Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; przepraszam za brak rozdziału wczoraj,,

***

Rano Hyunjinowi faktycznie udało się zapoznać ze wszystkimi dokumentami. Wciąż nie wiedział, dlaczego sprawiło mu to tyle trudności poprzedniego wieczora, ale stwierdził, że podróż musiała go naprawdę zmęczyć. Spał przez całą noc jak zabity i jego osobisty strażnik ledwo go obudził.

Przed południem miało odbyć się spotkanie z dowódcami. Królewicz stresował się samym myśleniem o tym. Nigdy wcześniej nie był najważniejszą osobą w pomieszczeniu pełnym wykwalifikowanych pułkowników, poruczników i strategów. A od tego dnia był tym, który miał wydawać rozkazy. Ilość odpowiedzialności, jaka spadła na jego barki, była przerażająca.

Król rzucił go na głęboką wodę bez wytłumaczenia mu czegokolwiek. Dziewiętnastolatek wiedział, że jego ojciec chciał dobrze — zależało mu na dobru królestwa, którego od początku swego panowania strzegł. Ale Hyunjin naprawdę chciałby, żeby mężczyzna przygotował go chociaż trochę do tego, co miał tu robić. Dać kilka rad ze strony doświadczonego dowódcy. Lekcje pełne teorii były proste, jednak wykorzystanie tej wiedzy w praktyce bez żadnych podpowiedzi wydawało się przerażające.

Zapewne właśnie dlatego był tak wdzięczny, że miał przy sobie Jeongina. Chłopak chodził za nim krok w krok, wychodząc z książęcego namiotu dopiero, gdy ten położył się do łóżka. Ta namiastka normalności miała kojący wpływ na nerwy królewicza. Posiadanie kogoś znajomego w morzu obcych ludzi było niemal błogosławieństwem.

Weszli do odpowiedniego namiotu, gdzie czekali już na nich wszyscy dowodzący. Widząc królewskiego syna, wstali z krzeseł i ukłonili się mu z szacunkiem.

— Proszę usiąść, Wasza Wysokość — powiedział pułkownik Baek, wskazując mu miejsce.

Hyunjin usiadł, czując na sobie wzrok zebranych. Miał ochotę zapaść się pod ziemię.

— Wasza Wysokość, czy... — odezwał się nagle pułkownik Kim. — Czy w naszym spotkaniu może uczestniczyć syn generała Yanga?

Królewicz zamrugał.

— Jeongin...? — mruknął, nie rozumiejąc, jaki był powód prośby mężczyzny.

— Synowie generała są dobrze wyszkoleni. W dodatku ten z nich jest spostrzegawczy i w przypadku konfliktu z Królestwem Południowym każda utalentowana militarnie osoba jest na wagę złota — wytłumaczył, mając nadzieję, że uda mu się przekonać księcia.

Prawda była jednak taka, że wcale nie musiał go przekonywać.

— Jeongin, usiądź — rozkazał, jednak jego ton nie brzmiał nawet odrobinę władczo. Był zdziwiony, że nie zabrzmiał błagalnie.

Dziewiętnastoletni rycerz zajął miejsce obok swojego rówieśnika, nawet nie wiedząc, jak ten cieszył się z takiego stanu rzeczy.

— Skąd pułkownik Kim cię zna? — szepnął Hyunjin, pochylając się w stronę chłopaka. Nikt nie zwracał na nich uwagi, a nawet jeśli, udawał, że wcale tego nie robi.

— Trzy lata temu jego pułk i pułk mojego brata ćwiczyły na tym samym poligonie. Pułkownik Yang zabrał mnie ze sobą, by nauczyć mnie paru rzeczy w praktyce i któregoś razu znalazłem w ich planach błąd — powiedział cicho, wpatrując się w tablicę, na której powieszono mapę. — Zgaduję, że o to chodziło pułkownikowi Kimowi.

Książę przytaknął, a kiedy tylko wyprostował się na krześle, spotkanie się rozpoczęło. Każdy z zebranych przedstawił się, a uwagę dziewiętnastolatka przykuł Bang Chan — niewiele starszy od królewicza strateg, który mimo niezbyt długiego doświadczenia tworzył niezawodne plany bitewne.

Gdy tłumaczono strategię na najbliższe dni, zaczęła się dyskusja. Kolejni dowódcy wypowiadali się na temat tego, co można zmienić, a Hyunjin słuchał każdej propozycji, rozważając ją i robiąc krótkie notatki. Mógł być zestresowany pozycją, którą musiał pełnić, ale to nie oznaczało, że nie miał zamiaru dać z siebie wszystkiego.

— Masz jakiś pomysł? — mruknął do swojego strażnika, który do tej pory siedział cicho. — Możesz mówić, jeśli przyszło ci coś do głowy — zachęcił go, starając się mówić tak, by tylko jego rówieśnik usłyszał jego słowa.

Syn generała milczał jeszcze przez chwilę, zanim powiedział:

— Skoro nie przesuwamy frontu do przodu w obawie przed agresywniejszym atakiem oddziałów Południa... może powinniśmy wysłać zwiadowców? Gdyby udało im się podkraść w okolice ich obozu, mogliby zdobyć przydatne informacje na temat kolejnego ruchu wojska Królestwa Południowego.

W namiocie zapadła cisza. Dowódcy analizowali wypowiedź rycerza, ważąc wszystkie „za" i „przeciw".

— Jestem za realizacją tego pomysłu — rzekł pułkownik Baek. — Brakuje nam informacji o wrogu, a nie możemy wysłać naszych oddziałów. Zwiadowcy powinni się sprawdzić.

Reszta zebranych zgodnie przytaknęła, a strateg Bang zaczął proponować, gdzie najlepiej byłoby wysłać ludzi. Wykorzystując to, że inni byli skupieni na Chanie, syn króla odwrócił się w stronę Yanga.

— Dobra robota, Jeongin — wyszeptał z uśmiechem, po czym poklepał chłopaka po kolanie.

Strażnik nie zareagował w żaden sposób, patrząc na rękę księcia, która chwilę później znalazła się znowu na stole.

Hyunjin miał tylko nadzieję, że udało mu się ukryć ten dumny uśmiech, który usilnie cisnął mu się na usta.

***

Królewicz siedział przy biurku, przeglądając swoje notatki ze spotkania i porównując je z nowymi planami. Jego rówieśnik chodził powoli przy ścianach namiotu, sprawdzając, czy materiał nie został uszkodzony tak, by dawać komuś możliwość zranienia następcy tronu przy pomocy kuszy czy innej broni. Był tym tak zajęty, że niemal nie usłyszał, gdy Hyunjin się odezwał:

— Jeongin?

— Tak, książę? — Zerknął na niego przez ramię, zatrzymując się.

— Gdybym teraz zabrał najpotrzebniejsze rzeczy i uciekł... czy uciekłbyś ze mną? — zapytał nieco niepewnie królewicz, wciąż spoglądając na dokumenty.

Yang odwrócił głowę i wrócił do badania materiału.

— Nie uciekłbyś, książę.

— Czemu nie? — zapytał, marszcząc brwi i zerkając na chłopaka.

— To osłabiłoby morale wojska. Część rycerzy może i nie pała do ciebie sympatią, książę, ale to wciąż twoi ludzie — mówił, mając na myśli niezbyt entuzjastyczną reakcję niektórych oddziałów na wiadomość, że od teraz rozkazy będzie wydawał królewski syn znany nie z talentu militarnego, a ze swojego artystycznego uzdolnienia. Obaj nie mogli zaprzeczyć, że drugi książę nie został ciepło przyjęty, kiedy ogłoszono jego przyjazd po skończonym spotkaniu dowódców. — Nie zrobiłbyś im tego.

Hyunjin parsknął śmiechem, odwracając wzrok.

— Oceniasz mnie zbyt pozytywnie, Jeongin. Gdybyś zgodził się ze mną uciec, mógłbym na poważnie rozważyć taką możliwość — odparł szczerze.

Syn generała zatrzymał się i spojrzał na swojego rówieśnika.

— Myślę, że zdążyłem poznać cię wystarczająco dobrze, książę, by mieć takie, a nie inne zdanie. Gdyby przyszło co do czego, zostałbyś w obozie — powiedział z przekonaniem.

— W takim razie wcale nie znasz mnie wystarczająco dobrze, skoro sądzisz, że moja miłość do ludu jest większa niż miłość do ciebie — mruknął królewicz.

Nie zauważył nawet, że właśnie przyznał się, iż pamiętał, co wyznał tamtej nocy w bibliotece.

— Ja też jestem twoim człowiekiem, książę. Twoja miłość do mnie to miłość do ludu — mówił, w dalszym ciągu patrząc na dziewiętnastolatka.

— Może jeszcze zaczniesz mówić, że kocham cię po przyjacielsku? Przestań pleść głupstwa, Jeongin. Jesteś na to za mądry — mruknął, przekreślając coś w swoich notatkach.

Chłopak milczał przez chwilę.

Pamiętał, przemknęło mu przez głowę.

— Gdybyś naprawdę chciał uciec, zrobiłbym wszystko, by cię powstrzymać, książę — głos rycerza był spokojny i rzeczowy. — Ale jeśli nie udałoby mi się to, uciekłbym z tobą, książę. Moim obowiązkiem jest dopilnowanie, żeby królewski syn wrócił do zamku w jednym kawałku. Nie dostałem rozkazu, by zostać na polu bitwy do ostatniej kropli krwi ani by wrócić do stolicy dopiero po podpisaniu traktatów pokojowych.

— Jesteś służbistą z krwi i kości. Tak samo, jak twój brat — westchnął królewicz.

— Zgaduję, że jest to charakterystyczna cecha mojego rodu — stwierdził Jeongin.

— Zastanawia mnie, czy złamałeś kiedyś chociaż jedną zasadę.

— Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie, książę — odpowiedział, wracając do sprawdzania namiotu. Póki co materiał wyglądał na nieuszkodzony.

— Ach tak? — Hyunjin uniósł brew, patrząc na strażnika.

— Dobrze wiesz, że złamałem wiele zasad, książę. — Stał tyłem do niego, przyglądając się czemuś, czego królewicz nie mógł dostrzec.

— I dlaczego urodzony służbista zrobił coś takiego? — spytał królewski syn.

Yang ukucnął, by poprawić jeden z elementów namiotu. Kiedy już to zrobił, wstał i powiedział po chwili:

— Z twojego powodu, książę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro