1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lato. Ciepłe popołudnie. Trawa kołysała się spokojnie na wietrze. Słońce świeciło wprost w moje oczy, ale nie przeszkadzało mi to. Leżałam sobie pod jabłonią czytając książkę. Uwielbiam to.

Tak, jestem Catherine La Mettrie i mieszkam w małym miasteczku obok Paryża we Francji. Jednakże dużo osób mówi na mnie Kitty, ponieważ kocham koty i te piękne, cudowne stworzenia są moim całym światem. Bez nich jestem tylko zwykłą francuską.

I jestem też tylko zwykłą 8-letnią dziewczynką, nie różniącą się niczym od innych dziewczynek. Brązowe włosy związane w kitek, niebieskie oczy, nic szczególnego. Wyróżniam się tylko tym, że często noszę okrągły kapelusz, który dała mi mama oraz tym, że nie rozstaję się z moją maskotką Hello Kitty (stąd też mówią na mnie Kitty). Jestem cicha i nieśmiała, mam bardzo mało znajomych. Moi jedyni przyjaciele to koty. Koty. Tylko koty. Z nimi spędzam czas. Najbardziej z nich wszystkich kocham swojego – Muffin'a. Ma sierść takiego samego koloru jak moje włosy, tyle, że oczy posiada bursztynowo-kasztanowe. Jest najlepszym kotem świata, uwielbiam się z nim bawić i odkrywać pobliskie tereny. Moi rodzice się o mnie martwią. Nie wiem dlaczego. Sądzą, że powinnam spędzać czas z moimi rówieśnikami, a nie z tutejszymi kotami. Ale co ja na to poradzę? Jak człowiek umie się dogadać bardziej z kotem niż z drugim człowiekiem? Taka już jestem. I nie zmienię tego.

Jeśli chodzi o rodzinę to mam je dwie. Tą z, której powstałam, czyli moi kochający rodzice i 5-letni wesoły brat Steven. Oraz tą kocią. Obie rodziny były dla mnie największym skarbem na tym świecie. I obie... nagle...straciłam w jednym dniu.

5 lipca, rok ????

Dzień po moich 8-mych urodzinach.

Po przeczytaniu książki na świeżym powietrzu, poszłam do domu. Moi rodzice o czymś rozmawiali, a ja jak zwykle bawiłam się z bratem i Muffin'em. Mieliśmy włączony telewizor. Pogodynka mówiła coś o silnych burzach w okolicach Paryża, ale nie interesowało mnie to.

Pół godziny później niebieskie niebo zrobiło się całkiem szare. W oddali słychać było grzmoty. Nadchodziła burza.

- Catherine. B-boję się! – powiedział do mnie Steven.

- Spokojnie, to tylko zwykła burza. – odrzekłam mu.

No właśnie...

Tylko zwykła burza...

Burza...

A może...

Godzinę później zaczęło ostro padać. A nawet rozpętała się ulewa. Wiał bardzo silny wiatr. Wszyscy w domu byli niespokojni. A ja dalej powtarzałam:

- Spokojnie Steven, będzie dobrze...

Jednakże sama, tak jak i rodzice, byłam przestraszona. Niektórzy pewnie się zastanawiają: czego tu się bać? Jednakże nasz dom nie był wytrwały jak inne domy. Czasami po zwykłej wichurze odrywało się kilka dachówek. A co dopiero po czymś takim?

Zaczęło coraz mocniej padać i coraz mocniej wiać. W naszym domu zgasło światło. Przytuliłam się do brata, kota i mojej maskotki Hello Kitty. Do rodziców także. W sumie to do wszystkiego się przytuliłam (xD). Nikt się z nas nie odzywał. Aż nagle drzewo obok, przewaliło się na nasz dom. Wszyscy z krzykiem upadli na podłogę. Gdy się ocknęłam, zobaczyłam, że stary, ale potężny dąb zmiażdżył nam dom! Duże drzewo podzieliło go na pół, po jednej stronie byłam ja i mój kot, a po drugiej stronie byli pozostali członkowie mojej rodziny! Co miałam robić? Deszcz zalewa budynek, wielkie gałęzie dębu uwięziły mnie, nasz dom się rozpada. Musiałam zostawić rodzinę i ratować siebie. Na szczęście jestem zwinna i szybka, dlatego przecisnęłam się przez gałęzie i biegłam w stronę wyjścia. W jednej ręce trzymałam maskotkę Hello Kitty, w drugiej mojego kota. Gdy byłam już na zewnątrz, zaczęłam wołać rodziców.

- Mamo?! Tato?! – krzyczałam nieustannie, ale nikt nie odpowiadał.

W końcu po kilku minutach ujrzałam mamę. Nie wiem jak się wydostała, ale mniejsza z tym. Gdy zaczęła biec w moją stronę od razu upadła. Podbiegłam do niej.

- Mamo! Nic ci nie jest?! – powiedziałam.

A ona odrzekła:

- Ja, tata i twój brat będziemy zawsze przy tobie, obyś wytrwała do końca. I pamiętaj –nie pozwól, żeby ktoś robił ci krzywdę. Bądź sobą. Tylko tyle wystarczy. – po czym zamknęła na zawsze oczy.

- Mamusiu, obudź się!! – krzyczałam, ale wiedziałam, że to wszystko na marne. – M-mama...nie żyje...Tata i Steven chyba też...N-nie żyją...Wszyscy... - i zalałam się na dobre gorzkimi łzami.

Jeszcze nigdy nie czułam się tak smutna i przerażona jak wtedy. Moje wspaniałe życie się skończyło. A sami zapewne wiecie, że jak wspomina się takie chwile, których już nigdy w życiu nie doświadczycie, to jeszcze bardziej chce wam się płakać. Tak też było w moim przypadku.

I co teraz począć?! Przecież jestem tylko dopiero co 8-letnią dziewczynką, która ciągle jeszcze bawi się maskotką!

Skuliłam się. Nie wiedziałam czy to ja tak teraz najmocniej na świecie płaczę czy to deszcz moczy moją twarz i całą mnie.

Nagle słup, który był niedaleko mnie zaczął się chwiać i prawie by mnie przygniótł, jednakże mój kot odepchnął mnie (do tej pory nie wiem jak taki kot mógł mnie odepchnąć) i w tym momencie słup spadł na niego.

Znowu.

Uczucie, które chwilę temu doświadczyłam.

Po raz kolejny straciłam kogoś kto był moją rodziną, sensem mego życia i częścią mnie!

Mój oddany kot, który tak jakby...oddał za mnie życie...

To był koszmar. Najgorszy z najgorszych.

Przytuliłam się do mojego zmarłego przyjaciela. Zawsze gdy było mi źle, przytulałam się do niego i głaskałam jego sierść. Szkoda, że tym razem już nie usłyszę mruczenia...

I wtedy właśnie zdarzyła się ta chwila.

Pamiętacie jak na początku książki mówiłam, że jestem zwykłą dziewczynką? Tak. A teraz mogłabym powiedzieć, że nią byłam.

Doświadczyłam bardzo dziwnego uczucia. Może to wam wydawać się głupie, ale czułam, że tak jakby mój kot właśnie wszedł do mojej duszy. I wtedy to się stało. Wyrosły mi kocie uszy, ogon, zamiast paznokci miałam pazury, a moje jedno oko stało się bursztynowo-kasztanowe takie jakie miał mój kot. Tak jest, stałam się koto-człowiekiem. Nie wiedziałam właśnie co się dzieje. Zemdlałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro