One-shot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hermiona/Aria

-Nie pozwolę Cię skrzywdzić słońce. Jesteś całym moim światem. Pamiętaj, że Cię kocham. Tatuś też by Cię kochał, jakbym mu o Tobie powiedziała. Nie zapomnij o tym skarbie. Dobrze?- szeptała czarnowłosa kobieta tuląc do siebie kilkuletnią dziewczynkę o włoskach tego samego koloru.
-Mamusiu, boję się.- wyszeptała przez szloch dziewczynka.
-Wiem kochanie. Pamiętaj słoneczko, że masz moc, nie zapominaj o tym co Cię uczyłam. Kocham Cię Ari.- szeptała jeszcze bardziej przytulając do siebie dziewczynkę
-Też Cię kocham mamusiu.- wyszeptała zaciskając rączkę na wisiorku a drugą na włosach kobiety.
-To koniec Mirando!-wykrzyknął starzec odnajdując matkę i córkę w ciemnym zaułku.
-Odczep się od niej! To tylko dziecko!- krzyczała zdesperowana matka coraz mocniej obejmując dziewczynkę, która zaś coraz bardziej płakała
-Nie po dobroci, to będzie siłą. Avada Kedavra!- zaklęcie uśmiercające poleciało w stronę kobiety, która już po chwili leżała nieruchomo.
-Mamo! Mamusiu! Mamusiu!- krzyczała zrozpaczona dziewczynka próbując obudzić swoją rodzicielkę.
-Ona nie żyje dziecko. Chodź ze mną. - mówił podchodząc do nich
-Nieee! Mamusiu obudź się! Mamusiu! Obiecałaś, że pójdziemy do zoo! Obudź się!- ciągle krzyczało dziecko. W pewnym momencie starzec wziął dziecko mimo jej protestów i zniknął.

Po raz kolejny obudziłam się z krzykiem z koszmaru. Przetarłam dłońmi oczy i wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki i wykonałam tak zwaną poranną rutynę, po czym ubrałam się w czarne, jeansowe, krótkie spodenki i bordową koszulkę z krótkim rękawem. Od pewnego czasu zaczęłam zmieniać styl. Spojrzałam w lustro i miałam ochotę zacząć krzyczeć. Moje dotąd brązowe, delikatnie kręcone włosy stały się czarne i delikatnie falowane. Matko co się dzieje? Potrząsnęłam tylko głową na boki chcąc odgonić od siebie niechciane myśli i wyszłam z łazienki.

-Dzień dobry mamo.- przywitałam się dając jej buziaka w policzek.
-Cześć kochanie, co to za kolor włosów?- zapytała na pozór spokojnie, ale w jej oczach widziałam niepokój.
-Byłam wczoraj u fryzjera mówiłam Ci. Fryzjerka powiedziała, że w czarnych włosach mi będzie bardziej do twarzy, a co się stało? Czemu tak zareagowałaś?- zapytałam. To prawda, byłam wczoraj u mugolskiej fryzjerki Tyle, że obcięłam sobie tylko końcówki, a że później nie widziałam się z rodzicami, to działa to na moją korzyść.
-Nie kłam Hermiono. Wiesz, że tego nie lubię.- oznajmiła ostro
-Skąd taki pomysł?- zapytałam nie bardzo rozumiejąc.
-Nie ważne, idę do pracy. Pa córuś.- oznajmiła i uciekła z pomieszczenia. O co tu chodzi, do cholery? Wygląda to tak jakby ona wiedziała co się stało.

Odczekałam chwilę po wyjściu mojej rodzicielki i poszłam do sypialni rodziców. Może w ich rzeczach znajdę odpowiedź na dziwne zachowanie mamy. Nigdy tego nie robiłam ale czuje, że to właśnie tam znajdę odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Weszłam po schodach. Otworzyłam drugie drzwi na prawo. Weszłam do ich pokoju i zaczęłam szukać. Zaczęłam od szafy kończąc na szafkach nocnych, ale to było na nic. Nic nie znalazłam. Przez przypadek rozrzuciłam jakieś dokumenty taty, które spadły pod łóżko. Zamurowało mnie, pod meblem znalazłam ruchome zdjęcia rodziców ewidentnie z Hogwartu oraz złamane różdżki. O co w tym wszystkim do cholery chodzi? W oczy rzucił mi się jakiś list. Bez żadnych skrupułów otworzyła go. Może to mi rozjaśni chociaż trochę sytuację. Kartka pergaminu była stara, a z listu dało się odczytać dosłownie dwa zdania i podpis. "Nigdy nie może się dowiedzieć kim jest na prawdę" "Wychowajcię ją jak na prawdziwą szlamę przystało, może być niebezpieczna podobnie jak ten Potter" i podpis dyrektora "Albus Dumbledore" Czy to znaczy, że oni nie są moimi biologicznymi rodzicami? Pośpiesznie schowałam wszystkie rzeczy na swoje miejsce. Wzięłam różdżkę i pieniądze. Nabazgrałam na szybko, że wrócę późno, bo idę do mugolskich znajomych ze starej szkoły. Ubrałam czarne botki na dziesięciocentymetrowych obcasach, narzuciłam na siebie za dużą kurtkę jeansową z dziurami i wyszłam z domu.

Obejrzałam się czy nie ma w pobliżu ludzi niemagicznych i wezwałam Błędnego Rycerza, którym dostałam się do Dziurowego Kotła, a stamtąd na Pokątną. Znam tylko jeden dostępny mi sposób dzięki któremu mogę się dowiedzieć kim na prawdę jestem. W Banku Gringotta osoby pochodzące z sierocińca mogą wykonać test krwi dzięki czemu mogą się dowiedzieć o sobie kim byli lub są jego rodzice oraz którymi kryptami zarządza. Zdenerwowana jak nigdy szłam przez ulicę Pokątną nie zwracając na nikogo uwagi, co niestety było błędem, bo już po chwili na kogoś wpadłam.
-Uważaj jak chodzi Granger.- wysyczał nie kto inny jak Draco Malfoy.
-Kurwa, czemu to zawsze muszę być ja?-mamrocząc pod nosem, wzniosłam oczy ku niebu w niemym pytaniu po czym zwróciłam swój wzrok na blondyna, za którym dopiero teraz zauważyłam rodziców blondyna.Westchnęłam tylko i się przywitałam jak na kulturalną osobę przystało- Dzień dobry państwu, cześć Draco.- posłałam im wymuszony uśmiech.
-Damom nie przystoi przeklinać.- zbeształ mnie dorosły mężczyzna, przez co nie powiem, ale poczułam się jak jakieś dziecko.
-Przepraszam?- bardziej zapytałam, ale mężczyzna tylko skinął głową najwidoczniej usatysfakcjonowany odpowiedzią, a pani Narcyza się lekko zaśmiała dając mężowi sujkę w bok, a ten w odpowiedzi objął ją w pasie. Mnie już dzisiaj chyba nic nie zdziwi.
-Co ty tu tak właściwie robisz?- zapytała latorośl ich rodu.
-Serio?- podniosłam jedną brew do góry.- Pomyślmy, stoję, żyję, oddycham, odpowiadam na głupie pytania. A ty jak sądzisz, co tutaj robię?- zapytałam z psotnym uśmieszkiem zakładając ręce na piersi i podnosząc lewą brew do góry.
-Wpadłeś synku.- oznajmiła pani Malfoy z cichym śmiechem na co ten przewrócił tylko oczami.
-Przynajmniej mi humor poprawiłeś fretko.- odparłam ze śmiechem.- Do widzenia.- pożegnałam się i ich najzwyczajniej w świecie wyminęłam. Już w dużo lepszym humorze udałam się w stronę banku.

Weszłam do budynku i udałam się w stronę znajomego goblina.
-Witaj Gryfku.- uśmiechnęłam się smutno do goblina.
-Merlinie, panienka Black. Zapraszam za mną.- powiedział dość miło, a ja nie mając wyboru poszłam za nim. Black? Co? To nie możliwe. O co w tym wszystkim chodzi?
-Gryfku o co chodzi? Jak to Black?- zapytałam gdy byliśmy już w jakimś gabinecie.
-Tak to panienko.- oznajmił
-Mówiłam to ostatnio i powtórzę. Proszę mi mówić po imieniu Gryfku. Wracając chciałam zrobić test dziedziczenia.- przypomniałam sobie po co tu właściwie przyszłam.
-Oczywiście Ario.- wyciągnął jakiś kawałek pergaminu.
-Ario?- zapytałam
-Twoja magia przezwycięża rzucone na Ciebie uroki Ario, dzięki czemu i gobliny oraz czarodzieje którzy wyczuwają aury magiczne mogą poznać prawdę. Upuść siedem kropli krwi na pergamin.- poinstruował mnie, a ja ciągle będąc w głębokim szoku zrobiłam to. Goblin zabrał pergamin i przemówił:
-Twoimi rodzicami są: Miranda Glacies i Regulus Black. Rodzicami chrzestnymi są: Bellatriks Lastrange oraz Severus Snape. Tak na marginesie Doumbledore rzucił na nich obliviate. Jeśli przyjmiesz tytuł głowy rodu Glacies automatycznie odzyskają wspomnienia, ale nie będą wiedzieć, że to jesteś ty Ario.- oznajmił posyłając mi uśmiech
-Czemu jesteś dla mnie miły Gryfku?-zapytałam. - Gobliny zazwyczaj nie są tak przyjaźnie nastawione. - wyjaśniłam
-Twój ród wiele nam pomógł. Gobliny mają to do siebie, że jeśli wyczuwają u czarodzieja dobre intencje i traktują nas z należytym szacunkiem, my odwdzięczamy im się tym samym.- wyjaśnił
-Dziękuję Gryfku.- posłałam mu niepewny uśmiech.
-Skrytki do których masz dostęp to: rodowe skrytki Glacies 1085, 2029, 2901, skrytka założona przez twoją mamę dla Ciebie numer 512, skrytka od Twoich chrzestnych numer 893, skrytki rodu Black 1150 oraz 259.Oprócz tego masz dostęp do skrytki 2007 z rodu Prince. Skrytki do których tylko ty masz dostęp to: 1085, 2029, 2901, 512 i 893. Do każdej inny ma dostęp głowa rodu. Oprócz tego masz kilkanaście posiadłości w różnych częściach kraju jak i po za nim.
-Wow, to dość sporo. Powiedziałeś, że Dumbledore rzucił obliviate na moich chrzestnych, skąd to wiesz?- zapytałam
-Wiem jak to zabrzmi, ale on nie jest wcale taki nieskazitelny. Tu nie ma tak, że on jest nieskazitelnie czysty a Voldemort całkowicie zły. Trzeba wybrać mniejsze zło. Tom nie ma nic do mugoli, on nie chce, żeby magiczne dzieci były wyszydzane ze względu na magię. - pokrótce wyjaśnił mi całą sytuację.
-Czy mój ojciec wie o moim istnieniu?
-Wydaje mi się, że Miranda napisała mu wszystko w liście, ale nie jestem pewien czy w to uwierzył. Dumbledore zapewne usunął mu te wspomnienia albo zablokował.
-A skąd ty to wszystko wiesz?
-Kiedy weszłaś do banku twoja moc usunęła mi blokady za co niezmiernie Ci dziękuję. Ród Glacies słynie z tego, że ich aura usuwa zaklęcia zapomnienia oraz posiada moc lodu. Musisz jeszcze wiedzieć, że twoi adopcyjni rodzice zostali wykluczeni z magicznego społeczeństwa, a różdżki zostały im złamane, jednak fortuna rodzinna jest przepisana na Ciebie ze względu na adopcję krwi. Jesteś spadkobiercą rodziny Glacies jak i Granger oraz masz głosy tych rodów w Wizengomoncie.
-Okey. Tyle mi chyba na razie wystarczy. Chciałabym przyjąć tytuł głowy rodu Glacies oraz Granger.- oznajmiłam niepewnie
-Jeśli to zrobisz, automatycznie staniesz się osobą pełnoletnią i będziesz mogła zasiąść w Wizengamoncie albo oddać te głosy osobie której uważasz za słuszne.- oznajmił i gdy tylko pokiwałam głową na znak, że rozumiem wyszedł na chwilę po czym wrócił z rodowymi sygnetami. Jeden był srebrny z czarnym kamieniem na którym był wygrawerowany herbem a nad nim krukiem.Jak sądzę był to herb rodu Glacies. Drugi również był srebrny, ale na nim była wygrawerowana literka 'R' otoczona roślinami. Założyłam sygnet, a wokół mnie zafalowały drobinki magii.
-Wow.- wydusiłam tylko z siebie gdy ona 'wchłonęła' się we mnie, a ja poczułam się dużo silniejsza magicznie.
-Od dzisiaj jesteś Lady Ariadna Miranda Glacies-Black-Granger. Twoje skrytki rodowe Granger to 718, 313 i 510. - oznajmił z dumą goblin podając mi pergamin z moimi danymi, wszystkimi skrytkami które do mnie należą oraz nieruchomościami. Uśmiechnęłam się tylko do Gryfka.
-Myślę, że będę używać na codzień tylko dwa pierwsze nazwiska. Czy mogłabym wiedzieć, kto do tej pory zarządzał moimi skrytkami oraz głosami?- zapytałam mając złe przeczucia.
-Do tej pory pieczęć nad twoim majątkiem miał Albus Dumbledore.- no i moje przeczucie się spełniło.
-Chciałabym, aby bank oficjalnie w moim imieniu złożył wniosek o zwrot kluczy do krypt, jeśli takie posiada oraz zwrot pieniędzy jeśli jakiekolwiek wybrał.
-Dobrze, bank wystosuje odpowiednie dokumenty. Chcesz zobaczyć skrytki?- zapytał po chwili.
-Nie, nie dzisiaj. Chciałabym wybrać trochę galeonów i sobie wszystko przemyśleć Gryfku.

Wybrałam trochę galeonów i po pożegnaniu się z Gryfkiem wyszłam z banku. No dużo się dzisiaj dowiedziałam nie powiem. Prawdę mówiąc nie wiem co teraz mam zrobić. Mam mętlik w głowie, kim ja jestem? Moja biologiczna mama nadała mi imię Aria, natomiast osoby które wychowywały mnie przez większość mojego życia Hermiona. Ale oni okazali się szumowinami pracującymi dla Dumbledore'a. Właśnie, dyrektor nie jest tak nieskazitelny jak myślałam. Jest zwykłym, aroganckim sukinsynem i manipulatorem.

-Panno Granger! Panno Granger!- jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby Dropsoholik mnie zobaczył. Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się po ulicy, zobaczyłam Malfoyów, kilku innych ślizgonów z rodzicami oraz parę osób, które kojarzę ze szkoły.
-Oo dzień dobry panie dyrektorze, nie sądziłam, że pana spotkam.- udałam zaskoczoną widokiem mężczyzny.
-Ah, ja również. Zastanawiam się, czy nie powinna być pani w domu? O ile pamięć mnie nie myli do roku szkolnego jeszcze miesiąc.- udał zdziwionego staruszka, ale w jego oczach można było wszystko dostrzec.
-Nie myli pana pamięć, ale z tego co wiem to do przebywania na ulicy Pokątnej nie potrzeba specjalnego zezwolenia, ani nic w tym stylu. Pan wybaczy, ale jestem umówiona.- oznajmiłam chcąc jak najszybciej zakończyć tę jakże ciekawą konwersację.
-Z kim jeśli mogę wiedzieć, panno Granger.- był dociekliwy. Czego on jeszcze może chcieć do cholery.
-Z nami panie dyrektorze. Hej Miona.- oznajmił Draco podchodząc do mnie z Parkinson oraz Zabinim i obejmując mnie ramieniem.
-Panno Granger czy możemy porozmawiać bez świadków?- zapytał na pozór spokojnie.
-Wybaczy pan dyrektorze, ale chcemy spędzić trochę czasu wspólnie i w końcu wszystkim pokazać, że ta głupia rywalizacja między Hogwadzkimi domami nie jest ważna. A kto może być lepszym przykładem niż srebrna świta Slytherinu i jedna trzecia złotego trio Gryffindoru. Do widzenia panie dyrektorze.- oznajmiłam pośpiesznie i pośpiesznie odeszłam ze ślizgonami.
-Wielkie dzięki, uratowaliście mnie przed nim.- podziękowałam gdy byliśmy dostatecznie daleko.
-Nie ma za co.- odparł Blaise.
-Ale to Draco musisz podziękować, to on nas tam zaciągnął.- dodała Pansy.
-Dzięki Draco. Wiszę wam przysługę.- oznajmiłam
-Spoko, odpłacisz się kiedyś.- dodał z łobuzerskim uśmiechem czym zasłużył sobie na trzepnięcie w głowę przeze mnie jak i również Pansy.
-Wstydziłbyś się, z takimi podtekstami do kobiety?- zrugała go Pansy.
-Co nie zmienia faktu, że liczymy na wyjaśnienia czemu byłaś tak zdenerwowana w obecności dyrka.- zarządał wyjaśnień Zabini.
-Czyżbyś już nie była ikoną złotego trio?- ironia była aż wyczuwalna w pytaniu Malfoya.
-Zależy jak kto interpretuje.- oznajmiłam tajemniczo.
-Chodźcie.- Pansy pociągnęła nas w jedną z bocznych uliczek a następnie do jakiejś kawiarni z wyższych sfer połączonej z restauracją i chyba hotelem.Szyld był podobny do 'logo' narysowanego na moim sygnecie, ale to pewnie tylko zbieg okoliczności. Za bardzo szukam dziury w całym.
-To opowiadaj.- zażądała dziewczyna, a ja rzuciłam zaklęcie wyciszające na nasz stolik.
-Powiem, ale muszę coś wiedzieć. Czy Tom Marvolo Riddle szerzej znany jako Lord Voldemort na prawdę jest taki zły jak mówią czy to Dumbledore tak to wykreował?- zadałam nurtujące mnie pytanie.
-Straciłaś do Dropsa zaufanie jak widzę. -stwierdził młody Malfoy.- Masz rację, Tom wcale nie jest taki zły i nie ma nic do Mugoli.
-Okey.- podszedł do nas kelner, a my złożyliśmy zamówienie na kawę i każdy z nas zamówił także jakieś ciasto do tego, ja zamówiłam szarlotkę.
-To może zacznę od tego, że obudziłam się z czarnymi włosami. Moi rodzic tak na prawdę mnie adoptowali. Drops kazał im mnie wychować jak na prawdziwą szlamę przystało. Państwo Granger mają złamane różdżki więc wiedzą o naszym świecie, ale mnie okłamywali. Najprawdopodobniej to przez Dropsa moja mama nie żyję, zablokował pamięć mojemu biologicznemu ojcu jak i rodzicom chrzestnym. Trzymał mój cały majątek pod swoimi brudnymi łapskami, ani słowem się nie zająknął nad tym, że mogę się ubiegać o bycie głową rodu. Od dzisiaj jstem Lady Ariadna Miranda Glacies-Black-Granger. Głowa rodów Glacies i Granger oraz spadkobierczynia rodu Black.- oznajmiłam z dumą i napiłam się kawy napawając się ich szokiem. Podniosłam prawą dłoń pozwalając aby sygnety zabłysnęły w słońcu na dowód moich słów.
-No nieźle.- podsumował Blaise
-Wiesz, że ten hotel,, wraz z kawiarnią, restauracją i klubem należą do rodu Glacies?- zapytała Pansy, a mnie po raz kolejny zamurowało.
-Podobnie jak wiele innych restauracji, szwalni czy kawiarni w bogatszej części magicznej Anglii. - dodał Draco.
-Merlinie, czego ja się jeszcze dowiem?- zapytałam sama siebie.
-Kto jest Twoim ojcem?- zapytał Draco.
-Powiem, ale obiecajcie, że nie powiecie mu do póki nie będę gotowa, ok?- gdy obiecali kontynuowałam.- Moim ojcem jest Regulus Black, matką chrzestną Bellatriks Lastrange, a ojcem chrzestnym nasz nadworny nietoperz z lochów Severus Snape. Każda z tych osób miała zablokowane wspomnienia o moim istnieniu.- westchnęłam smutno i zaczęłam jeść ciasto.
-Miona! - krzyk Ronalda Weasley przez co się wzdrygnęłam.- Hermiona! Co ty tu robisz z tymi....tymi obskurnymi wężami!?- wrzeszczał rudowłosy
-Staram się zakopać topór wojenny między naszymi domami w Hogwardzie.- oznajmiłam próbując zachować spokój.
-Nie wolno! To wbrew tradycji. Wychodzimy!- zarządził łapiąc mnie za nadgarstek.
-Weasley...- zaczął ostro Draco, ale mu przerwałam.
-Draco spokojnie. Ron, puść mnie w tej chwili.- powiedziałam wyrywając rękę z jego uścisku.- Wojna pomiędzy Godrykiem a Salazarem skończyła się tysiąc lat temu. To my piszemy naszą historię, a nie ta pseudo tradycja. Jeśli nie potrafisz tego uszanować, proszę abyś wyszedł z tej kawiarni. - starałam się mówić spokojnie i rzeczowo.
-Nie możesz! Masz w tej chwili ze mną wyjść!- gorączkował się rudowłosy.
-Jak już to ty masz w tej chwili stąd wyjść!- krzyknęłam wstając, ale on nigdy nie potrafi odpuszczać. Kolejny raz tego dnia złapał mnie za przedramię, a ja poczułam się jeszcze bardziej wściekła. Jak można być takim cholernym idiotom?
-Wychodzimy stąd w tej chwili!- krzyczał jakby go coś opętało.
-Czy ten pan się państwu naprzykrza?-zapytał kelner podchodząc do naszego stolika.
-Tak.- odpowiedź moja jak i ślizgonów była jednoznaczna.
-Prosze opuścić ten lokal proszę pana.- rozkazał grzecznie chłopak.
-Nie masz prawa mnie wyrzucić ty szczurzy chłamie!- obraża niewinnego człowieka. Jak ja mogłam się z kimś takim przyjaźnić?
-Nie jesteś gościem restauracji, wykłucasz się i obrażasz obsługę. Ma pełne prawo Cię wyrzucić ty bezmózgi imbecylu.
-Uspokój się.- Draco pociągnął mnie żebym usiadła z powrotem na krześle i objął jednym ramieniem przybliżając mnie do siebie, co zapewne miało mnie trochę uspokoić. Po chwili kelnerowi udało się wyrzucić Wesley'a z pomieszczenia. Muszę przyznać, że odetchnęłam z ulgą.
-Miałaś przez chwilę białe końcówki, a twoje dłonie były pokryte szronem.- oznajmiła Pansy, a ja zamarłam patrząc na dłonie które były prawie, że białe.
-Nie zapominajcie o tym, że pod naszym stolikiem jest lód.-dadał Blaise. Faktycznie na podłodze byla warstwa lodu.
-Japierdole.- co tu się właśnie odwaliło?
-No to zostałaś lodową księżniczką. - oznajmił że śmiechem Malfoy za co dostał ode mnie sójkę w bok.
-Ciekawe czy Ci się to dalej będzie podobać jak zmienię Cię w bryłę lodu.
-Nie zrobisz tego. - odparł pewny swego. -Świat umarłby z tęsknoty za mną.
-Narcyz.- mruknęłam tylko w odpowiedzi.
-Oj, nawet nie wiesz jaki.- dodał Zabini.
-On się na bal dłużej ładuje niż ja. A to o czymś świadczy.- chyba postanowili sobie za cel pogrążyć biednego Dracona czym wywołali mój śmiech.

Muszę przyznać, że nie sądziłam, że będzie mi się tak dobrze z nimi rozmawiać. Jak nie obrażają wszystkich na około to są całkiem fajnymi ludźmi. Rozejrzałam się czy nikt nie patrzy, po czym wezwałam Błędnego Rycerza.
W domu spakowałam się i postanowiłam zatrzymać w hotelu.
To już koniec kłamstw Doumbledore'a, koniec fałszywej przyjaźni!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro