Kielich.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Dziękuję, możesz odejść. Wieczór masz dziś wolny. Zabierz córkę do Domu Żywych Obrazów.

Młodziutka służka uradowała się, dygnęła i wyszła posłusznie, zamykając za sobą drzwi. Pani domu cicho przekręciła klucz w zamku, i usiadła naprzeciwko gościa, zlustrowawszy go ostrożnie. Była nim dwudziestoparoletnia kobieta o dramatycznej wręcz urodzie. Miała bardzo bladą cerę i ogromne, niebieskie, szeroko rozstawione oczy, nad którymi dominowała równina z kości słoniowej. Szare włosy spięte były w kok, przekłuty szpilką w kształcie motyla. Wąskie usta skrywały niestety brzydkie żółte zęby – być może dlatego zajmowała się profesją o tak wątpliwej reputacji. Do tego jeszcze ten jej zapach – mieszanina szkockiej whiskey, ginu, i czegoś jeszcze tańszego, co mógł upędzić tylko Cygan w lesie – sprawiał, że patrzącej na nią z ukrytą odrazą Pollinie obiad podszedł do gardła, jak brudny lis do kurnika.

– Może zjesz ze mną? Kucharka dała dziś koncert. Nie wyglądasz zdrowo.
– Cena za moją usługę wzrosła. – odpowiedziała tamta.

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wielkie okna kamienicy zasłonięto grubymi kotarami, lustro wyniesiono z salonu, postąpiono zatem zgodnie z jej poleceniem. Wstała, i przeszła naokoło stołu, zapalając świece. Pani domu przyjrzała się dłoniom medium. Paznokcie były długie i brudne.

– Czemu?
– Twój przypadek jest wyjątkowo uciążliwy dla mojego zdrowia. – Spojrzała na nią poważnie, zza migoczących płomyczków.
– Nie musisz tego robić – uśmiechnęła się krzywo Pollina. – Wiesz, i tak jestem wierząca. Bardziej wierząca już nie będę.
– Nie robię tego dla Ciebie, to po prostu tradycja. Lubię tą oprawę, moi zaufani również. Rytuały uspokajają mnie.
– Dobrze więc, kontynuuj. – Pollinę zaczęło denerwować to wyczekiwanie. Medium usiadło przy stole, sięgnęło do torebki, wyciągnąwszy zamgloną, szarą szklaną kulę.
– Powiedz mi więc o moim synu i w jakich okolicznościach go spotkałaś.

– Nigdy go nie widziałam na własne oczy. Przynoszę Ci wieści, że Twój syn nie przeżył bitwy. Został raniony bagnetem podczas szarży piechoty pruskiej i pojmano go pod Sadową, jednak zdołał zbiec. Przedzierał się przez las kilka dni. Był głodny. Marzył o cieście świątecznym, które Zofia gotowała w Niedzielę Zmartwychwstania. Wizja bitwy, którą mi pokazał, była wizją mroczną i groteskową. Żołnierze byli w niej głodnymi zwierzętami a najstraszniejszą z nich był... Wilk. Niestety nie wiem, co się stało dalej.Polina słuchała jej uważnie, nie mogąc ukryć dłużej podekscytowania.

– Ściany mają uszy, które donoszą mojemu mężowi.
– Puchar pozostaje pusty dla niego. - odpowiedziało medium tajemniczo.
– Ta kula...

Jakby w odpowiedzi szklana kula zaczęła jarzyć się delikatną, jasnozieloną poświatą. Z jej wnętrza wydobywał się niepokojący, niski szum.
– Myślę, że powinnam Ci powiedzieć zawczasu, iż nie obce mi są drogi Rzemiosła. Nie powinnyśmy jednak mówić o tym wprost. Mój mąż również podróżuje ścieżkami snów, lecz jest o wiele bardziej biegły ode mnie. Moce dostrzegają jego obecność, niektóre nawet akceptują ją, choć nie te najmniej zrozumiałe i groteskowe.
– Twojego syna spotkało coś okrutnego i przerażającego. Zakazano mi śnić o nim, zostałam zmuszona pozostawać na jawie przez kilka dni, to dlatego muszę podnieść koszty. To wszystko, czego się dowiedziałam i nie ukrywam, irytuje mnie to.

Coś za drzwiami upadło ciężko i głucho na podłogę.

– Dlatego właśnie posłałam po Ciebie i proszę wybacz, musiałam się upewnić co do twoich umiejętności. Zapewniam Cię, zapłata będzie hojna – zmieni twoją przyszłość. Opowiedz mi o prawdziwych wizjach, myślę, że możemy już spokojnie rozmawiać dzięki temu urządzeniu...

Istotnie. Instrument najwyraźniej zagłuszał fale dźwiękowe ich ściszonych głosów i usypiał ludzi w promieniu kilku kroków. Polina nalała sobie wina do kieliszka. Słodki zapach płynu rozścielił się nad stołem i zaczął mieszać się z silną wonią mentolu i... octu?

– Twój syn przemknął się jakoś pod progiem Starych Drzwi, za którymi znajdują się Pierwszy Las. Nie jestem pewna jak mu się to udało; pozostawił ślady na drodze, ale ktoś musiał kierować go tą nieortodoksyjną ścieżką. Zaistniał wyjątek i Moce są niepogodzone w tej kwestii. Przez Komnaty przetacza się rumor niewypowiedzianego gniewu i oburzenia. Istnieje ryzyko, że zostanie wygnany z Krainy Snów w Nigdzie. Wilk jest nieubłagany. Ktoś musiał mu pomóc....
– ... albo zaszkodzić. Czyli istnieje szansa, że mój syn... istnieje. Żyje... w jakiś sposób? – podchwyciła Pollina.

Medium nagle wstrząsnął gwałtowny dreszcz. Zakryła usta, usiłując zatrzymać posiłek w żołądku. Zatroskana pani domu nalała jej wina z dzbana. Zbliżyła się do niej przechylając się nad stołem.

– Nie pomyślałam o tym w ten sposób... To nieprawdopodobne. Jeśli żyje... – Pollina patrzyła na nią badawczo. – ... musiałby być podtrzymywany w letargu – zmrużyła oczy pytająco.
– Wydawało mi się, że nigdy się nie domyślisz. – Oczy gospodarza błysnęły złowieszczo.
– Co? – Kobietą drgnęła. – Co masz na myśli?
– Twoją ostatnią nadzieję. Nadal nie rozumiesz? Długo na Ciebie polowałam...

Medium zamachnęło się pazurami, jednak Pollina zręcznie odchyliła się do tyłu, wstając i przyglądając się swojemu gościowi, który okazał się nie być jednak do końca człowiekiem, a teraz chwytał się za głowę w spazmie bólu. Jego oczy zaczęły puchnąć i czernieć, błyszcząc przesiąkającym przez nie ciemnym śluzem.

– Złamałaś tabu. Domyśliłam się, że przekraczasz granice dobrego smaku, Madame. Musiałam tylko powstrzymać Cię od śnienia. Błądziłaś ślepo po Pierwszym Lesie poszukując śladów, ale wiesz dobrze, że od lat żaden z ludzkich bogów tam już z Tobą nie rozmawia. Więc zwróciłaś się ku starej, starej metodzie... Długo się temu opierałaś, ale w końcu złapałaś przynętę! Lecz tym razem... zjadłaś żywego!

Kobieta chrząknęła, z trudem przełykając jej oskarżenie. Jej ciałem wstrząsnęły konwulsje. Przed oczami jej przytłumionej wyobraźni rozłożył się spisek w całej swej okazałości. Światło księżyca odbite szramą w jej szpadlu. Pusta trumna z wysuszoną ręką – jedyną częścią ciała mężczyzny, odnalezioną na polu bitwy... Smak bielonej ziemi, zmieszanej z torfem i czegoś... słodszego. Nagły błysk cudzych wspomnień...

– Zostałam zmuszona! Obcięłaś rękę dziecku? Okłamałaś mnie! – Jej upudrowana twarz powoli błękitniała i jednocześnie czerniała, przekształcała się w obrzydliwą abominację. Pollina podsunęła jej kieliszek.

– Pij, jesteś moja... Zdradzisz mi wszystko, co wiesz...
– Nie!
– Ależ musisz pić, by przeżyć... wiesz, co to jest.

Płat skóry odpadł z twarzy, z jej ust zaś wytoczył się zwinięty w trąbkę język. Sukienka na plecach poruszała się i drgała miarowo. Coś pod nią chciało wydostać się na zewnątrz. Kobieta skrzypnęła przeciągle, chwytając puchar i przysuwając go powoli do swojego otworu gębowego.

– Może będziesz jeszcze miała dzieci... albo złożysz jaja... Pomyśl o tym. To, do dna!






















































Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro