-2-

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov Samantha

Czekam na Maksa już od 15 minut cała zestresowana. Przygotowałam się z emocji i nerwów o wiele szybciej niż myślałam przez co i tak już na niego trochę czekałam, ale brunet zaczął się lekko spóźniać. Pisałam do niego tysiąc sms na które mi kompletnie nie odpisał.

Pieprzyć to pojadę tam sama.

Gdy moje nerwy naprawdę sięgnęły granicy postanowiłam chwycić szybko za swoją skórzaną kurtkę, kask, rękawice i klucze do motoru. Wybiegłam przed swój budynek na parking wsiadając na motor uprzednio szykując się do jazdy.

Jadąc ulicami Nowego Jorku w pośpiechu przekroczyłam chyba wszystkie dozwolone prędkości, ale na moje szczęście było około godziny lunchu więc większość ludzi była już w pracy przez co ulice były prawie puste. W końcu dotarłam pod firmę panny Romanoff. Spojrzałam na swój smartwatch który wskazywał 9:55.

Mam 5 minut, aby się ogarnąć, wyjechać tam na górę windą i dotrzeć przed biuro Panny Romanoff. Jak dla mnie żaden problem, a przynajmniej tak myślałam.

Schodząc ze swojego ścigacza przyglądam się przez krótką chwilę całemu budynkowiwzdłuż od góry do dołu. Jest ogromny. Jeden z najważniejszych wieżowców w Nowym Jorku. Cały oszklony, ciemny z wielkim neonem nad wejściem.

Romanoff AC

Zrobił na mnie wielkie wrażenie od zewnątrz, ciekawe jak będzie w środku więc postanawiam wejść i się przekonać. Przypominając sobie, że zostały mi dwie minuty do spotkania, wbiegam do środka jak poparzona szukając recepcji. W końcu gdy docieram do blatu pytam kobiety za nim gdzie znajdę biuro Panny Romanoff.

-Windą na 84 piętro, później korytarzem cały czas prosto, aż do biurka panny Maximoff, sekretarki Panny Romanoff. -mówi mi ciepło z uśmiechem blondynka.

-Bardzo Dziękuję! -krzyczę wbiegając do windy i naciskam guzik na wskazane mi piętro. Gdy winda jedzie w górę szybko poprawiam się w lustrze za mną. Spodobał mi się pomysł lustra w windzie, które zajmowało jej całą jedną ze ścian.

Gdy winda dociera na wskazane miejsce wychodzę z niej jak najszybciej się tylko da i szybkim krokiem idę wzdłuż korytarza. Ściany są tu w dość jasnych kolorach, boksy dla pracowników wyglądają dość wygodnie, cała podłoga jest z białego marmuru, a przez wielkie ściany wpada tu naprawdę dużo światła przez co lampy w tej chwili są zgaszone.

W końcu docieram do biurka przy którym siedzi brunetka sortując jakieś papiery i teczki.

-Dzień dobry, jestem Samantha Walkers. -mówię zdenerwowana, gdy stoję przed nią. -Byłam umówiona na-

-Tak wiem, na 10:00. Panna Romanoff czeka na ciebie już od 5 minut. Niestety się spóźniłaś.. -mówi mi współczująco patrząc na mnie swoimi niebieskim oczami. Wzdycham głęboko zrezygnowana.

-Naprawdę nie da się już nic zrobić? -mówię dość smutnym tonem patrząc na kobietę przedemną. Cholernie mi zależy na tej robocie i mam nadzieję, że kobieta to zauważ.
Panna Maximoff spogląda się za siebie patrząc na poważną postawę rudowłosej, którą można było zobaczyć przez jej szyby biura. Siedziała z założoną nogą na nogę mocno skupiając się na papierach, które miała w dłoniach. Kiwała jedną nogą w górę i w dół widocznie mocno zdenerwowana moim spóźnieniem.

-Zobaczę co się da zrobić. -odwraca się do mnie z uśmiechem. Na te słowa momentalnie na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech, a łzy szczęścia zaczynają pojawiać się w kącikach moich oczu.

-Jeju, Dziękuję, bardzo bardzo dziękuję. -mówię powstrzymując łzy i szybko obejmuje kobietę na co ta śmieje się cicho zaskoczona, ale odwzajemnia uścisk. -Tak cholernie zależy mi na tej pracy.. -szepcze po czym odsuwam się od niej.

-Wiem, ale jeszcze nic nie zrobiłam moja droga. -odpowiada mi po czym kieruje się w stronę drzwi do biura Romanoff. Biorę głęboki wdech, gdy chwyta za klamkę i wchodzi do biura.

Stoję cała spięta z nerwów i stresu patrząc przez duże szyby na rozmowę dwóch kobiet. Maximoff wygląda na pewną siebie mimo, że z tego co słyszałam każdy boi się Romanoff bo jest zimna, oschła i bywa chamska. Jednak przy rozmowie z brunetką jej postaw wydaje się nie aż tak surowa. Patrząc przez około pięć minut widzę jak rudowłosa kiwa głową i wraca na swoje miejsce. Druga kobieta wychodzi z lekkim uśmiechem i zamyka za sobą drzwi po czym podchodzi do mnie. 

—Załatwione. Możesz wejść tylko ostrzegam, jest trochę wkurzona na Ciebie za spóźnienie. -mówi i kładzie mi rękę na ramieniu. -Zrobiłam co mogłam, teraz twoja kolej. -posyła mi pocieszający uśmiech po czym odchodzi na swoje miejsce przy biurku. Kiwam głową na znak podziękowania po czym wzdycham głęboko.

—Czy mogę zostawić tu swoje rzeczy? -pytam przed wejściem do biura Romanoff. Maximoff kiwa głową.

—Pewnie, połóż je tam. -wskazuje ręką na kanapę niedaleko mnie nie odrywając wzroku od swojego ekranu komputera. Podchodzę do jasnej, skórzanej kanapy i kładę na niej swój plecak, kask, kluczki oraz resztę swoich rzeczy ściągając kurtkę. Poprawiam swój czarny golf i jasne rurki z wysokim stanem. Biorę głęboki wdech chywtając teczkę ze swoim dokumentami i chwytam za klamkę do biura kobiety.

Po wejściu zamykam za sobą drzwi i wolno podchodzę do jej dużego biurka. Było zrobione z jasnego drewna z dodatkiem szkła w paru miejscach na blacie. Na jednym jego krańcu stoi monitor, klawiatura i myszka oraz zamknięty laptop, a po drugiej stronie sterta teczek, projektów i przeróżnych dokumentów. Biuro ma jasne kolor z paroma dodatkami ciemnego tu i tam. Obok mnie stoi sofa, parę szafek, wieszak i oszklone szafy z dużą ilością segregatorów. Jedna ze ścian pełni funkcję dużego okna od samej podłogi w górę przez co widać cudowną panoramę Nowego Jorku.

—Masz zamiar coś powiedzieć? -wybija mnie z podziwiania biura niski, ochrypły głos kobiety. Od razu zwracam się w jej kierunku.

—A tak przepraszam! Ma Pani ładne biuro po prostu i-

—Do rzeczy. -przerywa mi nie podnosząc nawet na mnie swojego wzroku co było nie miłe, ale zacisnęłam szczęka i starałam zachować spokój.

—W porządku więc, jestem Samantha Walkers, a to moje dokumenty. -kłade teczkę na biurko kobiety na co ta odrywa się od tego co robi i ją otwiera przeglądając jej zawartość. Obserwuje jak przewraca każda kartkę patrząc na nią dokładnie. Stoję jak wryta, zdenerwowana i ze stresu bawię się swoim pierścionkiem na palcu.

—Masz zamiar mi się zawsze tak spóźniać? -nagle pyta kobieta podnosząc głowę, patrząc mi prosto w oczy swoimi szmaragdowymi. Przełykam ciężko ślinę patrząc na kobietę, która unosi na mnie jedną brew. Wygląda naprawdę atrakcyjnie.

—Nie proszę Pani, to był jednorazowy wypadek za który naprawdę przepraszam. -mówię starając się opanować nerwy na co kobieta cicho prycha.

—To się jeszcze okaże. -mówi zamykając moją teczkę po czym staje przedemną. Jest ubrana w ciemny garnitur z białą koszulą pod ciemną marynarką. Przez jej jasne szpilki jest o parę cali wyższa odemnie. -Panno Romanoff. -podaje mi teczkę w ręce. Zabieram ją nieco zmieszana patrząc na kobietę przedemną. -Masz mówić mi Pannom Romanoff słońce. -mówi pochylając swoją twarz bliżej mojej skanując mnie dokładnie wzrokiem na co przeszedł mnie dreszcz wzdłuż całego kręgosłupa. Przełykam ślinę biorąc teczkę od kobiety.

—Dobrze Panno Romanoff. -odpowiadam nie spuszczając kontaktu wzrokowego z kobietą. Nie wiem co, ale coś mi na to nie pozwalało. Wpatrywałyśmy się w siebie przez parę sekund za nim kobieta uśmiechnęła się do mnie zadziornie.

—Widzimy się w poniedziałek o 8 Panno Walkers. -mówi pewna siebie po czym odwraca się plecami do mnie i odchodzi siadając z powrotem do swojego biurka. Kiwam głową po czym wychodzę lekko zakłopotana tym jak czułam się w pobliżu rudowłosej.

Wychodzę pewnym krokiem z jej gabinetu zamykając drzwi za sobą. Gdy docieram do kanapy przy biurku Maximoff zaczynam się pakować i brać swoje rzeczy.

—I jak? -słyszę za plecami już znajomy mi głos. Odwracam się i widzę przed sobą szeroko uśmiechnięta brunetkę.

—Dobrze, właśnie! Dziękuję Ci! -przytulam mocno kobietę na co ta zszokowana uściska mnie z powrotem.

—Nie ma za co młoda. -chichocze po czym odsuwa się odemnie. -Ale jak z Romanoff? Co powiedziała?

—Pomijając to, że mnie nie lubi, widzimy się o 8 rano w poniedziałek. -mówię z uśmiechem chywtając kask. Brunetka śmieje się głośno.

—Sam, ona Cię lubi, a przynajmniej nie nie lubi aż tak jak resztę ludzi, których poznaje. -mówi z uśmiechem kobieta na co też się uśmiecham. Obie zaczynamy iść w stronę winy. Gdy tam docieramy wciskam przycisk, który oznacza piętro na którym jesteśmy obecnie i odwracam się do kobiety jeszcze na chwilę.

—Właśnie, jak masz na imię? Jestem Ci winna przysługę. -mówię uśmiechając się. Kobieta odwraca się w moją stronę.

—Wanda, Wanda Maximoff. Miło mi Cię poznać Sam, dobrze pamiętam? -mówi posyłając mi zalotny uśmiech.

—Tak. Mi również. -odpowiadam, gdy winda w końcu przyjeżdża, a jej drzwi się otwierają. Wchodzę do środka po czym wciskam przyciski parteru. -Dziekuję jeszcze raz i do zobaczenia w poniedziałek, jakaś kawa? -mówię szybko za nim drzwi winy się zamkną.

—Chętnie! -krzyczy kobieta na co uśmiecham się szeroko, a drzwi windy się zamykają.

Gdy stoję w środku zastanawiam się mocno nad tym wszystkim co się wydarzyło. Nie mogę uwierzyć w to, że mimo spóźnienia pracuje w jednej z największych firm w tym mieście. Poznałam naprawde miłą kobietę przy której czuję się wygodnie, a sama Romanoff ponoć mnie polubiła w co nie wierzę. Nadal nie rozumiem swojego spięcia przy niej, ale myślę, że to stres.

Mimo, że cholernie dobrze wyglądała w swoim czarnym, smukłym kombinezonie. Coś mnie do niej ciągnie, ale nie mam pojęcia co. Staram się wyrzucić te myśl z głowy, gdy już wychodzę z windy. Wsiadam na swój ścigacz i z warkotem silnika odjeżdżam z parkingu.

Pov Natasha

Patrzę przez okno swojego biura jak dziewczyna, która była parę minut temu w moim biurze wsiada na swój motor uprzednio przygotowując się do jazdy i odjeżdża. Muszę przyznać, że gdy była w moim biurze już była bardzo atrakcyjna, ale fakt, że jeździ na ściągaczu dodał jej kolejny punkt. Wpatrywałam się w nią dłuższą chwilę myśląc o tym, że jest naprawdę pociągająca.

Mam nadzieję, że tym razem nikt jej nie skrzywdzi bo nie mam zamiaru się hamować, a wtedy nic nie wychodzi dobrze.

______________________________________

Hejka!

Proszę bardzo to dla Was. Przepraszam, że trochę długo, ale zero weny, czasu no zero chęci. Starałam się jak mogłam więc mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Buziaki!

~L. Walkers

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro