Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hyunjin skończył zapinać koszulę, wzdychając cicho.

Do pomieszczenia wpadały promienie porannego słońca, które niedawno wzeszło. Królewicz wstał o świcie i po kilku minutach podniósł się, by się przebrać.

Nie zawołał służby, chociaż zapewne powinien był to zrobić ze względu na ranę. Jednak środki przeciwbólowe, które podał mu Felix, wciąż działały, a on sam chciał spędzić trochę czasu w samotności.

Od ataku na obóz nie było chwili, w której nie byłoby kogoś obok niego. I choć zazwyczaj nie miał nic przeciwko temu, by Jeongin był w pobliżu, w pewnym momencie zaczęło go to męczyć.

Potrzebował pobyć sam.

Ostatnie dni były pełne wydarzeń i całym tym chaosie nie miał możliwości, by to wszystko przetrawić.

Szczerze powiedziawszy, wcale nie chciał o tym myśleć.

Pragnął jedynie ciszy.

Prawdopodobnie powinien poukładać sobie to wszystko w głowie, ale... czuł, że jeśli zacznie robić to teraz, nie da sobie rady. Nie mógł się załamać... nie.

Nagle usłyszał pukanie do drzwi.

— Wejść — rozkazał, starając się nie zabrzmieć zbyt oschle. Chciał ukryć swoją irytację faktem, że ktoś mu przeszkodził; nie lubił wyżywać się na służbie.

— Dzień dobry, książę — rzekł Yang, wchodząc do środka.

Całe zdenerwowanie Hyunjina zniknęło, gdy tylko usłyszał głos swojego strażnika.

— Dzień dobry, Jeongin — przywitał się królewski syn z szerokim uśmiechem na ustach.

Ten jednak szybko zbladł, gdy królewicz dostrzegł lekko opuchnięte i zaczerwienione oczy rycerza.

Tak bardzo chciał go zapytać, czy wszystko w porządku... jednak czuł, że nie powinien tego robić.

I był niemal pewien, że otrzymałby wymijającą odpowiedź.

Gdy chłopak wyszedł wczoraj z salonu bez słowa, Hyunjin chciał za nim pobiec. To był jego pierwszy odruch, jednak został powstrzymany przez blondyna mówiącego, że musi uważać na ranę. W tamtym momencie przeklinał samego siebie, że nie udało mu się uniknąć ataku wroga.

Odprowadził medyka wzrokiem, kiedy ten ruszył w ślady swojego przyjaciela. Siedząc samotnie, nasłuchiwał i... z każdą sekundą coraz bardziej martwił się o syna generała. Do jego uszu dobiegały krzyki przepełnione bólem, przez które coraz mocniej zaciskał pięści, by powstrzymać się od sprawdzenia, co się dzieje.

Gdyby nie świeżo zszyta rana, już dawno byłby u boku Jeongina.

— Śniadanie zostanie zaraz podane — powiedział z powagą Yang. — Czy chcesz zjeść w pokoju jadalnym, książę? Jeśli nie, przekażę służbie, by jedzenie zostało przyniesione tutaj.

Królewicz pokręcił głową.

— Zjem w jadalni.

Już miał się podnieść, gdy przypomniały mu się słowa lekarza, że nie powinien się nadwyrężać i uważać na ranę, a więc... chodzić z czyjąś pomocą.

— Um... Jeongin? — zaczął nieśmiało, czując, jak na jego policzki wkrada się rumieniec.

— Tak, książę?

— Czy mógłbyś... pomóc mi wstać? — spytał, śmiejąc się przy tym niezręcznie.

Nie zdążył nawet wytłumaczyć, że prosi o to ze względu na słowa Lee, gdyż strażnik w mgnieniu oka pokonał dzielący ich dystans i wyciągnął ręce w stronę swojego rówieśnika, by ten mógł je złapać.

Hyunjina zastanawiało, jak bardzo czerwona musiała być jego twarz w tamtym momencie.

Przez całą drogę do pokoju jadalnego milczeli. Pokonanie niezbyt długiego korytarza wydawało się trwać w nieskończoność, a królewicz szczerze nienawidził stanu, w którym był.

Yang pomagał mu iść, by nie musiał nadwyrężać nogi i choć mogłoby się wydawać, że taka bliskość cieszyła królewskiego syna... wcale tak nie było.

Z tyłu głowy dźwięczało mu przypomnienie, iż chłopak robił to tylko dlatego, że był książęcym strażnikiem. Że w jego czynach najpewniej nie było żadnego drugiego dna, jak Hyunjin chciał.

Westchnął cicho, gdy rycerz pomógł mu usiąść na krześle.

Dlaczego tak nagle zaczął o tym myśleć?

Przygryzł dolną wargę, starając się odsunąć zmartwienia jak najdalej od siebie.

To nie był czas na takie rzeczy.

***

— Jeongin, możemy porozmawiać? W cztery oczy? — zapytał Felix, kiedy skończyli jeść śniadanie.

Yang przytaknął bez chwili zastanowienia.

Obaj wstali, a zanim królewicz zdążył się odezwać, lekarz zapewnił, że zaraz ktoś przyjdzie, by odprowadzić go do pokoju.

Następca tronu odprowadził ich wzrokiem z zazdrością w oczach.

Jak przykro mu było, że syn generała był w dużo bliższej relacji z blondynem... Hyunjin mógł tylko pomarzyć sobie o czymś takim.

Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, książę schował twarz w dłoniach, ze wszystkich sił próbując zagłuszyć ten irytujący głos w swojej głowie.

Tylko dlaczego to tak boli?

***

Lee usiadł na fotelu i milczał przez chwilę, obserwując ciemnowłosego, który chodził powoli po pomieszczeniu i czytał tytuły książek stojących na półkach w bibliotece medyka.

Zadziwiające, że mimo upływu lat to małe przyzwyczajenie Yanga nie zniknęło.

Kąciki ust Felixa zadrżały na wspomnienie pierwszej wizyty rycerza w jego domu. Kiedy pokazywał mu właśnie to pomieszczenie, zaledwie siedmioletni Jeongin od razu znalazł się przy regałach i śledził wzrokiem słowa znajdujące się na grzbietach tych tomów, które był w stanie dostrzec. Teraz był dużo wyższy i mógł bez problemu sięgnąć po książki z górnych półek.

— O czym chciałeś porozmawiać? — odezwał się syn generała, wciąż czytając tytuły i nazwiska autorów.

— O tym, co wczoraj zrobiłeś.

Zapadła cisza.

— Odkupię ci tę wazę, jak tylko wrócę do stolicy — obiecał strażnik, zatrzymując się.

— Nie chodzi mi o tę głupią wazę, Jeongin — westchnął Lee. — Dlaczego płakałeś? Nie mówię, że nie możesz tego robić... po prostu się o ciebie martwię — wyznał. — Znamy się ponad dwanaście lat i tak, nie widywaliśmy się często po skończeniu szkoły, ale to nie zmienia faktu, że nigdy wcześniej nie widziałem cię w takim stanie. Wpadłeś w histerię, chociaż nawet jako dziecko nie byłeś zbyt głośny w okazywaniu swoich uczuć i naprawdę ciężko było znaleźć coś, co byłoby w stanie doprowadzić cię do płaczu. Co się stało?

Yang zagryzł wargę, wbijając swoje spojrzenie w podłogę.

Minęła chwila, zanim ponownie otworzył usta.

— Pamiętasz Minho? — powiedział cicho.

— Masz na myśli swojego brata, który chodził z nami do akademii?

Rycerz przytaknął.

— Jest... — zamilkł nagle, czując, jak obco smakowało to słowo, gdy o nim mówił. Jak nienaturalnie wydawało się brzmieć... — Pisałem ci o tym w którymś liście. Został komendantem straży w pałacu i... nie pamiętam już, czy ci o tym wspominałem, ale król nie żyje.

— Dowiedziałem się dzisiaj rano. Przed śniadaniem — rzekł blondyn spokojnym głosem. — Domyśliłem się, że obaj już o tym wiecie. Został otruty, prawda?

— Tak. — Zacisnął palce na jednej z półek, jakby chciał się jej przytrzymać, by nie upaść. — W zamku. Kiedy Minho był odpowiedzialny za ochronę.

Medyk od razu zrozumiał, co chłopak chciał powiedzieć.

— Pewnie zginął, zanim do obozu dotarła informacja o zamachu na króla — szepnął syn generała, mrugając przy tym szybko, by pozbyć się łez, które zakrywały mu pole widzenia. — Mój brat nie żyje, a ja... nie było przy nim nikogo z rodziny, Felix.

— Czy ktoś powiedział ci, że został stracony? — spytał rzeczowym tonem Lee. — Ktoś przekazał ci oficjalne informacje na ten temat?

Z ust ciemnowłosego wydostało się ciężkie westchnienie.

— Król nie żyje, bo komendant straży nie dopełnił swoich obowiązków. Naprawdę myślisz, że za takie przewinienie nie zostałby zabity? — Posłał lekarzowi gniewne spojrzenie. Ale nawet ze zmarszczonymi ze złości brwiami wyglądał, jakby słone krople błyszczące w jego oczach miały zaraz popłynąć. — Nie ma nikogo, kto mógłby uratować go od tej kary, Felix. Nikogo.

Blondyn wstał i podszedł do rycerza.

— Czy ktoś wie, gdzie jesteście? Ty i książę.

Yang pokręcił głową.

— Obóz był pogrążony w chaosie, więc zabrałem go jak najdalej od wroga — wyjaśnił. — Potem musiałem szybko przetransportować go tutaj, żeby jego stan się nie pogorszył.

Dłoń lekarza ścisnęła delikatnie ramię ciemnowłosego.

— W takim razie napisz list, w którym wszystko wyjaśnisz — rzucił nagle. — Znając ciebie, zapewne już o tym pomyślałeś, bo miejsce pobytu księcia jest teraz bardzo ważne, ale... zaadresuj go do Minho.

— Felix-

— Ufasz mi? — przerwał mu Lee, patrząc prosto w załzawione oczy strażnika. — Jeśli mi ufasz, napisz ten list do Minho. Tak czy siak, dotrze do pałacu i rodzina królewska będzie wiedziała, gdzie jest królewicz. A ty dostaniesz informację na temat tego, czy twój brat żyje, gdy wyślą ci odpowiedź. Na pewno to zrobią, nie zostawią przecież następcy tronu na pastwę losu.

Jeongin milczał przez chwilę, analizując wypowiedź medyka.

Co miał do stracenia? Felix miał rację; inaczej dowiedziałby się czegokolwiek o Minho dopiero po powrocie do zamku.

A wtedy mógłby nie być w stanie znieść tej smutnej wiadomości.

Gdy głos uwiązł mu w gardle, po prostu przytulił się do swojego rówieśnika, cały czas z trudem powstrzymując łzy.

— Dziękuję — wyszeptał w końcu rycerz, obejmując medyka mocniej. Nie potrafił wyrazić słowami tego, jak wdzięczny był za jego obecność.

Blondyn pogładził go po plecach, uśmiechając się pod nosem.

— Od tego są przyjaciele, czyż nie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro