Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; przepraszam za brak rozdziału w środę! kolejny pojawi się jutro

***

Jeongin spojrzał na wiszący na ścianie kalendarz, zapinając guziki marynarki, która była częścią jego munduru. Zanotował w myślach, że za trzy dni czeka go wizyta u Minho w związku z koniecznością zdania comiesięcznego raportu.

Szczerze powiedziawszy, trochę żałował, że podczas kolacji rodziny królewskiej nie odwiedził brata. Rozmowa z Ophelią nie przyniosła zbyt wielu rezultatów, ale to już i tak nie miało znaczenia — cokolwiek zajmowało umysł królewicza wcześniej, teraz zostało zastąpione czymś nowym.

Yang od razu zauważył, że po powrocie ze wspólnego posiłku Hyunjin był zestresowany. Wydawał się być bardziej zamyślony, w dodatku niemal uciekał z zamku, gdy tylko mógł. Na kolacji musiało wydarzyć się coś, co wytrąciło księcia z równowagi i jego strażnik nie miał pojęcia, co mogło to być.

Z czasem po korytarzach pałacu zaczęły krążyć plotki. Im dłużej dziewiętnastolatek się im przysłuchiwał, tym bardziej zaczęły układać się w sensowną całość.

Coś działo się na granicy. Ślub pierwszego księcia został przyspieszony.

Każdy mieszkaniec Wschodniego Królestwa wiedział, że jeśli do stolicy przychodziły wiadomości z południowej granicy, najpewniej nie były to dobre wiadomości. Jeongin był jeszcze bardziej świadomy zagrożenia jako rycerz, którego ojciec uczestniczył w wojnie z Królestwem Południowym. Przebieg tego konfliktu znał szczegółowo niemal na pamięć, nie tylko od strony najważniejszych faktów historycznych, ale także opowieści generała Yanga.

Cokolwiek miało obecnie miejsce w tamtych rejonach, było tykającą bombą. Czekającą na wybuch w najmniej oczekiwanym momencie.

Dziewiętnastolatek nie wiedział, jak królewicz zareagował na bardziej krwawe wydarzenia na granicy dwa lata temu. Najmłodszy z braci Yang nie pracował jeszcze wówczas w pałacu, jednak wiedział, że w ramach przygotowania do przejęcia tronu wysłano tam pierwszego księcia. Na szczęście wtedy wszystko zakończyło się szybko i dobrze, więc może tym razem również tak będzie?

Hyunjin chciał spędzić kolejny dzień na zewnątrz. Tym razem, ku zdziwieniu swojego strażnika, nie zabrał ze sobą żadnych pędzli, farb czy chociaż szkicownika. Zamiast malować lub rysować, drugi książę zaczął spacerować po ogrodzie.

— Jeongin, chodź bliżej mnie. Czuję się dziwnie, idąc samotnie — powiedział królewicz, zatrzymując się, by jego rówieśnik mógł go dogonić.

— Wasza Wysokość, to jest-

— Wiem, powinieneś iść kilka kroków za mną — przerwał mu królewski syn, wywracając oczami. — W takim razie idź krok za mną. Teraz idziesz przynajmniej osiem.

Strażnik wykonał polecenie, wciąż pilnując, by zachować między nimi dystans. Szli powoli, milcząc; Hyunjin wydawał się nad czymś zastanawiać, sądząc po jego nieobecnym wzroku śledzącym kołyszące się na wietrze korony drzew.

Książę nie potrafił zacząć rozmowy, chociaż chciał. Żadne słowa nie wydawały się odpowiednie, jakby nagle z jego umysłu uciekły wszystkie sformułowania, których mógłby użyć w tym momencie.

Mijali właśnie fontannę, kiedy podbiegł do nich zdyszany posłaniec królewski. Z trudem łapał oddech, gdy próbował przekazać wiadomość od władcy.

— Wasza Wysokość, król pragnie cię widzieć w swoim gabinecie... — wydukał w końcu. — Natychmiast.

Hyunjin odwrócił się i spojrzał swojemu rówieśnikowi w oczy, jakby starał się znaleźć w nich odpowiedź na pytanie, dlaczego ojciec go wzywa.

— Chodźmy więc — rzucił królewicz, zanim ruszył w stronę zamku.

Jeongin, który szedł za księciem, widział, jak ten zaciska pięści, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. Nie dziwiło go to; wezwanie przez władcę często wiązało się z czymś poważnym i najczęściej nie były to dobre wiadomości.

Po kilku minutach dotarli do gabinetu króla. Drzwi otwarto; Hyunjin wszedł do środka, a jego rówieśnik ukłonił się głęboko władcy, czekając na korytarzu. I kiedy wrota zaczęły się już zamykać, rozległ się surowy głos ojca królewicza:

— Osobisty strażniku drugiego księcia, wejdź do środka.

Zamarł, mrugając szybko. Dlaczego król chciał, żeby on, zwykły poddany, był obecny przy ich rozmowie?

— Tak jest, Wasza Królewska Mość — powiedział tylko chłopak, zanim wszedł do pomieszczenia z wciąż pochyloną głową.

Drzwi się zamknęły. W królewskim gabinecie zapadła cisza.

— Usiądź — rzucił bez emocji władca.

Hyunjin usiadł na krześle, które stało przed biurkiem ojca. Wstrzymywał oddech, jakby bał się, że jeśli będzie za głośno, król straci cierpliwość.

Jego strażnik stał dwa kroki za oparciem fotela z rękami za plecami i wzrokiem wbitym w marmurową posadzkę. Zauważył, że czubki jego czarnych butów zakurzyły się podczas spaceru.

— Sytuacja z Południowym Królestwem się pogorszyła — zaczął władca, splatając ze sobą swoje palce, które wcześniej leżały na blacie. — Ich oddziały przekroczyły granicę naszego królestwa i doszło do walk. Wszystko wskazuje na to, że nie mają zamiaru się cofnąć.

Jeongin zauważył, że królewicz zaciska leżące na jego kolanach pięści tak mocno, że pobielały mu kłykcie.

— Ryzyko kolejnych bitew jest wystarczająco wysokie, dlatego też postanowiłem, że wyjedziesz tam w ramach ćwiczeń. Nauczysz się dowodzenia oddziałami zbrojnymi w praktyce, tak jak pierwszy książę dwa lata temu.

Hyunjin poczuł, że zaczyna mu się kręcić w głowie.

— Wyjeżdżasz pojutrze. Przygotowania już się rozpoczęły. — Nagle król skierował swój wzrok na drugiego dziewiętnastolatka. — Spójrz mi w oczy — rozkazał twardo, a gdy chłopak wykonał polecenie, powiedział: — słyszałem wiele dobrego na twój temat od twego ojca, strażniku Yang. Sprawdziłeś się przez rok służby w pałacu, dlatego oczekuję, że będziesz spełniał swoje obowiązki także w trudniejszych warunkach. Będziesz towarzyszył drugiemu księciu podczas jego wyjazdu. Zrozumiano?

— Jak najbardziej, Wasza Królewska Mość. — Ponownie pochylił głowę; czuł, że nie wytrzyma dłużej patrzenia w oczy władcy.

— Możecie odejść.

Królewicz potrzebował tylko sekundy, by wypaść z gabinetu jak burza, nie czekając na swojego strażnika. Przez chwilę Jeongin rozważał, czy nie powinien go zawołać, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu; ukłonił się królowi, po czym szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.

Odgłosy jego kroków mieszały się z głośnym marszem Hyunjina. Gdy jego rówieśnik w końcu go dogonił, żaden nie odezwał się nawet słowem. Milczeli, dopóki książę nie wpadł do swoich komnat, sam otwierając drzwi tak mocno, że niemal zatrzęsły się w zawiasach.

— Wyjść! — krzyknął, a znajdujące się wewnątrz służące ulotniły się stamtąd w mgnieniu oka. Ophelia nie zdążyła nawet skrzyżować spojrzeń z Yangiem.

Gdy zostali sami, ciszę zakłócały jedynie chaotyczne oddechy Hyunjina. Nie potrafił się uspokoić.

— Jeongin... — zaczął cicho, nie mając nawet siły, by spojrzeć na chłopaka. — Ty też wyjdź.

— Książę...

— Proszę — szepnął królewski syn, patrząc w oczy swojego rówieśnika. Ledwo go widział przez łzy, które zakrywały mu pole widzenia.

Kiedy rycerz otwierał usta, by coś powiedzieć, ktoś zapukał w drzwi. Obaj zwrócili swoją uwagę w tamtą stronę.

— Wejść! — rozkazał królewicz, teraz bliski płaczu.

Do pokoju wszedł strażnik, który od razu powiedział, dlaczego go przysłano:

— Wasza Wysokość, komendant gwardii prosi, byś pozwolił swojemu osobistemu strażnikowi przyjść do jego gabinetu, gdy tylko będzie to możliwe.

— Idź — rzucił szybko Hyunjin, kierując te słowa do Jeongina.

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy i mogło się wydawać, że rozumieją się bez słowa. Ale wcale tak nie było; Yang szukał w twarzy księcia czegoś, co mówiłoby: „Nie idź, zostań". Kiedy jednak nie znalazł niczego, ukłonił się i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając go samego.

Gdy tylko drzwi się zamknęły, po policzkach Hyunjina popłynęły łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro