C H A P T E R S E V E N

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Nie wiedziałam, który ból jest gorszy. Ten, co ma do mnie żal, że nie wyznałam mu swoich uczuć czy może to, że zostawił mnie do końca mojego życia ?
Co ja mam zrobić ?
Bez niego czuję się samotna, pusta...on był inny od wszystkich. Tylko z nim czułam się dobrze. Tylko on powodował na mojej twarzy uśmiech.

Kolejna misja.
Zaczęłam się skradać do wyznaczonego celu, jakim był Thanator.
Nie chciałam go zabijać.
Stałam na drzewie, łączyłam się z przyrodą, z Eywą.
Bezgłośnie się poruszałam, aby w końcu udobruchać tego drapieżnika.
Skoczyłam.

Wylądowałam na grzbiecie Thanatora, na co ten zaczął wierzgać i warczeć. Trzymałam się jego szyi dopóki moje jak i jego Tsaheylu się nie połączyło.
Wtedy zwierzak się uspokoił, jak za pomocą magicznej różdżki. Wtedy powoli zeszłam z Thanatora i spojrzałam mu głęboko w oczy.
Od teraz jest mi posłuszny.

Wróciłaś z misji. Rzuciłaś bronią na biurko lekarzy i usiadłaś na krześle.

- Dobra, zaczynajmy.- uśmiechnęłaś się.- Chyba kiedyś poprawa musi być, prawda ?

- Oczywiście, że kiedyś będzie.- lekarka się uśmiechnęła.- Teraz daj rękę.

Zacznijmy od początku.
Od całej twojej historii.

Byłaś samotna od kiedy tylko pamiętasz. Od dziecka byłaś świadoma zła. Dopiero po kilku dniach od twoich narodzin znalazł cię klan Omaticaya, który przez kilka lat się tobą opiekował. Dopiero po latach zrozumiałaś, że twoim powołaniem jest polowanie, potem walka a na koniec oddałaś się służbie. Jako pierwsza z klanu Omaticaya zabiłaś w młodym wieku pierwszego Thanatora. I właśnie tak poznałaś Neteyama.

Jako książę Pandoriański musiał być chroniony. Ale tym razem coś nie wyszło. Tobą opiekowali się lekarze, więc nie za bardzo się tobą interesowało.
Wtedy jednak pojawił się Thanator, kiedy Neteyam niczemu nie świadomy się bawił.
Stanęłaś przed nim i go ochroniłaś. Kiedy wystrzeliłaś z broni, wywaliłaś się na Neteyama.

I tak oto się z nim za przyjaźniłaś.
A potem zaczęłaś czuć coś więcej.

Wtedy zauważyłaś, że twoje ciało zaczęło się zmieniać. I nie, nie w ten sposób.
Nie czułaś takiego bólu, jak inni.
Kiedy inni zwijali się z bólu, ty stałaś nieruchomo, jak gdyby nigdy nic.
I to właśnie zaniepokoiło lekarzy jak i resztę klanu.

Od tamtej pory przechodzisz różne testy.
Miałaś wrażenie, że każdy wiedział, co ci jest, ale nie chcieli powiedzieć.

Blond włosa lekarka już miała ci wstrzyknąć pewną substancję, gdy nagle do pomieszczenia wszedł przełożony pułkownika.

- [T.I] [T.N].- stanął w progu drzwi.- Musisz iść do pułkownika.

- To ważne ?.- warknęłaś.- Bo jak...

- Dla ciebie ? Wydaje mi się, że tak. Będziesz bardzo...zainteresowana.

Spojrzałaś przepraszająco na swoją lekarke i wstałaś.
Szłaś spokojnym krokiem w stronę gabinetu pułkownika.
Po kilku minutach stanęłaś przed laboratorium.

- Powodzenia.- uśmiechnął się chłopak i poszedł.

Nie wiedziałaś, na co się miałaś się przygotować. Dlatego odetchnęłaś i weszłaś do środka.

- Dobry wieczór, pułkowniku. Chciałeś mnie widzieć.

- Owszem.- odłożył papiery na bok.- Widziałem, że bardzo cierpisz.

- Cierpię ?

- Przez rozstanie ze swoim...przyjacielem.- posmutniał.- Dlatego...postanowiłem rorgaznizować pewną wycieczkę.

- Słucham ?.- byłaś coraz bardziej ciekawa.

- Ten pomysł już dawno chciałem zrealizować, więc cieszę się, że w końcu się za to zabrałem. Rodzina Sully wybrała się na ocenany klanu Metkayina. A ty oraz czterech innych żołnierzy odbędziecie tam pewnego rodzaju staż.

Nie wiedziałaś co powiedzieć. Usiadłaś więc zdziwiona na krześle, ciągle niedowierzając, co tu się stało.

- Naprawdę ?.- zapytałaś.- Czy to...

- Nie, to nie żart. Za cztery dni rozpoczynamy szkolenie. Zajmie ono może z miesiąc, lub dwa. Takie szkolenie pomoże ci się stać moim następcą.

Uśmiechnęłaś się delikatnie pod nosem.

- Nie odmówię.

- I to rozumiem.

Witam!
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał!
Miłego dnia/nocy!❤

Ciekawe, co później się stanie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro