Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; jesteśmy w 1/3 Heavenly!

***

— Wszystkie bitwy rozegrały się tutaj? — zapytał Hyunjin, zataczając palcem część terenu na mapie leżącej na stole.

— Tak, Wasza Wysokość. To największy płaski obszar przy granicy, dogodny do prowadzenia działań wojennych. Reszta to głównie lasy, w większości zbyt gęste, by umożliwić którejkolwiek ze stron dobre warunki do walki — wytłumaczył Chan, pokazując kolejne miejsca. — Podczas trzeciej bitwy próbowaliśmy to wykorzystać, zobaczyć, czy zaryzykują rozproszenie w lesie, ale wycofali się tą samą drogą, którą przybyli.

— Czyli najprawdopodobniej znowu będą unikać ucieczki przez lasy w obawie przed rozbiciem oddziałów... — mruknął królewicz w zamyśleniu.

Kilka dni po naradzie zdecydował się spotkać ze strategiem, by ten przytoczył mu dokładnie przebieg każdej ze stoczonych wcześniej bitew. Chciał bliżej zapoznać się z planami przeciwnika w nadziei, że rozjaśni mu to sytuację.

W tamtym momencie nie miał innego zajęcia; obie strony czekały, aż ta druga wykona ruch, który sprowokowałby pierwszą, dając jej pretekst do ataku. Zgodnie z poleceniem króla oddziały Królestwa Wschodniego miały unikać walk na tyle, na ile było to tylko możliwe. Wszyscy wiedzieli, że to Południe zaatakuje, dlatego też przygotowywali się do defensywy i, czekając na dostawy zaopatrzenia oraz jakikolwiek ruch wroga, Hyunjin chciał dowiedzieć się jak najwięcej o wcześniejszych wydarzeniach na froncie.

Nie był pewien, ile lat starszy był od niego Bang, ale tylko on ze strategów znajdujących się w tamtym momencie w obozie był w wieku podobnym do księcia. I to był wystarczający powód, dla którego właśnie jego królewski syn poprosił o analizę przebiegu poprzednich bitew. Mogło się to wydawać bezsensowne, ponieważ każdy inny członek rady piastujący tę posadę mógłby to zrobić, jednak Hyunjin czuł się lepiej w towarzystwie niewiele starszego Chana. Sprawiał wrażenie przyjaznego i gotowego do pomocy, co jeszcze bardziej przekonywało do niego królewicza.

— Czy wybrano już zwiadowców? — odezwał się nagle książę, prostując się. Do tej pory stał pochylony nad stolikiem zapełnionym mapami Banga. — Nie otrzymałem wczoraj żadnej wiadomości na ten temat, chociaż mieli być wysłani o zmroku.

Chan się zmieszał.

— Wybacz, panie, decyzja została podjęta wczoraj zbyt późno, by móc cię powiadomić — przeprosił strateg, kłaniając się. — Wybrano trzech rycerzy, jednak będziemy szukać kolejnych nadających się do tego zadania, by móc wysłać ich w ciągu następnych dni.

— Dobrze. Następnym razem jednak informujcie mojego osobistego strażnika. — Zerknął na Yanga, który stał przy ścianie namiotu razem z innymi strażnikami. — Przekaże mi wiadomości rano.

Bang przytaknął.

— Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość.

— Gdzie dokładnie rozstawiono patrole? — rzekł, skupiając się na mapie.

Strateg zaczął wymieniać i pokazywać kolejne miejsca, tłumacząc przy tym, dlaczego zdecydowano się na to, a nie inne. Hyunjin notował w głowie, ilu rycerzy posłano i co jaki czas zmieniano warty. Tym razem nie miał przy sobie kartki, na której mógłby zapisać wszystko, co mówił Chan.

Kiedy wychodził ze swojego namiotu, by przyjść na to spotkanie, zawahał się, czy nie zabrać ze sobą notatnika. Stwierdził jednak, że powinien nauczyć się niektórych informacji na pamięć, ponieważ gdyby dostały się w niepowołane ręce, cały obóz mógłby przypłacić nieuwagę królewicza życiem.

— Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł — powiedział, gdy Bang zaczął rozważać przesunięcie patrolu łuczników na niższe tereny. — Jeongin, czy mógłbyś na chwilę podejść?

W namiocie zapadła cisza. Wystarczająco długa, by książę wyczuł zawahanie swojego strażnika.

Gdyby nie było tu nikogo oprócz nas, zapewne powiedziałby mi, że to wbrew zasadom, przemknęło mu przez głowę, kiedy odsunął się na bok, by zrobić rycerzowi miejsce przy stole.

— Co o tym sądzisz?

Dziewiętnastolatek pochylił się delikatnie nad mapą, wciąż zachowując poważny wyraz twarzy. Hyunjin zaś — nie do końca pewien, czy faktycznie nie przekroczył granicy, której jako królewski syn nie powinien przekraczać — wpatrywał się w chłopaka, który stał teraz blisko niego. Widział jego skupienie, gdy sunął wzrokiem po kolejnych centymetrach planu.

— Uważam, że ten patrol powinien zostać na wyżej położonych terenach. Jeśli jest to możliwe, można także wysłać kilku dodatkowych łuczników nieco na północ — mówił, wskazując palcem konkretne miejsce na mapie. — U stóp tych wzniesień las nie jest tak gęsty i mógłby zapewnić dogodne warunki do przemarszu niewielkiego oddziału. Wojsko Królestwa Południowego mogłoby wykorzystać ten szlak, jeśli nie będzie odpowiednio strzeżony.

— To prawda — mruknął pod nosem Chan bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. — Sprawdzę, ilu ludzi jesteśmy w stanie tam wysłać.

Królewicz odwrócił się do Yanga.

— Dziękuję, możesz już odejść. — Uśmiechnął się, klepiąc chłopaka po plecach, dobrze wiedząc, że ten nie może zwrócić mu uwagi w towarzystwie innych.

W odpowiedzi na gest Hyunjina zdezorientowany Jeongin zamrugał kilka razy, jednak szybko wykonał rozkaz i wrócił na swoje miejsce bez słowa.

***

Gdy po kolacji wrócił do swojego namiotu, nie spodziewał się, że przed wejściem będzie czekał na niego posłaniec z listem od króla.

Ale jeszcze bardziej nie spodziewał się tego, co napisał jego ojciec.

Od kilku minut wpatrywał się w treść listu, czytając ją po raz setny. Nie, musiał coś źle zrozumieć. Musiał nie doczytać któregoś zdania albo pominąć linijkę tekstu. Nie, to nie było możliwe. To nie miało sensu.

— Jeongin — odezwał się w końcu słabym głosem. Ledwo mówił; miał wrażenie, że jego gardło zaciskało się coraz bardziej z każdą sekundą. — Przeczytaj to i powiedz, że tu wcale nie jest napisane to, co myślę, że jest napisane.

Choć byli sami, Yang nie przypomniał królewiczowi o tym, że tylko adresat listu od króla mógł przeczytać jego treść. Widział, że to nie był moment na takie komentarze.

Zabrał kartkę z drżących rąk swojego rówieśnika i zaczął czytać. Powoli i dokładnie, by mieć pewność, że niczego nie przeoczy.

Powstrzymał się od westchnienia, gdy dotarł do fragmentu, o którym z pewnością mówił Hyunjin.

— Przykro mi, książę. — Odłożył list na biurko, kierując swoje spojrzenie na królewicza.

— Nie dam rady, Jeongin — jęknął, chowając twarz w dłoniach. — Nigdy nie brałem udziału w bitwie, jak mam dać sobie radę...

Kiedy tylko poczuł rękę strażnika na swoim ramieniu, wplótł palce we włosy. Miał ochotę rwać je garściami i sam nie wiedział, co go powstrzymywało przed rozklejeniem się tu i teraz.

Dlaczego nikt nie powiedział mu wcześniej, że będzie musiał walczyć w pierwszej bitwie, jaka rozegra się po jego przyjeździe? Dlaczego jego brat nie wspomniał nawet raz, że on także musiał to zrobić na polecenie ojca? Dlaczego król nigdy nie poruszył tego tematu, chociaż od samego początku wiedział, że wyda swojemu drugiemu synowi taki rozkaz?

— Poradzisz sobie, książę. — Hyunjina dziwiło, jak rycerz mógł być taki spokojny... przecież to dotyczyło również jego. Był książęcym strażnikiem, więc musiał wziąć udział w starciu razem z królewiczem. — Musisz jedynie pokazać się na polu bitwy, będziesz miał wokół siebie ludzi, w tym mnie, którzy będą cię chronić i dopilnują, żebyś nie został ranny w walce — wytłumaczył, wciąż trzymając dłoń na barku królewskiego syna.

Dziewiętnastolatek przygryzł policzki od środka.

— Zawsze radziłeś sobie na treningach, książę. Umiesz posługiwać się mieczem, dasz sobie radę — rzekł Yang, widząc, że chłopak nie reaguje na jego słowa. — Jeśli to pomoże, możemy poćwiczyć, książę. Jest tu wszystko, czego potrzeba do treningu, wystarczy jeden twój rozkaz.

Hyunjin milczał przez chwilę, wiedząc, że nie powinien dotykać ręki Jeongina, chociaż bardzo chciał ją ścisnąć. Tak bardzo potrzebował bliskości...

— Dobrze — powiedział tylko, wstając nagle z krzesła. Strażnik zrobił kilka kroków do tyłu, chowając rękę za plecami, jak zawsze robił. — Przygotuj wszystko na jutro. Będziemy trenować o świcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro