Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

HAZEL

Do domu wróciłam po jakichś dwóch godzinach. Siedziałam z ciotką do północy i jeszcze dużo rozmawiałyśmy. Może i ciotka nie odpowiedziała na wszystkie moje pytania, nie rozwiała wszystkich wątpliwości, ale przekazała sporo ważnych informacji. Czy tego chciałam czy nie, czy byłam lub nie byłam na to przygotowana, byłam łowczynią wampirów i musiałam to w końcu zaakceptować. Wiedziałam, że muszę być ostrożna, zachować większą czujność, bo byłam niedoświadczona i to ja mogłam być celem dla wampirów. Póki nie zmierzę się z pierwszym wampirem byłam bezpieczna. Wampiry jeszcze nie były w stanie wyczuć we mnie łowcy. Teraz rozumiałam, dlaczego w podstawówce nie byłam jak inne dziewczynki. One po szkole biegały na zajęcia taneczne i tańczyły w kolorowych sukienkach, a ja trenowałam i uczyłam się sztuk walki. Miałam być silna, wysportowana i musiałam wiedzieć jak się obronić. Wszystko nabierało sensu, ciotka w pewien sposób mnie przygotowywała do mojego przeznaczenia. O łowcach niestety sama nie mogła powiedzieć mi za wiele, bo nie była jedną z nich, a wiedzę, którą czerpała o nich posiadała z książek, nie z doświadczenia. To właśnie mama powinna mnie do tego przygotować, to ona powinna być ze mną, wychowywać mnie, kochać, troszczyć się o mnie, ale mi ją brutalnie odebrano. Ciotka zrobiła wszystko, co było w jej mocy, bym miała jak najlepiej, ale nikt nie zastąpi dziecku matki. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe, ale nie odpuszczę. Dowiem się, co dokładnie spotkało moją mamę i odpowiednio rozliczę się z winnymi jej śmierci.

Obiecałam ciotce, że będę ostrożniejsza, dlatego dziś wychodząc z domu zabrałam ze sobą sztylet. Trudno tylko było zachowywać mi się normalnie, by się nie zdradzić, że chodzę z bronią. To było istne szaleństwo, ale ja byłam częścią tego. Jedyne, na co liczyłam to, że nigdy na mojej drodze nie spotkam żadnego wampira i nie będę musiała użyć sztyletu.

W oczekiwaniu na indywidualne zajęcia z profesorem Winterbournem siedziałam pod salą i przeglądałam podręcznik do historii. Miałam kilka tematów do nadrobienia, w sumie tylko jeden dział, więc powinno mi szybko z tym pójść. Nie wiedziałam tylko jak będą wyglądać zajęcia z ćwiczeń praktycznych, jak mieliśmy ćwiczyć moje zdolności?

Minęło już pół godziny, a Winterbourne nadal nie wyłonił się z sali. Co on tam robił tyle czasu? Przecież był sam, a wiedział, że czekam na niego. Kiedy minęło kolejne piętnaście minut już miałam po prostu sobie pójść, a wtedy drzwi się otworzyły i wyszła profesor Sterling, a zaraz za nią pojawił się Winterbourne.

Świetnie! To on się zabawiał, a ja czekałam jak ta idiotka.

– Zapraszam, panno Prescott. – Gestem dłoni wskazał, bym weszła do środka.

Byłam ciekawa, co oni tak naprawdę robili, bo z wewnątrz nie dobiegały żadne odgłosy, a podobno Winterbourne potrafił wydobyć z kobiety głośne jęki.

Położyłam torbę na ławce i zajęłam miejsce. Chciałam mu okazać niezadowolenie z tego, jak mnie potraktował, ale on nawet nie odwrócił się w moją stronę, tylko szedł przed siebie.

– Tutaj, panno Prescott – powiedział i otworzył drzwi znajdujące się między regałami za ekranem projekcyjnym.

Sekretne pomieszczenie?

Zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę profesora. Okazało się, że za drzwiami był gabinet i to dość przestronny. Wyposażony był w masywne biurko wykonane z ciężkiego drewna, o imponujących rozmiarach i bogatych zdobieniach. Wokół biurka rozmieszczone były obszerne skórzane fotele. Obok biurka stał rzeźbiony stół wykonany z ciemnego drewna a wokół niego rozstawione były cztery drewniane krzesła obszyte luksusowym materiałem i dodatkowo wyposażone w miękkie poduszki. Wzdłuż jednej ze ścian znajdowała się wiktoriańska sofa, opleciona misternie zdobionym drewnem i tapicerowana w miękką tkaninę. Na przeciwległej ścianie gabinetu umieszczone były solidne regały, wykonane z tego samego materiału, co biurko. W większości zapełnione były książkami o czarnych brzegach. Przed regałami zaś stał luksusowy szezlong również w wiktoriańskim stylu.

– Nie wiedziałam, że jest tu jakieś pomieszczenie – odezwałam się, rozglądając dookoła.

– Praktycznie jest to mój drugi dom.

– A gdzie pan mieszka? – wypaliłam raczej bez namysłu.

Profesor w końcu odwrócił się do mnie, dzięki czemu przez chwilę mogłam skupić na nim uwagę. Miał na sobie elegancki garnitur, doskonale skrojony i dopasowany, który podkreślał jego szyk oraz klasę. Pachniał głęboko, dziko, tak męsko, że pobudził moje zmysły. Jego postawa była pewna, a spojrzenie pełne głębi i inteligencji, co sprawiało, że nie mogłam oderwać od niego wzroku.

– W Crestwood Hill.

Och... Creswood Hill było nieco opuszczonym miasteczkiem, położonym piętnaście mil od Crimson Hollow. Ciotka mi opowiadała, że trzydzieści lat temu w rezydencji na wzgórzu wymordowano całą rodzinę oraz służbę. Sprawców nie złapano, ale krążyły plotki o bestiach, potworach, nieznanych kreaturach, które dokonały tej makabrycznej zbrodni. Miałam tylko nadzieję, że profesor nie wprowadził się właśnie do tej nawiedzonej rezydencji.

– Czy ten gabinet jest dźwiękoszczelny? – Nie miałam pojęcia, dlaczego o to zapytałam.

– Tak, panno Prescott – odparł zupełnie na luzie.

Och, więc te ściany idealnie zagłuszały niewygodne odgłosy dobiegające z wewnątrz.

– Bransoletka – przypomniał, spoglądając na moją rękę.

– Czy to konieczne? Czuję się z nią bezpieczniej.

Mężczyzna posłał mi karcące spojrzenie i podszedł do mnie. Serce zabiło mi mocniej, a przez ciało przetoczył się zimny dreszcz. Ujął moją dłoń, a ja w końcu poczułam jego dotyk, którego tak podświadomie pragnęłam.

– Ze mną jest pani bezpieczna – szepnął ochryple. – Zresztą mówiłem pani, że na ćwiczeniach praktycznych nie może jej pani nosić. Będzie zakłócała naszą współpracę i nie pomogę pani kontrolować zdolności.

– Myślałam, że dziś pouczymy się historii.

– Praktyka jest ważniejsza.

– Skoro profesor tak mówi...

Ten mężczyzna wzbudzał we mnie sprzeczne uczucia. Zaintrygował mnie i nie mogłam się doczekać wspólnych zajęć, jednocześnie roztaczał wokół siebie aurę tajemniczości, która mnie niepokoiła.

– Śmiało, Hazel, zdejmij bransoletkę i połóż się na szezlongu – powiedział po chwili.

Jezu, dlaczego moje myśli powędrowały w tak bardzo grzeszną stronę? A moje imię w jego ustach zabrzmiało tak seksownie.

– Tak jak w filmach u psychoterapeuty?

– Nie jestem psychoterapeutą.

Nie do końca rozumiałam zamysł profesora, ale rzuciłam torbę na podłogę i położyłam się na szezlongu. Musiałam przyznać, że był nie tylko niezwykle elegancki, ale również bardzo wygodny.

– Bransoletka – powtórzył.

– Nie – odparłam hardo, odwracając wzrok w jego stronę. Mężczyzna był zaskoczony.

– W takim razie będziesz musiała mi zdradzić swoje zdolności.

Czyli profesor Winterbourne czytał w myślach.

– Hazel, by ci pomóc muszę wiedzieć, jaki masz dar. – Westchnął bezradnie.

Widziałam, że irytowało go nieco moje zachowanie, ale wciąż miałam ograniczone zaufanie do niego. Było w nim coś, co mnie niepokoiło.

– Potrafi profesor czytać w myślach?

– Nie tylko – odparł z dumą.

– Miałam wizje – wyznałam.

– Wizje?

– Tak.

– Dlaczego powiedziałaś miałam, a nie mam?

– Bo przytrafiły mi się tylko dwa razy i to dosyć dawno temu, a od tamtej pory nic.

– Czyli wydarzyło się coś, co je zablokowało.

– Powiedzmy – przytaknęłam, nie chcąc zdradzać, co takiego się stało.

– Hazel – profesor przysunął bliżej mnie fotel i usiadł na nim – wiem, że spędziłaś trzy miesiące w szpitalu psychiatrycznym.

Policzki mnie zapiekły, a on nie odrywał ode mnie spojrzenia. Jego czekoladowe tęczówki przepełnione były tajemniczością, ale iskrzyły też nieznanym mi blaskiem, który mogłabym przysiąc, wyrażał pożądanie.

– Takie małe wakacje sobie zrobiłam – próbowałam obrócić to w żart, mimo iż byłam spięta.

– Opowiesz jak do tego doszło?

Zamilkłam. Maisie było mi łatwiej to wyznać, jednak przed profesorem czułam się nieco skrępowana.

– Wiem, że mi nie ufasz.

– To nie do końca tak – szepnęłam.

– Ale ja to rozumiem. – Uniosłam lekko brwi. – Masz do tego prawo, praktycznie mnie nie znasz i nie chcesz się przede mną otworzyć. – Jego głos się zmienił i był taki spokojny, łagodny. – Spędzimy trochę czasu ze sobą, więc będziemy mieć szansę na bliższe poznanie.

Och... Podświadomie bardzo tego chciałam.

– Na dziś zakończymy – powiedział nagle.

– Już? – Nie kryłam rozczarowania.

– Na początek wystarczy, chyba, że masz jakieś pytania do mnie.

Dlaczego czuję się tak dziwnie w twojej obecności?

– Nie, profesorze.

– W takim razie do zobaczenia jutro na historii, panno Prescott.

– Do widzenia – odparłam, a on otworzył mi drzwi.

Czułam jak mnie odprowadzał wzrokiem, gdy szłam po schodach do wyjścia. Nie myliłam się. Stojąc już przy drzwiach odwróciłam się na moment i zobaczyłam Winterbourne'a. Stał oparty o futrynę, dłonie miał wsunięte w kieszenie spodni, a spojrzenie tkwiło we mnie, rozpalając moje ciało.

Skończę w piekle.

***

Och, profesorze Winterbourne rozpraszasz naszą Hazel 😀🔥🔥

Kto chętny na więcej profesorka wampira i łowczyni? ❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro