Black memories [cz. 1]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do rozdziału "Największa tajemnica".

Jak to się zaczęło? Cóż... Tak naprawdę sam nie wiem. Podczas kolejnego zgrupowania zacząłem zwracać na to uwagę, ale wiem, że to trwało już od jakiegoś czasu. Widziałem, że Cene kolejny już raz nie zjadł żadnego porządnego posiłku. Widziałem rany na jego rękach. Spytałem go o to, ale nie odpowiedział. Po prostu odwrócił wzrok i odszedł. Widziałem, że skacze coraz słabiej i coraz gorzej radzi sobie na treningach. I nie reagowałem.

Byliśmy w Innsbrucku. Przed nami był jeszcze tylko niedzielny konkurs indywidualny. W środku nocy obudził mnie telefon. Mimo, że był wyciszony, to mój sen wyjątkowo tej nocy był na tyle płytki, że obudziły mnie same wibracje. Odebrałem, nawet nie patrząc kto dzwonił. I dobrze, bo gdybym zobaczył, że to Cene, bez wahania odrzuciłbym połączenie.

- hm..?

- śpisz?

Szybko rozpoznałem głos swojego brata, mimo że brzmiał zupełnie inaczej niż normalnie. Był bardzo cichy. I drżący.

- nie kurwa, szydełkuję... Czego chcesz?

- mógłbyś przyjść?

- gdzie?

- do mnie...

- a musisz mi truć dupę po nocy? Nie możesz pomęczyć kogoś innego?

- ale... to ważne... proszę...

Rozłączyłem się. W pierwszej chwili miałem zamiar to zignorować, ale dopadło mnie przeczucie, że coś jest mocno nie w porządku. Nie chodziło nawet o to, że domagał się kontaktu ze mną, po prostu miałem wrażenie, że dzieje się z nim coś złego.

Szybko wstałem, żeby czasem nie zasnąć. Jeszcze raz wszystko przemyślałem, upewniając się, że to na pewno nie był sen i poszedłem przez hotelowy korytarz do pokoju Cene, będąc tak cicho jak to tylko było możliwe. Wszedłem do środka, zamknąłem za sobą drzwi, zaświeciłem światło i od razu zauważyłem, że go nie było. Przynajmniej w okolicach łóżka. Domyśliłem się, że jest w łazience, więc zrobiłem kilka kroków w tamtą stronę ale kątem oka zauważyłem plamy krwi na jego kołdrze. Nie były bardzo duże, ale widoczne. Przez kilka sekund się im przyglądałem, po czym szybkim krokiem udałem się do łazienki, żeby jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi.

- jesteś tu? - spytałem niepewnie, zaglądając do łazienki przez uchylone drzwi.

Nie odpowiedział. siedział na podłodze opierając się o ścianę i wyglądał na całkowicie wycieńczonego. Zamarłem, widząc, że z jego rąk spływa krew. Po wewnętrznej stronie były poranione od nadgarstków aż po łokcie. W pierwszej chwili przeszło mi przez głowę, że się pociął, więc jak najszybciej przykucnąłem przy nim i chwyciłem go za rękę, uważnie się jej przyglądając.

- boże, coś ty sobie zrobił... - powiedziałem, patrząc na to ze strachem w oczach. To nie były rany po cięciach. To były zadrapania. Bardzo głębokie i świeże.

- to nic... - odparł cicho, słabym głosem.

Spojrzałem na jego twarz i zobaczyłem, że na niej również znajduje się krew. Szybko wziąłem ręcznik i przyłożyłem go do jego krwawiącego nosa, siadając obok niego.

- czemu tu siedzisz?

- bo... za dużo dzisiaj zjadłem i...

- wymiotowałeś? - spytałem, modląc się, żeby zaprzeczył.

Przytaknął kiwnięciem głowy, nawet na mnie nie patrząc, a ja poczułem lodowaty dreszcz przeszywający moje ciało. Mimo wszystko z całych sił starałem się zachować spokój.

- a co dzisiaj jadłeś?

- jabłko... i trochę ryżu.

- ćwiczyłeś coś więcej niż na treningu?

- nie. Nie dałem rady.

Pokręciłem głową z poirytowaniem, po czym wstałem i chwyciłem go za ramię.

- wstawaj.

Podniosłem go, zanim zdążył w ogóle zareagować i zaprowadziłem do łóżka. Musiałem go mocno trzymać, bo nie był w stanie iść sam. Gdy usiadł, zacząłem opatrywać jego ręce, czując narastające nerwy i przerażenie. Coraz częściej też dopuszczałem do siebie myśli, że to musi trwać od dłuższego czasu. Przecież nie doprowadziłby się do takiego stanu w jeden dzień.

- zadzwoniłeś, bo źle się czujesz, tak? - spytałem.

Nie odpowiedział. Odwrócił ode mnie wzrok.

- wiesz, że w tym momencie powinienem cię tu zostawić i iść po lekarza? Powinieneś leżeć w szpitalu pod kroplówką, bo jesteś wycieńczony. Dlatego leci ci krew i dlatego się przewracasz.

- nie idź po lekarza. Mi naprawdę nic nie jest. To za chwilę przejdzie.

- kurwa mać, kogo próbujesz oszukać, mnie czy siebie samego? - spytałem, podnosząc głos, ale jednocześnie będąc na tyle cicho, żeby nikt inny mnie nie usłyszał - nie widzisz, co sobie robisz? To nie jest normalne. Musisz przestać i to teraz, bo za chwilę będzie za późno.

- ja chcę po prostu lepiej skakać. To wymaga poświęceń.

- nie będziesz lepiej skakał, jeśli nie masz nawet siły ustać na nogach. To nie jest żaden sposób. Za chwilę nie dość, że wylecisz z kadry, to jeszcze cię zamkną w jakimś psychiatryku i na tym się skończą twoje chore metody.

Znów nie odpowiedział. Spuścił wzrok i przez chwilę milczał. Ja w tym czasie skończyłem opatrywać mu ręce. Na szczęście jego nos też szybko przestał krwawić. Rozejrzałem się po pokoju i dostrzegłem sok pomarańczowy, więc wziąłem go i zmusiłem Cene, żeby go wypił, mając nadzieję, że dzięki temu poczuje się chociaż trochę lepiej. Kiedy skończył, odstawił butelkę na stolik i spojrzał przed siebie nieobecnym wzrokiem.

- posłuchaj mnie... - powiedziałem, chwytając go za ramiona i odwracając do siebie. Spojrzał na mnie smutno - nie wiem co się z tobą dzieje, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że potrzebujesz pomocy?

- tak, wiem. Dlatego zadzwoniłem... Nie chciałem cię obudzić, ani denerwować, ale... Chyba jednak cię w tej chwili potrzebuję.

Nie chciałeś mnie denerwować? Żartujesz sobie? Wkurwianie mnie to sens twojego życia, co takiego stało ci się z głową, że nagle jest to dla ciebie problem? Jest aż tak bardzo źle?

Było źle. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy stwierdził, że mnie potrzebuje. Nigdy wcześniej nawet nie dał mi powodu, żebym tak pomyślał. Nigdy nie mieliśmy ze sobą bliskich relacji. Zawsze tylko kłótnie i bójki, a w ostatnim czasie całkowita obojętność. A teraz te słowa, które wcześniej były nie do pomyślenia, wypowiedział tak po prostu, bez najmniejszego problemu. Naprawdę się o niego martwiłem. I czułem, że muszę mu pomóc.

- powinienem był się zorientować wcześniej. - stwierdziłem smutno, po czym szybko westchnąłem, odganiając wyrzuty sumienia i patrząc na niego z troską - zajmę się tobą. Cokolwiek ci jest, wyjdziesz z tego. Obiecuję.

- daj spokój, ja po prostu... Zadzwoniłem, bo trochę straciłem nad tym kontrolę, ale już jest lepiej. Możesz wrócić do siebie, a ja sobie poradzę.

- Cene, co ty mówisz? Przecież ty nie masz nad tym żadnej kontroli. I to najwyraźniej już od jakiegoś czasu. Jesteś moim bratem, czy tego chcesz czy nie, jestem za ciebie odpowiedzialny i dopilnuję, żebyś z tego wyszedł.

Spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem, po czym spuścił wzrok. Po kilku chwilach dostrzegłem łzy w jego oczach. W końcu jedna spłynęła po jego twarzy, a ja poczułem coś, czego nie jestem w stanie opisać. Jakiś rodzaj bólu, od którego rozpaczliwie chciałem się uwolnić.

- uspokój się. - powiedziałem szybko, po czym odruchowo go przytuliłem. Od razu przeszedł mnie kolejny dreszcz, gdy pod palcami poczułem jego wystające żebra. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo schudł przez te tygodnie. Miałem wrażenie, że jeżeli przytulę go zbyt mocno, to połamię mu kości. - jeszcze nie wiem jak, ale damy sobie z tym radę, okej? Przestań ryczeć.

Zajęło mu to chwilę, ale uspokoił się, odsunął ode mnie i starł łzy z twarzy i oczu. Ja w tym czasie wziąłem bandaż, który znalazłem wcześniej i zacząłem ostrożnie owijać nim rany na jego rękach.

- to nic nie da... Próbowałem wszystkiego, żeby przestać. Nie jestem w stanie nad tym zapanować. - stwierdził smutno.

- no to trudno. - odparłem - zostanę i cię przypilnuję. Okej?

Przytaknął kiwnięciem głowy i cierpliwie poczekał aż zabandażuję mu ręce. No i zostałem z nim całą noc. Więcej już nie rozmawialiśmy. On zasnął po kilkunastu minutach, jednak ja nie byłem w stanie. Wciąż czułem nerwy i przerażenie z powodu tej sytuacji i kompletnie nie miałem pomysłu na to co robić. Dlatego po prostu siedziałem na łóżku tuż obok niego i wpatrywałem się przed siebie, z każdą chwilą czując rosnącą złość. No bo jakie to ma znaczenie ile mamy lat i jakie relacje nas łączą? Rodzice zawsze powtarzali mi, że ponieważ jestem najstarszy, muszę dbać o resztę, bez względu na wszystko. A jego zdecydowanie zaniedbałem. Teraz mogłem tylko siedzieć w całkowitej ciszy i ciemnościach, z niepokojem reagując na każdy ruch śpiącego obok Cene i myśleć nad tym w jaki sposób mu pomóc.

Don't wanna call you in the nighttime
Don't wanna give you all my pieces
Don't wanna hand you all my trouble
Don't wanna give you all my demons
You'll have to watch me struggle
From several rooms away
But tonight I'll need you to stay.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro