C H A P T E R T W E N T Y S I X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Może się wydawać, że libacje alkohole Brandona są śmieszne, ale kiedy pułkownik się zdenerwuje...już nie jest tak śmiesznie. Zacznijmy od tego, że cała wasza trójka na oczach klanu Metkayina jak i rodziny Sully dostaliście niezły ochrzan za picie alkoholu. Leyla jako jedyna starała się zachować powagę, natomiast średnio jej to wychodziło. A jeżeli chodziło o ciebie i Brandona...cóż. Nie mogliście wytrzymać i osunęłaś się na podłogę ze śmiechu.

- Co was tak bawi ?.- zapytał wasz szef.

- Chyba to, że to Brandon powinien dostać taki opierdziel, ponieważ ja nawet nie tknęłam pana wódki.- odpowiedziałaś.

- Czyżby ?

- Owszem.- nadal się śmiałaś, ale teraz starałaś się ograniczyć do uśmiechu.

- Cała wasza trójka zachowuje się, jakby co najmniej cały mój asortyment alkoholu byście wypili.

- To ma pan tego więcej ?.- zapytał zachwycony Brandon.

- Brandon...- Leyla walnęłam go w ramię, a pułkownik wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.

- Wychowałem alkoholików...

- A tam od razu alkoholików. Jesteśmy po prostu smakoszami i testujemy coś...dobrego.

- Pogrążasz się.- szepnęła do niego Leyla.

- Mówię najszczerszą prawdę.

- Dobra dobra...Brandon, to już twój drugi poważny zakaz. Masz ZAKAZ picia alkoholu, czy to jasne ? Leyla, przypilnuj go.

- Tak jest, pułkowniku.- skłoniła lekko głowę.

- I przypilnujecie małą [T.I]. Jest jeszcze dzieckiem. Ona też ma zakaz spożywania alkoholu.

- Słucham ? Przecież ja nawet nie...

- Tak czy siak. Nie SPOŻYWACIE ALKOHOLU NA TEJ ZIEMI.- odpowiedział.

- A widzisz Brandon ? Trzeba było chlać bardziej tajemnie.

- Owszem.- dodał pułkownik.

- Dobra...weź.- odwrócił wzrok.

- Wracajcie na swój trening.- odprawił was.

- Oczywiście.- odpowiedziała wasza trójka.

~

- Widzieliście miny klanu Metkayina ? Wyglądali na...przerażonych.- zapytał Brandon.

- Pułkownik potrafi budzić strach. Nie bez powodu dostał tak wysoką posadę w wojsku. Wygląd oraz emocje budzą największy podziw.- powiedziała dziewczyna między uderzeniami w suchą korę.- Ale masz rację.

- Dziwne. Oni patrzyli się wprost na nas. Może...mam coś na twarzy ?

- Brandon, dostaliśmy publiczny ochrzan za twój alkoholizm. Chyba wiadomo, że będą się na nas dziwnie patrzeć.

- Mi się wydaje, że to chodzi o mnie.- wtrąciłaś po chwili.

Zapadła cisza.

- Zauważyliście zachowanie Ronal w stosunku do mnie, prawda ?.- wstałaś.- Ona coś o mnie wie. Wszyscy wiedzą.

- Spokojnie, przecież chyba nic takiego.- uśmiechnęła się Leyla.- A może każdy dowiedział się o tym, że pobiłaś syna wodza ?

- Myślisz ?.- zapytałaś, uśmiechając się.-  W takim razie to bardzo dobrze.

- Tak, zgadzam się. Jest brzydki. Nie tak go sobie wyobrażałam.

- Na śmierć zapomniałam. Przecież tak bardzo marzyłaś o przystojnym synu wodza klanu Metkayina.

- Ugh...zamknij się.

Zaśmiałaś się, widząc czerwoną minę swojej przyjaciółki, która szybko odwróciła wzrok. To było całkiem urocze.

- Nie wiem jak wy, ale ja muszę jeszcze coś zrobić.- uśmiechnęłaś się i poszłaś w stronę wody.- Muszę z kimś pogadać.

- Z kim ?.- zapytał Brandon, sugestywnie poruszając brwiami.

- Na pewno nie z Neteyamem.

- Dlaczego ? Przecież cię uratował.

Właśnie.
Uwartował.
I szkoda.

~

- Hej, Rotxo.

Nie chciałaś z nim gadać, ale wiedziałaś, że tylko on jeden ci pomoże. Wydawał się najmniej irytujący.

- Ee...[T.I] ? Czego chcesz ?

- Wiem, że nasze ostatnie...spotkanie nie było jakoś udane, ale mam prośbę.- wzięłaś głęboki wdech.- Zaprowadziłbyś mnie do waszego drzewa dusz ?

- Że...co ?

"Mam ci kurwa na kartce napisać ?"

- To jak ? Zaprowadzisz mnie ? Proszę. Wiele to by dla mnie znaczyło.

- Mogę spytać się dlaczego ?

- Powiem ci w drodzę.

- No okej...w takim razie chodź.- złapał cię za rękę i zaprowadził do swojego ilu. Usiadłaś za nim i złapałaś go za ramiona, kiedy oboje płynęliście w stronę, w którą kierowało was zwierzę.

Nie zabrało wam to dużo czasu, ale ciągle zachwycałaś się tym, co cię otaczało. Nawet w lesie Pandory nie było czegoś tak...idealnego.
Te kolory idealnie współgrały z wodą, a świat pod nią był zupełnie inny.
Wszędzie było jasno, jak w jakimś niebie. Ale przede wszystkim czułaś się dziwnie...bezpiecznie.

- To tutaj.

- W takim razie dziękuję.- skoczyłaś do wody, ale ręka chłopaka cię powstrzymała.

- Miałaś mi powiedzieć, o co chodzi.- zauważył.

- Mam mały problem. I polega on na tym, że prawdopodobnie coś jest nie tak z moim życiem i prawdopodobnie mogę zostać skazana na egzekucję.

- Co ty gadasz ?

- Po prostu tu na mnie czekaj.

Zanużyłaś się i popłynęłaś w stronę świecących się pnączy.

"Raz się żyje" powiedziałaś sobie w myślach sięgając po kilka. Przystawiłaś swoje Tsaheylu aby się połączyło z drzewem.
Problem polegał na tym, że zamiast uzyskać odpowiedź, straciłaś możliwość połączenia się z kim i czymkolwiek.
Straciłaś Tsaheylu. Ból, który poczułaś był jak nigdy dotąd.
Znowu coś się stało, znowu jakaś tajemnica, która wyszła na jaw.
Twoje Tsaheylu przestało istnieć.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro