Nauka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




          Po ustaleniu tego wszystkiego, czego Nicole i tak nie zamierzała przestrzegać dziewczyna popędziła na górę, dowiedziawszy się uprzednio, że to tam pokoje zajmuje młodzież. Otworzyła pierwsze drzwi po lewej - pusto, kolejne - znowu pusto. Dopiero za czwartym razem znalazła pokój, w którym siedzieli bliźniacy jej brat i trójka innych osób.
-Chyba musimy porozmawiać. - stwierdziła nastolatka, zakładając ramię na ramię.
-Niby dlaczego? - zapytał Harry z chłodem w głosie.
-Jesteś obrażony na cały świat i nawet nie wiadomo dlaczego! - krzyknęła Nicole.
-Mam swoje powody. - odparł chłodno Wybraniec.
-Zatajono przed tobą, że masz rodzeństwo. Jakbyś nie zauważył jestem w tej samej     sytuacji. - stwierdziła, nie wspominając o tym, że wiedziała, że ma brata od trzech lat.
-Ale jakoś cię to nie ruszyło! - wyrzucił z siebie chłopak.
-Więc tylko o to ci chodziło?! Nie no, ty nie możesz być ze mną spokrewniony! Przecież każdy nie będzie tak jak ty stał z otwartą buzią i zadawał idiotyczne pytania! - odpowiedziała.
-Spokojnie, Francuzeczko. - powiedział Fred, próbując rozładować atmosferę. Jednak złowrogie spojrzenie, którym obdarowała go Nicole szybko zamknęło mu buzię.
-Czyli co?! Uważasz, że jestem idiotą? - zapytał ze złością.
-Nie ona jedna. - powiedział Ron, ale szybko został uciszony przez Hermionę, nie słuchającą jego argumentów ("No co?! Pół kraju myśli, że on jest wariatem!").
-Nie, ale za bardzo się nad sobą roztkliwiasz. - odparła dziewczyna. - Co po części czyni z ciebie idiotę. - dodała po chwili zastanowienia.
-Gdybyś walczyła z Voldemortem i patrzyła jak zabijają twojego kolegę, a ty nie     możesz mu pomóc, też byś się tak czuła. - powiedział z wyrzutem.
-Wiesz co, jeżeli to ty jesteś nadzieją czarodziejskiego świata, to jesteśmy zgubieni. - powiedziała. - Zamiast wziąć się do roboty, siedzisz, płaczesz i wyżywasz się na innych. Weź się w garść i zacznij, do jasnej cholery, coś z tym robić! - krzyknęła.
-Sorry, Harry, ale ona ma rację. Przemyśl to. - powiedział Fred. - Chodź, Nicole, zostawmy go samego. - dodał w stronę dziewczyny. Ta poszła za nim.
-Ugh... Jak ja jej nie znoszę. - powiedział chłopak opadając na łóżko.
-Wiesz... Trochę racji to ona ma. - stwierdziła ostrożnie Hermiona. Harry popatrzył na nią wilkiem. - Wiem, że bardzo się tym przejmujesz i chcesz pokonać Voldemorta, ale mugole mają takie powiedzenie: Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Rozumiesz? - mówiła szybko. - Nie wystarczy chcieć, trzeba jeszcze coś zrobić. Harry, pomożemy ci, jesteśmy twoimi przyjaciółmi, ale to ty musisz zacząć coś robić. - zakończyła.
-Czyli co? Mam się uczyć zabijać? - spytał rozgoryczony. - Nie chcę stać się maszyną do zabijania.
-To jest wojna. - wtrącił się George. - Na wojnie giną ludzie. A skoro giną to ktoś zabija. Myślisz, ze w czasie pierwszej wojny to walczyli na co? Na poduszki? Rzucali w siebie Avadami zarówno jedni jak i drudzy.
-Harry, myślę, że Nicole może cię wiele nauczyć i to na pewno ci się przyda w czasie wojny. - zakończyła Hermiona.
-Ech, no dobra, przeproszę ją. - poddał się chłopak, po czym wyszedł z pokoju i udał się na poszukiwania siostry. Znalazł ją po kilku minutach w pokoju bliźników, gdzie oboje śmiali się, opowiadając o swoich szkolnych osiągnięciach w dziedzinie żartów.
-Emm... Nicole, możemy porozmawiać? - spytał Harry, przerywając im rozmowę.
-Dawaj. - odparła dziewczyna.
-Nie chcę mieć w tobie wroga i myślę, że... że masz trochę racji. - powiedział cicho chłopak. Nicole uśmiechnęła się. - Ale tylko trochę! - Zastrzegł szybko. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
-Cieszę się. - odpowiedziała, gdy już się trochę uspokoiła. P
-I wiesz... Chciałbym nauczyć się bronić i atakować. Pomogłabyś? - zapytał nieśmiało. Nicole pisnęła z radości.
-Tak! Nauczę cię rzucać nożami, strzelać z pistoletu... O! I w końcu będę miała okazję przetestować te starożytne proce, które dorwałam ostatnio na czarnym rynku! - ucieszyła się. -Jest tylko jeden warunek. - spoważniała nagle. Harry spojrzał na nią pytająco. - Nauczysz mnie latać na miotle.

Następnego dnia trwało zebranie Zakonu Feniksa.
-Czy macie jakieś nowe wiadomości dotyczące posunięć Voldemorta? - spytał Dumbledore.
-Madame Maxime napisała, że olbrzymy zeszły z gór. - powiedział Hagrid.
-Gdzie są? - zainteresowała się McGonagall.
-Na północy Francji. - odparł gajowy.
-Blisko. - stwierdził z niepokojem Albus. - A co słychać w Minis...
-HARRY, IDIOTO, MASZ TRAFIĆ TYM NOŻEM W TARCZĘ NIE W RON'A! - rozległ się dziewczęcy głos.
-O Merlinie! - krzyknęła Molly, wstając z krzesła.
-Spokojnie, już trzeci raz tak wrzeszczą. - stwierdził pan Weasley.
-SORRY, STAŁ ZA BLISKO! - odkrzyknął brunet.
-BLISKO?! BYŁEM PO DRUGIEJ STRONIE POKOJU! - zaprotestował rudzielec.
-Czy oni nie mogą normalnie porozmawiać? - spytała zirytowana Hestia Jones.
-To niewątpliwie dobroczynny wpływ panny Potter. - stwierdził złośliwie Snape, nikt jeszcze nie powiedział mu, co zostało ustalone poprzedniego dnia.
-HARRY ZAKŁAD, ŻE W CIEBIE TRAFIĘ? - krzyknął jeden z bliźniaków.
-HAHA! JAKI ZEZ! - zadrwiła Nicole. - PATRZ I SIĘ UCZ!
-Nie... To już za wiele... - westchnęła matka rudzielców i poszła, bojowo nastawiona, na górę. Po chwili wróciła z pokaźną kolekcją noży wszelakich rozmiarów. - No, to chyba wszystko. - powiedziała. W tej samej chwili na górze rozległy się strzały.
-Chyba jednak nie. - mruknął Moody.
-AŁA! MOJA RĘKA! - rozległ się krzyk Ginny.
-TO TYLKO RĘKAW! - odkrzyknęła Nicole.
-I RĘKAW MI KRWAWI?! - zapytała dziewczyna. Pani Weasley zbladła i pobiegła na górę. Wróciła z kilkoma pistoletami i ustami zaciśniętymi w wąską linię.
-Co z Ginny? - zainteresował się     Percy.
-Bliźniacy wylali trochę ketchup'u na jej bluzkę. - powiedziała Molly, mrucząc pod nosem, że jeszcze chwila z tymi dzieciakami, a oszaleje.
-A więc kontynuujmy. Co się dzieje w Ministerstwie? - zapytał dyrektor.
-Knot już nie wytrzymuje. Wciąż nie wierzy w powrót Sami-Wiemy-Kogo, ale społeczeństwo wywiera presję, aby się upewnił. - powiedziała Tonks. - Klnie na ciebie przynajmniej raz dzie... - aurorka nie dokończyła zdania, bo kamień wielkości jej głowy spadł na środek stołu. Czarodzieje instynktownie spojrzeli w górę. Nie było tam jednak żadnej dziury.
-Kamień? Tak po prostu? Przez sufit? - spytał Black z szeroko otwartymi oczami.
-Kurczę! To musi być starożytna proca! - stwierdził zachwycony Moody. - Wiecie jak one są rzadkie?! - spytał. Molly po raz kolejny pobiegła na górę, wracając z procę wielkości jej ramienia.
-Powiedziałam, że jak jeszcze raz będą do siebie rzucać, strzelać czy kopać, to nie wrócą do Hogwartu na własnych nogach. - poinformowała. - Ja nie wiem co im strzeliło do głów. Jeszcze w zeszłym roku byli normalni. - poskarżyła się, kładąc procę na stole. Moody od razu się rzucił, aby ją obejrzeć.
-Alastorze! - zganiła go McGonagall.
-No co? Wiecie jak taka proca jest rzadka? Ciekawe skąd ona ją ma? Myślicie, że mi też załatwi? - pytał.
-To naprawdę nie jest czas na to. - stwierdził Albus.
-EJ! NAUCZYCIE MNIE TERAZ LATAĆ NA MIOTLE? - na górze ponownie rozległy się krzyki. Ty razem była to Nicole.
-JASNE! RON PRZYNIEŚ MIOTŁĘ! - krzyknął Harry.
-ALE GDZIE BĘDZIEMY LATAĆ? W DOMU? - zdziwił się Ron.
-NA DWORZE NIE MOŻEMY! - zauważył jeden z bliźniaków.
-NO DOBRA! - zgodził się Harry.
-Potem pokrzyczysz sobie hurtowo. - powiedziała McGonagall do Molly, która już wstawała, żeby skarcić młodzież.
-Przecież oni kompletnie zrujnują ten dom. - stwierdziła kobieta.
-Eee tam. Niech się bawią. - zbagatelizował to Black.
-AAA! JA NIE UMIEM LATAĆ! - krzyczała Potter.
-W LEWO! W LEWO! - kazał Ron. - ALE NIE W TO LEWO!
-ZEJDŹ MI Z DROGI! - wrzeszczała rudowłosa, zasłaniając oczy rękoma.
-JAK MA CI ZEJŚĆ Z DROGI? TO STÓŁ! - zapytała przytomnie Hermiona.
-ALE MA NOGI! - zauważyła dziewczyna. Po tej uwadze rozległ się krzyk, śmiech i łomot.
-CHYBA MASZ ZŁAMANĄ NOGĘ! - pisnęła Hermiona.
-TO NIC TAKIEGO! - odpowiedziała Nicole.
-CZYLI ZAWSZE NOGA CI SIĘ ZGINA MIĘDZY KOLANEM, A STOPĄ?! - zapytał jeden z bliźniaków. Pierwsza wstała Molly, tuż za nią podążył Black, Lupin i Tonks. I o ile ci ostatni byli raczej zatroskani, to ta pierwsza niemalże wrzała ze złości. Kiedy dotarli na górę, zobaczyli Nicole leżącą na szafie, a raczej jej szczątkach, śmiejących się rudzielców, przerażoną Hermionę i Harry'ego, który lamentował nad starą, połamaną miotłą     Weasley'ów.
-Spokój! - krzyknęła Molly. - Nicole do łóżka, a reszta sprzątać. Strych ma lśnić. - rozkazała Molly tonem nieznoszącym sprzeciwu. Młodzież wiedziała, że pani Weasley jest w takim stanie, że wszelkie próby protestu tylko pogorszyłyby ich, i tak marną,     sytuację. Posłusznie udali się na najwyższe piętro i rozejrzeli się po pomieszczeniu.
-Posprzątanie tego zajmie wieki. - jęknęła Ginny.
-Skoro i tak tego nie sprzątniemy to po co w ogóle zaczynać? - zapytał Ron.
-Jeszcze miesiąc wakacji... Nawet sobie nie wyobrażam co tu się będzie działo, skoro mama już ma dosyć. - powiedział rozmarzonym głosem Fred.
-No... Będzie super. - zgodził się z nim Ron.
-Będziemy przez to uziemieni do końca życia. - stwierdziła Ginny, jednak uśmiech na jej twarzy mówił, że nie ma nic przeciwko temu.
-Lepiej przestańcie, przeszkadzamy w sprawach zakonu. - powiedziała Hermiona.
-Nie przynudzaj. - zbagatelizował jej uwagę Fred.
-Idę zobaczyć co z Nicole. - powiedział nagle Harry i skierował się do drzwi.
-Wszyscy pójdziemy. - powiedział Ron.
-Solidarność musi być. - dodał George.
-W jakim stopniu ta solidarność bierze się z niechęci do sprzątania? -     zapytała złośliwie Hermiona.
-Czepiasz się. - stwierdziła Ginny.
-Ja się tylko pytam! - zaprzeczyła dziewczyna.
-Idziecie, czy nie? - zapytał Harry z ręką na klamce.
-Idziemy. - odpowiedziały chórem dziewczyny. Młodzież ruszyła do pokoju Nicole, gdy już weszli, pani Weasley obdarzyła ich karcącym spojrzeniem.
-Mieliście sprzątać. - zauważyła.
-Nie możemy tak zostawić Nicole. Nie może tu sama, biedna leżeć. - zaprotestował Fred ze świetnie udawaną troską.
-W sumie dobrze się złożyło, bo Nicole jest już zdrowa i może wam pomóc. - powiedział Lupin z uśmiechem na twarzy.
-Dzięki. - mruknęła dziewczyna, jednak posłusznie wstała.
-Zaprowadzę was. - powiedział zadowolony Snape, który wziął się tam, nie wiadomo skąd, i udał się z młodzieżą na strych. I o ile ten pierwszy był z tego powodu niezmierne zadowolony, o tyle młodzi szli jak na ścięcie. Kiedy już dotarli na strych, Nicole zrobiła wielkie oczy.
-Przecież my tego do końca wakacji nie skończymy! - krzyknęła.
-Wasz problem. - stwierdził Mistrz Eliksirów i z radością w oczach oglądał złoszczącą się Nicole. Dziewczyna zrobiła się czerwona. Harry miał wrażenie, że zaraz wyleci jej dym z uszu, jak w mugolskich kreskówkach.
-To nie skończy się dobrze. - stwierdził Harry, odsuwając się powoli od siostry.
-Chłoszczyść! - krzyknęła i machnęła różdżką, a strych po kilku sekundach lśnił czystością. - Zrobione. - powiedziała niesamowicie z  siebie zadowolona. Wszyscy w pomieszczeniu patrzyli na nią jak na kosmitkę. - No co? - zapytała zdziwiona.
-Użyłaś czarów poza szkołą. - powiedziała Hermiona.
-Wsadzą cię do więzienia. - dodała Ginny.
-Przynajmniej będzie spokój. - stwierdził optymistycznie Severus i zszedł na dół, a za nim podążyła młodzież. Wszyscy mieli dość niemrawe miny, tylko Nicole szła z wielkim     bananem na twarzy.
-Coś się stało? - zapytał pełen złych przeczuć Lupin.
-Nicole użyła czarów poza szkołą. - pospieszyła z wyjaśnieniem Hermiona. Kilka osób rozszerzyło oczy ze zdziwienia.
-Wsadzą ją do Azkabanu. Przynajmniej będzie spokój. - stwierdził z zadowoleniem Snape. Gdy niewielka, brązowa płomykówka wleciała do pomieszczenia, niemalże się uśmiechnął. Dziewczyna bez cienia strachu i skruchy otworzyła list.

Chwilę wcześniej Ministerstwo Magii, Francja

-Arceneau znowu użyła magii poza szkołą, panie Ministrze. - powiedział nowoprzyjęty pracownik ministerstwa.
-Merde! - powiedział. - Nie mogę wsadzić jej do więzienia, bo nie stać mnie na jego odbudowę... Już wiem co zrobimy! - stwierdził. - Przydziel jej wszystkie uprawnienia i niech Anglicy się z nią użerają. Ha! Już im współczuję. Możesz napisać, że życzę     Arceneau powodzenia w Anglii. Tak samo zresztą jak wszystkim z nią przebywającym. Przyda im się.
-A jaki powód mam podać? - zapytał urzędnik.
-Wszystko jedno. - rzucił minister, który już go nie słuchał.
-Prawdziwy? - zapytał pracownik.
-Tak, tak... - mruknął, szukając jakiegoś dokumentu w stosie papierów.        

W Kwaterze Głównej Zakonu

-Co tam jest napisane? - zainteresował się Harry. Dziewczyna zaczęła czytać na głos list.

Szanowna pani Arceneau

Po raz kolejny, mimo wielokrotnych ostrzeżeń użyła pani magii poza szkołą. Jako, iż Minister stwierdził, że nie stać go na odbudowę kolejnego więzienia udzielam pani, w imieniu francuskiego Ministra Magii, pozwolenia na używanie czarów poza szkołą, teleportację, tworzenie świstoklików i używanie zaklęć niewybaczalnych. Ma więc pani wszystkie uprawnienia, jakie mają aurorzy.. Minister kazał również przekazać wyrazy współczucia wszystkim przebywającym z panią. Powodzenia na nowej drodze życia w Anglii!
Z poważaniem
Claude Renoir

-To nie fair! - krzyknął Ron. - Dlaczego ona może czarować, a my nie?
-Ma się znajomości. - stwierdziła Nicole z wyższością.
-O co chodziło z odbudową więzienia? - zapytał Syriusz.
-No bo, kiedy nie chcieli mnie wypuścić sama wychodziłam. Tylko w wielkim stylu. Zazwyczaj kończyło się, że połowa budynku leciała w powietrze. - powiedziała, śmiejąc się. - Potem przestali mnie zamykać, bo kiedy uciekałam, wielu więźniów wydostawało się na wolność. Teraz widocznie byłoby im głupio przed Knotem i postanowili mi dać uprawnienia, żeby się nie zbłaźnić. - zastanowiła się nastolatka. Wszyscy patrzyli na nią szeroko otwartymi oczami. - A teraz wybaczcie, muszę odpisać. - powiedziała poważnym tonem i różdżką przywołała pergamin, pióro, atrament i sowę. Wszyscy niepełnoletni spojrzeli na nią z zazdrością. Dziewczyna, nie przejmując się tym zaczęła pisać, a zaciekawiony Syriusz spoglądał jej przez ramię i czytał na głos.

Szanowny Panie Ministrze

Dziękuję za przyznane mi uprawnienia. Chciałam jednak wyprowadzić pana z błędu co do mojego pobytu w Anglii. Jestem tu tylko na wakacje, a w roku szkolnym wracam do Francji. Chociaż, gdyby pan pomógł mi w pewnej sprawie to, zastanowiłabym się nad zadomowieniem w Anglii. Czekam na pańską odpowiedź.
Pozdrawiam
Nicole Arceneau

-Czy ty właśnie zaszantażowałaś ministra? - zapytał Black.
-Od razu zaszantażowałaś! - oburzyła się dziewczyna. - Złożyłam tylko propozycję nie do odrzucenia. - poprawiła go, wysyłając jednocześnie list.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro