HEY JULES

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był pochmurny, letni dzień. Mały, smutny chłopiec siedział na trawniku przed swoim domem. Tęsknił za swoim tatusiem, który ciągle gdzieś wychodził, przez co malec rzadko go widywał. Mimo że wiedział, iż obecnie przebywa w domu, nie chciał do niego iść, bo wiedział, że w środku jest też jego mamusia. Sześciolatek cierpiał na dziwną przypadłość. Kiedy tylko znajdował się w obecności kilku osób, ci zaczynali się ze sobą kłócić i wyzywać. Byli dla siebie niemili. Psuli się. Miał poczucie winy, że przez niego jego tatuś i mamusia już się nie kochali. Myślał, że jeśli będzie spędzał jak najwięcej czasu sam, to wszystko się naprawi. Jednak było za późno. Jego rodzice byli już zepsuci. Na zawsze.

Chłopiec nie miał kolegów. Niestety ich również przypadkowo popsuł, dlatego nie miał się z kim bawić. Owszem, czasem mama czytała mu bajki, albo zajmowała się nim gosposia, lecz to było stanowczo za mało. Czuł się taki samotny... Nie miał pojęcia, co za niszczycielska siła w nim drzemie, nienawidził tego. Chciał być normalny jak wszyscy inni chłopcy w jego wieku.

— Twój ojciec, to ćpun! — Krzyknął ktoś zza bramy.

Ćpun? Sześciolatek zastanawiał się, co to znaczy. Jak dotąd wszyscy nazywali jego tatusia Beatlesem. Może tak się mówi na ludzi, którzy się zepsuli? Chłopiec czuł się winny. Postanowił, że nikogo już nie zniszczy. Podniósł się z ziemi i poszedł schować się gdzieś w ogrodzie. Gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie.

"Hey Jules, don't make it bad
Take a sad song and make it better
Remember to let her into your heart
Then you can start to make it better"

Julian usłyszał tajemniczy głos w swojej głowie. Przystanął na chwilę i rozejrzał się, by zlokalizować źródło dźwięku. Po nieudanej próbie poszukiwań wzruszył tylko ramionami i ponownie usiadł na trawie, zastanawiając się co robić. Tliła się w nim resztka nadziei. Chciał wszystkich naprawić i w pewnym momencie był przekonany, że mu się to uda, ale za bardzo bał się porażki...

"Hey Jules, don't be afraid
You were made to go out and get her
The minute you let her under your skin
Then you begin to make it better"

Słysząc te słowa stwierdził, że warto jednak wrócić i spróbować wszystkich naprawić miłością. Gdzieś usłyszał, że wszystko czego trzeba, to miłość. Tak, z pewnością powiedział to ktoś mądry. Napewno mu się uda. Kiedy był już blisko domu, zobaczył swojego tatę, który wychodził z posiadłości, z impetem trzaskając drzwiami.

— Tatusiu! — Zawołał.

Mężczyzna spojrzał na niego ze złością.
Zepsuty...
Chłopiec wziął do ręki piłkę leżącą koło niego i rzucił ją w kierunku ojca.

— Tatusiu! Podaj!

Jegomość odwrócił się i od niechcenia kopnął piłkę. Wystrzeliła wysoko w powietrze, po czym spadła kilkanaście metrów dalej. Sześciolatek ochoczo pobiegł, by ją złapać. Był szczęśliwy, że jego tata chce się z nim bawić. Kiedy dotarł na miejsce, podniósł kulisty przedmiot i chciał podać go z powrotem...

Ale tatusia już nie było.

Z oczu chłopca poleciały łzy pokazujące jak wielki czuł zawód. Jego tatusia nie dało się już naprawić.

— Jesteś ćpun! — Krzyczał. — Ćpun!

Julian był bezradny. Nie mógł nic zrobić. Zaczął biec przed siebie. Jeśli nie będzie z nikim rozmawiał, wszyscy będą szczęśliwi. Nikt już się nie zepsuje. Malec usiadł pod rozłożystym dębem. Zgaszona twarz oddawała jego cierpienie. Dookoła rosły gęste krzaki. Tu nikt go nie znajdzie.

Czuł się taki samotny... Nie mógł chować wszystkiego w sobie, potrzebował osoby, której mógłby się ze wszystkiego zwierzyć. Kogoś, kto nie jest zepsuty. Podciągnął nogi pod brodę i znów zaczął płakać.

Zapadła już noc. W oddali słychać było jak ktoś rozpaczliwie wolał jego imię, ale chłopiec nie chciał opuścić swojej kryjówki. Nie chciał, żeby ktokolwiek go znalazł. Chciał przestać istnieć. Po prostu rozpłynąć się w powietrzu. W oddali usłyszał kroki. Po chwili oślepiło go światło latarki.

— Tutaj jesteś, mały. — W ciemności rozległ się tajemniczy głos.

— Zostaw mnie! Ja wszystkich niszczę! Ciebie też zepsuję! — Krzyczał roztrzęsiony.

— Co ty mówisz, Jules? Nikogo nie niszczysz, wszyscy cię kochamy...

Mężczyzna podszedł do chłopca i podał mu rękę w geście otuchy.

— Ale nie kochacie siebie! Wszyscy ciągle się ze sobą kłócą... Przeze mnie! Przepraszam... — Malec odtrącił dłoń.

— To nie twoja wina...

— Moja! Tylko moja! — Rozpaczał sześciolatek. W tajemniczym jegomościu rozpoznał swojego ukochanego wujka, Paula. Tylko w nim miał nadzieję, tylko on mógł mu pomóc. — Wujku, ja... Nie wiem co robić...

Mężczyzna przykucnął przy nim i zaczął swoją wypowiedź:

— Słuchaj... Za każdym razem, kiedy będziesz czuł się źle, zatrzymaj się. Nie możesz dźwigać wszystkiego na swoich barkach. Nie duś tego w sobie. Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Dobrze wesz, że tylko głupiec udaje na siłę, że wszystko jest dobrze, czyniąc swój świat niedostępnym.

"For well you know that It's a fool who plays it cool
By making his world a little colder"

Chłopiec otarł łzy i przytulił się do wujka. Jego twarz była cała czerwona, a oczy spuchnięte od płaczu. Był cały roztrzęsiony.

— Ale... Tatuś już nie kocha mamusi... Mnie nie kocha... — Szeptał pocieszycielowi do ucha.

— Po prostu ludziom często brakuje odrobiny miłości, a twojemu tatusiowi dała ją inna kobieta. — Westchnął mężczyzna. — Ale nadal bardzo ciebie kocha i teraz martwi się, że cię nie ma.

— Co mam w takim razie zrobić?

— Ty masz w sobie miłość, Jules. Znalazłeś ją, tylko musisz wpuścić ją do swojego serca. Wpuścić ją do serca innych... Wtedy zaczniesz zmieniać swoje życie na lepsze. Więc teraz idź, wpuść ją do serca swoich rodziców. Nie zawiedź mnie.

"Remember to let her into your heart
Then you can start to make it better"

Chłopiec odwrócił głowę i spojrzał prosto w lśniące w blasku księżyca, piwne oczy mężczyzny.

— Boję się, że mi się nie uda. I, że nie będą umieli kochać. Ja... Nie dam rady sam. — Głos małego Lennona się załamał.

Piwnooki uśmiechnął się i począł mówić z przekonaniem:

— Czekasz na kogoś, kto by ci pomógł, ale czyżbyś nie wiedział, że ty sam jesteś wystarczający? Masz w sobie wszystko czego trzeba, dasz radę.

"And don't you know that it's just you, hey Jules, you'll do
The movement you need is on your shoulder"

W Julianie obudziła się determinacja.

— Dam radę. Poradzę sobie. — Powtórzył.

— Kiedy w twoim życiu zdarzy się coś, z czym będziesz bał się zmierzyć, albo najdą cię wątpliwości, przypomnij sobie słowa zapisane na tej kartce. — Jegomość podał malcowi mały świstek papieru, z którego wylewały się słowa:

"Hey Jules, don't make it bad
Take a sad song and make it better
Remember to let her under your skin
Then you'll begin to make it better"

Te słowa otuchy dały chłopcu nadzieję na lepsze jutro.
Na całe życie.


***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro