Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rada skończyła się i wszyscy zaczęli powoli opuszczać namiot. Chociaż nikt nie powiedział tego na głos, każdy wiedział, że sytuacja nie była najlepsza.

Wewnątrz unosiło się niemal widoczne napięcie i zdenerwowanie, dlatego też Hyunjin z ulgą odetchnął świeżym powietrzem od razu po wyjściu stamtąd. Miał wrażenie, że gdyby został tam choć chwilę dłużej, mógłby się udusić.

Wszyscy zdawali sobie sprawę z faktu, że ich szanse na wygraną tego konfliktu zbrojnego malały z każdym dniem. Podejrzewano, że Południe posiada wystarczającą liczbę broni potrafiącej przeciąć metal, by rozgromić oddziały Królestwa Wschodniego, zanim ci znajdą jakiekolwiek rozwiązanie.

Sytuacja w innych obozach przy granicy była lepsza, bowiem tam nie użyto nowych ostrzy, ale... królewicz nie mógł się powstrzymać od dodania w myślach: „Jeszcze". To była w końcu jedynie kwestia czasu.

Przyjazd alchemików i rzemieślników ukoił nerwy dowódców, ale tylko trochę, ponieważ rozwiązanie było chwilowe i nikt nie był pewien, czy zdążą z ulepszeniem zbroi przed kolejnym atakiem.

Król wysłał księcia do miejsca, w którym walki musiały być ważniejsze. Ten teren był najłatwiejszy do sforsowania, dlatego — w przeciwieństwie do innych — w tym obozie było więcej przywódców i rycerzy.

To, że właśnie tutaj najtrudniej było uniemożliwić wrogowi przesunięcie frontu w głąb kraju, nie pocieszało nikogo. Hyunjin mógł bez problemu stwierdzić, że był to powód jeszcze większego zdenerwowania niemal każdej osoby, która znajdowała się w tym obozie i zdawała sobie sprawę z tego faktu.

Królewicz miał nadzieję, że przyjazd Juliette poprawi sytuację. Pułkownik Levan była utalentowana i brała udział w walkach na granicy dwa lata wcześniej. Często wymyślała nietypowe, ale skutkujące pozytywnym wynikiem rozwiązania. Skoro wtedy sobie poradziła, tym razem również powinna, prawda?

— Hyunjin — szepnęła do niego kobieta, trącając go lekko w ramię. — Nie martw się, coś na to poradzimy — próbowała go pocieszyć i posłała mu ciepły uśmiech. — Damy radę.

On jedynie przytaknął, nie chcąc dokładać Juliette zmartwień. Miała teraz na głowie — razem z innymi dowódcami — wzmocnienie ochrony granicy i przeprowadzenie przeglądu wojska, ponieważ dzień wcześniej przybyły kolejne oddziały rycerzy wraz z dostawą żywności i broni. Królewicz mógł jedynie wyobrażać sobie, jak wiele pracy czekało Levan, przez co cieszył się, że on nie musiał tego robić.

Chociaż nie można było zaprzeczyć, że miał wiedzę na temat prowadzenia walk, brakowało mu doświadczenia i bardzo dobrze o tym wiedział. Dlatego też wolał zostawić najważniejsze sprawy wysoko postawionym wojskowym, ponieważ był pewien, że oni poradzą sobie z tym dużo lepiej od niego.

Czuł się spokojniej, mogąc to zrobić. Chciał pomóc, dać z siebie wszystko, ale na pierwszym miejscu stawiał dobro Królestwa Wschodniego i był świadomy tego, że czasami powinien pozwolić dowodzić komuś innemu.

I właśnie to robił — starał się podejmować jak najlepsze decyzje, wierząc, że dzięki temu uda im się pokonać oddziały Królestwa Południowego.

Co innego mu pozostało, jeśli nie nadzieja?

***

Zastukał palcami w blat biurka, zastanawiając się, co powinien zrobić.

Od kilku godzin siedział w swoim namiocie sam, ponieważ nakazał Jeonginowi, by spędził czas z innymi rycerzami. Tłumaczył się tym, że w ten sposób chłopak będzie mógł poznać ich zdanie na temat królewicza — czy naprawdę są po jego stronie, czy ruszyliby do walki na książęcy rozkaz... Ale w rzeczywistości był to tylko jeden z powodów.

Kolejnym było to, że chciał dać swojemu strażnikowi chwilę odpoczynku. Czuł się źle z faktem, że potrzebował aż dwóch tygodni, by dotarło do niego, dlaczego Yang mógł zachowywać się tak, a nie inaczej.

Być może był zbyt zajęty sprawami związanymi z konfliktem zbrojnym z Królestwem Południowym. Albo po prostu chciał myśleć, że to wszystko wina próby pocałowania swojego rówieśnika i nie było żadnego innego powodu?

W końcu zrozumiał jednak, że wcale nie chodziło o tamten wieczór. Nie chodziło nawet o to, że nie powiedział synowi generała o swojej ranie.

Jeongin był wychowany tak, by dokładnie wypełniać wszystkie rozkazy. Wytrenowany, by chronił królewicza przez cały czas.

Ale podczas bitwy mu się to nie udało. Hyunjin nie chciał wyobrażać sobie, jak winny i niewystarczający musiał poczuć się wtedy Yang. Jak bardzo musiał przeklinać się w myślach, że zawiódł...

Westchnął ciężko, chowając twarz w dłoniach. Dlaczego myślał, że jego strażnik się nie dowie? Dlaczego nie powiedział mu sam? Jak zdradzony musiał się poczuć Jeongin, słysząc o tym z ust nieznajomych rycerzy...

Królewicz wiedział, że on także zawiódł. I że nie powinien być zły na swojego rówieśnika.

Wstał i zaczął chodzić po namiocie w tę i z powrotem w nadziei, że dzięki temu uda mu się wymyślić jakikolwiek sposób, by pocieszyć Yanga. Czy było to w ogóle możliwe? Pokazanie mu, że wcale nie zawiódł, ponieważ na polu bitwy takie rzeczy po prostu się zdarzają?

Nagle usłyszał, że ktoś wchodzi do środka.

Zamarł w miejscu, kiedy zobaczył idącego szybko w jego stronę syna generała.

— Jeongin... — zaczął, jednak nie dane było mu skończyć.

Yang złapał jego twarz w dłonie i nie minęła nawet chwila, a Hyunjin poczuł na swoich ustach wargi strażnika.

I potrzebował jedynie sekundy, by przymknąć oczy i bez zastanowienia odwzajemnić pocałunek.

Westchnął cicho, gdy jedna z rąk Jeongina znalazła się na jego karku, a druga na dole pleców. Królewicz instynktownie objął chłopaka w talii, prawą dłonią gładząc policzek swojego rówieśnika.

Nie był w stanie zarejestrować, który z nich zaczął pogłębiać tak długo wyczekiwany przez niego pocałunek. Przez chwilę myślał, że umrze z ekscytacji, kiedy Yang zaczął popychać go w stronę biurka, nie odrywając się od niego nawet na centymetr.

Hyunjin miał wrażenie, że jest w niebie. Wcześniej nie odważył się marzyć o tym, by mieć Jeongina tak blisko siebie, ale teraz...

Zderzył się lekko z meblem i oparł się o niego, nie wypuszczając swojego strażnika z objęć. Czuł na policzkach jego ciepły oddech, opuszkami palców dotykał miękkich i czarnych jak noc włosów. Ledwo powstrzymywał się od przeczesania ich dłonią.

I właśnie miał to zrobić, jednak Yang przerwał nagle pocałunek i oparł się czołem o ramię księcia. Królewski syn zamrugał kilka razy, by wrócić do zmysłów. Słyszał, jak chłopak próbował uspokoić swój przyspieszony oddech.

Wciąż delikatnie obejmował Jeongina jedną ręką. Ten natomiast oparł się dłońmi o blat stojącego za królewiczem biurka i... milczał.

Zanim Hyunjin zdążył położyć dłoń na karku rycerza w uspokajającym geście, strażnik odsunął się od niego i...

Wyszedł. Tak po prostu.

Bez słowa.

I ani razu nie odwrócił się w stronę zdezorientowanego księcia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro