Hej, hej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeszcze zanim na Ziemi pojawiły się pierwsze skomplikowane formy życia, te góry już tu były. I nigdy się stąd nie ruszyły.

Nic dziwnego więc, że cokolwiek w nich mieszkało, do tej pory ich nie opuściło i teraz krążyło po okolicznych lasach.

— Hej — dobiegł nas lekki głos z oddali. — Hej — usłyszałyśmy go ponownie, słodki i bezemocjonalny, roznoszący się wokół wręcz namacalmie.

Owiał mnie chłodny wiatr, albo to tylko uczucie niepewności.

— Nic nie słyszałaś — przekonała mnie moja przewodniczka, kiedy już otwierałam usta. — Za nic w świecie nie odpowiadaj. — I spokojnie poszłyśmy dalej, choć osobiście wolałam puścić się biegiem.

Nie była żadną profesjonalistką. Nie była też ze mną ani po to, aby opowiadać mi o każdym pojedynczym drzewie, ani dlatego, że bałam się, że się zgubię — potrafiłam chodzić. Jednak ludzie, którzy do lokalnych nie należeli — tacy jak ja — mieli w zwyczaju znikać albo zapodziewać się na długie miesiące. Po tym czasie potrafili wyjść i płakać, żywi, ale smutni i poruszeni. I nikt im nie zadawał pytań, co samo w sobie rodziło pytania.

Oczywiście chciałam znać na nie odpowiedź — ale niekoniecznie ekscytowało mnie tak indywidualne doświadczenie.

— Nic nie słyszałam.

Słyszałam tylko nierytmiczny śpiew ptaków i wiatr bawiący się koronami ogromnych drzew, w akompaniamencie kroków dwóch par nóg, bezczelnie depczących ziemię należącą do lasu i nikogo innego. Przewodniczka prowadziła mnie po ścieżce, z której wiele nie zostało — wiele lat temu zarosła tu i tam, nieużytkowana regularnie.

Wydawało mi się, że zauważyłam na niej rozgałęziony cień, pędzący tuż obok mnie przez chwilę, ale to musiały być tylko drzewa, a drzewa nie biegały.

— Hej! — krzyknął miękki głos z oddali, a ja nic nie usłyszałam.

Byłyśmy w lesie już od godziny i dopiero teraz, w jego głębi i między obcymi głosami, zaczynałam rozumieć co z nim nie tak. Dostałam też gęsiej skórki na szyi i jak dotąd nie wiedziałam, że to możliwe. Ale jak wyjaśnić to chłodne uczucie niepokojącego mrowienia, jakby coś mnie za nią łapało?

— Po prostu ignoruj wszystko.

Czy gdybym była sama, odpowiedziałabym głosowi i gdyby mnie zawołał, poszłabym do niego? Prawdopodobnie nie, najpewniej bym zawróciła. Chociaż gdybym nie wiedziała, że to nie człowiek… Mimo mojej podstawowej nadziei na przetrwanie, wędrowałam po tym lesie wyłącznie z ciekawości i ciekawość by mnie zgubiła. A nawet nie musiałaby. Właściciel głosu prawdopodobnie sam by do mnie przyszedł i tłumaczyłoby to, jak ginęli ludzie.

Ludzie szli za głosem, a głos szedł za nimi.

Zapytałabym o to przewodniczkę, ale jeszcze przed opuszczeniem okolicznego miasteczka poleciła mi niezadawanie pytań i niekwestionowanie wyjaśnień w żaden sposób, dla własnego bezpieczeństwa. Jako ktoś, kto nie chciał zginąć, wolałam się posłuchać jej ostrzeżeń. Uprzejmie wyjaśniła mi powód — po lesie krążyły istoty, które witały się z ludźmi i odpowiadały na ich pytania. Nie uwierzyłabym jej w to, gdyby ta tajemnica nie była właśnie powodem mojego kręcenia się po tej okolicy.

A może tak właśnie ludzie ginęli — nie pytając lub zapuszczając się tam z obcymi.

Ale w mojej głowie aż gotowało się od pytań.

Drgnęłam, kiedy coś przebiegło po suchych liściach między drzewami, a trawa się zakołysała.

— Lis — powiedziała przewodniczka krótko, omijając martwe zwierzę na ścieżce.

Wiele z niego nie zostało i zdecydowanie również wolałam przejść obok, byłam wdzięczna, że dostałam pomoc w identyfikacji, bez konieczności postawienia takiego zapytania. Z jego oczodołów wylatywały muchy, a gdzieś między brzuchem i resztą części ciała zamieszkały robaki.

Ale przecież lisy tu nie mieszkały.

— Hej, hej.

W tym momencie przestałam już mrugać — tego było za wiele, ale sama się na to pisalam — i zaczęłam rozglądać się we wszystkie strony, nawet za siebie. Na każdym kroku.

Nie pytaj — tak błagał mnie ten cichy głosik w głowie.

I ugryzłam się w język, bo nie chciałam zostać usłyszana.

Wyruszyłyśmy rankiem, kiedy już było jasno, dlatego nie martwiłam się o nocne straszydła. Ale martwiło mnie wszystko inne, zaczepiające za dnia.

Droga mijała nam w ledwie przerywanym milczeniu i sama zaczynałam kwestionować, co było jej celem — właściwie dotarcie do jednego, wcale nie wyjątkowego punktu i powrót.

Powrót zdecydowanie był moim największym planem.

Oddychałam powoli i głęboko, próbując oderwać umysł od teraźniejszości. Może nie powinnam była tego robić.

— Hej, gdzie zawracamy?

Dopiero kiedy przewodniczka zatrzymała się gwałtownie i powoli, z wytrzeszczonymi oczami odwróciła w moją stronę głowę, do mojej głowy powróciła świadomość, że takie słowa naprawdę nie powinny opuścić niczyich ust w tej okolicy.

Nawet ptaki zamilkły.

— Hej! — zawołał delikatny głos w oddali, ale odniosłam wrażenie, jakby był moim echem.

Tylko że nie był.

— Gdzie zawracamy? — odezwał się łagodny głos, moje echo.

— Za chwilę — odpowiedział dokładnie ten sam głos.

Poczułam chłód na szyi.

— Hej… — usłyszałam swój głos.

Nie postawiłam ani kroku więcej w tym lesie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro