Bal

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W końcu nadszedł dzień balu. Niemal od samego rana wszyscy byli na nogach, mimo że z tej okazji odwołano wszystkie lekcje. Większość nauczycieli dekorowała wielką salę wraz z prefektami, jedynie Snape szwendał się po zamku, wlepiając  każdemu napotkanemu uczniowi szlaban. Uczennice szykowały swoje stroje i fryzury, a uczniowie, zwłaszcza ci młodsi, kombinowali jak nie zbłaźnić się przed swoimi wybrankami.

Nicole leżała jeszcze w łóżku, ciesząc się z tego, że, pomimo iż jest środek tygodnia, nie musi biec na lekcje. Zmieniło się to dopiero dwie godziny później, gdy do jej pokoju wpadła Hermiona.
-Nicole, ty jeszcze śpisz! - krzyknęła zdziwiona.
-Mhmm. - mruknęła jedynie w odpowiedzi rudowłosa.
-Wstawaj! Musimy się wyszykować! - upierała się Granger.
-Zlituj się, Hermiono, nie mów, że będziesz się szykować cały dzień. - jęknęła Potter. Jednak jej przyjaciółka była nieugięta. W końcu, z miną skazańca, Nicole opuściła ciepłe łóżko i powlokła się za pełną entuzjazmu przyjaciółką.
Po czterech godzinach zupełnie nie żałowała tej decyzji. To, jak teraz wyglądała przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Planowała po prostu założyć swoją suknię przed balem, jednak Lavander i Parvati, które potem do nich dołączyły, uparły się na zrobienie wytwornej fryzury i lekkiego makijażu. Długa delikatna, zielona suknia spływała po jej ciele. Talia była zaznaczona srebrnym paskiem. Lavander pokręciła jej włosy, tak, że opadały na plecy falami.  Na jej szyi wisiał delikatny, srebrny wisiorek, który dostała od Seymoura na urodziny. Normalnie nie założyłaby go, ale Parvati przeszukała cały pokój w poszukiwaniu biżuterii, która pasowałaby do jej sukni, aż w końcu go znalazła. A wtedy nie było mowy o tym, by wisiorek został tam gdzie był. Jedynie w kwestii obuwia postawiła na swoim i założyła wygodne, sportowe buty, tłumacząc, że spod sukienki i tak ich nie będzie widać. Dziewczyny odpuściły jej dopiero po pół godzinie kłótni. Pozostałe Gryfonki prezentowały się równie dobrze. Hermiona przez prawie godzinę próbowała okiełznać swoje włosy Ulizanną i dość długo dopasowywała za pomocą magii swoją błękitną suknię, ale efekt zdecydowanie był tego wart.

O godzinie dziewiętnastej dziewczęta skierowały się w stronę Wielkiej Sali, gdzie mieli czekać na nich ich partnerzy. Nicole dopiero teraz uświadomiła sobie, że przez to całe zamieszanie z przepowiednią i odkryciem gabinetu Salazara Slytherina, nie wie kto z kim idzie.
-Hermiona, z kim ty właściwie idziesz? - zapytała. Jej przyjaciółka uśmiechnęła się rozbawiona.
-Z Ronem. - odpowiedziała krótko.
-A jednak. A Harry?
-Z Ginny. Nie pamiętasz jak się ciebie radził? - zdziwiła się dziewczyna.
-Eee... Nie bardzo. - przyznała Potter.
-To było gdy czytałaś Dwadzieścia sposobów na prowadzenie badań magicznych. - przypomniała jej. Nicole sięgnęła pamięcią do tamtej chwili. Faktycznie, Harry do niej mówił, ale ona kompletnie go ignorowała, kiwając jedynie raz na jakiś czas głową.
-Możliwe. - zgodziła się z Hermioną.
-BUU! - ktoś wrzasnął za ich plecami. Dziewczyny odruchowo podskoczyły przestraszone. Nicole jednak szybko odwróciła się, spostrzegając śmiejącego się Freda.
-To nie było zabawne. - stwierdziła Granger.
-Było. - nie zgodził się z nią Ron, podchodząc do nich.
-To jest przedsmak naszego wielkiego żartu. - stwierdził starszy chłopak. - Będzie na ustach wszystkich jeszcze miesiąc po balu. - rozmarzył się.
-Pięć galeonów, że nie. - rzuciła Nicole.
-Przyjmuję. - odpowiedział pewnie Fred. - A teraz choć, musimy znaleźć moją drugą połowę. - złapał partnerkę za rękę i pociągnął ją w stronę sali. Ta zdążyła tylko pomachać Ronowi i Hermionie.
Przed wejściem do stały dwa zaczarowane posągi, które sprawdzały, czy aby na pewno każdy z wchodzących jest z osobą towarzyszącą. Pomieszczenie wyglądało imponująco, choć lekko zalatywało kiczem. Wszędzie porozwieszane były czerwone i różowe serca, w jednym rogu stała wielka podobizna kupidyna, a oparcia i siedziska krzeseł miały kształt serc.
Kiedy w końcu weszli, niemal od razu złapali ich Syriusz z Remusem i Nimfadorą.
-Cześć, dzieciaki! - przywitał się Łapa.
-Cześć! Ochrona? - odgadł Fred. Mężczyzna pokiwał głową.
-Ale chyba nie samotnie, co? - zapytała Nicole.
-Ja jestem z Tonks. Sara nie mogła przyjść, więc Syriusz jest z profesor Sinistrą.- powiedział Remus.
-Która zgodziła się z nim pójść tylko dlatego, że Dumbledore kazał wszystkim nauczycielom przyjść na bal. - uzupełniła Tonks. Syriusz zgromił ją spojrzeniem.
-Wszystkim? - zapytała rudwołosa. - To z kim przyszedł Sey... eee... Snape? - poprawiła się. NImfadora uśmiechnęła się pod nosem.
-Snape się zbuntował. - powiedział Remus. - stwierdził, że nie ma czasu na takie głupoty.
-A Seymour przyszedł z McGonagall. - dodała aurorka. - Tak tylko mówię, gdyby cię to interesowało. - zastrzegła szybko.
-Z McGonagall?! O rany... - zdziwił się Fred. - Dobra, ja na razie lecę, muszę dogadać parę spraw z George'em. - powiedział i zniknął w tłumie.
-Kawał? - odgadł Remus od razu.
-To będzie coś tak niespotykanego, że szczęka wam opadnie do podłogi. - powiedziała z przekonaniem Nicole, mając na myśli oczywiście przepowiednię.
-Już jestem. - powiedział Fred, podchodząc do nich z wielkim uśmiechem.. - Chodź potańczyć przed oficjalnym rozpoczęciem. - zarządził i pociągnął ją za rękę. Przetańczyli razem trzy piosenki nim nastała cisza, a na podwyższenie wszedł dyrektor.
-Moi drodzy! Bardzo cieszę się, że tu jesteście i mam nadzieję, że będziecie się wyśmienicie bawić, a ten wieczór pozostanie w waszej pamięci do końca życia. A teraz wnieśmy toast za ten wieczór! - zawołał, podnosząc swój kielich z szampanem. Pozostali poszli w jego ślady.
BUUUUM!
Coś huknęło i nagle z kieliszków szampana zaczęły wylatywać kolorowe światełka, które zmieniały się w fajerwerki tuż pod sufitem wielkiej sali tworząc niesamowite wzory. Aż w końcu, na koniec, rozległ się jeszcze jeden huk, który zamienił wszystkie różowe serca porozwieszane w Wielkiej Sali na pączki wycięte z kartonu.
-Nawet wam podziękuję. Te serca były straszne. - powiedział Dean, stojący obok zaśmiewających się bliźniaków, rozbawionej Nicole i zdezorientowanej Angeliny. Męska część sali miała podobne zdanie, jednak dziewczyny były niezadowolone z takiego obrotu spraw i dość głośno wyrażały swoje niezadowolenie.
-Cisza! - krzyknęła McGonagall w końcu. - Jak się tylko dowiem kto to... I znajdę dowody, zostanie on, a raczej oni, surowo ukarani. - zapowiedziała.
-A teraz rozpoczynamy bal! - zawołał, jak zawsze radośnie, Dumbledore.
-Moje gratulacje. - powiedział Seymour do sprawców całego zamieszania. - A teraz... Czy mogę prosić do tańca? - zapytał, kłaniając się szarmancko w stronę Nicole, ta pokiwała głową zarumieniona.
-No, Fred, ktoś ci zabiera panienkę. - usłyszała jeszcze chichot Freda, zanim zaczęła wirować po parkiecie z Felixem. Od razu było widać, że to nie będzie jedna z tych chwili, kiedy się ze sobą kłócą. Być może dlatego przez te wszystkie serca i... pączki.
-Te ozdoby były straszne. - powiedział auror, podczas jednego z szybszych kawałków.
-Okropne. - zgodziła się z nim dziewczyna.
-Coś jeszcze przygotowaliście? - zapytał podejrzliwie.
-Przy tym co będzie następne, ten kawał szybko odejdzie w zapomnienie. - odpowiedziała szczerze Nicole. Rozmawiali ze sobą dość długo, gdy nagle,o koło godziny dwudziestej trzeciej, otwarły się drzwi Wielkiej Sali. Weszły przez nie do środka dwie zakapturzone osoby.  Na początku pozostały  niezauważone, jednak już po chwili uwaga wszystkich było zwrócona na nich. Felix zareagował pierwszy. Podbiegł do nich i jednej przyłożył różdżkę do głowy.
-PRZESTAŃ! - krzyknęła Potter w tej samej chwili co jej brat. Seymour spojrzał na nich zdezorientowany.
-Co? - zapytał głupio. Ron, Harry, Hermiona i Nicole rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia, po chwili rodzeństwo spojrzało po sobie.
-Może najpierw dowiesz się kim oni w ogóle są? - zaczęła Nicole.
-Dlaczego tu przyszli? - dodał jej brat.
-Skąd przyszli?
-Dlaczego stamtąd przyszli?
-Po której są stronie?
-I czy lubią lody cytrynowe. - palnął na koniec Harry. Część osób zaśmiała się, zaś auror patrzył ogłupiały na swoich uczniów.
-Ej! Tylko bliźniacy mogą mówić na zmianę! - zaprotestował George, kompletnie nie przejmując się tym, że zupełnie obce, wciąż zakapturzone osoby stoją po środku Wielkiej Sali w Hogwarcie.
-A my to jesteśmy swoimi sąsiadami? - zakpiła Nicole.
-Eeee... No fakt. - speszył się rudzielec.
-Ekhm. - odchrząknął Dumbledore by zwrócić na siebie uwagę. - To może w końcu zadam pytanie które powinno paść już na początku: kim i jesteście i w jakim celu przybywacie?
Jednak postacie nie mogły odpowiedzieć, gdyż Nicole była szybsza.
-Właściwie to są dwa pytania. Chociaż nie jestem pewna czy można tak to policzyć. Bo zdanie jest jedno, ale domaga się pan odpowiedzi na dwa pytania złączone spójnikiem i w zdanie współrzędne łą...
-Dobra, przestań już siostra. - roześmiał się Harry. Dziewczyna przewróciła oczami.
-Czy moglibyście odpowiedzieć? - dyrektor zwrócił się do przybyszów.
-Rany, Lily, nikt mnie tu nie poznaje... Zapomnieli o mnie. - powiedziała jedna z postaci. Nicole obserwowała reakcje ludzi, ale nikt chyba jeszcze nie uświadomił sobie kim są nieznajomi. Jedynie Remus i Syriusz trochę zbledli.
-Może dlatego, że masz kaptur na głowie, Rogaczu? - odpowiedziała Lily i odkryła najpierw swoją twarz, a potem jej towarzysza. W tym momencie większość obecnych albo zbladła, albo opadła na krzesła, nie mogąc uwierzyć w to, co widzą. Remus i Syriusz stali jak słup soli, a ich buzie były szeroko otwarte. Czwórka przyjaciół, która jako jedyna wiedziała wcześniej o tym zajściu wybuchnęła śmiechem. Zaraz zresztą do nich dołączył James.
-O rany, ale macie miny! Jakbyście ducha zobaczyli! - śmiał się mężczyzna.
-Ja chyba zostaje abstynentem, bo mam halucynacje. - szepnął do przyjaciela Black. Jednak w Wielkiej Sali było tak cicho, że wszyscy to doskonale słyszeli.
-Ja chyba też. - odpowiedział mu wciąż zszokowany Lunatyk.
-Nie musicie. - pocieszył ich Harry, gdy wraz z siostrą szli na spotkanie rodzicom. Po chwili stanęli na przeciwko nich.
-Cześć, jestem Nicole i jestem waszą córką, tak jakbyście nie wiedzieli. - przywitała się nastolatka.
-Wiem. - odpowiedziała Lily ze łzami w oczach.
-Siemka dzieciaki! - James potargał im włosy tak, jak robił to codziennie. - Ale wy ładnie wyglądacie! Czyżbyśmy wpadli w środek jakiejś imprezy?
-Nie wierzę. James... Lily! - mówił zszokowany Black.
-To uwierz, Syriuszu. Jesteśmy prawdziwi, żywi i co tam jeszcze sobie wymyślisz. - powiedziała do niego Lily.
-I nie, to nie jest żart. - dodał James, patrząc z uśmiechem na przyjaciół.
-Udowodnijcie. - wtrącił się Dumbledore.
-Jak? - James rozłożył ręce.
-Proponowałeś nam, Albusie, że to ty będziesz naszym Strażnikiem Tajemnicy, ale nie zgodziliśmy się, chcąc, by został nim Syriusz. Nie chcieliśmy cię obarczać kolejnymi obowiązkami. Łapa powiedział, że byłby zbyt oczywistym wyborem, więc został nim Peter. - zaczęła Lily.
-Podejrzewaliśmy, że Lunatyk donosi na nas Voldemortowi - dodał James. Kilka osób wzdrygnęło się.
-Nicole urodziła się chora, dlatego nikt nie wiedział o jej istnieniu.
-Mam na koncie najwięcej szlabanów w historii Hogwartu. Łącznie było ich 729. - dodał Rogacz.
-Wszystko się zgadza. - podsumowała zdziwiona McGonagall.
-No dobra, niech wam będzie, ale w takim razie mam pytanie. - powiedział powoli Syriusz, wciąż nie wierząc w to, co się stało.
-Śmiało! - powiedział radośnie Rogacz.
-No dobra, więc, skoro jesteście prawdziwi, to GDZIE, NA GACIE MERLINA, BYLIŚCIE PRZEZ TE 14 LAT?!
-14 lat? Trochę nam zleciało, co Lily? - odpowiedział beztrosko mężczyzna.
- Wydaje mi się, że byliśmy zawieszeni pomiędzy światami. - wyjaśniła, ignorując wypowiedź męża. - Bezkresna, biała przestrzeń z której nie wiedzieliśmy jak się wydostać.
-Ale się wydostaliście. - zauważył Harry.
-No, dzięki mnie. - pochwalił się jego ojciec. - Powiedziałem: "Szkoda, że nie ma tu drzwi do naszego świata" i w końcu one się pojawiły.
-I zajęło wam to 14 lat? - zdziwiła się Nicole.
-Tam czas płynie trochę inaczej. - wyjaśniła kobieta. Po tym stwierdzeniu w pomieszczeniu zapadła nieznośna cisza. Przerwał ją dopiero krzyk Nicole:
-FRED! WISISZ MI PIĘĆ GALEONÓW!

Bal był kontynuowany, jednak Dumbledore kazał przejść Nicole, Harry'emu i państwu Potter do swojego gabinetu, aby tam mogli spokojnie porozmawiać.
-Wiecie, że wasz powrót nie zostanie tajemnicą. - zaczął dyrektor. - Voldemort będzie chciał was zabić.
-A kogo on nie chce zabić? - zakpiła Nicole. - Przypominam, że Harry niemal od urodzenia jest na pierwszym miejscu do odstrzału.
-Nicole! - skarciła dziewczynę matka. Ta tylko uśmiechnęła się nonszalancko.
-Ty też jesteś dość wysoko, zwłaszcza po tej akcji z włosami. - stwierdził Harry i uśmiechnął się na samo wspomnienie tego wydarzenia.
-Jakimi włosami? On chyba nie ma włosów, nie? - zainteresował się James. Rodzeństwo wszystko mu zrelacjonowało. Ich ojciec śmiał się szczerze.
-To było niepoważne i niebezpieczne. - skarciła ją ponownie Lily.
-Teraz mi będziesz prawić kazania? Nie uważasz, że trochę już na to za późno? Zwłaszcza, że z Harry'm musieliśmy sobie radzić sami przez całe życie? - mówiła ,z pozoru spokojnie, nastolatka.
-Jak to sami? - Rogacz momentalnie spoważniał.
-Dowiedzieliśmy się o sobie dopiero w te wakacje. - wytłumaczył Harry.
-Jak to?! - wybuchnęła LIly. - Rozdzieliłeś ich! - oskarżyła dyrektora.
-W pewnym momencie straciłem Nicole z oczu. - przyznał starzec. - Szukałem jej. - dodał szybko, widząc, że kobieta szykuje się do wybuchu. - Ale nie przyszło mi do głowy szukać jej wśród francuskiej mafii.
-Mafii? - zdziwił się James.
-Mhm. - mruknęła dziewczyna, kiwając się na krześle. - Bało się mnie pół Paryża, siedziałam kilka razy w więzieniu, francuski Minister Magii drży na samą myśl o moim powrocie do Francji. - dodała.
-Dlaczego? - zapytała z zawodem w głosie LIly. - Nie mogłaś inaczej?
-Nie miałam wyjścia. - odpowiedziała szorstko.
-Zawsze jest inne wyjście. Domy dziecka, chociażby.
-Prędzej bym się zastrzeliła. - stwierdziła nastolatka, wstając i wyszła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro