C H A P T E R N I N E

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Byłam jedną wielką burzą emocji. Jedną, jedyną w swoim rodzaju. Wszystkie emocje skomulowały się we mnie i wybuchłam.
Od zawsze należałam do impulsywnych oraz nerwowych, ale nigdy bym nie pomyślała, że podczas takiego "stanu" zamienię się w morderczynię.
A jednak.

- Mam nadzieję, że jesteście gotowi na...odlot.- zaśmiała się Leyla, która była twoją dobrą znajomą z drużyny.

- Przecież dopiero jutro z rana lecimy na wody klanu Omaticaya.- odpowiedziałaś jej.

- Niby tak.- usiadła wygodnie.- Ale nie mogę się doczekać! Ponoć wódz Tonowari ma hot syna...

- Słyszałam też, że jest wielkim bucem, ten jego syn.

- Oh! No daj spokój...- mruknęła.- Przecież go nie znamy, nie możemy oceniać.

- No właśnie, nie znamy go. Dlatego nie mówi, że jest hot, bo może się tylko okazać kłapiącą ustami rybą.

- Poniekąd racja.- zaśmiała się.- I w końcu spodkasz Neteyama. Nie widzieliście się aż prawie tydzień. To dla was aż nieskończoność.

- Hahaha bardzo śmieszne.

- No właśnie nie. Stara, to bardzo ważne.

- Czuję wypływający z twoich ust sarkazm.- zaśmiałaś się.- Z jednej strony chciałabym go spodkać, ale z drugiej...co jak już zdążył o mnie zapomnieć i zbudować sobie z kimś innym taką samą relację jak miał ze mną ?

- [T.I], to jest niemożliwe.- odpowiedziała dziewczyna.- Po pierwsze, wasza relacja jest zbyt silna, aby ktoś inną ją zastąpił czy chodźby zburzył. Po drugie, nie możliwe jest to, żeby o tobie zapomniał.

- Wiesz, jak to jest, kiedy musisz się od wszystkich odciąć.

- Kurwa, [T.I]. Nie pierdol.

- A ty nie klnij. Jesteś na'vi. My jesteśmy wychowani.

- Szczególnie ten twój chłoptaś.

- Słucham ?.- spojrzałaś na nią ze znakiem zapytania.

- No wiesz...Neteyam to taki wychowany książę, który jest urodzonym wojownikiem. Ale kiedy zjawiasz się ty nie ma granic. On dla ciebie zrobiłby wszystko.

- Daj spokój, Leyla.- uciszyłaś ją.

- Ah, mówię tylko szczerą prawdę.

Przewróciłaś oczami i wróciłaś do czyszczenia broni.

- Idziesz dzisiaj znowu na te badania ?.- zapytała po chwili.

- Chyba tak, zaraz będę się zwijać.

- Tylko uważaj na siebie, dobrze ? Słyszałam, co się stało, kiedy przyjęłaś ten lek...

- Leyla, to nie było nic poważnego.- uśmiechnęłaś się delikatnie.- Mieliśmy wszystko pod kontrolą.

- Dobrze, trzymam cię za słowo, że znowu tak będzie.

Nic się nie martw, będzie tylko gorzej.
Jeszcze chwila, a potwór, który we mnie siedzi wyjdzie na wolność i zrobi taki rozpierdol, że jedyne co można będzie zrobić to tylko mnie zabić.

~

Szłaś spokojnie do laboratorium. Wiedziałaś, że czekają cię tam dwie rzeczy. Pogawędka lekarki oraz żołnierze, którzy pewnie będą stać nad tobą jak kat nad grzeszną duszą.

- Witaj, [T.I].- przywitała cię miło lekarka.- Dobrze, że już jesteś.

- Dobry wieczór.

Usiadłaś na swoim krześle. Nigdzie nie widziałaś strażników, więc może reprymendy również nie dostaniesz.

- Dzisiaj chciałabym, abyś zażyła lek usypiający.- postawiła przed tobą przeźroczysty kubek z zawartością.- Proszę.

- Mam rozumieć, że teraz chciała pani zachować najwyższy wymiar ostrożności, prawda?

- Przykro mi, ale tak.

- W takim razie muszę się chyba podporządkować.- uśmiechnęłaś się wrednie i wypiłaś zawartość. Już po kilku sekundach zrobiło ci się słabo. Lekarka pomogła ci się przenieść na łóżko i takim oto sposobem- zasnęłaś.

~

Obudziły cię dziwne odgłosy jakiejś maszyny. Leżałaś na czyiś kolanach. Spojrzałaś w górę i omało co się nie wywaliłaś na zimny metal.

- Brandon ? Co ty tu robisz ?.- zapytałaś zdziwiona.

- No jak co ? Dostałem Przecież szlaban na prowadzenie helikoptera.

- No to akurat wiem, ale co ty tu...

- Wstała ?!

- Leyla ? Co wy tu robicie ?.- zapytałaś

- No...lecimy na szkolenie, co nie ?.- odpowiedziała dziewczyna.- Nie tylko ty tam lecisz, wiesz ?

- To w takim razie ile nas jeszcze leci ?

- Nikt, tylko nasza trójka.- odpowiedział dumnie Brandon.

- A pułkownik ?

- Przyleci w drugim miesiącu. Powiedział też, że nie ma zamiaru lecieć z Brandonem jednym helikopterem. I jak mam być szczera to ja również.- odpowiedziała Leyla.

- Ja tak samo.- przyznałaś.

- Jesteście okrutne.- Brandon się obraził.

- Cóż...gdyby...

- Dobra dobra! Każdemu może się zdarzyć, okej ?

- Z pewnością.- zaśmiałaś się. Wstałaś i delikatnie się rozciągnęłaś. Sięgnęłaś po broń i wychyliłaś się.- O matko! Już jesteśmy!

- Dlatego trzymajcie się!

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał!
Miłego dnia/nocy!❤
A i jeszcze mała niespodzianka.
Patrzcie, co znalazłam na Pintereście i przerobiłam trochę:

Ściskam mocno!

~Sonia~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro