C H A P T E R T H I R T Y F O U R

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Nie wiem, co się dzieje. Czuję się wystraszona, jakbym zaraz miała stawić czoła największemu złu, jakie istnieje.
I właśnie tak się miało stać.

Nie czułaś się smutna. Czułaś się neutralnie wystraszona. Przestałaś czuć brzemię trosk. Po prostu chciałaś wiedzieć, co się właśnie dzieje. Otworzyłaś oczy, ale szybko je zamknęłaś przez światło, jakie na ciebie padło.

- Obudziła się.- usłyszałaś głos. Nie mogłaś ocenić czy należy do kobiety czy mężczyzny.

Twarz miałaś utkwioną w dół, ponieważ ten ktoś tu wszedł, a ty nie miałaś zamiaru na tą osobę patrzeć.

- Czyli mam rozumieć, że tak wita się swojego ojca ?

Głos tak złowrogi jak szatan- diabeł, a jednak spojrzałaś na niego z mordem.

- A ja mam rozumieć, że tak się wita swoją córkę ? Pająka pewnie przywitałeś w nielepszych okolicznościach, mam rozumieć.

- Oh, czyli już znasz prawdę.- uśmiechnął się, siadając na klozetce.

- Wszystko, co do joty.- oznajmiłaś.

- Szkoda, chciałem Ci powiedzieć jak to wygląda z mojej perspektywy.

- Pewnie również nie lepiej, jak z ust moich przyjaciół.- posmutniałaś.

- Oh, [T.I].- zaśmiał się.- Szkoda, że miałem czasu cię wychować. I poznać.

- Może nawet lepiej, skoro miałabym wyrosnąć na takiego potwora jak ty.- wkurzyłaś się. Po za tym byłaś na zimnej podłodze. Na twoich nogach jak i rękach widniały łańcuchy przykute do ściany. Z każdym ruchem czułaś to większy ból, który był nie do zniesienia.

- Nie ufasz mi ?

- Tobie ?.- zapytałaś z odrazą.
Trudno powiedzieć.
Wszyscy kłamali, dlaczego miałabyś ufać komuś takiemu jak twój ojciec ?

- Myślisz nad opowiedzią ?.- zaśmiał się.- Cóż, może jednak się dogadamy ?

- Że...że niby by mamy razem ze sobą współpracować ?.- zapytałaś z niedowierzaniem.

- Twoi przyjaciele okazali się fałszywi, dowiedziałaś się, że twoje życie wcale nie było takie, jakie sobie kreowałaś. Więc...może się zemścisz ?

- Kusząca propozycja...- uśmiechnęłaś się lekko.- Ale nie. Jeżeli chcecie mnie zabić, to proszę bardzo. Będę czekać na śmierć.

- Nigdy bym cię nie zabił, córko.

- Śmieszne, bo przypomniałam sobie, jak majstrowałeś przy helikopterze mojej mamy, kiedy dosłownie miała mnie rodzić.

- To nie byłem ja. Moi ludzie to sprawdzili. Zwykła awaria systemu.

- Z pewnością...- odpowiedziałaś cicho.

- Ten błysk w twoich oczach, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Od razu wyczułem, że to ty. Wiedziałem, że ty jesteś moją córką. Czułem to.

Ty również to poczułaś. Że byłaś z nim powiązana.

- I wyrosłaś na wojowniczkę. Jestem pod wrażeniem.- uśmiechnął się.- Jesteś bardzo do niej podobna.

- Do mamy ?.- zapytałaś.

- Owszem.

Nastała cisza. Teraz miałaś okazję wcielić w życie swój plan. Skoro to wszystko było kłamstwem, pozwolisz, aby trwało ono dalej. Przestawienie trwa, a minie dużo czasu, kiedy kurtyna przysłoni aktorów.

- W takim razie...wchodzę w to. Jesteśmy tacy sami, ojcze. Kieruje nami zemsta, czyż nie ? Ty na Jake'u Sallym, a ja na jego pierworodnym synu. Myślę, że to...całkiem ciekawa zabawa, prawda ?

- I właśnie za to cię kocham, córko. Odziedziczyłaś po mnie przebiegłość.

- Duet Quaritch'ów. Kto by się tego spodziewał.

- W takim razie pokażmy im, kto tu rządzi.

- Zgoda, ojcze.

Oj pokażesz, kto tu rządzi.

~

Dostałaś swoją kwaterę. Mały pokój na widok Pandory. Zaniedługo ponoć miałaś wypłynąć na wody klanu Metkayina. I wtedy wszystko wróci do normy.
Miałaś taką nadzieję.

Ciągle byłaś nastawiona sceptycznie. Może popełniałaś błąd, będąc tutaj ? Może powinnaś walczyć ?
Ale nie. Zdecydowałaś, że wygrasz tą wojnę po swojemu.
Manipulacją.

Twoje sielankowe rozmyślanie przerwał okropny ból głowy. Skrzywiłaś się, kiedy twoje skronie przeszła kolejna fala bólu, tym razem 5 razy mocniejszy. Krzyknęłaś, zdziwiona tym, co się dzieje.

"[T.I] ?"

- N-Neteyam ?.- zapytałaś zdziwiona i nie dowierzając.- Co, ale jak ty...

"Też jestem zdziwiony, że mi się udało. Gdzie jesteś? Jesteś bezpieczna ? Wszystko w porządku?"

- Miles Quaritch mnie porwał.- mówiłaś cicho.- Chce, abym się do niego przyłączyła. Żebym...się na was zemściła.

"[T.I], wiem, że ciągle jesteś na nas zła o to, ale proszę..."

- Nie zdradzę was.- rzekłaś.- Gram, tak jak wy graliście przez cały czas.

"[T.I]..."

- Tak działa świat, Neteyam. Albo atakujesz ofiarę i stajesz się żądnym krwi drapieżnikiem, albo po czasie sam stajesz się ofiarą. I zostajesz zjedzony.

"Trochę straszne porównanie, nie sądzisz ?"

- Ale prawdziwe, musisz to przyznać. Z resztą...nie martwcie się. Jest okej, jak na razie. Szkoda tylko, że zostałam ograbiona z moich broni i noży.

"Pamiętaj, że jesteś silna"

- Pamiętam to.- odpowiedziałaś szczęśliwa.

"I pamiętaj, że cię kocham"

- To również pamiętam, ja ciebie też.

Na początek chciałabym was przeprosić, że rozdział pojawił się dość później niż pozostałe, ale dosłownie...nie umiałam się zabrać za pisanie. Dlatego wieczorem dostałam jakiegoś powera i napisałam coś, za co jestem dumna.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!

Miłego dnia/nocy!❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro