić nic normalnego. Ta głupawka trwała do rana, o ile jeszcze nie trwa. - dokończyła z szerokim uśmiechem. Seymour zaczął się śmiać.
-Przyrzekam, że jeżeli cała szkoła się dowie o balu, to pożałujesz. - powiedział auror, jednak na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Tylko Hermiona. - zarzekła się. - Nawet Harry i Ron nic nie wiedzą. Zresztą może to i lepiej. Nie będę musiała przez trzy miesiące słuchać jakie to życie jest niesprawiedliwe, bo oni muszą kogoś zaprosić. - stwierdziła nastolatka.
-Na pewno nie byłoby to w połowie tak złe, jak słuchanie narzekań Severusa. Uwierz. - odparł auror. Nicole zaczęła się śmiać. - Co ty sobie wymyślasz Dumbledore? Chyba sobie żartujesz? Nikt mnie nie zmusi do uczestniczenia w takich głupotach! - zaczął naśladować głos Mistrza Eliskirów.
-Wyobrażam to sobie. - powiedziała nastolatka, biorąc łyk herbaty. - Syriusz za to pewnie się ucieszył? - domyśliła się.
-Nie wiem, czy on w ogóle o tym wie, bo w czasie tego zabrania siedział u Hagrida i naprawiał ten swój latający motor. - odparł Felix.
-Motor? W czasie zebrania? - zdziwiła się Nicole. - Odpowiedzialność to chyba nigdy nie będzie jego mocna strona. - zaśmiała się.
Rozmawiali przez ponad godzinę, aż w końcu Potter uznała, że musi iść odrobić prace domowe.

Nadeszła w końcu godzina dziewiętnasta, co w Hogwarcie oznaczało jedno - kolację. Uczniowie zebrali się w Wielkiej Sali i zaczęli jeść. Nicole jak zwykle omiotła wzrokiem salę, zatrzymując się na bliźniakach Weasley. Byli rozweseleni, prawie nic nie jedli i wpatrywali się dyskretnie w stół nauczycielski.
-Zaraz do was dołączę. - powiedziała Nicole, podchodząc do Fred i George'a. Hermiona, Harry i Ron bez słowa udali się na swoje ulubione miejsca. Byli przyzwyczajeni, że Nicole lubiła mieć swoje sprawy i tajemnice.
-A wy co kombinujecie? - zapytała, stając za dwoma rudzielcami.
-My? Nic... - odpowiedział Fred.
-Powiedz tylko, czemu ci nie wierzę? - zapytała, przekrzywiając lekko głowę.
-Ty zawsze nas rozgryziesz. - zauważył z pretensją w głosie George - Ech... Patrz na stół prezydialny. Już za chwilę... - powiedział. Dziewczyna oparła się o krzesła chłopaków i posłusznie patrzyła w tamtą stronę. Nagle...
BUM!
Stół prezydialny zniknął za ścianą dymu. Wszyscy patrzyli na to szeroko otwartymi oczami. Gdy dym w końcu opadł uczniowie wybuchnęli śmiechem. Dumbledore ubrany był w sukienkę. Jego włosy, zazwyczaj siwe, były teraz czarne, a długa broda gdzieś zniknęła. Pozostała siódemka nauczycieli zmniejszyła się do rozmiarów Flitwicka, zaś szaty zmieniły się w brązowe spodnie, tego samego koloru kubraczki i połatane kapelusze. Napis nad nimi głosił: Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków. Uczniowie i niektórzy nauczyciele chichotali. To jednak nie był koniec. Napis po kilku minutach zmienił się. Skoro bajka już opowiedziana... głosił teraz. Uczniowie wpatrywali się w niego, czekając na ciąg dalszy zabawy. ...czas na prysznic! Nim do ludzi dotarł sens tego zdania, kilkadziesiąt ogromnych wiader z wodą, zamieszczonych pod sufitem przechyliło się. Wszyscy byli mokrzy, oprócz Freda i George'a, którzy w porę rozłożyli zwykłe, mugolskie parasolki oraz Nicole, która miała tyle szczęścia, że stała naprawdę blisko ich. Trójka uczniów zaczęła się śmiać, podczas gdy inni albo wysyłali im nieprzychylne spojrzenia, albo drżeli z zimna, albo próbowali się jakoś doprowadzić do porządku.
-Mogliście chociaż nam powiedzieć. - powiedziała z pretensją Ginny, wykręcając włosy.
-Nie byłoby wtedy takiej zabawy. - stwierdził Fred. Siostra spojrzała na niego z chęcią mordu w oczach.
-Weasley, Weasley i Potter! Macie szlaban. - powiedział Seymour, podchodząc do nich wciąż w stroju krasnoludka. Jednak nie tylko wygląd zewnętrzny się zmienił. Jego głos był nienaturalnie piskliwy, co wywołało kolejną salwę śmiechu. Nauczyciel pokręcił rozbawiony głową i zdjął z siebie czar. Gdy już był w swojej normalnej postaci dodał:
-Jutro o siedemnastej.
-Ale to nie ja! - zaprotestowała Nicole.
-Uwaga, bo uwierzę. - auror przewrócił oczami.
-A skąd wiadomo, że to my? - spytał prowokacyjnie George.
-Pomyślmy... Może dlatego, że jako jedyni na tej sali jesteście susi? - zapytał kpiąco nauczyciel Obrony przed Czarną magią.
-My... - próbował coś wymyślić Fred. - Wywróżyliśmy to na wróżbiarstwie! Zobaczyłem to dzisiaj w kryształowej kuli. Wszystko dokładnie tak samo. Najpierw ta zmiana ubrań, a potem wylanie wody. Przysięgam. - powiedział pewnie, niezmiernie zadowolony z siebie chłopak.
-Ty nie chodzisz na wróżbiarstwo. - zauważył nauczyciel przytomnie.
-Naprawdę? - spytał zdziwiony rudzielec. Po chwili zmarszczył nos. - No tak, faktycznie. - przyznał.
-A według mnie to wszystko przez nargle. - wtrąciła się Luna nieco śpiewnym tonem. - One nie lubią krasnoludków, więc oblały wszystkich wodą.
-Nargle? - powątpiewała McGonagall, podszedłszy do trójki uśmiechniętych nastolatków.
-Tak. - potaknęła Krukonka. - O! Jeden lata pani koło głowy. Chyba spodobał mu się kolor pani tiary.
Nauczycielka prychnęła, pokazując, że nie wierzy w takie bzdury, jednak po chwili rozejrzała się czujnie.
-Chyba panią polubił. Mówi, że pani nie opuści. - powiedziała wesoło Luna i odeszła w podskokach. McGonagall chwilę popatrzyła na odchodzącą dziewczynę, po czym sama poszła, rozglądając się od czasu do czasu, czy aby na pewno żaden nargiel się koło niej nie kręci.
-To skoro już wszystko ustaliliśmy, to zapraszam jutro o siedemnastej do mojego gabinetu. - podsumował Seymour i odszedł, aby wysuszyć stół Puchonów. Winowajcy się jednak tym nie przejęli. Wciąż chichotali, gdy inni doprowadzali siebie i salę do porządku.
-Skoro jesteśmy już po bajce i prysznicu. To teraz czas, aby każdy wrócił do dormitorium. - powiedział dyrektor, starając się ukryć swoje rozbawienie. Kilka osób zachichotało, jednak wszyscy posłusznie wrócili do dormitoriów.

Następnego dnia o siedemnastej trójka nastolatków posłusznie stawiła się przed drzwiami do komnat Seymoura. Nicole zapukała. Drzwi nie otwierały się przez dłuższą chwilę.
-To co? Mykamy do dormitorium i w razie czego mówimy, że przyszliśmy? - spytał Fred. Nikt  jednak nie zdążył mu odpowiedzieć, bo dotychczas zamknięte drzwi otworzyły się.
-No tak, szlaban, wchodźcie. - powiedział. Czwórka Gryfonów posłusznie weszła do pomieszczenia. Chłopcy rozglądali się zaciekawieni po pomieszczeni, w końcu byli tam po raz pierwszy. Nicole, która już była tu wcześniej kilka razy, od razu skierowała się w stronę fotela, na którym zawsze siadała podczas swoich wizyt w komnatach aurora. 
-Więc co będziemy robić? - zapytała rudowłosa, przerywając chwilę ciszy.
-Nie zaczyna się zdania od więc. - poprawił ją auror z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Ty jesteś aurorem czy anglistą? - zapytała dziewczyna złośliwie.
-A czy jedno przeszkadza drugiemu? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Ty mnie lepiej nie wkurzaj. - odburknęła. Chłopcy byli trochę zaskoczeni, że uczennica i nauczyciel mówią do siebie  tak jakby byli kolegami. Co prawda Seymour nie wymagał form grzecznościowych i tych innych głupot, jednak nie zmieniało to faktu, że jest nauczycielem. - Gadaj w końcu co mamy robić.
-Pomyślmy... - zastanowił się. - Poukładajcie książki. - rozkazał, wskazując na ścianę przy której stały regały.
-Ale one są ułożone perfekcyjnie. - zauważył Fred.
-Jak tak bardzo ci zależy to mogę to zmienić. - odparł auror ze złośliwym uśmiechem, wyciągając różdżkę z kieszeni.
-Nie! - krzyknęła Nicole. - On żartował. - dodała, patrząc porozumiewawczo na rudzielca. Chłopak wydawał się jednak wszystko idealnie rozumieć.
-To mamy iść, czy posiedzieć? Bo różni nauczyciele różnie robią. - zapytał.
-Posiedźcie, bo Minerwa nie podaruje mi, jeśli was za wcześnie puszczę. - odpowiedział auror. - Siadajcie.
-Widzę, że wy już przyzwyczajeni. - zauważyła Nicole.
-Co jakiś czas nauczyciele darują nam szlabany, gdy nie chce im się nas pilnować. - dodał.
-Ciekawe, ciekawe, szepnij co nieco. - powiedział auror. - Może w końcu przestaną się mnie czepiać, że jestem zbyt pobłażliwy w stosunku do uczniów. - dodał mężczyzna. Kolejne dwie godziny szlabanu minęły im na miłej rozmowie.

***
Kolejny rozdział za nami! :D Postaram się jeszcze w tym tygodniu dodać kolejny (zapewne wyjdzie on w czwartek, ale tego nie obiecuję!)
Bliźniacy wracają do akcji! Jeśli chcecie więcej bliźniaków to piszcie :D
Zastanawiam się też czy nie chcielibyście zadać kilku pytań do bohaterów? Jeśli tak to zadawajcie je w komentarzach, jak się ich kilka nazbiera to dodam.
Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro