Gdzie chciałbym być

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Prusy?
  Chłopiec, widocznie zmęczony, spojrzał w czerwone oczy brata, który ubrany był w płaszcz i buty. Zanim zdążył otworzyć ponownie usta, głos białowłosego rozniósł się po pokoju, do którego przed chwilą wszedł.
— Chodź, idziemy na spacer.
— Ale Gilbert... Jest już późno, widać gwiazdy i jest zimno.
  Mężczyzna podszedł do łóżka, na którym siedział chłopiec i przyklęknął, uśmiechając się.
— Zatem pójdziemy na wyprawę.

  Wiatr kołysał gałęziami, przez co słyszalny był szelest liści, a niektóre z nich wirowały w powietrzu, nadając klimatu jesiennej nocy. Ulice były puste, a ludzie w domach przygotowywali się do snu. Jednak można było zauważyć dwie postacie w płaszczach, zmierzające do pobliskiego parku, pomimo późnej pory i niezbyt wysokiej temperatury.

— Jesteśmy.
Białowłosy rozłożył na trawie koc, by zbytnio nie zmarznąć od chłodnej trawy, i usiadł na nim. Zaraz jednak został obrzucony częściowo wyschniętymi liśćmi. Sam też nabrał ich trochę i zrobił to samo, co chłopiec. W odpowiedzi usłyszał śmiech i szelest trawy, wskazujący na to, że zaczął uciekać. Prusy uśmiechnął się lekko i zaczął go gonić. Przez dobre kilka, lub nawet kilkanaście minut, dwie nacje biegały po parku i rzucały w siebie liśćmi, śmiejąc się przy tym.

Gdy w końcu usiedli na wcześniej rozłożonym kocu, jeszcze przez chwilę chichotali i cicho dyszeli. Spędzili jeszcze więcej chwil na żartowanie, śmianie się, albo opowiadanie historii, oraz wspominanie. Począwszy od tego, jak każdemu z nich minął dzień, kończywszy na wydarzeniach kilka lat wstecz.

— Patrz, spadająca gwiazda! — chłopiec wskazał palcem na niebo, a potem spojrzał na Prusaka. — Szybko, pomyśl życzenie!
— A więc, ch...
— Nie mów na głos, bo się nie spełni!
  Prusy tylko uśmiechnął się w odpowiedzi i zamknął oczy, myśląc życzenie.
— A tu kolejna. — tym razem to starszy z braci wskazał na białą smugę na niebie, a potem spojrzał na Niemca. — Szybko, pomyśl życzenie.

Siedzieli chwilę w ciszy, którą przerwał głos białowłosego.
— A więc, o czym pomyślałeś?
— Nie mogę ci powiedzieć, bo się nie spełni!
  Uśmiech znowu zagościł na twarzy starszego.
— Racja, zapomniałem o tym.

— Gilbert?
— Hm? — Białowłosy oderwał wzrok od gwieździstego nieba, kierując go na chłopca siedzącego obok. — Co jest?
— Jak myślisz, co dzieje się po śmierci?
— Wiesz, myślę, że... — zastanowił się nad tym dłuższą chwilę. — Ktoś kiedyś powiedział mi, że stajemy się spadającą gwiazdą. A wtedy możemy podróżować, gdzie tylko chcemy.
— A wiesz, gdzie ja chciałbym być?
   Gilbert udał, że chwilę głęboko się nad tym zastanowił. Chociaż niekoniecznie musiał udawać, bo naprawdę się nad tym nad tym myślał.
— Hmmm... Nie, chyba nie wiem. Gdzie chciałbyś być, Ludwig?
   Chłopiec w odpowiedzi szeroko się uśmiechnął i objął Prusaka tak mocno, jak umiał.
— Z tobą!
   Czerwonooki również objął brata, ciesząc się z takiej odpowiedzi.
— A wiesz, gdzie ja chciałbym być?
— Gdzie?
— Z tobą. — spojrzał Niemcom w oczy, uśmiechając się. — Tam, gdzie mój młodszy brat.

Minęło jeszcze więcej czasu, który spędzili na zabawie i ponownych rozmowach na kocu.
— Okej, młody, zbieramy się. — Głos Gilberta przerwał dłuższą ciszę, która między nimi trwała. — Prawie mi tu śpisz.
— Chcę zasnąć tutaj, z tobą.
— Hej hej hej, nie jesteś już taki lekki jak wcześniej. Co ty, myślisz, że mam kręgosłup ze stali?
— Proszę, tylko ten raz.
— No dobra, niech ci będzie. — Cicho westchnął. — Ale tylko raz.

— Gilbert?
— Ja?
— Opowiesz mi historię?
— Może jeszcze chcesz kołysankę i buziaka na dobranoc?
— Po prostu historię.
— Dobra, skoro chcesz. — Prusy zastanowił się chwilę, po czym uśmiechnął się i wziął wdech, głaszcząc przy tym jasne włosy chłopca leżącego mu na kolanach.
— Dawno, dawno temu, w mieście żył pewien rycerz, którego białe włosy lśniły w promieniach słońca, jak jego zbroja...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro