C H A P T E R T W E L V E

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Myślałam, że jestem zwyczajnym na'vi, tak jak reszta. Nie różniłam się niczym innym od nich. No prawię.
Czasami miałam wrażenie, że słyszę i czuję więcej. Czułam, jakby w moim ciele szalał jakiś potwór, demon, który wręcz błagał, abym go uwolniła. Oczywiście, że tego nie zrobiłam i nigdy nie zrobię.
Ale nie sądziłam, że pewnego dnia się zbuntuje i wyjdzie na powierzchnię.
Sam z siebie.

Ta właśnie myśl wybudziła cię ze "snu". Nie było przy tobie nikogo przez co trochę się zdziwiłaś. Jednak szybko się uspokoiłaś, kiedy zauważyłaś idącą w twoją stronę Leylę, która trzymała jedzenie.

- Masz.- rzuciła tobie jakiś dziwny owow.- To armatnik. Ten miąższ jest naprawdę słodki, więc dostarczy ci odpowiednych witamin.

- Oh, dzięki.- odpowiedziałaś, biorąc już miękki owoc.

- I jak się czujesz ?.- dziewczyna usiadła obok ciebie.

- W sumie to już dobrze.- uśmiechnęłaś się, sącząc owoc.- A ty ?

- Też, ale chciałabym już zacząć ten trening.

- A kiedy zaczynamy ?

- Od jutra, pułkownik powiedział, że musimy odpocząć.

- Ugh...cholerny helikopter.- mruknęłaś, opierając się głową o namiot.

- Chodzi ci chyba o Brandona.- dodała.- On ma jakiegoś pecha.

- Szkoda, że ten pech się na nas przeszedł.- pokazała zabandażowaną rękę.- Nosz kurwa.

- Nie klnij.- warknęłaś.

- Oh, przepraszam!.- zaśmiała się.- Zapomniałam, że jestem kulturalną na'vi.

- Ugh, denerwujesz mnie.- uśmiechnęłaś się.- A co u Brandona ?

- O nie! Nie będziemy o nim rozmawiać! Brandon przynosi pecha!

- Wiem, ale co się z nim dzieje ?

- Kręci mu się cały czas w głowie. I ponoć chce mu się rzygać.

- Dobra, wolałam nie wiedzieć.

~

- Czyli dzisiaj będziemy odpoczywać ?.- zapytałaś, idąc z Leylą do Brandona, który nadal źle się czuję.

- Na to wygląda.- westchnęła.- No ale wiesz, to jest nasz kumpel, musimy go wspierać.

- Szczególnie, jeśli chodzi o helikoptery...- powiedziałaś ciszej.

- Może kiedyś się nauczy prowadzić helikopter...

- Albo niech jakaś Tsahìk zdejmie z niego klątwę.

- Jestem ciekawa, czy któraś podejmie się tego wyzwania.

- Nie byłabym tego taka pewna.

Zakończyłyście rozmowę, bo wiedziałaś, że jak Brandon usłyszy chodź słowo "helikopter" to się wkurzy. A ze względu na to, że musiał szybko wyzdrowieć, postanowiłaś nie igrać z ogniem.

- Są i moje ulubione dziewczyny!.- zawołał chłopak podnosząc się do góry.

- Oh, jak nam miło.- Leyla udała wzruszoną.- Chyba zaraz się popłacze.

- Ugh, a z tobą jak zawsze.- mruknął Brandon.

- Jak się czujesz ?.- wtrąciłam, aby się nie pokłócili.

- Zdecydowanie lepiej, od jutra zaczynamy nasz miesięczny staż, więc jestem podekscytowany.

- Tylko nie rozpierdol czegoś przy okazji, dobra ?.- zapytała Leyla dusząc się ze śmiechu.

- No błagam! Odwal się!

- Wybacz, ale nie umiem!

- Ugh...- schowałaś głowę w rękach.

- Patrz! Biedna się przez ciebie załamała!.- Brandon złapał cię za rękę i przyciągnął do siebie.- Patrz!

- Ona nie smutna z tego powodu. Ona jest smutna, że Neteyam do niej nie przyszedł.

- Dzięki, Leyla...- mruknęłaś.

- No teraz to jest smutna z tego powodu.- dodał Brandon.

- Może ty do niego pójdź.- Leyla usiadła obok mnie.- Nie możesz się przejmować facetami. Faceci to debile.

- Ej.- odezwał się Brandon.

- Dobrze, że to słyszysz. W każdym razie...

- Dobra, zaraz do niego pójdę.- uśmiechnęłaś się.

- Nie! Dzisiaj do niego nie idziesz. Nie wierzę, że to mówię, ale dzisiaj jest dzień Brandona i to jemu będziemy poświęcać czas.

- A dni święte trzeba obchodzić- uśmiechnął się Brandon.

- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak trzymać się tych świętych zasad.

~

- Nie powiedziałaś, że dzisiaj jest jakieś święto, oprócz tego waszego.- odezwałaś się cicho

- To jest pogrzeb.- odpowiedział ci Brandon.

Zrobiło ci się głupio.

- A co się dokładnie stało ?.- zapytałaś.- Wiecie może?

- Ponoć na polowaniu ktoś odniósł za wielkie obrażenia przez drapieżniki.
Rany były za głębokie, aby dało się cokolwiek z nimi zrobić.

- O cholera...

- Szkoda.- dodała Leyla.- Niestety te polowania różnią się bardzo od naszych. Moim zdaniem są bardziej niebezpieczne.

W twojej głowie pojawił się pewien pomysł, który chciałaś zrealizować.
Kiedy każdy powoli się oddalał od miejsca pogrzebu, ty podeszłaś do wodza klanu Metkayina.

- Wodzu.- kucnęłaś przed nim.- Mam do ciebie wielką prośbę.

- Jaką, żołnierzu [T.I] ?

Na szybko jeszcze raz przemyślałaś swoją decyzję, która może okazać się błędem.

- Chce płynąć na następne polowanie.

HAHAHAHA PRZEPRASZAM ZA POLSAT.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro