XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam Was w kolejnym dłuugaśnym rozdziale. (Obiecuję, że to już ostatni tak obszerny!)


Przede wszystkim chcę na wstępie zaznaczyć, że jest to najbardziej... hmmm... kontrowersyjny rozdział do tej pory, a przynajmniej ja go tak odbieram.

Nie, nie ma żadnych morderstw ani gwałtów, natomiast wiem, że niektórzy mogą się poczuć niekomfortowo, dlatego lojalnie uprzedzam, że są tu aluzje do kazirodztwa i prostytucji, a także epizody pijaństwa, szantażu emocjonalnego i przemocy fizycznej.   

Innymi słowy: wszystko, co już było, tylko zmiksowane razem. (Miło, prawda?)



Poza tym garść cytatów:

(Na początek piosnka Jamesa Blunta - link na górze - She will always hate me, która moim zdaniem doskonale oddaje uczucia Menelaosa, któremu naprawdę zależy na Helenie, ale nie ważne co zrobi - ona zawsze będzie żywiła do niego wyłącznie pogardę i będzie go postrzegać jako swojego największego wroga. Tłum. z tekstowo, ale z paroma moimi poprawkami :))


"(...) zranił mnie moment kiedy zobaczyłem cię
z kimś innym, do kogo należysz

Nigdy nie sądziłem, że utonę w moim płytkim sercu
Chciałbym powiedzieć rzeczy, których nigdy nie mówiłem
Ale dzisiaj na nic mi się nie przydadzą
Nigdy nie nauczyłem się używać mojego płytkiego serca


Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić, to jest po prostu coś, co się stało
Domyślam się, że to nie jest dobra wymówka
(Ona zawsze będzie mnie nienawidziła, bez względu na to co powiem
Nie ma żadnych wątpliwości - miłość odeszła.
Ona zawsze będzie mnie nienawidziła, powiedziała "Straciłeś mnie, Kochanie"
Nieważne, co powiem - miłość odeszła.)


Patrząc w przeszłość, próbuję pamiętać to
Co dobrego ze sobą mieliśmy, ale wiem że i to było niewłaściwe
Dlatego że ostatecznie ona nigdy nie będzie trzymała mojego serca
I teraz jest pewna, że nie chce mnie znać
Nie tylko ja powinienem być samotny
Nigdy nie sądziłem, że ona może mieć tak zimne, zimne serce (...)"




"Tylu tu królów poznać mogę i wymienić...

Lecz próżno dwóch rycerzy chcę ujrzeć  w tym gronie!

Kastora, co ujeżdżał niehamowne konie,

I Polideuka, w pięści nikt go nie pokona,

Braci moich, z jednego wyszłych ze mną łona.

(....)

Tak mówiła [Helena], a oni już w Lacedemonie

Pochowani w rodzinnej ziemi słodkim łonie."

- wyjawienie losu braci Heleny, Iliada, księga trzecia, przekł. F. K. Dmachowski




"Pragnę miłości! Pragnę żony, której mogę ufać!"

- Władysław Jagiełło*



"Na co mi szkatułki, klejnoty... kiedy mąż mówić ze mną nie chce?!"

- Jadwiga Andegaweńska*

*Korona królów, sezon 3




(Wiem, wariuję z cytatami do tego rozdziału jeśli chodzi o ilość! XD)


Rozdział zadedykowany FannyBrawne99  (Mam nadzieję, że Menelaos wyszedł znośnie ;D)




- To co mam odpowiedzieć królowej? – spytała Klimene, wpatrując się we mnie z napięciem.

- Że z przyjemnością zjem z nią posiłek jutro, ale dzisiaj zostanę jeszcze u siebie. Nie czuję się najlepiej i muszę oszczędzać się przez wzgląd na dziecko – odparłam gładko.

Nie ciągnęło mnie do towarzystwa Hekabe. Zawsze traktowała mnie z dystansem, a jej afekt względem mnie przez ostatnie miesiące wiązał się wyłącznie z tym, że nosiłam jej pierwszego wnuka, który pozwoli trojańskiej dynastii przetrwać.

Klimene skinęła głową na znak zrozumienia i wyszła. Westchnęłam i rozluźniłam się w swoim fotelu. Tak naprawdę ciąża nie dawała mi się w żaden sposób we znaki, czas mdłości dawno już minął i tylko momentami było mi słabo. Ale nie miałam ochoty wyjść na korytarze pałacu i zmierzyć się ze spojrzeniami i szeptami służby.

Od uczty minęły trzy dni. Widziałam ukradkowe zerknięcia kogokolwiek, kto do mnie przychodził z jakąś sprawą i miałam świadomość, że zapewne już cała Troja o mnie plotkuje. Oraz o tym, że ośmieszyłam... właściwie nie wiem kogo bardziej. Byłego męża, który nie spodziewał się tu mojej obecności? Obecnego męża, który nie miał pojęcia, że dzieliłam kiedyś łoże z jednym z gości? Króla Priama, bo wywołałam konsternację wśród jego ludzi i posłów z Hellady, co na pewno się nie przysłuży pokojowemu współżyciu moich dwóch ojczyzn?

W każdym razie, czułam się w tym momencie zbyt bezsilna, aby się z tym mierzyć. Przede wszystkim nie mogłam pozbyć się wstydu, że pozwoliłam, by sprawy potoczyły się tym torem. Po tylu latach sądziłam, że przeszłość już mnie nie dogoni... Straciłam czujność. I teraz za to płaciłam.

Upokorzenie byłam w stanie jeszcze znieść, ale odtrącenie przez Parysa spowodowało, że straciłam swój punkt oparcia. Nie wrócił do domu po naszej kłótni, zresztą trudno było mu się dziwić. Zraniłam go swoim brakiem zaufania, a także tym, że przez moje tajemnice stracił twarz na oczach całej sali biesiadnej. A do tego wszystkiego był zazdrosny o Hektora...

Rozumiałam, że potrzebuje teraz pobyć sam. Bolało mnie jednak, że go przy mnie nie ma. Miałam wrażenie, jakby nagle zabrakło mi powietrza i mogłam jedynie żałować błędu, jakim było ukrywanie przed nim prawdy. Zorientowałam się, że to przecież j e m u ufałam bezgranicznie we wszystkim, odkąd tylko pamiętałam, a teraz zostałam zdana na siebie. Chociaż otaczały mnie dwórki będące na każde moje skinienie, i którym zawierzyłam swoje tajemnice, to jednak Parys stanowił zawsze moją ostoję, a nie one.

Byłam taka głupia..., pomyślałam, sącząc ziołowy napar na ukojenie nerwów. Spokój nie był mi jednak dany, gdyż nagle usłyszałam zza ściany podniesione głosy ostro spierających się ze sobą mężczyzny i kobiety.

Po chwili drzwi mojej komnaty otwarły się tak gwałtownie, że aż się wyprostowałam. Moje trzy służące przerwały swoje czynności i wszystkie patrzyłyśmy w osłupieniu, jak dwie dwórki Laodyki wnoszą do pokoju i kładą na wolnych krzesłach jej stroje, podczas gdy ich pani stanęła w drzwiach, odwrócona do nas jednak tyłem, kłócąc się zawzięcie z mężem.

- Proszę, nie wygłupiaj się! Każ zabrać swoje rzeczy z powrotem i wróć do domu! – prosił Helikaon, ale dziewczyna tylko się roześmiała.

- Nie mam zamiaru siedzieć cicho, gdy twój ojciec atakuje słownie Helenę! Nie będę żyć z wami pod jednym dachem, póki nie odwoła tego, co powiedział! – wykrzyczała.

To się robi ciekawe..., pomyślałam, poprawiając sobie poduszkę pod plecami, gdy tymczasem syn Antenora desperacko chwycił żonę za rękę.

- Laodyko, zastanów się! Czy naprawdę kochasz ją bardziej niż mnie? Po tym co się stało, naprawdę masz zamiar narazić dla niej nasz związek?!

Wyrwała mu się.

- Jeśli kiedykolwiek powiedziałam, że cię kocham, musiałam być wtedy mocno pijana! – warknęła. - Myślę, że nadszedł czas, bym poważnie przemyślała kwestię rozwiązania tego małżeństwa!

- Laodyko...!

- Masz mi odesłać posag do końca miesiąca! – nakazała, dźgając go palcem w pierś. - W innym wypadku publicznie rozgłoszę, że jesteś impotentem.

- Przecież to kłamstwo!

- Ale ludzie tego nie wiedzą, prawda? Straż! – krzyknęła, i moi gwardziści stanęli za Helikaonem. - Odprowadźcie mojego męża bezpiecznie do wyjścia!

Zamknęła z trzaskiem drzwi i wzdrygnęła się.

- Nie wiem, jak mogłam go znosić przez te czternaście lat – powiedziała na wpół do siebie, a następnie odetchnęła głęboko i posłała mi uśmiech.

- Jak się czujesz? – spytała łagodnie, siadając obok mnie. - Wybacz, że nie było mnie ostatnio przy tobie, ale nie miałam pojęcia, co się działo. Tamtego wieczoru wymknęłam się z Troi na kilka dni... Razem z Akamasem. – Puściła do mnie oczko.

Roześmiałam się.

- To już wiesz, jak ma na imię? – zapytałam wesoło.

Również się zaśmiała i przytaknęła.

- Mieliśmy w końcu czas porozmawiać... i nie tylko porozmawiać. – Zarumieniła się odgarniając za ucho kosmyk jasnych włosów, po czym spoważniała. - Mogę się u ciebie zatrzymać na jakiś czas?

Wzruszyłam ramionami.

- Pewnie. Czuj się jak w domu!

Rozejrzała się wokół.

- A... gdzie jest twój mąż?

Westchnęłam i wbiłam wzrok w podłogę.

- Wybył. Z tego co wiem, zapija się w karczmach... w towarzystwie mojego poprzedniego męża. Kto by pomyślał, co? – powiedziałam z goryczą.

Laodyka pokiwała głową.

- Tak... To brzmi jak Parys. Kiedy dzieje się coś złego, on uwielbia kryć się w tłumie i zagłuszać ból trunkami. Przynajmniej tak się zachowywał, gdy miał te piętnaście-szesnaście lat – przyznała. - Nie widziałam go w takim stanie od lat, odkąd wrócił tu z tobą. Był szczęśliwy, więc nie miał przed czym uciekać.

Ukryłam twarz w dłoniach.

- Ma słusznie do mnie żal – wyszeptałam. - Boję się, że nie prędko mi wybaczy to, co przed nim ukrywałam...

- Nonsens! – stwierdziła dziewczyna. - Oczywiście, że jest teraz w szoku, potrzebuje teraz chwili dla siebie, ale kocha cię! Wkrótce wróci, zobaczysz.

- Mam nadzieję, że masz rację – odparłam głucho.

Podniosłam wzrok na szwagierkę.

- Co mówi o mnie Antenor, że nie możesz go znieść? – spytałam.

Zagryzła wargę.

- Nie powinnaś się teraz denerwować...

- Ale muszę też chronić moje dziecko. Nie zdołam, jeśli nie będę wiedzieć, co nam zagraża – oznajmiłam, kładąc dłoń na brzuchu.

Księżniczka poruszyła się na pufie.

- Mój teść mówi... wiele niemiłych rzeczy. O tym, jak zepsułaś naszą sytuację polityczną i że Hellenowie nam szybko tego nie zapomną... Zwłaszcza ci z Peloponezu, którzy tworzą Koalicję Achajów.

- To nic, czego bym nie wiedziała – stwierdziłam sztywno.

Dziewczyna zawahała się.

- Antenor powiedział też, że... powinniśmy pozwolić Menelaosowi zabrać cię z powrotem do Sparty i w ten sposób widmo niesnasek zostanie oddalone.

Poczuła, jak ogarnia mnie zimno. Odesłać mnie? Do Sparty? Proste zdanie, które zdawało się brzmieć nierealnie. Czy rzeczywiście mogliby...?

- Nie można mnie  n i g d z i e   odsyłać. Noszę potomka księcia Troi – zauważyłam, usiłując zachować spokój.

- Antenor nie mówi, że zaraz. Ale gdy dziecko się już urodzi...

Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech.

- Jak... jak Menelaos skomentował tę propozycję? – zapytałam, zaciskając palce na krawędzi fotela i jakimś cudem panując nad drżeniem głosu.

- Jak dotąd chyba nie rozmawiali.

Poczułam lekką ulgę.

- Zatem jest dla mnie jeszcze nadzieja – powiedziałam cicho.

Laodyka ścisnęła mój nadgarstek.

- Antenor może sobie gadać do woli. Parys nie pozwoli cię sobie odebrać.

- Jeśli nadal mnie kocha... – wyszeptałam, czując jak gardło zaciska mi się ze strachu.

Dziewczyna posłała mi krzepiący uśmiech.

- Wierzę, że tak.


Było już późne popołudnie i nie mając innych zajęć zaczęłam w końcu szyć z pomocą Laodyki pierwsze ubranko dla dziecka ze skrawków moich starych materiałów, gdy jeden ze strażników wszedł do komnaty i pochylił głowę.

- Wasza książęca mość... – zawahał się, ale wziął głęboki oddech i dokończył, nie patrząc mi w oczy – ...król Menelaos kazał przekazać, że pokornie  p r o s i  o widzenie z tobą, pani.

Moja szwagierka parsknęła śmiechem.

- Ma tupet! – stwierdziła. - Żeby tak po prostu przyjść na twoje pokoje...!

Zacisnęłam dłonie w pięści, ale wiedziałam, że powinnam się zobaczyć z byłym mężem. Musieliśmy wyjaśnić kilka spraw.

- Niech wejdzie – powiedziałam. - A wy bądźcie cicho – przykazałam dwórkom siedzącym w rogu mojej sypialni.

Laodyka uniosła brew.

- To nie wywoła plotek, gdy go przyjmiesz?

- Przecież nie zajdę z nim w ciążę – zauważyłam cierpko. - A poza tym, w świetle prawa nadal jest moim adoptowanym bratem. Chyba mogę go widywać?

Wartownik wyszedł, a po chwili do komnaty wsunął się Menelaos. Moja szwagierka poruszyła się na swoim krześle, ale gestem nakazałam jej, by została. W końcu nie oszalałam jeszcze tak bardzo, by widzieć się z nim zupełnie sama...

Menelaos zbliżył się i mogłam zobaczyć, że jest blady i przełyka nerwowo ślinę. Miał gładką ogoloną twarz, przez co zdawał się wyglądać chłopięco, a przez niepewność w swoich niebieskich oczach – bezbronnie. Widząc go w takim stanie, po raz pierwszy od czasu uczty przeszło mi przez głowę, że może naprawdę coś dla niego znaczyłam i moja ucieczka rzeczywiście go zraniła.

Zdradzał cię z niewolnicą, gdy nosiłaś jego dziecko!, przywołałam siebie do porządku, siląc się na obojętny wyraz twarzy.

Laodyka nachyliła się w moją stronę.

- Muszę powiedzieć, że ten twój król jest bardzo przystojny – wyszeptała mi do ucha. - Mam ochotę go zjeść razem z tymi jego żołnierskimi butami! – zachichotała nieprzyzwoicie.

- Nie krępuj się, przynajmniej pozbędę się problemu z jego strony – odpowiedziałam jej kątem ust, po czym obróciłam się w stronę dawnego męża i posłałam mu ironiczny uśmiech. - Witaj, Menelaosie. Wybacz, że nie wstaję, by cię powitać, ale akuszerka zaleciła mi odpoczynek – powiedziałam, ostentacyjnie dotykając brzucha. Dziecko poruszyło się gwałtownie, jakby czując targającą mną burzę emocji.

- Więc... o czym chciałeś rozmawiać? – zapytałam. - Możesz mówić śmiało przy mojej przyjaciółce, nie mam przed nią sekretów.

Mężczyzna chwilę na mnie patrzył, a potem odetchnął i ze wzrokiem wbitym w ziemię powiedział:

- Chciałem... przeprosić cię.

Zamrugałam gwałtownie, nie wierząc w to, co usłyszałam, a on ciągnął:

- Obowiązkiem męża jest zapewnić żonie poczucie bezpieczeństwa. Nawet gdybym cię nie kochał... a ja naprawdę cię  k o c h a ł e m... powinienem był zrobić wszystko, byś mi ufała. Nie jestem dobry w okazywaniu uczuć i rozumiem, że nie widziałaś, iż zależy mi na tobie. To była moja wina. Przepraszam, że nie dostrzegłem przez co przechodzisz... jak bardzo boisz się Tyndareosa. Przepraszam, że nie dostrzegłem wcześniej, iż nie czujesz się bezpieczna i ważna. Przepraszam, że cię zawiodłem jako mąż. – Urwał i spojrzał mi w oczy.

Zapadła cisza. Nie wiedziałam, co powiedzieć ani co myśleć. Laodyka tymczasem wpatrywała się w Menelaosa z szeroko otwartymi ustami i zachwytem w spojrzeniu. Przypuszczałam, że właśnie zmieniła swój obiekt westchnień.

- Cóż... Doceniam przeprosiny. Szkoda, że są spóźnione o pięć lat – odparłam z goryczą w głosie. - I szkoda, że składasz je, jednocześnie nastawiając przeciwko mnie mojego obecnego męża!

Menelaos wysunął hardo podbródek, pewność siebie wróciła na jego twarz.

- Nie nastawiam Parysa przeciw tobie – powiedział, zakładając ręce z tyłu. - Sama zrównałaś go ze mną. Parys czuje się zraniony tym, że najwyraźniej nigdy nie zaufałaś mu do końca... Tak jak nie ufałaś mnie. Czy naprawdę wasz związek tak bardzo różni się od tego, co my dwoje mieliśmy, skoro nie czujesz się w pełni bezpieczna przy tym mężczyźnie, któremu zawierzyłaś swój los?

Wiedziałam, że ma rację, ale przez to rozzłościł mnie jeszcze bardziej.

- Widzę, iż dużo ci się zwierza – stwierdziłam zimno.

- Jesteśmy przyjaciółmi.

Laodyka parsknęła śmiechem.

- Przepraszam – powiedziała, gdy na nią spojrzeliśmy. - Po prostu... wiem, że  p r z y j a ź n i e  mężczyzn bywają dwuznaczne, wasza królewska mość.

Menelaos posłał jej cierpki uśmiech.

- Nas łączy jedynie rozmowa. Mogę cię zapewnić, księżniczko, że twój brat ma do Heleny ogromny żal, ale jest jej całkowicie wierny.

- Tak jak ty nigdy nie byłeś – zauważyłam z sarkazmem i skrzyżowałam ręce na piersi. - Czy teraz, gdy Tereis jest wreszcie twoją królową, zdradzasz ją tak samo, jak zdradzałeś z nią mnie?

Wydął usta z niesmakiem.

- Jesteś zła, bo zajęła miejsce, które sama opuściłaś?

- Oddałeś moje komnaty zwykłej wyzwolenicy bez kropli szlachetnej krwi w żyłach – wyplułam z pogardą.

- Kocham ją – powiedział po prostu. - Nikomu nie ufam tak jak jej, a nasza córka potrzebowała matki. Poza tym, jesteś ostatnią osobą, która powinna wypominać mi mezalians, zważywszy, że Parys poślubił cię jak zwykłą chłopkę, nie mając pojęcia, że jesteś mu równa stanem! – oznajmił chłodno.

Zacisnęłam dłonie tak mocno, aż zbielały mi kłykcie, z bezsilnej złości, że po raz kolejny zdołał mnie dziś zawstydzić.

Gdy przetrawiałam w milczeniu jego słowa, mężczyzna znowu westchnął, a na jego twarz ponownie wrócił frasunek.

- Heleno, jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Pewnie i tak byś wkrótce o tym usłyszała, ale skoro już tu jestem, powiem ci osobiście... – Przymknął oczy. - Twoi bracia nie żyją.

Gdy się nie odezwałam, kontynuował, z każdym słowem mówiąc szybciej:

- To się stało niecałe dwa miesiące temu... Tuż przed moim wyjazdem, Polluks przybył do Sparty, przywożąc ciało Kastora. Twój brat miał kilka ran od miecza, ale śmiertelna okazała się strzała, która przebiła mu płuco. Natychmiast kazałem zorganizować pogrzeb. W momencie, gdy miano podpalić jego ciało na stosie, Polluks wystąpił z tłumu i wbił sobie sztylet w serce nad zwłokami Kastora. Przykro mi, że sprawiam ci ból tymi wieściami, ale zasługujesz, by wiedzieć.

Jego słowa ledwie do mnie docierały.

Moi bracia nie żyli... To niemożliwe, przecież Klitajmestra napisałaby mi o tym...! Ale najwyraźniej napisała swój ostatni list, przed tym jak Polluks przywiózł swego martwego bliźniaka lub zanim wieści dotarły do niej, bo przecież nie mieszkała w Sparcie, tylko w Mykenach...

- Dlaczego Polluks to zrobił? – wyszeptałam na poły do siebie, czując łzy napływające mi do oczy. - Dlaczego się zabił...?!

- Powiedział, że nie potrafi żyć bez Kastora... Że stanowią  j e d n o... – Menelaos się skrzywił. - Wiesz... zawsze podejrzewałem, że więź między twymi braćmi była... niezdrowa. Myślę, że wykraczała daleko poza zwykłą czułość rodzeństwa...

Poczułam jak furia uderza mnie od środka. Wstałam gwałtownie z miejsca, czując jak krew tętni mi w uszach. Moja cierpliwość się skończyła.

- Jak śmiesz?! Jak śmiesz mówić o nich w ten sposób?! – Miałam wrażenie, że obraz przed moimi oczami zrobił się czerwony. - Nie wiem, jaka była ich miłość, czy była to zwykła czułość rodzeństwa, czy namiętność, ale wiem jedno: była obopólna! Powiedz lepiej, jak nazwiesz to, co  t w ó j   brat zrobił naszej wspólnej siostrze?! – wykrzyczałam.

Mój rozmówca cofnął się o krok, na jego twarzy odmalowało się zmieszanie.

- Agamemnon i Klitajmestra nie są prawdziwym rodzeństwem...

- Oczywiście, że nie! Nie o to mi chodzi...! – zaczęłam krążyć po komnacie. - Miała męża, którego kochała, a człowiek, któremu ufała jak bratu, zabił go, uwięził jej córkę, porwał ją samą, a po wszystkim zmusił, by dzieliła jego łoże! Twierdzisz, że moich braci łączyła nieprzyzwoita relacja? Nie wiem, czy tak było, ale wiem, że na pewno kochali się głęboko! Lepsze już to niż bestialstwo, którego dopuścił się  t w ó j  brat! Posprzątaj demony we własnym domu, zanim zajmiesz się cudzymi! – wyrzucałam z siebie kolejne słowa, urywając dopiero, gdy zabrakło mi tchu.

Menelaos znów spuścił wzrok, z jego twarzy wyzierały teraz wstyd i ból.

- Przepraszam – wyszeptał. - To prawda, co powiedziałaś... Nie bronię mego brata – przyznał. - Właściwe czuję się do dziś winny w pewien sposób... Gdybym nie uwięził Tyndareosa, Agamemnon nigdy nie odważyłby się uprowadzić jego córki. Ale nie cofnę przeszłości. Krzywda się stała, a ja nie mogę wystąpić przeciw bratu. Po pierwsze, jest silniejszym władcą niż ja. Po drugie... wiem, że postąpił niegodziwie, ale... kocham go. W mojej rodzinie bratobójstwo było na porządku dziennym. Ale gdy byłem chłopcem, gdy zginął nasz ojciec, Agamemnon zasłonił mnie własnym ciałem przed nożem napastnika, a później potykając się od rany w boku, prowadził mnie górskimi ścieżkami, aż znalazł nas twój ojczym i zabrał do swego domu. Wiem, że zawsze mu na mnie zależało, jak mnie zależy na nim... i jest moją jedyną pozostałą rodziną z krwi.

- Po tym, jak zabił waszego ostatniego kuzyna, by poślubić jego żonę – zauważyłam złośliwie.

- Ale o mnie wciąż się troszczy! Nie mógłbym chcieć jego śmierci. A gdybym wystąpił w obronie Klitajmestry, niechybnie jeden z nas by zginął.

- Przeciw Tyndareosowi jakoś wystąpiłeś, a też miałeś wobec niego dług – odparłam jadowicie.

- Tylko dlatego, że chodziło o ciebie! Poza tym, nie było potrzeby go zabijać. Ale Agamemnon ma zbyt wielu zwolenników i zbyt wielką siłę polityczną, bym mógł go tak po prostu zamknąć w pokoju. Może bogowie ukarzą mnie za obojętność wobec twej siostry, ale wolę już cierpieć męki w zaświatach niż mieć krew brata na rękach! – wykrzyknął z pasją, a potem westchnął ciężko. - Mogę jedynie jeszcze raz przeprosić, że znów cię zawodzę.

Przeczesał blond włosy dłonią i powiedział niechętnie:

- Nie chcę cię ranić jeszcze bardziej, ale tej rozmowy nie możemy unikać... Masz pojęcie jak wielki skandal wzbudziło twoje pojawienie na uczcie?!

Prychnęłam.

- Więc teraz j a mam przepraszać?

Potrząsnął głową.

- Nie, Heleno. Nie chcę twoich przeprosin. Nie jestem zły... Choć może i  j e s t e m, ale bardziej na siebie, że nie czułaś się przy mnie bezpiecznie. Cieszę się, że żyjesz. Cieszę się, że znalazłaś kogoś, przy kim czułaś się szczęśliwa. Ale w polityce między Helladą i Troją moje sentymenty się nie liczą. Ważne jest to, że mnie zawstydziłaś. I że Troja zawstydziła całe poselstwo, i przez to całą Koalicję Achajów, jeśli nie całą Helladę, prezentując cię jako żonę swego księcia. Gdyby rozpoznał cię jeden człowiek, można byłoby zagrać kartą słowo przeciw słowie w sprawie twej tożsamości. Ale ciebie zobaczyli WSZYSCY siedzący przy stole. A ty przyznałaś się publicznie do tego, kim jesteś. NIE DA się już z tego wybrnąć!

- Nie cofniemy czasu – zauważyła Laodyka.

- Nie. Dlatego musimy przystosować się do sytuacji.

- Jakie ten skandal może mieć konsekwencje? – spytałam wprost.

Wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Na pewno będzie dużo szyderstw i ostrych słów po obu stronach przy każdym kontakcie Hellady i Troi przez co najmniej dwie dekady. To nam nie pomoże w pokojowym współistnieniu i wspólnym kontrolowaniu szlaków morskich. Ale to nie jest jeszcze najgorsze... Naprawdę, twoi bracia nie mogli wybrać gorszego momentu, by umrzeć...!

Miałam znów na niego krzyknąć, ale w tej samej chwili  z r o z u m i a ł a m.

- Jestem dziedziczką tronu Sparty – wyszeptałam. - To znaczy, byłam nią odkąd uciekli, ale... teraz te prawa nie mogą już do nich w żaden sposób wrócić. Jestem pierwsza w sukcesji.

- Co stwarza problem, bo j a byłem królem Sparty, jako twój mąż, a teraz cała delegacja Hellady zobaczyła, że nim jednak  n i e  jestem, skoro wymieniłaś mnie na cudzoziemca ze Wschodu – oznajmił ironicznie Menelaos. - Jesteś przedstawicielką Achajów, która wyszła za naszego wroga. Postawiłaś Spartę w dość... niezręcznej sytuacji. Nasi ludzie nie będą zachwyceni, że Parys mógłby zgłosić pretensje do tronu.

Sarknęłam głośno ze złości.

- Po pierwsze: Parys nie zgłasza żadnych pretensji, ale o tym chyba wiesz, skoro ostatnio tyle się przed tobą wyżala. Po drugie: nie może ich zgłaszać, bo nie urodził się na terenie Peloponezu – wyliczyłam. - Nie ma więc żadnego problemu!

Spojrzał na mnie z politowaniem.

- Niestety, problem jest! Rządziłem jako ojciec twojej córki. Twoi bracia zniknęli, nie mając dzieci, a ty byłaś uznana za zmarłą. Gdy Kastor i Polluks umarli bez znanych dziedziców, wydawałoby się, że prawa Hermiony jako następczyni tronu są mocne. Ale... teraz wyszło na jaw, że żyjesz, a ja nie mam dłużej praw jako twój mąż, bo zawarłaś nowy związek. Nie mam też praw jako ojciec Hermiony, bo masz przed nią pierwszeństwo do władzy!

- Mam się publicznie zrzec tego pierwszeństwa? – spytałam ostro, desperacko szukając sposobu, by zakończyć tę niewygodną dla nas wszystkich sytuację. Tron Sparty mnie nie obchodził, Menelaos i Hermiona mogli go spokojnie sobie trzymać.

Mężczyzna uśmiechnął się boleśnie.

- Moja droga... zrzec się można władzy, a nie praw dziedzicznych. Jesteś kobietą, nigdy nie będziesz władała... ale jednocześnie, póki żyjesz, będziesz miała prawa do tronu. Przed naszą córką, przed twoją siostrą, przed jej dziećmi... Przed dzieckiem, które nosisz. Nawet gdybyś chciała oddać pierworództwo któremuś z nich, prawo tak nie działa. Mogłabyś jedynie powierzyć tron synowi, ale tylko synowi poczętemu z Achajem. Parys nim nie jest. Jeśli urodzisz mu córkę, stanie ona w kolejce sukcesyjnej, choć po Hermionie. Ale jeśli powijesz syna, nic takiego się nie wydarzy, bo ani cudzoziemiec, ani jego syn nie mogą rządzić Spartą!

- Zatem, co mi proponujesz, ojcze mej najstarszej córki? – spytałam przesiąkniętym jadem głosem.

Zawahał się.

- Może... może powinnaś zastanowić się nad powrotem do domu?

Ze złości zrzuciłam ze stolika przed sobą kryształowy puchar. Szkło rozproszyło się po podłodze. Menelaos i Laodyka wzdrygnęli się.

- Tu jest mój dom – powiedziałam twardo.

- Heleno...

- Jak to sobie niby wyobrażasz?! – podniosłam głos. - Jestem w ciąży z innym mężczyzną, a ty masz żonę, którą ponoć kochasz! I chcesz, bym z tobą wróciła, jak gdyby nigdy nic?!

- Tu nie chodzi o to, czego  j a  chcę! – również krzyknął. - Chcę byś była szczęśliwa! Chcę wynagrodzić ci krzywdy, które ci nieświadomie zadałem! A na pewno   n i e  chcę odbierać ci twojej nowej rodziny! Ale żyjemy w świecie polityki. Czasami musimy robić to, co najlepsze dla kraju i naszych poddanych, nie dla nas. Jako król Sparty...

Podniosłam do góry dłoń, uciszając go.

- Tyle, że ty nie jesteś królem – zauważyłam. - Jesteś królem małżonkiem. Cóż... byłeś. Teraz nie masz żadnych związków z tronem. Ja go odziedziczyłam. I o ile wiem, jako królowa z prawa krwi mogę sama wybrać męża! Czy nie tak zrobiła moja matka?

Menelaos ze świstem wypuścił powietrze.

- Owszem, możesz, ale nie cudzoziemca – powiedział, obniżając nieco ton. - Stąpasz po bardzo niepewnym gruncie. Prawo...

- To  j a  uosabiam prawo – oznajmiłam zimno. – I ja mogę je zmienić jeśli zajdzie konieczność!

Otworzył usta ze zdumienia.

- Co...?! Nie! Nie możesz! Jesteś kobietą, możesz panować, ale nie rządzić! Od tego powinnaś mieć męża!

Przekrzywiłam głowę.

- Dlaczego? Egipcjanie są największym imperium świata, a jakoś nie bali się oddać tronu kobiecie bez mężczyzny u boku – zauważyłam dobitnie.

- Bo Egipcjanie mają wszystko na odwrót! A poza tym pozwolili jej włożyć koronę, dopiero wtedy tym, gdy cały jej ród wymordował się nawzajem! Ich prawo na to zezwala, ale z jakiegoś powodu zdecydowali się na to dopiero, gdy nie pozostał przy życiu nikt inny, kto mógłby rządzić! – mówił gorączkowo. - Nie uważasz, że jest jakiś powód dla którego kobieta nie jest mile widziana na tronie, nawet tam, gdzie poddani są gotowi ścierpieć jej obecność na nim?!

Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się.

- Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że mam szerokie możliwości, a ty nie jesteś teraz u siebie i nie możesz nakazać swoim ludziom zabrać mnie siłą – stwierdziłam słodko. - Prosiłabym poza tym, żebyś już wyszedł. Dość mi powiedziałeś jak na jeden dzień.

Menelaos zacisnął szczęki, ale po chwili skinął głową.

- Odpoczywaj. Do zobaczenia – rzucił sucho, a następnie obrócił się i opuścił komnatę.

Jak tylko zniknął za drzwiami, zadrżałam i osunęłam się z powrotem na krzesło.

- Heleno? – Laodyka ze zmartwieniem dotknęłam mojego nadgarstka.

Nie odpowiedziałam. Przed oczami stanął mi właśnie siłujący się z synami wojowników ośmioletni Polluks. Potem dziesięcioletni Polluks ze śmiechem usiłujący nauczyć mnie, jak skutecznie chwycić przeciwnika w w samoobronie. A potem dziesięcioletni Kastor i radość rozjaśniająca jego błękitne oczy, gdy ojczym sprezentował mu jego pierwszego konia. I wreszcie uścisk ich obu, tamtego dnia, gdy przyjechali zabrać mnie z Aten, gdy Tezeusz stracił tron.

- Moi bracia... – wyszeptałam.

Moim ciałem targnął szloch. Laodyka objęła mnie, a ja rozpłakałam się w jej ramię łzami spóźnionymi o wiele tygodni.


Następny dzień był spokojny, ja i Laodyka spędziłyśmy go na grze w kości oraz w przywiezionej z Egiptu senet. Hazard pozwolił mi na moment oderwać myśli od problemów z Menelaosem i Parysem, ale wieczorem moja szwagierka wyszła spotkać się z Akamasem, i wszystkie złe przeczucia co do przyszłości powróciły.

Kazałam służącym po raz kolejny tego tygodnia zaparzyć zioła na uspokojenie, ale zaledwie przyrządziły wywar, do mojej komaty wpadła zdyszana dwórka księżniczki Andromachy i już wiedziałam, że na cichy wieczór nie mam szans.

- Coś się stało? – spytałam.

Dziewczyna dygnęła głęboko.

- Wasza książęca mość, proszę o wybaczenie za najście, ale... – Przełknęła nerwowo ślinę. - Nie wiem jak to powiedzieć... – Wzięła głęboki oddech. - Pani, obaj twoi mężowie przyszli kompletnie pijani do komnat księcia Hektora i... mówią rzeczy, z którymi Jego Wysokość nie czuje się komfortowo.

Jęknęłam i przyłożyłam dłoń do czoła. Nie byłam pewna, czy ogarnia mnie bardziej wstyd czy gniew.

- Doszło do jakichś rękoczynów? – próbowałam się dowiedzieć.

Dwórka potrząsnęła głową.

- Gdy wychodziłam jeszcze nie. Ale książę Parys i król Sparty od dobrej godziny odmawiają wyjścia, więc moja pani kazała po ciebie posłać... Ma nadzieję, że ty zdołasz na nich wpłynąć...

- A czy książę Hektor nie mógłby po prostu wyrzucić ich sam ze swojej komnaty? – zapytałam niecierpliwie.

Dziewczyna się strapiła.

- Straż chciała ich zabrać, ale Jego Wysokość zabronił ich dotykać. Powiedział, że twój małżonek, pani, jest jego bratem i nikomu nie wolno ingerować, jak długo jedynie mówi i nie podnosi na nikogo ręki. Ale książę Parys wylewa przed nim pretensje, a król Sparty mu wtóruje, i myślę, że mój pan nie czuje się z tym najlepiej...

Westchnęłam ciężko, ale zdałam sobie sprawę, że pewnie Hektor wciąż ma w pamięci, do czego doszło między nim i Parysem lata temu. Teraz robił wszystko, by uniknąć podobnego zatargu.

Okryłam się szalem i wyszłam z pokoju, a Klimene i Ajtra pośpieszyły za mną.

Kiedy dotarłam do komnaty Hektora, mogłam zobaczyć, że mój szwagier stoi sztywno, nie bardzo wiedząc, co ma robić, a Parys uwiesił się na jego ramieniu i na przemian chichotał, na przemian mówił coś niewyraźnie. Na przeciwko niego Menelaos również się śmiał i zataczał jednocześnie, podtrzymywany przez jednego ze swoich ludzi, który miał wyjątkowo zafrasowany wyraz twarzy.

Andromacha odetchnęła z ulgą na mój widok.

- Dobrze, że jesteś, Heleno! – powiedziała, ujmując mnie za ręce. - Wybacz, że kazałam cię niepokoić, ale...

- To ja przepraszam, że musieliście ich znosić – przerwałam jej. - Zaraz to załatwię!

Spojrzałam na Parysa, który roześmiał się głośno na mój widok i klepnął Hektora w plecy.

- Nasza piękna Helena tu jest! Zobacz, przyszła jak tylko usłyszała, że cię nagabuje...! – Czknął i zatoczył się, ale brat chwycił go, ratując przed upadkiem.

Mój mąż puścił do mnie oczko, a następnie wskazał Hektora i Menelaosa, który wyszczerzył do mnie zęby.

- Zobacz, ukochana, wszyscy twoi wielbiciele w jednym miejscu! No i powiedz, który z nas jest najprzystojniejszy?

Westchnęłam i wzniosłam oczy ku niebu.

- Jeśli odpowiem, że ty, uwierzysz?

Uniósł do góry palec, jakby się zastanawiał.

- Cóż... niech będzie. Ale to z Hektorem masz ostatnio wspólne tajemnice. Chyba wolisz   k o n s p i r o w a ć  z nim niż ze mną, co?

- Gdybym wolała jego, nie byłabym z tobą – odparłam, ale chłopak już mnie nie słuchał. Opierał właśnie czoło o głowę brata i śmiał mu się we włosy.

- Kocham ją, wiesz? Dałbym sobie wyłupić dla niej oczy. Pogodziłem się z tobą, bo mnie poprosiła o to. Mówiłem jej wiele razy, że wybrałbym ją ponad całą naszą rodzinę. A ona cały ten czas mi nie ufała! A ty wiedziałeś, co ona ukrywa... I powiedz, co ja mam z tym zrobić?

Hektor oderwał go od siebie i spojrzał mu w oczy.

- Nie wiem. To zależy od ciebie. Chcesz mnie zabić, bracie? – spytał.

Parys jęknął głośno.

- Och, żeby aż tak to nie...! Ale jest mi troszkę smutno. Tak odrobinkę. – Pstryknął starszego księcia w nos. - Wam dwojgu zawsze ufałem najbardziej. Powierzyłbym wam życie. Tobie też, choć mi go już raz omal nie zabrałeś... A wy mnie tak paskudnie oszukaliście! – Położył sobie dłoń na sercu. - To piecze mnie jak ogień!

Hektor zacisnął szczęki ze zniecierpliwieniem – wywnioskowałam z tego, że mój mąż musiał powtarzać tę rzecz już któryś raz z rzędu – jednak opiekuńczo otoczył brata ramieniem. Parys wreszcie umilkł. Wtulił się w Hektora i wyglądał tak nieszczęśliwie, iż na nowo poczułam wyrzuty sumienia. Doprowadził się do okropnego stanu z własnego wyboru, ale niewątpliwie cierpiał z powodu mojej „zdrady". Gdybym od początku była z nim całkowicie szczera na swój temat...

- Dokładnie! – wtrącił tymczasem Menelaos i czknął. - Zraniłaś nas obu, Heleno! Wbiłaś nóż w serce. Okazałaś zupełny brak wiary! A obaj dalibyśmy ci świat, gdybyś tylko poprosiła...!

Całe moje poczucie winy natychmiast uleciało. Bez wątpienia Menelaos wierzył w to, co mówił, ale o ile byłam w stanie przyznać, że skrzywdziłam Parysa, o tyle w przypadku mojego pierwszego męża nie miałam zamiaru nic sobie wyrzucać. Ma pretensje, że mu nie ufałam? J a k miałam mu ufać?! Czy okazał mi kiedykolwiek, że jestem dla niego najważniejsza? Że on jest czymś więcej niż narzędziem Tyndareosa?! Moje wnętrze rozpalił gniew.

Zbliżyłam się i posłałam mroźne spojrzenie moim dwóm mężom.

- Na wszystkich bogów, czy wyście obaj do reszty oszaleli?! – wysyczałam. - Nie słyszałam jeszcze, by trunki rozwiązały czyjekolwiek problemy!

Obróciłam się ku obserwującym z niepokojem sytuację wartownikom.

- Straż! Wyprowadzić ich stąd!

Jeden z mężczyzn niepewnie zerknął na Hektora, który milczał.

- Pani, książę nam wcześniej...

- A teraz j a mówię, że macie ich stąd wziąć! – krzyknęłam z taką furią, że się cofnął. - Zaprowadźcie ich do łaźni i wylejcie na nich po wiadrze lodowatej wody! Może to ich oduczy zapijania się po karczmach! Co tak stoicie? Ruchy!

Hektor puścił brata, a strażnicy pośpiesznie wyprowadzili Parysa i Menelaosa, którzy próbowali protestować, jednak zamroczeni nie byli w stanie się długo opierać.

- Nie doznają wstrząsu po tej lodowatej kąpieli? – zapytała z przejęciem Andromacha.

Machnęłam ręką.

- Nie większego niż ja widząc ich w tym stanie! A alkohol należy bezwzględnie tępić. Gdyby to ode mnie zależało, zakazałabym jego produkcji i sprzedaży, ale przypuszczam, że ludzie wkrótce i tak zaczęliby go pędzić sami – stwierdziłam.

- Przyznam, że zapewne tak! – Dobiegł mnie czyjś entuzjastyczny głos.

Odwróciłam się, by zobaczyć smukłego jasnowłosego chłopaka, który nie miał jeszcze nawet dwudziestu lat i którego dobrze znałam.

- Feres – jęknęłam. - Powiedz proszę, że mój mąż nie był tam, gdzie myślę...

Młodzieniec roześmiał się i wdzięcznym gestem odgarnął z czoła niesforny kędzior.

- Książę Aleksander przyszedł się jedynie wyżalić. Ma we mnie wielkiego przyjaciela.

- Wiem – powiedziałam sucho.

„Aleksander" było mianem, którym nazywał Parysa prosty lud Troi. Oznaczało „Broniący mężów". Otrzymał je po tym jak w wieku piętnastu lat ocalił kilku małych chłopców pasących bydło przed rozbójnikami. Jednym z nich był właśnie Feres. To on i jego kuzyni pierwsi nadali księciu jego przydomek. Tyle tylko, że Feres już dawno przestał być pasterzem...

- Jest mi bardzo przykro, że wasza książęca mość za mną nie przepada... – zaczął chłopak, ale mu przerwałam.

- Nie, że za tobą – przerwałam mu. - Po prostu wolałabym, aby mój mąż nie odwiedzał domu uciech. Gdybyś zmienił swój adres i profesję nie miałabym żadnych zastrzeżeń – powiedziałam sztywno.

Feres wydawał się autentycznie przejęty.

- Książę potrzebował jedynie rozmowy. On i król Menelaos byli bardzo nieszczęśliwi. – Posłał mi bezczelny uśmiech. - Nie żebym cię potępiał, pani! Każdy z nas ma swoje sekrety i masz prawo mieć swoje, nawet przed mężem. Niemniej, książę bardzo cierpi.

- I dlatego pozwoliłeś mu się upić? – spytałam z ironią.

- Bardzo źle się czuł, a warto się oderwać od trosk choćby na chwilę! Książę jest mi bardzo drogi i chcę dla niego jak najlepiej! Jeżeli okażesz mu, pani, to czego od ciebie pragnie, na pewno przestanie przychodzić do... do mojego domu.

Westchnęłam ciężko. Mimo wszystko miał rację...

- „Okażę mu" to, o czym mówisz, gdy tylko zechce ze mną porozmawiać – odparłam, a potem wbrew sobie uśmiechnęłam się do chłopaka. - Dziękuję, że go przyprowadziłeś.

- Pani? – zapytał nieśmiało żołnierz Menelaosa. - Czy wolno mi iść do króla?

Spojrzałam na niego.

- Jesteś Alkajos, prawda? Cóż, jeśli chcesz. Ale on i mój mąż zapewne będą spali tej nocy na wilgotnych kafelkach, pilnowani bardzo starannie. Nie sądzę, byś był im bardzo potrzebny – powiedziałam tak uprzejmie, jak zdołałam.

Młody mężczyzna nerwowo rozejrzał się po komnacie.

- Ale... to czym mam się zająć?

Tak to jest, gdy poddajesz swoich ludzi radykalnej dyscyplinie... Znika dowódca, i nikt nie ma pojęcia, co robić...

Feres nagle się ożywił i puścił oczko do żołnierza, który zesztywniał.

- Mogę pokazać ci miasto, jak chcesz! Noc jest młoda i długa... można się świetnie bawić. Na  w i e l e   sposobów. – Wyciągnął rękę i uniósł znacząco brew.

Spartanin zdawał się wahać, ale po chwili wzruszył ramionami.

- Właściwie to... czemu nie?

Feres uśmiechnął się szeroko, otoczył ramieniem swoją „zdobycz" i we dwóch wyszli z komnaty.

Zwróciłam się w stronę Hektora i Andromachy, i z zakłopotaniem wygładziłam suknię na zaokrąglonym brzuchu.

- Przepraszam was za wszystko, co musieliście słyszeć...

Hektor posłał mi ciepły uśmiech.

- To ja przepraszam, że cię tu ściągnąłem o tak późnej porze. Po prostu... – przeczesał dłonią włosy – ...nie umiałem nawet wydać  r o z k a z u, by go zabrali. Nie chcę nigdy więcej inicjować konfliktu z nim. Wszyscy wiemy, jak to się kiedyś skończyło... Nie chcę, by Parys widział we mnie wroga. Nigdy więcej.

Andromacha położyła mu dłoń na ramieniu.

- Robisz, co możesz. Twój brat na pewno to doceni, gdy w końcu ochłonie z emocji. – Spojrzała na mnie. - Ty też się nie martw, Heleno. Bądź co bądź... Parys upił się z miłości do ciebie. Może być na ciebie zły, ale cię kocha. Wkrótce wszystko się wam ułoży! – zapewniła mnie serdecznym tonem.

Bez wątpienia takiego obrotu spraw sobie życzyła, bo wtedy nie musiałaby się przejmować zbliżeniem Hektora do mnie.

- Miło, że tak mówisz – powiedziałam miękko. - To daje mi pewną nadzieję...

Pożegnawszy się, wzięłam głęboki oddech i skierowałam w stronę korytarza prowadzącego na komnaty moje i Parysa. Byłam zmęczona i pragnęłam jedynie się położyć i zasnąć, ale najwyraźniej spokój nie był mi dany, bo po chwili drogę zagrodziła mi księżniczka Kasandra.

Zatrzymałam się i przez moment tylko patrzyłyśmy na siebie bez słowa.

- Czego chcesz? – spytałam w końcu.

Kobieta hardo uniosła głowę.

- Chcę byś po porodzie wyjechała – oświadczyła dobitnie. - Nie każę ci wracać do Sparty, to twoje życie, rób z nim co chcesz. Ale Antenor ma rację... Nie możesz zostać w Troi. – Posłała mi protekcjonalny uśmiech. - Sama zobacz, co j u ż się dzieje. Hektor i Parys znowu pokłóceni. Przez ciebie.

- To  j a  ich pogodziłam lata temu – oznajmiłam zimno.

- Cóż z tego, skoro teraz na nowo obróciłaś ich przeciw sobie? A zapewniam cię... To dopiero początek zmagań o ciebie. I bynajmniej nie między nimi. Oni się pojednają. To twoich rodaków powinniśmy się obawiać.

- Doprawdy? – spytałam jadowicie. - Spodziewasz się, że Menelaos rozpęta wojnę z mojego powodu?

- Wątpisz, że byłby w stanie?

- Niech tylko spróbuje! – syknęłam. - To dzięki mnie w ogóle siedzi na tronie Sparty! Jedno moje słowo...

Kasandra prychnęła.

- Właśnie o tym mówię, Heleno! Stanowisz legitymizację jego królewskiej władzy. Wasza córka mu wystarczyła, ale gdy wydało się przed poselstwami z połowy Hellady, że żyjesz, jej prawa już nic nie znaczą – oświadczyła ze złością. - Menelaos może i wolałby, żebyś tu została, ale nie ma innego wyjścia, jak cię stąd zabrać. Inaczej jego autorytet zrobi się  b a r d z o  niepewny zarówno jako władcy, jak i po prostu mężczyzny. Bo co za achajski mąż pozwala żonie, która uciekła pod osłoną nocy, zostać w ramionach cudzoziemskiego księcia?

Wyczułam za plecami, że Klimene staje bliżej mnie.

- To śmieszne, co mówisz! – powiedziała do Kasandry. - Oczywiście, że król Sparty stracił twarz, ale nikt nie rozpęta wojny z tego powodu. A nawet gdyby, to jego wojska nie stanowią większego zagrożenia.

Kasandra uśmiechnęła się z pobłażaniem do mojej dwórki.

- Masz czelność, by mówić do mnie w ten sposób...

- Nie jestem twoją poddaną. Nie muszę przy tobie milczeć – oznajmiła chłodno dziewczyna.

- Być może... I być może masz też częściowo rację w kwestii wojny, droga Klimene. Nikt nie rozpęta batalii tylko o jedną kobietę. Ale jeżeli dwa narody skonfliktowane o tę kobietę prowadzą ze sobą spory od lat, i jeśli może ona umożliwić poprzez swoje dzieci kontrolę Troi nad Spartą... cóż, Hellada może znaleźć znakomity pretekst, by posłać tu swe połączone wojska. A zwłaszcza Koalicja Achajów. – Przekrzywiła głowę. - Czyż na jej czele nie stoi zresztą brat króla Menelaosa? Podobno jest wyrachowany i pazerny, na pewno wykorzysta tę okazję w imię ratowania honoru rodziny...!

Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam móc wykrzyczeć Kasandrze w twarz, że Agamemnon jest też  m o i m  bratem, że nigdy nie wystąpiłby przeciw mnie... Ale po tym, co zrobił Klitajmestrze doskonale wiedziałam, iż nie jest tym samym młodzieńcem, którego uwielbiałam i kochałam, gdy byłam dzieckiem. Stał się tyranem i potworem. Nie wątpiłam, że pożąda bogactw Troi.

Nie wierzyłam jednak ani przez chwilę, że stanę się iskrą zapalną ewentualnej pożogi. Moje dwie ojczyzny ścierały się ze sobą od lat. W tej walce – jeśli miało do niej dojść – byłabym jedynie jednym z symboli, a nie faktyczną przyczyną. Nawet gdybym wróciła do Sparty, to jeżeli Achajom zależy na napaści na Troję, znajdą inne powody. Nie mogę postrzegać siebie jako przyczyny waśni, które trwają od dekad...!

Moja szwagierka podeszła tymczasem do mnie, a potem nieoczekiwanie chwyciła mnie za żuchwę i zmusiła do spojrzenia sobie w oczy. Ajtra i Klimene wciągnęły głośno powietrze.

- Opuść Troję – powiedziała twardo córka Priama. - To mój dom. Nie mam zamiaru patrzeć jak płonie. Pomyśl o Parysie, o Hektorze... O swoim dziecku. Naprawdę chcesz patrzeć, jak umierają? Bo oni zginą, Heleno. W i d z i a ł a m  to. Apollo mi to ukazał.

I wtedy poczułam, jak furia parzy mnie od środka niczym ogień. Śmie się twierdzić, że przemówił do niej bóg, wobec którego śluby zszargała?! Śmie twierdzić, że jest wieszczką, gdy w rzeczywistości jest nikim innym, jak starzejącą się, zgorzkniałą i zazdrosną o szczęście innych intrygantką, którą prześladuje obłęd od samotności i pogardy otoczenia wobec niej?!

Wypełnił mnie czysty gniew. Odepchnęłam księżniczkę od siebie, a potem zamierzyłam się na nią dłonią i głośny trzask siarczystego policzka rozbrzmiał w korytarzu.

Oczy Kasandry rozszerzyły się, gdy podniosła palce do uderzonej twarzy.

- J a k  ś m i e s z ?! – wysyczała bardziej z niedowierzaniem niż gniewem. - Jestem córką króla, a ty jedynie jego synową! Jeśli myślisz, że możesz...

Nie dałam jej skończyć.

- Jak t y śmiesz?! – krzyknęłam. - Za kogo się masz, by wydawać mi rozkazy? Jesteś księżniczką bez dziedzictwa i bez męża, starą panną okrytą hańbą i pogardzaną przez własnych rodziców! Człowiek, który cię kochał, odebrał sobie życie, bo potraktowałaś go jak zepsute mięso! Nie masz niczego poza tytułem, jesteś nikim, a tymczasem ja jestem  n i e  t y l k o  żoną twego brata: jestem prawowitą dziedziczką tronu Sparty! Jestem KRÓLOWĄ, jestem równa twemu ojcu, stoję wyżej niż ty i całe twoje rodzeństwo! Zrodziłam się w dynastii powstałej z krwi boga Aresa, a moją matkę nawiedzał sam Zeus! Afrodyta zesłała i mnie, i Parysowi sny, którymi połączyła nas ze sobą! Los chciał, byśmy byli razem! Kim jesteś, by wydawać polecenia wyższej od siebie władczyni i wybrance bogów?! Kim jesteś, by sprzeciwiać się woli sił, których nie rozumiesz?!

Zamilkłam i odetchnęłam głęboko. Czułam gorące plamy na policzkach. Kasandra wpatrywała się we mnie z szeroko rozwartymi oczami, a na jej twarzy malowały się zdumienie, ból i przerażenie. A potem powiedziała coś, czego najmniej się spodziewałam.

- Przepraszam. Masz rację – oznajmiła ku mojemu zaskoczeniu. - Wszystko, co powiedziałaś, to prawda. Pogardziłam kiedyś bogami, którym ślubowałam i za to skazali mnie oni na życie we wstydzie. Nie mam prawa udzielać ci nauk.

Westchnęła i nagle uśmiechnęła się, ale był to gorzki uśmiech.

- Wojna wybuchnie, Heleno. Nie wiem tylko, kiedy dokładnie i ile potrwa... Przyszłość jest mglista i ruchoma. Znam jedynie jej ogólny zarys... Ale może masz rację? Może to naprawdę odgórny plan bogów... Może  c h c i e l i  byś trafiła do Troi. Może chcą tej wojny, tych śmierci... A kim ja jestem, by im się sprzeciwiać?

Ujęła moją rękę.

- Odzyskaj Parysa – powiedziała. - Jeżeli ta wojna ma się rozegrać to niech przynajmniej jest coś warta.

Pocałowała mnie delikatnie w policzek, a potem odeszła, zostawiając mnie zupełnie osłupiałą.

- Co się właśnie wydarzyło? – zapytała Klimene.

Potrząsnęłam głową.

- Nie mam pojęcia... Wiem natomiast, że nie powinnam jej była uderzyć. Ani mówić jej tych wszystkich okropnych rzeczy – powiedziałam powoli.

- Nie powinnaś – przyznała Ajtra. - Ale chyba się nie gniewa.

- A ja sądzę, że dobrze się stało, iż usłyszała kilka słów prawdy – stwierdziła Klimene. - Szarogęsiła się i pomiatała tobą, jakby była samą królową Troi, a przecież twoja teściowa zabroniła cię niepokoić! Czemu Priam jej jeszcze nie wydał za mąż i nie odesłał gdzieś daleko?

- Dziesięć lat temu wszyscy plotkowali o tym, jak zdradziła swojego mężczyznę, i nikt szczególnie się nie palił do jej ręki. Dziś na obcych dworach już się o tym nie mówi, ale teraz ona jest na zamążpójście zwyczajnie za stara – objaśniła spokojnie Ajtra. - Trzydzieści lat... Ja w jej wieku miałam już wnuka! Kasandra sama zaprzepaściła swoje życie. Niemniej to nadal księżniczka i pewien respekt się jej należy – powiedziała matka Tezeusza do Klimene, ale dziewczyna tylko prychnęła.

- Nie moja księżniczka! Nie jestem poddaną Troi, tylko gościem na zaproszenie Heleny. Mam prawo mówić, co myślę o rodzinie królewskiej, a o Kasandrze akurat nie myślę najlepiej!

Ajtra uniosła brew.

- Księżniczka Laodyka miała rację mówiąc, że jesteś „pyskata". I chyba z tego powodu nie masz męża i możesz skończyć bardzo podobnie jak ta, którą potępiasz – ostrzegła.

- Nie mam życzenia wychodzić za mąż – oświadczyła wyniośle dziewczyna. - A jeśli będę chciała mieć kiedyś dziecko, to wystarczy, że przejdę się po podgrodziu i jakaś sierota zawsze się znajdzie.

Wzniosłam oczy ku górze. Ta rozmowa zaczynała mocno odbiegać od pierwotnego tematu.

- Możecie przestać się przegadywać? Mam już naprawdę dość kłótni na dzisiaj... – poprosiłam. - I Klimene: tak, nikt cię nie może skazać za osądy rodziny królewskiej, bo jesteś cudzoziemką, ale mogą cię grzecznie poprosić, byś stąd wyjechała, więc proszę panuj nad sobą! Naprawdę wolałabym mieć cię przy sobie.

Dziewczyna przepraszająco spuściła wzrok.

- Wybacz. Będę ostrożniej dobierać słowa. Chciałam po prostu, byś wiedziała, że nie masz czego żałować. – Wzięła mnie łagodnie za ręce. - Jesteś w ciąży, nie powinnaś się teraz denerwować. Kasandra nie miała prawa cię atakować i jeszcze wygadywać swoich bzdur na temat przyszłości!

Uśmiechnęłam się lekko.

- Skoro tak mówisz... Dziękuję, że mnie wspierasz. Dziękuję, że obie mnie wspieracie – dodałam, zwracając głowę w stronę Ajtry.                                                                                                                                 

Starsza kobieta pochyliła głowę.

- Zawsze do usług, moja droga. To powiedz, co teraz zamierzasz?

Zamyśliłam się.

- Kazała mi odzyskać Parysa, więc to zrobię. Czuje się zraniony, bo mnie naprawdę kochał... Muszę go przekonać, że jest dla mnie wszystkim. A gdy znów będziemy razem... wspólnie rozwiążemy problem Menelaosa. – Uniosłam dumnie podbródek. - Jestem Heleną z Troi. Nie pozwolę zaciągnąć się do Sparty jak bezwolna owca. Menelaos ma tron tylko dzięki koneksji ze mną. Jeśli tego nie zrozumie, zmienię jego życie w piekło.





O, koniec... Wierzyć się nie chce, co? XD


Ze spraw organizacyjnych: mam nadzieję, że Parys Was zupełnie nie zraził tym incydentem z alkoholem. Nie pochwalam tego absolutnie (zresztą Helena dała jasno do zrozumienia, co o tym myśli), ale też myślę, że trzeba było pokazać, iż nie jest "idealnym księciem na białym koniu", ale człowiekiem, który ma swoje wady i lęki, który nie zawsze wie, jak należy postąpić i który przeżywa zwątpienie w swoją miłość.

Ale wiemy, że ta miłość do Heleny w nim nadal jest, bo inaczej nie byłoby wojny trojańskiej w końcu...


Kastor i Polluks... Mit nie mówi nigdzie wprost, że byli kochankami. To nie jest też kanoniczne u mnie - chodziło o to, by pokazać, że Menelaos po prostu NIE POTRAFI rozmawiać z Heleną. Naprawdę ją kocha, ale nie umie się z nią obchodzić właściwie. W poprzednim rozdziale pochwalił się, że nazwał po niej dziecko z kochanki (teraz już żony), a teraz zarzucił jej braciom "niezdrową relację". I jak ona ma go znosić?


Niemniej gdy w mitologii Kastor (który był synem śmiertelnika) zginął, oszalały z bólu Polluks (syn Zeusa) poprosił swego ojca, by mógł obdarować przyrodniego brata częścią swojej nieśmiertelności. Władca Olimpu przystał na tę prośbę - Polluks zmarł i dołączył do brata: od tego momentu co drugi dzień egzystują w królestwie Hadesa, a co drugi błyszczą pośród gwiazd jako bogowie w konstelacji Bliźniąt. (Tam również trafiła potem Helena.)


Aha, i jeśli chodzi o Feresa i Alkajosa, to mi się przyśnili dosłownie pod koniec grudnia zeszłego roku XD Także przepraszam za wrzucenie ich ich fabuły, gdy niewiele wnoszą, ale potrzeba była silniejsza ;).

Chociaż... mam dobry pretekst. Dzięki Feresowi mogliśmy się dowiedzieć, jak Parys otrzymał drugie imię, którym określany jest w mitologii - Aleksander. (Książę faktycznie ocalił według podań życie pasterzy, co pokazuje, że nie był wcale "tchórzem" na jakiego lubi go kreować kultura masowa.) Mogliśmy także zobaczyć, jak bardzo mąż Heleny jest popularny wśród ludu, który nadał mu pamiątkowy przydomek, zwłaszcza że nie waha się przestawać z ludźmi "marginesu społecznego". Ta popularność może się naszej parze niebawem bardzo przydać... ;)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro