Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hyunjin schował twarz w dłoniach, wzdychając ciężko. Nie mógł zasnąć, chociaż zmrok zapadł kilka godzin temu, a on leżał w łóżku od przynajmniej dwóch godzin. Przez delikatnie rozsunięte zasłony do sypialni wdzierał się srebrny blask, który umożliwiał mu zobaczenie czegokolwiek.

I w tamtym momencie książę pragnął, żeby księżyc zniknął. Przez jego światło w pokoju było na tyle jasno, by królewicz mógł dostrzec te cholerne drzwi.

Zastanawiało go, czy Jeongin śpi. Czy jego poważna mina łagodnieje, kiedy zasypia? Czy ma lekki sen jako wyćwiczony rycerz? Czy...

Jęknął, podnosząc się gwałtownie do pozycji siedzącej. Czuł się okropnie. Dlaczego nie potrafił zamknąć wtedy ust? Dlaczego musiał wyznać chłopakowi swój największy sekret?

Kiedy rozkazał Ophelii, by przyniosła wino, zdawał sobie sprawę z faktu, że będzie tego żałował. To było nieodpowiedzialne i nieprzemyślane. Ale musiał jakoś zatrzymać te myśli. Ten przeszywający strach, że skoro pierwszy książę — starszy od niego o zaledwie dwa lata — miał poślubić swoją narzeczoną za pół roku, Hyunjin również niedługo usłyszy o dotyczących go planach matrymonialnych. Nie mógł sprzeciwić się rozkazom króla i chyba właśnie to sprawiało, że tak bardzo się bał. Wiedział, że nie może wziąć ślubu z osobą, którą kocha i związanie się z kimś innym wydawało mu się przez to jeszcze okrutniejsze.

Nie musiał poślubić Jeongina. Nie potrzebował żadnego pisemnego potwierdzenia, że go kocha i chce spędzić z nim resztę życia. Możliwe, że myślał o swoim strażniku i uczuciach do niego zbyt wyniośle, ale to nic nie zmieniało. Wystarczyło to, że darzył go miłością, a ożenek z kobietą, której nie znał, stawał się w jego oczach niemal torturą.

To była jedna z rzeczy, których szczerze nienawidził jako królewicz. Niemożności bycia ze swoim ukochanym. Bolało go to jeszcze bardziej ze względu na fakt, że we Wschodnim Królestwie nie zwracano uwagi na płeć związanych ze sobą osób. Znał arystokratów w związkach z mężczyznami, arystokratki w związkach z kobietami. Nikt nie patrzył na nikogo z góry z tego powodu.

Problem w tym, że powinnością Hyunjina jako księcia było przedłużenie dynastii. Któryś z książąt musiał mieć dziedzica i dziewiętnastolatek od dawna modlił się, by nie był to on. I dopóki był drugi i zarazem ostatni w kolejce do tronu, to było priorytetem wszystkich. Dlatego też pokładał nadzieje w swoim bracie i jego przyszłej żonie, modląc się, że dziewięć miesięcy po ich ślubie na świat przyjdzie nowy członek rodziny królewskiej. Był to bowiem jedyny sposób, by mógł się pozbyć tego obowiązku.

Wtedy mógłby związać się z kim zechce, o ile ta osoba należała do arystokratycznego rodu. I — na jego szczęście — Yang Jeongin pochodził z tej warstwy społecznej. Mogłoby się wydawać, że wystarczy, by chłopak odwzajemnił jego uczucia, a pierwszemu księciu urodziło się dziecko, jednak to drugie mogło wydarzyć się dopiero za co najmniej piętnaście miesięcy.

Piętnaście boleśnie długich miesięcy, podczas których wszystko mogło się skomplikować.

W sąsiednich państwach na prawowitych dzieciach pary królewskiej nie kładziono takiej presji, by przedłużyć dynastię, jak we Wschodnim Królestwie. Niestety, relacje z Południowym Królestwem pozostawały napięte od ponad pół wieku. A jako, że historia lubi się powtarzać — co było powszechnie wiadomo — obawa przed kolejnym atakiem skrytobójcy z Południa nie malała, choć od ostatniego incydentu minęło niemal trzydzieści lat.

Hyunjin nie potrafił nienawidzić swojego ojca za to, że chciał zapewnić ciągłość rodu. Gdyby był na jego miejscu, zapewne dążyłby do tego samego.

Tak naprawdę, obecny król wcale nie miał zostać królem. Był drugim prawowitym dziedzicem, więc po śmierci ówczesnego władcy w trakcie wojny z Królestwem Południowym tron miał przejąć jego starszy brat. Wszystko zmieniło się jednak kilka dni przed koronacją, kiedy pierwszy książę został zamordowany przez skrytobójcę. Ta zbrodnia wywołała chaos w całym królestwie, niemal doprowadzając do przegranej w konflikcie zbrojnym. Wielu uznawało obecnego króla za dar od Boga, bo wygrano wojnę dzięki jego sprawnemu dowodzeniu. Jakimś cudem udało mu się utrzymać państwo w ryzach, sprowadzając do niego pokój po raz pierwszy od kilku lat.

Czasami Hyunjin czuł się winny. Jakby zakochanie się w Jeonginie było zbrodnią przeciwko własnej rodzinie.

W teorii mógłby poślubić wskazaną przez króla kobietę, mieć z nią dziecko i wdać się w romans ze swoim strażnikiem, jeżeli ten by tego chciał. Ale książę nie chciał nawet rozważać tej opcji, nawet jeśli wydawała się być jedną z najłatwiejszych. Darzył swojego ukochanego zbyt silnymi uczuciami, zbyt szczerymi, by pozwolić na to, żeby ich relacja wyglądała w ten sposób. Wiedział, że gdyby Yang zgodził się na taki układ, on powiedziałby: „Nie".

Jeongin zasługiwał na coś więcej. Nie na ukrywany związek, godzący w jego status i w przypadku wielu arystokratów również dumę. Zasługiwał na wszystko, co najlepsze — na miłość okazywaną bez skrępowania, na możliwość powiedzenia komukolwiek: „To jest człowiek, którego kocham".

Hyunjin wiedział, że nie może mu tego zapewnić. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.

Momentami przyprawiało go to o bóle serca. Tak bardzo chciał pokazać mu, jak bardzo go kocha, nie tylko za pomocą słów, ale także gestów. Chciał pokryć jego podobiznami cały szkicownik, namalować go na płótnie, używając najlepszych farb, by chłopak dostrzegł to, co widział w nim książę. Pragnął wykrzyczeć całemu światu, że Yang Jeongin jest jego ukochanym.

Ale wiedział, że nie może tego zrobić. I najwidoczniej jedyną rzeczą, na jaką było go stać, okazało się to żałosne wyznanie uczuć pod wpływem wina odbierającego jego już wystarczająco zagubionemu umysłowi umiejętność racjonalnego myślenia.

To nie miało tak wyglądać. Syn generała miał się dowiedzieć o wszystkim w innych okolicznościach, jeśli królewicz zdecydowałby się na to wyznanie. Nie miał pojęcia, w jakiej sytuacji mógłby powiedzieć mu o tym, co do niego czuł, bo nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał, ale teraz nie miało to znaczenia. Jeongin już się dowiedział i czasu nie dało się cofnąć.

Jednak... gdyby faktycznie mógł cofnąć się do poprzedniego wieczora, czy naprawdę nie rozkazałby Ophelii przynieść wina, nie wypiłby go i zamiast tego położyłby się do łóżka, a następnie czekał na powrót swojego strażnika? Czy te nieznośne myśli dotyczące możliwego małżeństwa w najbliższym czasie pozwoliłyby mu na bezczynność? Czy aby na pewno potrafiłby zasnąć lub chociaż przeleżeć całą noc? Czy mógł być pewien, że nie zrobiłby czegoś niemal równie głupiego albo jeszcze gorszego od upicia się w bibliotece i stanięcia na parapecie otwartego okna?

Odpowiedź na każde z tych pytań brzmiała: „Nie". Nawet teraz, dobę po tym incydencie, wiedział, że wstałby z łóżka, gdy tylko usłyszałby kroki Jeongina w sąsiednim pomieszczeniu.

I nie chciał nawet myśleć o tym, jak wielką głupotę mógłby zrobić wtedy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro