Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez całą drogę Jeongin milczał. Strażnik, który z nim szedł, był na oko rok albo dwa młodszy od niego. Musiał być nowicjuszem, co tłumaczyło, dlaczego tak drżał, gdy przekazywał prośbę swojego dowódcy królewiczowi. Gdyby nie to, co powiedział mu wcześniej król, Yang zapewne starałby się jakoś pocieszyć młodszego chłopaka. W końcu wiedział, jak to było na początku, kiedy zaczął pracę w zamku...

Ale teraz nie potrafił myśleć o czymkolwiek, co nie było związane z koniecznością wyjazdu w okolice granicy z Południowym Królestwem.

Gdy dotarli pod drzwi gabinetu dowódcy gwardii pałacowej, młodszy rycerz zapukał.

— Wejść.

— Komendancie, udało mi się przyprowadzić osobistego strażnika drugiego księcia — powiedział chłopak, kłaniając się swojemu przełożonemu.

— Możesz odejść. — Dwudziestodwulatek stał do nich tyłem, zbyt zajęty patrzeniem na grzbiety książek znajdujących się na półce.

Młodszy z braci Yang odprowadził strażnika wzrokiem.

— Dlaczego chciałeś mnie widzie-

Nie zdążył nawet dokończyć pytania, bo dowódca gwardii zamknął go w swoich objęciach.

— Minho...? — Dziewiętnastolatek nie potrafił ukryć swojego zdezorientowania.

Starszy odsunął się trochę i położył dłonie na policzkach brata. Trudno było nie zauważyć niepokoju wykrzywiającego rysy komendanta.

— Dowiedziałem się, że masz jechać z księciem na miejsce walk — wyszeptał, chłonąc wzrokiem każdy centymetr twarzy młodszego, jakby miał być to ostatni moment, w którym go widzi. — Jeongin, tak mi przykro...

Z ust chłopaka wydobyło się prychnięcie.

— Przestań, nie mam pięciu lat.

— To nie są zwykłe ćwiczenia, Jeongin — przypomniał mu dowódca. — Bitwy z Południem potrafią być naprawdę krwawe-

— Wiem! — Odtrącił dłonie brata, odsuwając się od niego i wbijając wzrok w coś, co znajdowało się po jego lewej stronie. Milczeli przez chwilę, dopóki nie przeczesał włosów dłonią z frustracji i nie wyszeptał: — wiem, Minho...

Tym razem nie wiercił się w objęciach dowódcy, gdy ten go przytulił. Wbijając zęby w dolną wargę, odwzajemnił gest. Starał się nie zacisnąć pięści na marynarce brata zbyt mocno, by bardzo nie pognieść materiału.

Szczerze powiedziawszy, w tamtym momencie potrzebował tej bliskości.

— Jesteś zdolny, Jeongin. Ćwiczyłeś przez piętnaście lat, masz umiejętności, których wielu rycerzy w twoim wieku jeszcze nie posiada — mówił Minho, gładząc dziewiętnastolatka po plecach. Żaden z nich nie wiedział, kogo mężczyzna próbuje zapewnić, że wszystko będzie dobrze. — To nie tak, że wysyłają cię na pole bitwy... książę nie będzie walczył, więc nie mamy się czym martwić, prawda?

Cisza, która zapadła, trwała kilka minut. Przez cały czas po prostu stali i się przytulali, wiedząc, że nie będą mieli możliwości, by się pożegnać.

— Wyślę list do ojca — obiecał komendant, odsuwając się od brata, wciąż trzymając dłoń na jego ramieniu. — Pewnie będzie dumny — dodał, posyłając młodszemu delikatny uśmiech, który nie był pełen szczęścia.

— Dziękuję — mruknął dziewiętnastolatek, a kąciki jego ust uniosły się lekko. — Pamiętasz, jak długo trwał trening pierwszego księcia na granicy?

— Trzy miesiące.

***

Dwa dni później w sali tronowej odbyło się krótkie i skromne pożegnanie królewicza przed jego wyjazdem. Oprócz strażników, którzy pilnowali drzwi, w pomieszczeniu znajdowali się tylko członkowie rodziny królewskiej.

Gdy wyjeżdżał pierwszy książę, pokój był pełen ludzi — tym razem jednak brakowało arystokratów. Powodem był fakt, że król nie chciał, by wiele osób dowiedziało się o wyjeździe jego młodszego syna. Chodziło nie tylko o ochronę życia Hyunjina, ale także o to, by nie prowokować Południowego Królestwa do ataku.

Razem z królewiczem podróżować miało dwudziestu jeden strażników, w tym jego osobisty, którego zadaniem było nieodstępowanie następcy tronu na krok.

— Dowiedź swojej wartości — powiedział władca, kładąc rękę na ramieniu swojego najmłodszego potomka. — Pokaż im, jak walczy królewski syn.

Hyunjin jedynie przytaknął.

Kiedy stanęła przed nim królowa, jego twarz rozjaśnił słaby uśmiech.

— Uważaj na siebie, dobrze? Pamiętaj, że twoje życie i zdrowie są dla mnie najważniejsze — wyszeptała, z miłością głaszcząc dziewiętnastolatka po policzku.

— Będę uważał — odpowiedział równie cicho chłopak, posyłając matce szerszy uśmiech, jakby miał nadzieję, że to ukoi jej nerwy.

Gdyby osobisty strażnik królewicza miał być szczery, był pewien, że za chwilę zostaną odprawieni i będą mogli wyjść z sali tronowej.

Być może właśnie dlatego był tak zdziwiony, gdy poczuł rękę władcy na swoim barku.

— Chroń księcia, Yang Jeonginie — rozkazał surowym głosem król. — Nawet za cenę swojego życia.

Syn generała skinął głową, po czym ukłonił się, kiedy uścisk mężczyzny zniknął. Jednak gdy tylko się wyprostował, zobaczył przed sobą materiał sukni królowej.

— Troszcz się o mojego syna — mówiąc to, jej głos drżał. Jeongin nie wiedział, czy był to rozkaz, czy desperacka prośba. — Dopilnuj, by nikt go nie zranił.

— Oczywiście, pani — rzekł, mając nadzieję, że te słowa wystarczą, by kobieta uwierzyła w to, iż wykona jej polecenie.

Ceremonia pożegnalna dobiegła końca.

***

Znajdowali się w powozie od trzech godzin i cisza zaczynała przeszkadzać Hyunjinowi coraz bardziej. Siedział tyłem do kierunku jazdy, by — gdyby ktoś chciał okraść pojazd — to jego strażnik zostałby zaatakowany, gdyż na miejscu Yanga niemal zawsze siedzieli arystokraci.

Mogło wydawać się to przesadzone, ale król był wystarczająco przewrażliwiony na punkcie skrytobójców, by rozkazać przedsięwzięcie jak największej liczby środków ostrożności.

Westchnął ciężko, opierając głowę o ścianę powozu. Miał dość tego milczenia, ale... nie wiedział, o czym miałby porozmawiać z Jeonginem. W szczególności, że chłopak nawet nie zerkał na królewicza; cały czas patrzył na krajobraz za oknem, kiedy zasłona kołysała się podczas jazdy.

Szczerze powiedziawszy, chciał go przeprosić. Gdyby nie książę, Yang nie musiałby jechać w okolice, w których były prowadzone walki i być może także ryzykować swojego życia. Gdyby nie on, jego rówieśnik byłby teraz w pałacu — bezpieczny, bez konieczności martwienia się o to, co stanie się na granicy.

Zamknął oczy, marszcząc brwi. Jaki był sens w rozgrzebywaniu tego wszystkiego? Wystarczało mu to, że dwie noce temu nie był w stanie zmrużyć oka, ciągle rozmyślając o tym, jak znalazł się w tej sytuacji.

Czy król naprawdę musiał posyłać go na pole walki? To nie tak, że nie chciał robić tego, czego oczekiwano od niego jako możliwego następcy tronu; po prostu... chyba jeszcze nie był na to gotowy.

W dodatku Jeongin... Królewicz ledwo powstrzymał się od kolejnego ciężkiego westchnienia. Naprawdę wolał, żeby chłopak został w zamku. Wtedy przynajmniej nie musiałby się o niego martwić... to właśnie wydawało się Hyunjinowi najgorsze — fakt, że w warunkach bitewnych jego strażnik nie będzie się wahał, by wypełnić królewski rozkaz, ignorując własne bezpieczeństwo.

A królowa? Gardło księcia zaciskało się na samą myśl o jego matce. Jak mógłby spojrzeć jej w oczy, gdyby wrócił do pałacu zraniony?

Tak bardzo pragnął, by obaj wyszli z tego cało...

Nie zauważył nawet, kiedy zasnął, kołysany przez jadący powóz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro