3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdybym kiedyś trafiła na policyjny komisariat w celu pomocy, w sporządzeniu portretu pamięciowego, równie dobrze od razu mogłabym stamtąd wyjść. W ogóle nie mam pamięci do twarzy, szczególnie że na co dzień widzę ich tak dużo. 

I szczególnie, kiedy twarze które pragnęłabym rozpoznać, pokryte są makijażami. 

Odpędzam dręczące mnie myśli i daje się ponieść muzyce. Zespół ma rockowy pazur, brzmienie sprawiające drżenie na mojej skórze. Perkusista w najbardziej zagmatwanej i najbardziej kolorowej masce, przypominającej trochę kota, wręcz uroczo buja się za perkusją. Gene, jak się okazało basista, średnio co pięć sekund prezentuje długość swojego jaszczurzego języka, a wokalista...

A wokalista to ten sam Paul, który tańczył ostatnio ze mną na parkiecie. Muszę zamrugać, aby mój umysł ogarnął rzeczywistość w jakiej się znalazłam, ale wtedy spoglądam na gitarzystę i mój plan spala na panewce. Zupełnie jak moje policzki pokrywające się gorącymi rumieńcami.

- Dzięki ludziska! - krzyczy Paul. Wymachuje ręką, ku ucieszy publiczności i głośnych braw. Gwiżdżę z uznaniem, robiąc ze swoich pomalowanie, intensywnie czerwonych ust dzióbek - Wykonamy teraz dość znany i lubiany utwór. Zaśpiewacie z nami "Black Diamond"? 

Tłum wrze jeszcze mocniej i jeszcze bardziej. Jakaś dziewczyna obok mnie piszczy tak głośno, iż mam wrażenie że skręcają mi się uszy. Kręcę głową, wracając wzrokiem na scenę i jakież jest moje zaskoczenie, kiedy okazuje się że gitarzysta patrzy w moją stronę - równie dobrze, może mi się to wydawać. W pomieszczeniu jest tyle dymu oraz kolorowych refleksów rzucanych przez lampy, że ja ledwo rozróżniam konkretne osoby oraz kontury niektórych rzeczy. Ale serce i tak znowu bije mi z prędkością pralki, obijając się o moje żebra. 

Fajnie całujesz, co to w ogóle za pożegnanie? 

Nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Chłopaki zaczynają bowiem utwór, który rozpoczyna się delikatną grą na gitarze i melodyjnym śpiewem Paula. Zaraz przerywają, aby perkusista mógł uderzyć kilka razy o swoje pałeczki, a potem tempo się rozkręca. Paul wykrzykuje "Hit it", po którym znienacka uderza moc basu, szarpnięcie gitary i rytmiczne uderzanie w bębny. Moje ciało samoczynnie zaczyna bujać się w rytm, a uszy rozkoszują się utworem, śpiewanym zaraz również przez innych ludzi. 

****

Dzisiaj nie chcę żadnych drinków, ani piwa. Ja już jestem pijana. Emocjami. 

Mimo że koncert trwał prawie godzinę, czuję ogromny niedosyt. Jeszcze raz pragnę posłuchać "Black Diamond" i utwór o wdzięcznej nazwie "Deuce" na którym Gene, Paul i Ace bujali się synchronicznie na boki szarpiąc za gitary. Ich energia, wigor i pasja, sprawiły że zapomniałam o calusieńkim świecie, więc gdy teraz ludzie rozrzedzają się po barze, wychodząc na dwór lub zasiadając przy stolikach, mam wrażenie jakby ktoś dał mi w twarz. Z głośników zaczyna sączyć się słabe country i wcześniejszy nastrój zdecydowanie opada, jakby na domową imprezę wpadł sąsiad i zaczął straszyć glinami. Do kitu.  

Niewiele myśląc, rozglądam się jeszcze za Sadie, ale nie ma po niej śladu. Wciąż liczę że jakimś cudem mnie zauważy i sama podejdzie, chcąc wytłumaczyć mi dzisiejszą sytuację. Równie dobrze, mogła o mnie po prostu zapomnieć i stąd wyjść. Szczerze mogłabym to mieć gdzieś, ale zwyczajnie przeszkadzają mi te wielkie jak korek na międzystanowej dziury w pamięci i chcę je w końcu wypełnić. 

- Bu!

Łapie się za pierś, odwracając się na złamanie karku. W jednej chwili serce bije mi młotem. 

- Bawisz się w ducha czy co? - zadaje to pytanie Natalie, która materializuje się przede mną. Jej usta rozbłyskują w przebiegłym uśmiechu,  a w oczach zauważam iskierki radości. Biorę głęboki wdech i poprawiam włosy, które opadły mi na twarz. 

- Do tego stanu mi raczej nieśpieszno - mruga do mnie okiem. Zauważam że ma na sobie czarne dżinsy z łańcuchem, pasującą kurtkę i skórzaną torebeczkę, ale to najbardziej mnie szokuje to fakt, iż ma koszulkę z logiem zespołu - Co ty tu robisz? - pyta, zanim zdążę otworzyć usta. 

- Mogłabym zadać ci to samo pytanie. 

Natalie chcę odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili zawiesza usta i je zamyka. 

- Co ukrywasz? - pytam bez ogródek. W tle wybucha jakaś drama, obfitująca w rozbity kufel piwa. Obie szybko spoglądamy na całą sytuację, gdzie zaczyna się lać dwóch facetów, a ja myślę tylko o tym że szkoda mi alkoholu, rozlanego właśnie na posadzce. Zaraz jednak z powrotem patrzymy sobie z przyjaciółką w oczy. Jest wyraźnie ożywiona. 

- Chcę żebyś kogoś poznała. 

****

Coś co naprawdę doprowadza mnie do szału, to ignorowanie mojej osoby lub zbaczanie z głównego tematu. Pytam Natalie gdzie idziemy, z kim chcę mnie poznać, co robiła na koncercie i czemu nie powiedziała że ma zamiar na nim być, ale ona natychmiast zagaduje mnie czym innym, zamiast odpowiedzieć na którekolwiek z pytań. Tylko czekam aż skończą jej się pomysły i wykończona w końcu wszystko mi powie. 

Mija jednak kolejne piętnaście minut drogi, a ona wciąż wymachuje rękami, mówiąc mi o kompletnych głupotach. Idziemy chodnikiem zalanym blaskiem ulicznych lamp i mimo późnej godziny, wciąż zewsząd widać sznury ludzi. 

Nagle omal nie zabijam się o Natalie, która nagle staje w pół kroku. To ostateczny moment, kiedy moja cierpliwość zwyczajnie się kończy. Przyjaciółka odwraca się do mnie z uśmiechem na ustach, a ja krzyżuje ręce na piersi, piorunując ją wzrokiem. 

- Albo powiesz mi co jest grane, albo w tempie natychmiastowym wracam do domu. 

- Jak zawsze cierpliwa do bólu - parska śmiechem, a ja odwracam się na pięcie. Przyjaciółka stanowczo łapie mnie za rękę, więc odwracam głowę w jej stronę. Zauważam skruchę w wyrazie jej twarzy. 

- Przepraszam że cię ignorowałam - mówi w końcu. Nagle zauważam, że stoimy pod starą, zaniedbaną kamienicą, która dudni i drży od basu płynącego z głośników - Idziemy na imprezę do mojego chłopaka. 

- Kogo kurwa? 

- Mojego chłopaka - powtarza. Odchodzę krok do tyłu, uważnie lustrując ją wzrokiem, próbując dopatrzeć się krzty kpiny, ale widzę tylko i wyłącznie śmiertelną powagę. Mrugam oczami, chcąc odrzucić szok spowodowany jej słowami. 

- Ile to przede mną ukrywasz? 

- Jakiś tydzień - przyznaje, spuszczając wzrok i zaczynając bawić się palcami. Wzdycha - Był moim przyjacielem od dłuższego czasu i mi się podobał, więc... 

- Dobra - wyciągam rękę do przodu. Natalie spogląda na mnie wzrokiem zbitego pieska, a ja zakładam ramiona na piersi, żeby wiedziała że oficjalnie mnie obraziła - Mniej gadania, więcej robienia. Skoro mi nie powiedziałaś, to teraz chociaż mnie mu przedstaw. 

- Oczywiście, szefowo - odpowiada. Przewracam oczami, a ona chichoczę, po czym obie wchodzimy do budynku. Klatka schodowa jest obskurna, pełna wilgoci i nieprzyjemnego zapachu. Nie zdziwiłabym się, gdyby z którejś z licznych szczelin, wyleciał jakiś szczur. Chwilę później nie muszę się nad tym zastanawiać, gdy wchodzimy na drugie piętro, gdzie muzyka jest o wiele donośniejsza, a Natalie pcha drzwi z numerem sześć. 

Dźwięki są w jednej chwili wręcz ogłuszające, a ze środka mieszkania ulatnia się mnóstwo chmur dymu tytoniowego, gdzie tłoczy się duża grupa ludzi. Na samym wejściu stoją trzy skąpo ubrane laski, śmiejące się w niebogłosy, a dalej widać mnóstwo parek całujących się na boku lub facetów z piwami w rękach. Z dziwnego powodu, Natalie łapie mnie za rękę. Zamykam za nami drzwi. 

- Nienawidzę imprez - mruczy przyjaciółka. Nie odpowiadam na to, dając się jej prowadzić do największego pomieszczenia w mieszkaniu, czyli salonu. Jest tu dużo miejsca, ponieważ jedyne meble to mała komoda, czerwona sofa, mały telewizorek i kawowy stolik, na którym stoi sprzęt grający - Paul! 

Puszcza moją rękę, wystrzeliwując w stronę kanapy. Kieruje tam swój wzrok i widzę jakiegoś chłopaka, a zaraz obok niego Paula z pół zmytym makijażem oraz Gene, który trzyma na swoich kolanach dziewczynę. Mocno ściska ją za udo, swoją dużą ręką i mam wrażenie że zaraz pożrę ją swoimi ustami. 

Jednak to co głównie przyciąga mą uwagę, to fakt iż Paul wstaje aby mocno przytulić Natalie i pocałować ją w usta. Znowu wpadam w szok, odchodząc krok do tyłu. Szczęka opada mi do samej podłogi. 

Obaj odwracają się w moją stronę i widząc przerażenie Paula, wymalowane nagle na jego twarzy, omal nie wybucham śmiechem. Omal. Bo jego emocje są odbiciem moich. Tymczasem Natalie uśmiecha się od ucha do ucha, trzymając wokalistę pod ramię. Zauważam w jaki sposób na niego patrzy - w jej oczach tańczą wesołe, pełne zauroczenia iskierki, na jej twarzy tworzą się urocze zmarszczki w zagłębieniach warg i oczu. Chcę coś z siebie wyprodukować, ale nie jestem w stanie. 

- To właśnie mój chłopak - oświadcza - Paul to Maggie, Maggie to Paul. 

To ten moment, kiedy bezgłośnie musicie przekazać sobie jakąś informację, ale nie potraficie ponieważ zwyczajnie się nie znacie. Mam wrażenie, jakby ktoś nagle złapał mnie za barki i postawił na planie filmowym jakiejś słabej telenoweli puszczanej po północy w telewizji. 

- Miło cię poznać - Paul wyciąga do mnie rękę. Również to robię, choć naprawdę wiele mnie to kosztuje. Nie chcę przecież okłamywać Natalie, ale równie dobrze może się okazać że on wcale mnie nie pamięta. Z drugiej strony, nie wyglądał nawet na wstawionego kiedy się poznaliśmy, a potem jeszcze ta sprawa z Sadie... 

- Ciebie również - wraz z opuszczeniem tego kłamstwa z moich ust, czuję nagle jak swędzi mnie skóra - Zajebisty występ - stwierdzam. 

Paul uśmiecha się wręcz z wyższością, przyciągając Natalie do swojego boku. Dziwnie wygląda w ciemnych, podartych dżinsach i zwykłej koszuli, lecz upominam siebie, że muzycy to też ludzie którzy mają życie również poza sceną, nawet jeśli ta jest dużą częścią ich żywota. 

- Wiem - odpowiada, a do mnie dochodzi, że warto było być dla niego taką ciętą. Uśmiecham się ledwo zauważalnie. 

- Cóż za skromność. 

- Oh, Maggie. Ty też czasami masz momenty samozachwytu - przyjaciółka wzrusza ramionami z miną niewiniątka, a ja parskam śmiechem. Nie mogę się przemóc, aby spojrzeć ponownie na Paula, wiedząc że obaj ukrywamy przed Natalie fakt naszego wcześniejszego zapoznania i nie tylko. Serce wali mi w piersi jak oszalałe i mam ochotę zapaść się pod ziemię. 

- Natalie! Jesteś w końcu! 

Odwracam się do tyłu, skąd pochodzi głos. Do salonu wchodzi chłopak w czarnych, rozmierzwionych włosach do obojczyków, z jastrzębim nosem i brązowymi oczami. Od razu rozpoznaje w nim perkusistę, który zaraz podchodzi do mojej przyjaciółki, łapie ją w biodrach, wyrywając tym samym z objęć Paula i unosi do góry, mocno przytulając. 

Czy ja godzinę temu mówiłam że nie potrzebuje alkoholu? Potrzebuje. I to najlepiej w wielkim dzbanie. Bez popity. 

Nie sądziłam, że moje życie może wywrócić się tak bardzo do góry nogami, z powodu jednej, głupiej wizyty w barze.

- Ziemia do Maggie! - Natalie strzela mi przed oczami. Ja jednak patrzę już za nimi, na laskę stojącą tuż przy wyjściu na balkon. Natychmiast omijam moich towarzyszów, podchodzę i wyrywam biednej dziewczynie puszkę piwa. 

- Hej! - krzyczy, próbując mi ją odebrać. Za późno. Wychylam resztę zawartości do gardła. I tak niewiele zostało - To było moje piwo. 

Uśmiecham się z pobłażaniem, czując cierpki, ciepły smak w ustach. Wzruszam ramionami, oddając dziewczynie pustą puszkę. 

- Sory - mówię jedynie. Zaraz zostaje złapana za rękę i nie robi tego nikt inny, jak Natalie. Tym razem w jej oczach widzę czyste zdumienie zaistniałą sytuacją. Podzielam jej emocje.

- Maggie, co się dzieje? Dziwnie się zachowujesz. 

Do jasnej cholery. To moja najlepsza przyjaciółka, a Paul sprawił że musiałam ją okłamać. To niedorzeczne, ale teraz nie będę tego odkręcać. Mimo że uwielbiam dramy, to nie takie w których to ja jestem na celowniku. Wszystko wytłumaczę jej później, żeby z Paulem też mogła pogadać na osobności. 

- Po prostu nie spodziewałam się, że kręcisz się w takim towarzystwie. 

Muzyka, którą do tej pory kompletnie ignorowałam, zmienia się na Going To California i natychmiast się uśmiecham. 

- Takim? To znaczy jakim? 

- Głośnym - odpowiadam natychmiast, rozglądając się wokół. Jakiś chłopak wypija kieliszek wprost z między cycków jakiejś dziewczyny, w powietrzu czuć alkohol i papierosy, a muzyka leci tak głośno, że to cud iż sąsiedzi jeszcze nie wezwali glin - I rozwydrzonym. 

- Mówisz to, jakbyś sama nie była rozwydrzona - Natalie parska śmiechem, a ja czuję że atmosfera nieco się rozluźnia. Zauważam jak w naszą stronę zmierza perkusista, niosąc w ręku dwa drinki. 

- Chyba się jeszcze nie znamy - mówi miękkim, głębokim głosem. Kiwam głową, gdy przekazuje różowy napój mojej przyjaciółce. Wyciągam do niego rękę. 

- Maggie. 

- Peter - odpowiada i ściska moją dłoń. Jest duża, ciepła i szorstka, zapewne od gry na perkusji - Wiele o tobie słyszałem. 

Unoszę brew z czystym zaciekawieniem. Automatycznie zaczynam bujać się na boki, kiedy piosenka od Zeppelinów, zbyt wchodzi na mój umysł. 

- Co na przykład? 

- Oh, opowiedzenie tego wszystkiego, może zająć trochę czasu...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro