Pierwszy dzień szkoły

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*długi rozdział, bo dużo się dzieje*

- Łiiiiiiiii! 

- ITALIA! - Niemcy chwycił Włochy za pasek, zanim ten zdążył spaść ze schodów. Veneziano wpadł na genialny pomysł zjeżdżania po poręczach schodów. I nie tylko on...

- Z drogi śledzie, Ameryka jedzie!

- Cholera, Alfred, uspokój się! Przecież nawet jeszcze kawy nie piłeś! Skąd masz tyle energii!?

Anglia gonił Amerykę, Rosja przyglądał się im z dwuznacznym uśmiechem, Romano warczał na Ludwiga, Niemcy próbował ogarnąć Włochy, a Kiku szedł z nosem w mandze, nawigując chyba za pomocą echolokacji.

- Widzę, że jesteście pełni energii! - Zawołała do nich Hermiona, dołączając do krajów i taszcząc górę książek. Zaraz za nią wlekli się Harry i Ron - Mam nadzieję, że jesteście gotowi na pierwszy dzień w szkole! Pierwszy jest zawsze najlepszy!~ 

- Witaj Hermiono - przywitał ją Anglia, gdy na moment oderwał się od wrzeszczenia na Amerykę - Tak, nie mogę się doczekać Zaklęć i Zielarstwa

- Ve!~~ A ja Eliksirów!~ Może będę mógł zrobić Pastę!~ 

- ITALIAAAAA! - wydarł się Ludwig, szybko łapiąc Włochy, zanim ten spadł z poręczy na której stał. Grupka zaczęła się masowo śmiać z wybryków Włoch i Ameryki, wciąż ściganego przez Arthura. W takiej sielankowej atmosferze ruszyli w stronę Wielkiej Sali, na śniadanie, przechodząc obok randomowej grupy Krukonów. No ale kto by się przejmował kujonami?

- Mordy w kubeł. Niektórzy tu się uczą.

Kraje i Złote Trio Gryffindoru bezskutecznie próbowali opanować dreszcze. Odwrócili się, w poszukiwaniu źródła mrożącego krew w żyłach głosu.

Niecałe pięć metrów od nich, na półpiętrze, stał Ryuu. Opierał się plecami o obraz przedstawiający scenę starożytnych wyobrażeń o sabacie czarownic. Tak się wpasował, że malowane diabelskie rogi wyglądały, jakby należały do niego.

Widząc, że komunikat dotarł, Tatuata odepchnął się od malowidła i ruszył w stronę przeciwną do Wielkiej Sali.

-świerszcze-

Kreskówkowy, zamrożony w kawałku lodu Rosja przemknął przez zamrożone pole....

- Widzicie, dlaczego nazywają go Lodowym Smokiem - westchnęła Hermiona, poprawiając książki w uścisku. Ale znikająca obecność Ryuu ledwo drasnęła wesołe humory krajów, które z właściwym sobie chaosem ruszyły na śniadanie. 

Pierwsza lekcja po śniadaniu to były Eliksiry. Snape mało zawału nie dostał, gdy Włochy w kotle zaczął gotować makaron zamiast mikstury, a Ameryka kompletnie olał lekcję na rzecz wcinania góry hamburgerów. Ivan, Francis, Romano i Kiku wykonali eliksiry poprawnie. Ludwigowi wyszło zupełnie przeciwnie do zamierzonego rezultatu, w dodatku z kotła zaczęły uciekać puchate, różowe obłoczki waty cukrowej. Ku całkowitemu szokowi w skarpetkach, mikstura Anglii była doskonała. 

Nie 'w normie". Doskonała.

- Jak to zrobiłeś, Artie?! - żyłka na głowie Anglii zaczęła niebezpiecznie podrygiwać w reakcji na uwieszonego za ramię Alfreda. Uspokój się.... bądź londyńską flegmą.... nie możesz wywołać kolejnej wojny secesyjnej...

Anglia za późno się zreflektował. Krew utorowała sobie na siłę drogę przez jego drogi oddechowe aż do ust. Upadł na podłogę, zrzucając z siebie USA, na próżno starając się powstrzymać krwotok.

Francis rzucił się na pomoc z okrzykiem "Oh, non! Imperium Brytyjskie upadło!". Hermiona zbladła, widząc hemoglobinę na podłodze. Tylko Harry, przytomnie wyciągnął z kieszeni chusteczkę. Wspólnymi siłami powstrzymali wykrwawienie się Kirklanda, ku radości skaczącego pod sufit Ameryki (który nic nie zrobił, ale to się pominie albo wytnie).

- Żebyście tak lecieli na pomoc we wrześniu 1939 roku....

Harry odwrócił się w kierunku, z którego doleciał cichy szept. Zobaczył tylko czyiś cień znikający za rogiem. Zmarszczył brwi, próbując przetworzyć i zrozumieć tajemnicze słowa. Co się wydarzyło we wrześniu 1939? Miał wrażenie, że raczej jest to wiedza spoza zakresu Hermiony, a tym bardziej Rona. Może któryś z transferów będzie wiedział?...

Następna lekcja była Obroną przed Czarną Magią.

Profesor Umbridge siedziała za biurkiem, w całej swojej różowej, ropuszej, tfu! chwale. (podwójne tfu!) Uśmiechnięta jak, oczywiście, ropucha do wyjątkowo soczystej muchy.

- Dzień dobry klaso!

Klasa w odpowiedzi wymamrotała kilka niespójnych odpowiedzi. Wszyscy byli w podłych humorach, bo Snape oczywiście jechał po wszystkich, którzy nie byli Draco Malfoyem albo Arthurem Kirklandem.

- Bonjour, mademoiselle moche* - wymamrotał Francis, wyraźnie zirytowany wyczuciem mody profesorki. Irytacja Francji tylko wzrosła, gdy Umbridge potraktowała ich jak przedszkolaki i kazała witać się w chórku. Siedzący parę ławek dalej Harry marszczył brwi, również zaczynający się irytować.

- No, nie było tak trudno, prawda?~ - mdlący głosik Umbridge zyskał dodatkową mdłość w postaci zadowolenia z siebie - A teraz proszę schować różdżki i wyciągnąć pióra oraz pergaminy!

Klasa zrobiła, co nauczyciel prosił. Z grymasem, ale to psorka miała tu władzę. Alfred już miał lekko przeszklony wzrok, sugerujący odlecenie do krainy amerykańskich snów. Ivan, co dziwne, ściskał rurę od kranu tak mocno, że mu pobielały kłykcie, dalej nosząc swój zwykły, przerażający uśmiech. Hiszpania w tajemnicy wysyłał profesorce dziwne spojrzenia.

Umbridge stuknęła różdżką w tablicę, wypisując na niej tekst: "Obrona przed czarną magią, powrót do podstawowych zasad". Przeczytawszy to, Harry jeszcze bardziej zmarszczył brwi. Coś mu się tutaj nie zgadzało...

- Teraz, wasze nauczanie w tym temacie było bardzo rozbite i fragmentaryczne, prawda? - z przesłodzonym uśmiechem psorka stanęła przed klasą, splatając ręce - Ciągłe zmienianie nauczycieli, z czego wielu nie miało zatwierdzenia od Ministerstwa. Zdarzali się wśród nich szaleńcy, każący wam wierzyć w możliwość ataku w każdej chwili, a także niebezpieczne mieszańce. Niezgodność z zatwierdzonym programem nauczania sprawiło, że jesteście znacznie poniżej standardu oczekiwanego wśród uczniów roku SUM-ów"

Hermiona i Harry się skrzywili. Ron spał z otwartymi oczami.

- Ucieszycie się jednak, że wasze problemy w tym roku się zakończą. Będziemy podążać starannie przemyślanym, skonstruowanym przez najlepszych specjalistów w Ministerstwie, skoncentrowanym na teoriach i, oczywiście, zatwierdzonym przez Ministerstwo, kursie Obrony przed Czarną Magią.

Uczniowie niechętnie przepisali zapisane na tablicy cele kursu. Ale w głowach Harry'ego i Hermiony łomotało się jedno pytanie: Gdzie tu jest mowa o użyciu zaklęć obronnych?! Przecież ciągle tylko nawija o teorii! 

Więc po "małym" zamieszaniu z książkami i kwestią odpowiadania chórkiem jak w przedszkolu, Hermiona postanowiła pierwszy raz w życiu olać nauczyciela i nie wykonać jego poleceń. Zamiast czytać wstęp podręcznika, usiadła wyprostowana jak struna, z podniesioną do góry ręką. Wkrótce lekcja zmieniła się w pojedynek woli Umbridge kontra Hermiona. Kiedy więcej jak połowa klasy porzuciła udawanie czytania książki na rzecz wlepiania patrzałek w pannę Granger, psorka wreszcie nie wytrzymała.

Jedną, wiele mówiącą dyskusję ogólnoklasową później, Harry'emu przepalił się samozachowawczy bezpiecznik. Ile można obrażać kompetencje nauczyciela tylko dlatego, że ma nieszczęście bycia wilkołakiem? Odrzucać możliwość wystąpienia jakiejkolwiek sytuacji zagrażającej życiu w prawdziwym świecie? Przecież w tej oto, teoretycznie najbardziej bezpiecznej szkole, kilka razy otarł się o śmierć! Dalej ma blizny, by to udowodnić! Choćby ta na przedramieniu pozostała po kle bazyliszka! A dementorzy dwa lata temu?! I smok w zeszłym roku, kiedy wrzucili dziecko w turniej dla dorosłych??!

Po prostu dłużej nie mógł tego słuchać.

- Więc mówisz, że Cedrik Diggory umarł na marne?! - celowo podniósł głos, upewniając się, że słyszy go całą klasa.

Uwaga Arthura natychmiast skupiła się na Potterze. Podobnie jak uwaga Ludwiga, Ivana oraz Romano.

- Harry, nie! - syknęła Hermiona, usiłując za rękaw usadzić Pottera w ławce. Umbrigde miałą minę, jakby właśnie na to czekała.

- Śmierć pana Diggory'ego była nieszczęśliwym wypadkiem. - odparowała, wyraźnie przewidując następne zachowanie Chłopca-Który-Przeżył.

- Voldemort - uczniowie się wzdrygnęli na to słowo - zabił Cedrika. Widziałem go! Walczyłem z nim!

- Szlaban, panie Potter! Dziś wieczorem w moim gabinecie... także każdego wieczoru, aż do końca tygodnia. Zrozumiano?

- Ależ, profesorze Umbridge, nie możesz przyznać szlabanu uczniowi za wygłaszanie swoich opinii na forum klasy! - Hermiona desperacko próbowała wyratować przyjaciela od kary.

- Czy zatem chciałabyś dołączyć do niego podczas odrabiania kary? - zagrożenie wyraźnie ostudziło zapał Granger. Pokręciła głową, speszona i usiadła na swoim miejscu. Nauczycielka wyglądała na nieco... zawiedzioną.

- To może ja podtrzymam argument Granger - ku zdziwieniu wszystkich, z tyłu klasy podniósł się Malfoy - Nieważne, że Granger to szlama. Niektórzy z nas chcą zostać aurorami, łamaczami klątw, poskramiaczami smoków czy bestiologami. Musimy umieć się bronić. Pani profesor, czy jesteś gotowa wziąć na siebie odpowiedzialność za zniszczenie tyle obiecujących karier?

Zniesmaczona Umbridge wypisała drugi różowy świstek, informujący głowę domu o szlabanie do końca tygodnia.

- Zdajesz sobie sprawę, panie Malfoy, że za tak impertynenckie zachowanie jest paniu przydzielony szlaban z panem Potterem?

Draco wzruszył ramionami, wywołując szok wśród wężowskiej braci.

- Jak pani profesor nalega.

Dalej zajęcia trwały w krępującej ciszy, aż do wybicia czasu na następną lekcję. Nikt nie zauważył, jak Blaise Zabini chowa do kieszeni małe urządzenie. Mugolacy mogli spokojnie rozpoznać w nim dyktafon.

Wychodząc z zajęć Harry zaczepił Malfoya tuż za drzwiami i zakresem podsłuchu Umbridge.

- Dlaczego to zrobiłeś? - walnął prosto z mostu. Draco znów, tylko wzruszył ramionami.

- Dobra, nie chcesz powiedzieć, to nie mów - Harry miał niejasne podejrzenia, że chodzi o sytuację z pociągu - Ale dziękuję. Nie musiałeś.

Potter zaczął się oddalać tyłem, posyłając nieoczekiwanemu sprzymierzeńcowi promienny uśmiech, starając się trzymać razem ze swoimi przyjaciółmi (Ron przespał cały OPCM) i grupą transferów. Z niewiadomego powodu, poczuł lekkie ciepło w sercu na myśl o broniącym go Malfoyu. Odwrócił się na pięcie, gotów zerwać do biegu i mając nadzieję, że Ślizgon nie zauważył małego rumieńca na Potterowych policzkach.

- Uff! - wpadł prosto w Niemcy zakotwiczone w ziemi jakby wyrosły mu korzenie.

- Co się stało? - rzucił pytanie, zanim ogarnął sytuację na korytarzu. Reszta transferów odpływała z tłumem Gryfonów w kierunku szklarni. Został tylko Beilschmidt.

Ludwig stał jak zamieniony w słup soli. Przed nim, na ścianie, czerwoną farbą były wymalowane litery, tworzące słowa po angielsku:

"Daliśmy sto za Kutchera

Damy dwieście za Himlera.

Ile chcecie za Hitlera?"

Z czego ostatnie słowa w każdym wersie zostały elegancko przekreślone. Tak, by dalej były czytelne. Ostatnie słowo w pierwszej linijce było "zamienione" na słowo "Quirrela". W drugiej linijce widniało słowo "Wormtail'a" (Glizdogona). W ostatniej - "Voldemorta"

- Umbridge się to nie spodoba~ A taka ładna street art~ - zanucił Alfred cały w skowronkach, wracając się na chwilę by kontemplować sztukę i w podskokach zmykając dalej. USA nie załapał przekazu kryjącego się w graffiti, jasnego dla Niemiec tak, jakby ktoś wykrzyczał mu to przez megafon do ucha. Stan zamrożenia przerwały słowa Rosji, dobiegające z końca korytarza.

- Tawariszu, idziesz?!

Ludwig otrząsnął się z zimnych dreszczy oraz uczucia bycia obserwowanym. Biegiem ruszył, szybko doganiając inne personifikacje. Harry poszedł w jego ślady, nie chcąc być pozostawionym w tyle.

Niemcy słowem nie wspomniał o prawdziwym przekazie tajemniczego graffiti. Niech myślą, że ktoś zostawił to, by wkurzyć Umbridge. Lepiej, niech nie wiedzą, skąd się wywodzi ten tekst.

Za rogiem całe zajście obserwowali Ryuu, Dark, Susan i Luna. Tatuata schował nos w szalik, nie spuszczając wzroku z nieświadomych ich obecności studentów.

- Ryuu, dlaczego zrobiłeś te graffiti? - padło pytanie od Susan. 

- Zemsta. Ona, oraz fakt, że w tym roku nie możemy trzymać się całkowicie z daleka. W razie czego, skłamię i powiem, że to moja osobista robota. Będę chronił tajności Sojuszu Hufflepuff i Ravenclav. Ale nie mogę stać i patrzeć jak Ministerstwo przejmuje szkołę. 

Dark i Susan spojrzeli po sobie. Nawet oni, którzy mogli się poszczycić poznaniem Ryuu pod lodowymi murami obronnymi, tak naprawdę nic o nim nie wiedzieli. Zgodnie ze słowami pewnego człowieka, Tatuata był prawdziwą Enigmą. Nikogo nie wpuszczał za drugą warstwę murów obronnych. Nawet ich.

- W końcu, każdy orzeł broniłby gniazda przed intruzem. Nawet, jeśli gniazdo jest cudze~ 

Słowa Luny zostały zapamiętane i przeznaczone do późniejszego rozwałkowania na czynniki pierwsze. Czwórka piątorocznych rozeszła się bez pozostawiania znaku, że kiedykolwiek tam była.

Ryuu odhaczył na mentalnej liście Ludwiga. Nadszedł czas na innych.


###############

Łiiiiiiiiii!

Skończyłam!

Wkurwu Ryuu trochę mało, ale to tylko chwilowe~ 

Obrazek w mediach to Saitou Hajime z anime "Hakuoki", czyli postać, która udziela wyglądu Ryuu!

*Bonjour, mademoiselle moche - z francuskiego, "Dzień dobry, pani obrzydliwa" (wolne tłumaczenie)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro