Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez ostatnie dwa tygodnie atmosfera w pałacu była napięta niczym nić życia gotowa do przecięcia. Chociaż z pozoru nie działo się nic niezwykłego, bo ustalone wcześniej plany na każdy dzień pozostawały niezmienione, dało się wyczuć, że coś wisi w powietrzu.

Być może właśnie dlatego Hyunjin korzystał z każdej możliwej okazji, by przebywać poza budynkiem zamku. Miał wrażenie, że jeśli zostanie w środku dłużej, w końcu się udusi.

Wewnątrz spędzał tylko tyle czasu, ile musiał. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie musiał uczestniczyć w lekcjach i spać w pałacu, najpewniej wszystko robiłby w ogrodzie. Nie potrafił usiedzieć nawet we własnej pracowni, jakby tam również słyszał ciche rozmowy służących.

Informacja o przyspieszeniu ceremonii ślubnej obiegła już cały zamek. Czy wiadomość o zagrożeniu atakiem ze strony Królestwa Południowego również? Książę nie miał pojęcia.

To jednak nie zmieniało faktu, że ludzie szeptali. Wymieniali się swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami na temat zaistniałej sytuacji, a Hyunjin po prostu nie chciał tego słyszeć. Co prawda, większość osób milczało wokół niego, ale wystarczyło, że odszedł kilka kroków dalej i zaczynali rozmawiać znowu.

Bał się słuchać; nie chciał się dowiedzieć, o czym dokładnie mówili. Bał się, że usłyszy coś, co odpowiadało jego obawom.

Ostatnie noce były dla niego ciężkie. Nie potrafił zasnąć przez kilka godzin, myśląc o tym, co może się wydarzyć. Czy przyspieszenie wesela nie przyniesie negatywnych konsekwencji? Czy to nie sprawi, że na granicy z Królestwem Południowym rozpoczną się walki? Czy ktoś zostanie posłany tam, by dowodzić wojskami Wschodu i jeśli tak, kto to będzie? Brat Jeongina? Czy może jego ojciec, generał Yang? Królewicz wiedział, jeśli sytuacja się pogorszy, król wyśle tam kogoś, by zapanował nad sytuacją.

Wiedział, że tak będzie musiało się stać. Ale gdy myślał o tym, że tym kimś mógł być członek rodziny jego osobistego strażnika... czuł się niespokojny.

Czasami zerkał na drzwi do pokoju swojego rówieśnika, sam nie będąc pewien, co chce przez to osiągnąć. Zastanawiał się, czy Jeongin wiedział. Kiedy władca Wschodniego Królestwa ogłosił wiadomości przy kolacji, chłopak zapewne wrócił do komnat księcia. Czy ktokolwiek mu powiedział, że sytuacja na granicy stawała się coraz bardziej niepokojąca?

Chciał go o tym powiadomić. Uważał, że skoro niemal cała jego rodzina należała do wojska królewskiego, powinien wiedzieć. Na wszelki wypadek.

Ale nie potrafił tego zrobić. Za każdym razem, gdy wieczorem miał odprawić Jeongina, próbował go poprosić, by został, bo chce mu coś powiedzieć. Jednak kiedy przychodziło co do czego, słowa nie wydostawały się z jego ust.

Westchnął głośno, szukając odpowiedniego pędzla. By zająć swój umysł czymś, co nie było związane z obecną sytuacją w państwie, zaczął pracować nad nowym obrazem.

Z początku nie miał żadnego pomysłu. I — chociaż niemal skończył malować — wciąż go nie miał. Na płótnie znalazły się losowe rzeczy, wszystko, co przyszło mu do głowy, kiedy starał się odsunąć od siebie myśli o ślubie brata i całej reszty nieprzyjemnych sytuacji.

Przez to wszystko zdążył już zapomnieć o tym, co wydarzyło się w bibliotece.

— Jeongin? — powiedział, odkładając na bok pędzel i farbę, z których przed chwilą korzystał, nanosząc ostatnie poprawki.

— Tak, książę?

Hyunjin odwrócił się i spojrzał na chłopaka z dołu. Gdy tylko przyszli do ogrodu i ustawili rzeczy królewicza, a on sam usiadł na krześle, rozkazał pozostałym dwóm strażnikom odejść. został tylko najmłodszy syn z rodu Yang, czekający teraz na nowy rozkaz.

Królewski syn uśmiechnął się do niego lekko.

— Czy mógłbyś tu podejść i ocenić mój obraz? Skończyłem go już, ale nie jestem pewien, czy jest dobry — mówiąc to, zerknął w stronę płótna.

To był chyba najgorszy z jego obrazów.

Rycerz podszedł powoli do swojego rówieśnika i zatrzymał się niedaleko. Patrzył na obraz, milcząc, jakby szukał odpowiednich słów, by opisać swoje myśli.

— Tylko bądź szczery, dobrze? — zaśmiał się książę, widząc, że chłopak nie wie, co powiedzieć. — To nie tak, że rozkażę straży zamknąć cię w lochu, jeśli stwierdzisz, że ci się nie podoba. Potrzebuję szczerej opinii.

Słysząc te słowa, Jeongin zrobił krok do przodu i pochylił się, by lepiej przyjrzeć się najnowszej pracy królewicza. Wciąż myślał, śledząc wzrokiem każdy centymetr płótna.

Tło do złudzenia przypominało srebrny aksamit, który ktoś niedbale rozłożył na łóżku. Ciało leżącej na brzuchu postaci zajmowało prawą dolną część obrazu, a jej biała koszula współgrała z błyszczącym materiałem. Czarne jak noc włosy zakrywały twarz, jednocześnie uniemożliwiając Yangowi identyfikację człowieka, którego podobizna znalazła się na płótnie. W jego oczach jednak postać ta przypominała Hyunjina.

Ręka sięgała aż do ozdobnego lustra o srebrnej ramie, gdzie widać było odbicie smukłej dłoni na tle ciemnoszarego sufitu. Wokół nieznanego człowieka znajdowało się kilka przedmiotów rozrzuconych na pościeli: pędzle, płatki białych kwiatów i dwie książki, w których dziewiętnastolatek rozpoznał czytane przez księcia jakiś czas temu tomiki poezji.

Ta pozornie spokojna scena wydawała się mówić cicho, że coś jest nie tak, jakby nurtujące postać myśli marszczyły materiał, zaciskały dłoń na ramie lustra. Od obrazu biły smutek i zagubienie, być może również... pragnienie bycia zrozumianym. Wszystko, co królewicz przedstawił na płótnie, było boleśnie prawdziwe, ale jednocześnie...

— Jest piękny, książę — odezwał się w końcu Jeongin, prostując się.

Hyunjin zamrugał, skupiając swój wzrok na obrazie. Analizował go szybko, próbując znaleźć na nim potwierdzenie słów swojego strażnika.

— Naprawdę tak uważasz? — zapytał, podnosząc wzrok na chłopaka. — Podoba ci się?

Wtedy ich spojrzenia się spotkały i zapewne mu się wydawało — słońce świeciło za Yangiem, przez co jego twarz była spowita cieniem — że zobaczył, jak kąciki ust Jeongina uniosły się nieznacznie.

Czy on właśnie się uśmiechnął?, przemknęło przez głowę królewskiego syna.

— Tak, książę. Podoba mi się ten obraz — rzekł strażnik, a Hyunjin poczuł, że na jego policzki wkrada się rumieniec.

— Chciałbyś ten obraz? — spytał bez zastanowienia syn króla.

Rycerz zamrugał.

— Słucham?

— Skoro ci się podoba... — zaczął królewicz, drapiąc się po karku, by ukryć zmieszanie. Być może powinien był ugryźć się w język, zanim zadał tamto pytanie. — Czy chciałbyś, żebym podarował ci ten obraz? Nie wiem, gdzie go powiesić — dodał po chwili.

Nie było to dalekie od prawdy; niekiedy wieszał je w pracowni, ale zazwyczaj dawał swoje prace w prezencie rodzinie, czasami także arystokratom, których działania pochwalał król, by pokazać im, że są w łaskach władcy. Jednak w przypadku tego obrazu nie potrafił wybrać, komu mógłby go podarować.

— Byłbym zaszczycony, książę. — Chłopak ukłonił się lekko. — Sądzę jednak, że ten obraz wyglądałby lepiej w twojej sypialni, Wasza Wysokość.

— W mojej sypialni... — wymamrotał pod nosem Hyunjin, poważnie rozważając propozycję Yanga. — Być może masz rację.

A gdybym podarował mu ten obraz na urodziny...?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro