We got beauty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Edit na dole]

Kilka tygodni później, podczas jesiennego, wietrznego dnia Yoongi mógł przysiąc, ze jeszcze chwilę, a zwariuje. Pub, w którym siedział przepełniony był krzyczącymi ludźmi. Głośno kibicowali swojej ulubionej drużynie piłkarskiej, jak jeden koń, wpatrzeni w telewizor wiszący na ścianie. Doprawdy nie mógł z Namjoonem wybrać lepszej daty i miejsca na comiesięczne spotkanie przy kuflu spienionego piwa.

Takie tłumy nie były czymś, co brunet uwielbiał, z ledwością tolerował. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w innych miejscach tego typu spotkają raczej tyle samo ludzi, dlatego miał w planie zaproponować pizze zamówioną prosto do malutkiego mieszkania Kima, które niedawno wynajął. Tak, jego drogi z żoną rozeszły się tuż przed porodem kobiety.

Wyżej wspomniany siedział po drugiej stronie stołu, ściskając w ręku rączkę własnego kufla piwa, a jego mina była dogłębnie zamyślona. Od czasu spotkania z Taehyungiem często zdarzało mu się wpadać w takowe chwile refleksji. Bezustannie zastanawiał się, czy to, co przeżył rzeczywiście było prawdą...

Z jednej strony sama osoba Kim Taehyunga wydawała mu się tak bardzo nierealistyczna, nienormalnie piękna i idealna, niczym uosobiona perfekcja wyjęta rodem z jego snów, że trudno było uwierzyć w jego istnienie. Ale z drugiej miał masę dowodów, że spotkał chłopca naprawdę i wszystkie rzeczy, których był świadkiem rzeczywiście miały miejsce. Zarówno Yoongi, jak i jego (jeszcze) żona widzieli szatyna na własne oczy i mogli to potwierdzić.

Minął już ponad miesiąc, a Namjoon wciąż nie mógł przestać wszystkiego dogłębnie analizować i próbować odpowiedzieć samemu sobie na pytanie: „Czy rzeczywiście spotkałem sukkuba?". Wydawało się to irracjonalne, ale nie było innego logicznego wytłumaczenia na to, że Tae zjawił się w jego zamkniętym mieszkaniu oraz łazience, wtedy w restauracji. A to zniknięcie w kłębach dymu? Niemożliwe, żeby był to sen czy jakieś halucynacje, to było zbyt rzeczywiste.

— Dlaczego, zawsze jak już trafiamy w takie miejsce, to nasi muszą przegrywać? — spytał przyjaciela.

Rozmowa dziś zupełnie się im nie kleiła, ale nie było w tym nic złego. Obecność najlepszego kumpla w stu procentach wystarczała starszemu. Od pamiętnego spotkania Jimina nie był w najlepszej kondycji. Szybko się męczył nawet podczas mówienia, nie ufał nowo spotkanym ludziom i coraz częściej zamykał się na otoczenie. Większość jego dnia składała się z pracy, a pozostała z krótkiej rozmowy z dziećmi, kąpieli i snu. Samo spotkanie z licealistą pamięta jak przez mgłę, a towarzyszą temu emocje... niczym eter w powietrzu. Najbardziej zapamiętał czerwone, świecące w półmroku oczy słodkiego chłopca. Nie był nawet do końca pewny, czy to się wszystko wydarzyło, choć widok rozkruszonego tynku na ścianie i jego pozostałości na całej pościeli, nieco utwierdził go, że być może on faktycznie tutaj był.

Od tamtego czasu nie widział go ani razu. Może to i lepiej, nie chciał mu znowu ulec (nie był pewny czy w ogóle mu uległ i nie był to, zadymiony dobrym ziołem, sen na jawie).

Dopiero teraz młodszy otrząsnął się z zadumy i zamrugał szybko.

— Mówiłeś coś? — spytał głupio, wodząc nieprzytomnie wzrokiem po otoczeniu, jakby dopiero co się obudził.

— Tak, mówiłem.. Mieliśmy pić piwo, bawić się i wyrwać sobie kogoś na noc. A obaj siedzimy zamyśleni. Chyba chce stąd pójść — marudził starszy, nachylając się w stronę Namjoona, by ten dokładnie go słyszał. Nie miał zamiaru się powtarzać.

Blondyn westchnął cholernie ciężko, co ostatnio często mu się zdarzało i nie dało się tego ukryć.

— Nie jestem w nastroju na imprezy... Idziemy? — spytał, już wstając z miejsca i zostawiając swoje niedopite piwo na stole. Dziś było wyjątkowo gorzkie w jego ustach.

— O co chodzi? O Soobin? — spytał, wstając za nim. Zarzucił na ramiona skórzaną kurtkę, po czym wyciągnął kaptur bluzy spod niej. Obie dłonie powędrowały do dużej kieszeni na przodzie bluzy.

Kim poczekał aż wyszli na zewnątrz, nie chcąc, aby żaden z pijanych, krzyczących facetów jednym uchem podsłuchał ich rozmowę. Nie tylko Yoongi popadał w paranoję...

— Nie, nie o Soobin. Szczerze mówiąc, Soobin jest ostatnią rzeczą, o której teraz myślę... — mruknął niezbyt jasno, a widząc wyczekujące spojrzenie przyjaciela, westchnął ciężko i kontynuował. — Pamiętasz tego ślicznego chłopaczka, który podrywał mnie wtedy na imprezie w firmie i znalazłeś nas razem w windzie?

Min posłał przyjacielowi piorunujące spojrzenie. Widoku z windy nigdy nie wymaże sprzed swoich oczu.

— Jestem pewien, że nawet po śmierci będę to pamiętał — powiedział niechętnie.

Namjoon zignorował wyraźne skarcenie w tonie głosu starszego i opowiadał dalej:

— Jakiś miesiąc potem spotkałem go znowu. Wyszliśmy z Soobin na kolację do restauracji, siedzieliśmy już sobie przy stoliku i przeglądaliśmy menu, kiedy nagle ni stąd, ni zowąd Taehyung podszedł do naszego stolika, uśmiechając się tak, jakbyśmy nigdy nie pieprzyli się prawie w cholernej windzie. Wyobrażasz sobie, jaki byłem wtedy przerażony? Do tego wyglądał i zachowywał się absolutnie niewinnie, więc Soo zaprosiła go do naszego stolika. Usiadł oczywiście obok mnie i nie minął nawet kwadrans, aż zaczął przesuwać mi dłonią po udzie, coraz wyżej i wyżej! Długo tak nie wytrzymałem i uciekłem do łazienki. Jestem pewien, że zamknąłem za sobą drzwi! Nie było innej opcji! Ale on jakoś i tak znalazł się tuż za mną i sytuacja rozwinęła się tak, że zrobił mi chyba najlepszego loda w moim życiu...

Brunet westchnął, gdy zauważył, że Kim będzie dużo mówił. Nie miał dziś siły słuchać i analizować wszystkiego, ale jakie było jego zdziwienie, gdy z każdym wypowiedzianym słowem jego wersja zaczęła pokrywać się z tym co zapamiętał. Pojawianie się Jimina w każdym lokalu, w którym on był, zagadkowe dostanie się do pokoju hotelowego i prawdopodobnie najlepszy seks jakiego zaznał. Naprawdę żałował, że nie pamiętał bielizny jaką miał na sobie licealista. Gdy przed snem wracał wspomnieniami do tej nocy, przed oczyma od razu widział rubinowy błysk ślepi chłopca.

— Takie szczegóły nie były mi potrzebne, Joon-ah. Pamiętasz jego oczy?

— Miał niesamowicie fioletowe oczy. Bardzo intensywne. — odpowiedział natychmiast młodszy, grzebiąc nerwowo dłonie w kieszeniach spodni. — Mówił, że to nie są soczewki, ale to przecież niemożliwe, żeby mieć taki kolor oczu naturalnie... — Wytężył swój mózg, żeby przypomnieć sobie więcej szczegółów z ich wspólnej nocy. W przeciwieństwie do Yoongiego, on pamiętał prawie cały jej przebieg. — Tylko przy naszym ostatnim spotkaniu... miałem wrażenie, że zrobiły się czerwone...? Nie jestem pewien, to był dosłownie ułamek sekundy.

Min uniósł brwi wysoko, słysząc tą informację. Zawiesił wzrok na Namjoonie, stawiając następne kroki machinalnie, nawet nie sprawdzając, czy nie ma przed nim jakiegoś obiektu, o który mógłby się potknąć, uderzyć lub wywrócić. Pociągnął nosem, przecierając dłonią nos. W ten sposób próbował ukryć zmieszanie jakie go dopadło, szybsze bicie serca i szok. Bo skoro nie on jeden je widział, to...

— Nie oceniaj mnie teraz. Zaliczyłem tego dzieciaka, co za mną biegał, tego z różowymi włosami. Za nim to skomentujesz i zaczniesz mówić coś w stylu, że wypominam ci tą windę, to powiem... że widziałem u niego czerwone oczy, chociaż wcześniej miał wściekle zielone.

Namjoon zawsze był inteligentnym facetem, więc szybko kawałki układanki zaczęły łączyć się w jego głowie w spójną całość. Pamiętał tego różowowłosego chłopca, który ciągle przystawiał się do Yoongiego i gdy teraz o tym pomyślał... jeśli to możliwe, że Taehyung był sukkubem...

— Jest jeszcze coś... Pewnego dnia po tamtej sytuacji w łazience, Soo pojechała do rodziców na weekend, nie mogłem zabrać się z nią, bo miałem zapierdol w robocie i chciałęm też odpocząc od niej. Wróciłem do domu z pracy, a Tae dosłownie tam na mnie czekał... Wiesz, że nasze mieszkanie było w wieżowcu? Nie mógłby się dostać przez okno, a drzwi były zamknięte. Nie mogę powiedzieć, że tym razem okazałem się bardziej wstrzemięźliwy i też go zaliczyłem... ale to było jakieś inne, czułem się tak, jakby jakieś dzikie zwierzę przejęło nade mną kontrolę. Totalny brak zahamowań. Po wszystkim byłem cholernie wyczerpany. Zapytałem Taehyunga kim do cholery jest, a on powiedział mi... tylko się nie śmiej... powiedział, że jest sukkubem. Kojarzysz? Tym demonem, który czerpie energię z ludzi przez seks. I oczywiście nie uwierzyłem mu, ale potem, dosłownie tuż przede mną, zniknął. Normalnie wyparował! Nie masz pojęcia jak śmiertelnie się wystraszyłem, Yoongi. Cały następny dzień nie miałem odwagi zbliżyć się do sypialni...

Yoongi z uwagą słuchał każdego zdania, uruchamiając wszystkie siły i zmuszając się do bycia bystrym. Sukkub? Przeszukiwał dane w swojej głowie, a przypominało to szybkie przeglądanie w niekończących się szufladkach w jego głowie. To możliwe, żeby dzieciak był... obcym? Nadnaturalnym stworzeniem? Demonem? Nie mieściło mu się to w głowie, w głębi duszy po prostu chciał się z nim zabawić, a trafił na demona? Przetarł wierzchem dłoni czoło, ścierając pot, który pojawił się od nadmiernego zaangażowania w przypomnienie sobie, co stało się tej jednej nocy. A co jeśli było ich więcej?

— Ja prawie nic nie pamiętam, ale też znalazłem go tak po prostu na łóżku prawie całego nagiego.. Wróciłem z baru, gdzie wiem, ze go spławiłem. Zamówiłem mu taksówkę. Tłumaczyłem sobie to tym, że pewnie trafił na takiego co mnie kojarzy i który dobrze wiedział, że wynajmuje zawsze pokój w tym samym hotelu w mieście. Ale im dłużej cie słucham, mam wrażenie, ze jestem jakimś głupcem. Pamiętam jakieś urywki, a pamiątką po jego obecności jest rachunek za zniszczenie pokoju, bo rama łóżka rozkruszyła tynk i wspomnienie czerwonych ślepi.

Blondyn przełknął z trudem ślinę, a chaos ponownie zapanował w jego dopiero co ułożonych myślach. Skoro Yoongiego spotkało coś podobnego... to przecież nie mogły być jakieś zbiorowe halucynacje, prawda? Nie chciało mu się wierzyć w istnienie jakichś nadnaturalnych istot, to burzyło jego realistyczno-naukowy pogląd na świat, ale jak inaczej wytłumaczyć te zdarzenia?

— To niemożliwe, żeby nam obu przywidziały się tak podobne rzeczy... Coś musi w tym być. Demony seksu brzmią irracjonalnie, ale jak inaczej to wytłumaczyć, żeby nie wyjść na ignoranta?

— Czuje się jak jakiś wariat, jak naznaczony — starszy zaśmiał się nerwowo — To chyba kara za małżeństwo bez miłości — drugie zdanie dodał znacznie ciszej.

Jakim cudem one potrafią chodzić po ziemi? Jak się przed nimi chronić? Można w ogóle się ochronić? Pytania piętrzyły się niczym coraz dłuższy paragon wyskakujący z kasy. Skołowany szedł przed siebie w każdej mijanej osobie dostrzegając potencjalne zagrożenie.

— Chyba czas wracać do domu. Moja rodzina to na pewno nie demony... tobie też radze dogadać się jakoś z Soobin.

— Żeby to jeszcze było takie proste... — wymamrotał do siebie Kim, spuszczając głowę w dół.

Być może brzmiało to absurdalnie głupio, ale po spotkaniu z Taehyungiem w jego małżeństwie i ogólnej relacji z Soobin zabrakło... tego czegoś. Nie mógł dokładnie zidentyfikować, co to było, ale ta jedna rzecz sprawiała, że perspektywa prób wkupienia się w łaski kobiety i wrócenia do siebie wydawała mu się mało atrakcyjna. Cóż, na pewno już nigdy nikt nie zadowoli go w łóżku...

— Nie przeraża cię ponowne spotkanie... go? — dopytał, zerkając na przyjaciela.

Sam Yoongi nie miał porównania, do tego co czuł Namjoon. On od samego początku tworzył małżeństwo, w którym nie było miłości. Ślub z przymusu, bo tak chciały ich rodziny, bo tak było prościej dziedziczyć firmy. Co z tego, że matka  i ojciec puszczali się, gdy tylko mieli okazję, a dzieci udawały, że tego nie widzą? Teraz jednak miał zamiar wrócić z postanowieniem lepszego zachowania, ograniczeniem trochę wypadów w poszukiwaniu kochanków na jedną noc.

— Nie wiem... szczerze mówiąc, nie myślałem o tym, że mógłbym spotkać go jeszcze raz. On się wydaje tak nierealny w mojej głowie... — przyznał Namjoon, z ciężkim westchnieniem, przecierając twarz dłońmi. — Dobra, będę się zbierał. Robi się zimno. Pogadamy o tym jeszcze przy następnej okazji. — Był naprawdę zmęczony. Dużo pracował w ostatnich dniach i właściwie jedyne, na co miał ochotę to zawinięcie się w kołdrę i długi sen. Wreszcie miał łóżko dla siebie i nie musiał go z nikim dzielić...

— Spotkałeś go już trzy razy, ja Jimina kilkanaście razy więcej. Miej oczy w okół głowy — co jak co, ale do domu Min nie miał zamiaru wracać na piechotę. Zadzwonił po ubera, żegnając się z przyjacielem machnięciem dłoni.

Namjoon zniknął za najbliższym zakrętem, postanawiając zrobić sobie spacer. W prawdzie jego nowe mieszkanie znajdowało się jakieś trzy stacje metra stąd, ale nic mu się nie stanie, jeśli zażyje świeżego powietrza w drodze na najbliższą stację. Być może odświeży to choć trochę zagracony umysł blondyna, ale nie widział ku temu żadnej szansy. Myślenie o Taehyungu stało się jego obsesją, a nawet jeśli chciałby zająć się czymś innym i tak wszystko kojarzyło mu się z... demonem. Nazywajmy "rzeczy po imieniu". Spotkał sukkuba, postać z opowieści i legend. Teraz nie miał prawie żadnych wątpliwości, skoro jeden dossał się także do penisa Yoongiego, jakkolwiek to brzmi.

Jadąc metrem przyglądał się po kolei każdemu. Beztroscy, uśmiechnięci, rozgadani ludzie otaczali go. Naiwnie cieszyli się z każdego dnia, nieświadomi czyhającego niebezpieczeństwa. Skoro istnieją sukkuby, to minotaury, centaury czy wróżki też? Jeśli tak, to czy przybierają ludzką postać, czy pozostają w swojej postaci? To co zna człowiek, to faktycznie ich prawdziwa forma? Żyją z na Ziemi, czy mają jakiś alternatywny świat i portale, którymi się tu dostają? Mają profity z życia wśród ludzi, jeśli tak, to jakie? Może deepweb będzie znał odpowiedzi na jego pytania, bo dzisiejsze spotkanie przy piwie przysporzyło mu myśli na co najmniej kilka tygodni. W podłym humorze otworzył kodem klatkę od bloku. Nacisnął guzik windy, przyglądając się wejściu z żalem i niemym obrzydzeniem. Gdyby nie mieszkał na dziesiątym piętrze na pewno nie dałby się w nią wsadzić.

Jakoś przetrwał jazdę na górę, dziękując w duchu, że w windzie jest tylko jedno lustro, do którego mógł się odwrócić plecami. Nie był pewien, czy chciałby siebie w tym momencie oglądać. Kiedy dojechał wreszcie na swoje piętro, doczłapał się do drzwi, powłócząc nogami, jakby do każdej z kostek przywiązany był mały ciężarek.

Otworzył mieszkanie, ciężko wzdychając i już po tej czynności... coś zaczęło mu się nie zgadzać. Do jego nosa dostał się słodki, owocowy zapach, którego nie mógł pomylić z żadnym innym. Zastygł z dłonią na klamce, jakby był gotów do ucieczki, ale stał tak kilkanaście długich sekund i nic się nie stało. Ciekawość popchnęła jego zesztywniałe mięśnie do ruchu. Wysunął się powoli za krawędź ściany przedpokoju...

I niemal od razu powitała go para intensywnie fioletowych oczu, który właściciel jak gdyby nigdy nic wylegiwał się na jego łóżku. Na widok mężczyzny uśmiechnął się szeroko, a coś w ametystowych tęczówkach zalśniło.

— Tęskniłeś za mną, hyung?

——-
Tak, to koniec misie, nie pytajcie mnie o to więcej w prywatnych wiadomościach :<
Dziękujemy wszystkim, którzy czytali vmona, oraz tym którym chociaż trochę spodobał się yoonmin, bo wiemy ze nie miał zbyt wielu fanów >< docenimy każdą gwiazdkę i komentarze, serduszko misie!

Zapraszamy też na inne nasze collaby, które znajdziecie u mnie na profilu oraz u Shori-ssi

Papa!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro