Konsekwencje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nicole poczuła jak uderza w nią fala energii, która zrzuciła ją z konia i odepchnęła na dobre kilkanaście metrów. Przez dłuższą chwilę walczyła, by odzyskać oddech i nie stracić przytomności. Udało jej się, jednak nie miała siły, aby się podnieść, zwłaszcza, że pył jeszcze nie opadł.

Nauczyciele podnieśli się z ziemi. Fala uderzeniowa dosięgła też ich.
-Co tu się stało? - spytała McGonagall, kaszląc.
-Nie wiem, ale wszystko mnie boli. - jęknął Seymour. Jednak od razu wstał i zaczął rozglądać się czujnie. Nawyki zdobyte w trakcje szkolenia aurorskiego dały o sobie znać. - Nic nie widzę przez ten pył. - powiedział po chwili.
-Poczekaj, zaraz opadnie. - stwierdził Dumbledore słabym głosem.
-Ale Nicole... - zaczął auror, uciszył się jednak, gdy dyrektor podniósł rękę.
-Słyszycie? - spytał dyrektor. W oddali słychać było, jak ktoś ich nawołuje.
-Albo do końca oszalałem przez to uderzenie, albo ktoś nas szuka. - stwierdził Seymour. - Czyżby aurorzy? - spytał, jednak po chwili sam sobie odpowiedział - Nie, to raczej niemożliwe, żeby tak szybko.
-Nie zapominaj, że nie wiemy ile tu leżeliśmy. - warknął w jego stronę Snape. - TUTAJ! - krzyknął, wstając z ziemi. Po chwili ujrzeli sylwetki trojga innych czarodziejów, a po dłuższej wyłonili się oni z powoli opadającej chmury pyłu.
-Cześć! - przywitała ich Tonks. - Po co zastawiliście na nas tą zasłonę dymną? - spytała radosnym głosem.
-I gdzie jest to stado dementorów, o którym wrzeszczał Flitwick? - zapytał Syriusz, rozglądając się, koło niego stał równie zdezorientowany Lupin.
-Nie ma. - powiedziała McGonagall wciąż wyczerpanym głosem.
-Jak nie ma, to po co mówiliście, że są? - spytał zdziwiony Remus.
-Już nie ma. - poprawił kobietę Snape.
-Poszli sobie? A my już zawiadomiliśmy Wolnych Aurorów.- powiedziała zaskoczona Tonks. Severus obdarzył ją ciężkim spojrzeniem.
-Nicole ich... pokonała? ...zabiła? ...wysłała, Merlin sam wie gdzie? - Seymour nie potrafił znaleźć właściwego określenia.
-Co!? Gdzie ona właściwie jest? - zapytał zszokowany Syriusz, szukając wzrokiem dziewczyny.
-No właśnie nie wiemy. Jak tylko ten pył opadnie, zaczniemy jej szukać. Na razie powinniśmy iść do zamku. - powiedział Dumbledore władczo.
-A Nicole? - zapytała Tonks zmartwiona.
-Nie możemy jej szukać, gdy widoczność jest tak słaba. - zgodziła się z dyrektorem McGonagall. - Musimy wrócić do zamku, zwłaszcza, że dzieciaki są same w Wielkiej Sali. - zakończyła. Czarodzieje bardzo niechętnie przyznali rację kobiecie i ze smutkiem ruszyli w stronę zamku.

Uczniowie w Wielkiej Sali wpatrywali się uparcie w drzwi, czekając, aż ktokolwiek przez nie przejdzie. Niepewność i napięcie, które panowało w pomieszczeniu stawało się nie do wytrzymania.
-Dlaczego nic nie widać? - zapytał zdenerwowany Harry. - Przecież jeszcze przed chwilą było dobrze.
-Nie mam pojęcie. - przyznała Hermiona. - Wcześniej działało, nie wiem dlaczego tak nagle błysnęło i przestało cokolwiek pokazywać. - dziewczyna była zdenerwowana.
-I dlaczego ich tak długo nie ma? - pytał Wybraniec. - A jak coś im się stało? A jak coś się stało Nicole?
-Spokojnie, Harry, nie możemy panikować. - uspokajała go Ginny, sama cała spanikowana. Nagle drzwi otworzyły się i wkroczyła przez nie garstka ubrudzonych i zmęczonych nauczycieli oraz, ku zdziwieniu wszystkich, Syriusz, Remus i Tonks.
-Fred! George! - McGonagall przywołała do siebie bliźniaków, którzy stali niedaleko drzwi. - Idźcie do mojego gabinetu, zafiukajcie do siedziby Zakonu Feniksa i powiedzcie, że alarm odwołany.
-Już idziemy, pani profesor. - powiedział Fred i obaj wybiegli z sali.
-Nicole! Gdzie jest Nicole? - Harry wszędzie rozglądał się w poszukiwaniu siostry.
-Harry, dyrektor ci wszystko wytłumaczy. - powiedział Lupin. - Musi jednak najpierw zająć się innymi uczniami.

Nicole leżała na ziemi sama nie wiedziała ile. Była przytomna, ale bolało ją całe ciało. Ręka wyginała się pod dziwnym kątem, a krew spływała z czoła dziewczyny. Nagle jednak poczuła ciepłe ręce, które uniosły ją w powietrze. Szybko podniosła, przez co jęk bólu wyrwał się z jej ust.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię. - powiedział nieznajomy.
-Mhmm... Uwaga, bo ci uwierzę. - odpowiedziała dziewczyna i mimo bólu, odwróciła się w stronę nieznajomego. Jej oczy otworzyły się szeroko, kiedy ujrzała centaura. W tej samej chwili do jej uszu dobiegł tętent końskich kopyt. - Co... - nie zdążyła zapytać, gdy usłyszała znajome rżenie. - Arion. - szepnęła. Centaur zaś z uśmiechem na ustach posadził ją na koniu, tak, że była w pozycji półleżącej, a jej głowa opierała się o szyję konia, który powoli ruszył w stronę zamku. Już po kilku minutach wkroczyli do Wielkiej Sali, gdzie panował chaos i rozgardiasz. Nauczyciele próbowali wysłać uczniów do łóżek, ci jednak zupełnie ich nie słuchali. Dopiero, gdy wszyscy zauważyli Ariona i Nicole, na jego grzbiecie zapadła cisza.
-No w końcu! - krzyknął Wybraniec szczęśliwy. - Nigdy więcej nie pójdziesz sama ratować świata. To moja działka. - powiedział.
-Niby dlaczego? - spytała z wymuszonym uśmiechem dziewczyna, ześlizgując się z konia.
-Bo jestem straszy. - stwierdził po chwili Harry.
-Ale ja mądrzejsza. - odparowała Nicole i z ulgą opadła na krzesło.
-Wytłumaczy nam ktoś, co tam się stało?! - zażądał po chwili czasu Ron.
-Byli dementorzy i zniknęli. - odparł Felix. - A teraz do łóżek.
-Nie ma mowy. - odpowiedziała buntowniczo Hermiona. Harry natychmiast do niej doskoczył i przyłożył jej rękę do czoła. Dziewczyna spojrzała pytająco.
-Nie masz gorączki? Naprawdę w pełni świadomie buntujesz się przeciwko nauczycielowi? - pytał zatroskany Potter, a Nicole, mimo bólu, od razu wrócił dobry humor.
-Taki z niego nauczyciel, jak ze mnie baletnica. - stwierdziła.
-No tak. Małpy i nauczyciele nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. - zgodził się Ron.
-No dobrze, moi drodzy, chyba należą wam się jakieś wyjaśnienia. - uległ w końcu protestom uczniów dyrektor. - Zauważyliśmy, że dementorzy zbliżają się do zamku. Było ich mnóstwo. - wszyscy uważnie słuchali. - Wszyscy nauczyciele, potrafiący wyczarować patronusa wybiegli, aby powstrzymać dementorów choć na chwilę, jednak było nas zbyt mało, aby ich pokonać. Nagle przybiegła Nicole, zawołała Ariona - koń zarżał dumnie - i z jego pomocą unicestwiła dementorów.
-Ale... Dementorów nie da się tak po prostu unicestwić. Da się je przepędzić, ale nie unicestwić. - nie rozumiała Hermiona.
-Widocznie nie jest to niemożliwe, tylko bardzo trudne. - zastanowił się Dumbledore. - A teraz do łóżek! - krzyknął. Uczniowie posłusznie udali się do wyjścia. - Oprócz was. - dodał ciszej w stronę czwórki przyjaciół. Kiedy już w sali byli tylko oni i trójka członków Zakonu Feniksa, Dumbledore zaczął rzucać czary.
-Teraz mamy pewność, że nikt nas nie podsłucha. Nicole, chciałbym, abyś w tajemnicy utrzymywała sposób na zabicie dementorów. Udawaj, że to był szczęśliwy przypadek. - rozkazał Dumbledore.
-Gdyby nie to, że sama uważam, że tak jest lepiej, nie zrobiłabym tego. - odpowiedziała dziewczyna.
-To pan wie jak ona to zrobiła? - spytała zaskoczona Hermiona.
-Arion porusza się z niesamowitymi prędkościami. Podejrzewam, że Nicole okrążała na Arionie, z patronusem z boku, dementorów. Ci chcieli uciec, ale wydawało się im, że patronus jest z każdej strony i zbijali się w kulę. - powiedział Lupin. - To jedyne rozwiązanie, na które wpadłem.
-Dokładnie tak było. - potwierdziła Nicole, będąc pod wielkim wrażeniem inteligencji wilkołaka. - A potem wielkie bum i mnie odrzuciło na kilka metrów. - dokończyła opowieść.
-Obawiam się, że Vodlemort chciał sprawdzić jak szybko potrafimy zmobilizować siły. - wtrącił się Dumbledore. - Musimy zacząć działać, dlatego mam dla was kilka zadań. - powiedział w stronę uczniów.
-Dumbledore, to są dzieci. - zauważył Black. Dzieci spojrzały na niego wilkiem.
-Wiem, że w Hogwarcie wiele osób działa już na rzecz Voldemorta. Nie możemy zostawić tego bez odpowiedzi. - upierał się dyrektor. - Hogwart to jeden z najważniejszych celów Voldemorta i musimy wiedzieć co się dzieje w jego murach. Hermiono, Ronie, spróbujcie nawiązać znajomości w każdym z domów i zbierać od tych osób informacje o wszystkim. Kto z kim się przyjaźni, kiedy wychodzi, z kim się spotyka. Wszystko. Raz w tygodniu składajcie mi raport o nowych informacjach. - oboje gorliwie przytaknęli. - Harry, musisz przyłożyć się do nauki oklumencji. Podejrzewam, że Voldemort może nasyłać na siebie swoich ludzi w Hogwarcie, aby za pomocą legilimencji dowiadywali się od ciebie moich planów. Dobrze by było, gdyby profesor Snape cię uczył. To prawdziwy mistrz w tej dziedzinie. - powiedział.
-Czy to konieczne? - jęknął chłopak. Dyrektor pokiwał głową.
-W porządku. - zgodził się w końcu.
-Nicole, dostałem informacje, że David Hall z Gyrffindoru jest śmierciożercą. - zaczął dyrektor.
-Przecież to prefekt! - zauważyła Hermiona.
-Wtedy tego jeszcze nie wiedzieliśmy. Nicole, spróbuj się z nim... dogadać i wyciągnąć od niego jakieś informacje. - poprosił. - Oczywiście, jeśli wiesz co mam na myśli. - dodał po chwili.
-Mam go uwieść za pomocą mojej cudownej umiejętności i wyciągać od niego informacje. W porządku. - zgodziła się.
-Doskonale. - ucieszył się dyrektor. - A teraz zaprowadźcie Nicole do Skrzydła Szpitalnego, myślę, że dobrze jej zrobi jak zostanie tam na kilka dni. - powiedział. Dziewczyna nie protestowała co już świadczyło o jej fatalnym stanie.

Następnego dnia, gdy Harry, Hermiona i Ron zeszli do Wielkiej Sali, zdziwili się bardzo, bo zauważyli Nicole, siedzącą przy stole Gryfonów i jedzącą spokojnie śniadanie. Rudowłosa wyglądała nie najlepiej. Włosy były w totalnym chaosie, jej skóra była blada, a pod oczami miała ogromne worki.
-Co ty tu robisz? Nie powinnaś być w Skrzydle Szpitalnym? Przecież Pomfrey powiedziała, że nie wypuści cię przez przynajmniej tydzień. - pytał zaaferowany Harry.
-Nie miałam ochoty siedzieć tam sama. - odpowiedziała zmęczonym głosem nastolatka.
-To nieodpowiedzialne! -powiedziała oburzona Hermiona.
-Przecież dobrze się czuję. Jak będzie coś nie tak, to pójdę do Pomfrey, spokojnie. - stwierdziła lekceważąco Nicole. Hermiona prychnęła, ale nic nie powiedziała.
-Drodzy uczniowie. - zagrzmiał głos dyrektora. Uwaga wszystkich zwróciła się na niego. - Na początku chciałbym podziękować Nicole Potter za jej pomoc w walce z dementorami. Nie mam wątpliwości, że gdyby nie ona, to zakończyłaby się zupełnie inaczej. Dlatego nagradzam Gryffindor pięćdziesięcioma punktami. - powiedział, a na sali wybuchły oklaski, skierowane w stronę dziewczyny.
-Tylko pięćdziesiąt? - zdziwił się Semaus. - Myślałem, że doda tyle, abyśmy Puchar mieli zapewniony.- powiedział z zawodem w głosie.
-Nie ma tak łatwo. - stwierdził Harry.
-Bliźniacy je stracą w ciągu tygodnia. - dodał Dean.
-Jako, że była to naprawdę niebezpieczna sytuacja, postanowiłem zatrudnić dwie osoby mające pilnować porządku i w razie potrzeby chronić szkołę przed złem.Będą również zastępować nauczycieli, gdy ci nie będą w stanie prowadzić lekcji. A są to Syriusz Black i Remus Lupin. - zakończył. Ze strony wszystkich domów, rozległy się gromkie brawa. Obaj Huncwoci weszli do Wielkiej Sali. Lunatyk uśmiechnął się nieśmiało, a Łapa, jak to Łapa, zrobił iście królewskie wejście, machając do uczniów i kłaniając się z wytwornym uśmiechem na twarzy.
Dwoje ochroniarzy Hogwartu usiadło przy stole nauczycielskim, z czego Snape był wyraźnie niezadowolony. Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem. Wszystkie oczy skierowały się w tamtą stronę.
-Gdzie ona jest? - zapytała madame Pomfrey i poszła w stronę stołu Gryffindoru. Nicole skuliła się, jednak pielęgniarka i tak ją znalazła. - Wracaj do łóżka natychmiast! - rozkazała.
-Ale ja się dobrze czuję. - próbowała oponować dziewczyna, jednak uzdrowicielka była nieugięta. W końcu Nicole poddała się i powlokła za nauczycielką.
-Wygląda fatalnie. - powiedziała Lavander tuż po wyjściu Nicole.
-A i tak wciąż lepiej od ciebie. -mruknął Seamus. Brown prychnęła obrażona.

Zajęcia minęły wyjątkowo wolno. Na eliksirach Snape, odjął Gryffindorowi prawie wszystkie punkty, które ten zyskał dzięki Nicole. Gdy nauczyciel w końcu wypuścił uczniów z lochów, Harry, a za nim jego przyjaciele, pobiegli do Skrzydła Szpitalnego. Cała trójka po chwili była już przy łóżku Nicole. Dziewczyna nie spała. Leżała opatulona kołdrą.
-Jak się czujesz? - zapytał Harry.
-Bywało lepiej. -odpowiedziała dziewczyna słabym głosem.
-Ale jest lepiej czy gorzej? - sprecyzował pytanie brat dziewczyny. Ta jednak nie musiała odpowiadać. Wystarczyło, że odwróciła się w jego stronę. Jej skóra była prawie, że przezroczysta, przekrwione oczy, popękane usta i przyspieszony oddech mówiły same za siebie.
-O Merlinie. - powiedział zszokowany Ron. Dziewczyna tylko bardziej owinęła się kołdrą. Harry dopiero teraz dostrzegł, że Nicole drży z zimna.
-Pani Pomfrey, dlaczego jej jest coraz gorzej? - zapytał z pretensją w głosie Harry, gdy kobieta weszła do Skrzydła Szpitalnego chwilę później.
-A dajcie wy mi wszyscy spokój! Najpierw Black, teraz wy. Ona nigdy nie wyzdrowieje jak nie będzie miała spokoju. - powiedziała. - No już. Wracajcie. - wyganiała ich.
-No, ale chyba możemy... - chciał zaprotestować Ron.
-Nie możecie. Tylko prawny opiekun i dyrektor może, jeżeli stan pacjentki an to nie pozwala. A nie pozwala. - przerwała mu kobieta, doskonale wiedząc, co chce powiedzieć Weasley.
Takim oto sposobem trójka nastolatków stała przed zamkniętymi drzwiami do Skrzydła Szpitalnego. Patrzyli w nie przez chwilę, aż w końcu Harry odwrócił się i poszedł.
-Harry, gdzie ty idziesz? - spytała Hermiona.
-Jak to gdzie? Do Snape'a. - odparł zwyczajnie i poszedł dalej. Jego przyjaciele byli tak zdziwieni, że aż stanęli w miejscu na kilka dobrych minut.

***
Odnoszę wrażenie, że ten rozdział nie wyszedł mi za bardzo. Mam nadzieję, że następny będzie lepszy. :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro