C H A P T E R T H I R T Y T W O

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Biegnę, ile sił w nogach, starając uporządkować swoje myśli. Głowa mnie boli od nich i mam wrażenie, że zaraz mi eksploduje. Nie umiem już oddychać, zaraz zemdleje, ale nie mogę przestać biec. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
Muszę uciec od nich wszystkich.
Od kłamców.

Dowiedziałaś się prawdy. Tej cholernej prawdy o tych cholernych kłamców.
Masz dość. Tak bardzo. Byłaś przekonana, że zaraz weźmiesz pistolet i ich wszystkich wystrzelasz.

Musiałaś się uspokoić.

Ale jak ? To właśnie takie uczucie się rodzi, kiedy wszyscy byli kłamcami ? Tymi cholernymi kłamcami.

Upadłaś na podłodzę, czując się coraz bardziej przygnębiona.

- Córko.

Podniosłaś głowę. Przed tobą stała twoja matka, w formie avatara. Wyglądała jak duch. To chyba jakieś halucynacje.

- Mama ?.- zapytałaś, powoli wstając z ziemi.- To...naprawdę ty ?

- Owszem. We własnej osobie.- lekko się uśmiechnęła.

Nie była tą samą kobietą, co w wizjach. Nie rozumiałaś już. Wszystko było tak skąplikowane i dziwne, że pogubiłaś się już w swoim życiu. Twoja mama miała dziwną aurę. Nie była zła, nie była przerażająca.

- Mamo...co mam robić ? Wszyscy mnie okłamali...czuję się okropnie...

- Spokojnie.- położyła ci rękę na ramieniu.- Nie jesteś przeklęta, tylko wyjątkowa.

- To dlaczego...

- Bo wiedzą o tym, kim byłam, jako człowiek. Na początku chciałam zniszczyć na'vi, ale potem...zrozumiałam, że to są istoty kochające naturę, które o nią dbają.
Poznałam ich bliżej, poznałam ich wszystkich i byłam cholernie zła na siebie i Miles'a.

- Mamo...

- Kiedy miałam lecieć znowu do wodza klanu Omaticaya, mój helikopter się popsuł...a dokładnie ktoś.

- Miles...

- Dokładnie tak. Mam takie przeczucie, że to twój ojciec przy tym majstrował. Pewnie dowiedział się o tym, że byłam w ciąży i planował to od jakiegoś czasu.

- A Pająk ?.- zadałaś kolejne pytanie.- Czy on...jest moim bratem ?

Nie odpowiedziała szybko.

- Nie rodzonym. Twój ojciec nie był...wierny...wiedz jedno, wizję, które cię nawiedziły...nie jestem tak zła, jak ci się wydaje. Zrobiłam w życiu wiele głupstw, ale nigdy nie pożałuję, że cię urodziłam.

Wtedy oparła swoje czoło o twoje. Poczułaś ciepło, które rozlało się po całym twoim ciele.

- Muszę iść, spotkamy się zaniedługo. Obiecuję, córko.

- Ale...

- Pamiętaj, Eywa nigdy cię nie skreśliła. Ona ma dla ciebie specjalne miejsce.

Wtedy zniknęła.

A ty poczułaś, jak twoje kończyny stają się słabe. Upadłaś, ale nie było ci słabo. Po prostu chciałaś sobie wszystko przemyśleć.
Ale jakie było twoje zdziwienie, kiedy wokół ciebie pojawiła się dziwna "magia". Podniosłaś głowę i ujrzałaś, jak wokół ciebie latają kwiaty. Różowe i niebieskie. Było ciemno, więc ich blask oddawał. Wstałaś, i kiedy chciałaś dotknąć jednego z nich, wypuszczały pył, który przekształcał się w dziwną esencję. Stworzyła ona obraz, który przedstawiał ciebie i Neteyama. Zmieniał się co pięć sekund.
Byłaś szczęśliwa.
Pyłek przedstawiał obraz ciebie, kiedy się uśmiechasz, kiedy tulisz się do Neteyama, kiedy oboje patrzyliście sobie w oczy, a następnie się pocałowaliście.
Byłaś w takim amoku, że nie zauważyłaś, kiedy silne ramiona Neteyama cię otoczyły, tuląc się do ciebie od tyłu.

- Moja miłość do ciebie jest najszczersza i najmocniejsza. Ważniejsza niż więź z Eywą.

Mam nadzieję, że chodź trochę skleiłam wasze złamane serce po ostatnim rozdziale

W każdym razie mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy❤

Nie mam na dzisiaj memów, ale za to znalazłam tak super fanart, że aż szkoda się nim nie pochwalić.

POWIEDZCIE PROSZĘ, ŻE NIE TYLKO JA TU WIDZĘ BRANDONA I [T.I]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro