25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Taehyung pieścił z zapałem jego szyję i szczękę, ściskając pewnie i dość mocno członka w swojej dłoni, stopniowo poruszając nią coraz szybciej. Naparł na plecy starszego Kima bardziej, żeby móc docisnąć jego ciało do drzwi, co też zrobił. Pojękiwania i ciężki oddech ofiary jak zwykle mile łechtało jego ego. Nieważne, jak wiele razy to robił, odczuwał wciąż równie dużą satysfakcję.

— Hyuuung... jesteś taki twardy... chciałbym mieć cię teraz w sobie... — szeptał mu do ucha, chcąc podziałać na wyobraźnię człowieka jeszcze bardziej.

Namjoon docisnął swój policzek do chłodnego drewna. To nie było coś mega super, od zwykłe robienie dłonią dobrze, natomiast blondyn czuł żar. Palący, nie dający się ugasić, przeżerający się przez każda komórkę, nerw. Słowa chłopca działały jak atak na nic niewinną pszczołę. Ofensywnie chciał odpowiedzieć na dotyk, a penis nie chciał znaleźć się tylko w zwinnej, ciepłej dłoni.

Nigdy nie był agresywny tak, jak teraz. Chwycił za nadgarstek Taehyunga, odsuwając stanowczo od penisa, ale zaraz pociągnął go przed siebie, mocno uderzając ciałem chłopaka o drzwi. Przycisnął go do nich, ignorując hałas jaki powodował swoim zachowaniem. Pocałował go tak samo gwałtownie, jak wtedy, tamtej nocy w windzie. Bez opamiętania, jakby za kilka sekund miał skończyć się świat, a szatyn miał rozpaść w jego dłoniach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro