Black Memories [cz. 2]
Przez następne dni robiłem co mogłem, żeby nakłonić Cene do jedzenia, ale nie udawało mi się. Z całych sił starałem się pilnować go, żeby nie ćwiczył ponad swoje siły. Żeby nie zdejmował bandaży z rąk. Ale on w ogóle nie reagował na moje słowa. Jednocześnie musiałem się starać, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że potrzebuję pomocy. Zabrałem Cene do kadrowego psychologa. Powiedziałem też o tym Janusowi. Obaj kazali mi dalej utrzymywać to w tajemnicy i po prostu go pilnować. A z Cene każdego dnia było coraz gorzej.
W Wiśle już nie brał udziału w zawodach. Dzień przed kwalifikacjami mieliśmy trening na skoczni i Goran stwierdził, że to nie ma najmniejszego sensu, co jeszcze bardziej przybiło Cene. Wziął sobie za punkt honoru pokazanie wszystkim, że jest w stanie oddawać dobre skoki i że warto na niego postawić. Ponieważ żadnemu z nas nie poszło szczególnie dobrze, nasza kadra została jako ostatnia, żeby oddać jeszcze po jednym skoku, ale już bez Cene, który miał po prostu na nas poczekać. Kiedy skończyliśmy trening i wszyscy się już zbierali, wszedłem do szatni i zorientowałem się, że nie ma w niej ani Cene, ani jego nart. Bardzo szybko zrozumiałem gdzie jest i co zamierza zrobić, więc wybiegłem z szatni z zamiarem powstrzymania go, ale kiedy tylko znalazłem się przy skoczni, on właśnie wybijał się z progu. W pierwszej chwili łudziłem się, że wyląduje jak trzeba, ale bardzo szybko stracił równowagę, bo nie miał siły utrzymać nart w odpowiedniej pozycji. Zaliczył bardzo nieprzyjemny upadek. Nie podniósł się od razu, więc bez wahania do niego podbiegłem.
- pojebało cię już do reszty?! – spytałem ze złością, odpinając mu nartę, która oczywiście nie odpięła się sama w momencie upadku.
Nie odpowiedział. Usiadł z moją pomocą i skrzywił się z bólu.
- jesteś cały?
- tak...
- na pewno? Nic cię nie boli bardziej niż powinno?
- nie...
- to wstawaj. - stwierdziłem, chwytając go za ręce, żeby pomóc mu się podnieść.
- poczekaj... - powiedział cicho, przytrzymując się mnie i głęboko oddychając - kręci mi się w głowie...
- jasne, że ci się kręci w głowie, przecież od rana ledwo stoisz na nogach. Do jasnej cholery, czy ty masz mózg? Mogłeś się zabić! Jak możesz skakać bez zgody trenera?!
- daj spokój, to od upadku...
- nie, to nie jest od upadku. I dobrze o tym wiesz.
Nie odpowiedział, po prostu wstał, przytrzymując się mnie, wziął swoje narty i zaczął powolnym krokiem iść w stronę schodów prowadzących na szczyt skoczni.
- gdzie idziesz?
- skoczyć jeszcze raz. - odparł ponuro.
Poszedłem za nim i zatrzymałem go, chwytając za jego ramię i odwracając do siebie.
- zwariowałeś?
- puść mnie.
- nie będziesz skakał ani dziś, ani jutro, ani w ogóle tutaj. Spójrz na siebie, przecież ledwo idziesz. Teraz ci się udało, a następnym razem zrobisz sobie coś poważnego.
- mam to gdzieś. Skoczę jeszcze raz i będę to robił, dopóki się nie połamię, albo dopóki nie udowodnię Goranowi, że dam sobie radę na tych zawodach. Muszę wziąć w nich udział, więc puść mnie i pozwól mi to zrobić.
- nie. - powiedziałem, przytrzymując go mocniej.
- Peter, pozwól mi udowodnić, że jestem cokolwiek warty i że...
- uspokój się. - powiedziałem cicho, opierając drugą rękę na jego ramieniu i patrząc mu głęboko w oczy. Miał zupełnie inny wzrok niż normalnie. Pusty, bez wyrazu, czy jakichkolwiek emocji. Zupełnie jakby coś nim kierowało. Nie był sobą, a im dłużej na to patrzyłem, tym bardziej mnie to przerażało. Trzymałem go siłą, nie mając innego pomysłu jak odwrócić jego uwagę od zamiaru skakania do upadłego.
- proszę... - powiedział półszeptem, spuszczając wzrok - nie chcę wracać do domu.
- nie wrócisz. Ale utaj też nie zostaniesz. To już zaszło za daleko. Nie pozwolę ci dłużej robić sobie krzywdy.
Zaprowadziłem go prosto do Matiča, kadrowego psychologa, a sam poszedłem do Gorana, w celu oznajmienia mu, że Cene nie może zostać w kadrze. Że potrzebuje profesjonalnej pomocy, i że jak najszybciej muszę go stąd zabrać. Miałem już numer do psychiatry, który dostałem od Matiča, ale nie sądziłem, że rzeczywiście będzie mi to potrzebne. Wraz z trenerem szybko ustaliliśmy jakąś wersję wydarzeń tłumaczącą, dlaczego nie będzie nas na zawodach. Oficjalnie Cene miał mieć kontuzję po tym upadku i zostać wysłany do lekarza w Austrii. Ja miałem po prostu zniknąć bez wiedzy kogokolwiek. Taka wersja wydarzeń została przedstawiona wszystkim i nikt nie domyślał się prawdy. Nikt o nic nie dopytywał. Jedynie nasza mama dzwoniła do Cene, żeby zapytać czy wszystko w porządku, nikt inny na szczęście się nim nie interesował. Do mnie dzwonili wszyscy, włącznie z Domenem, z Kranjcem, Tepesem i przede wszystkim Miną. Nie odebrałem żadnego połączenia, mimo, że rozpaczliwie chciałem powiedzieć komuś prawdę. Już w drodze do Nowego Jorku, gdzie mieliśmy spędzić we dwóch najbliższy czas, czułem się kurewsko przerażony i osamotniony. Nie miałem pojęcia czego się spodziewać i jak to wszystko się zakończy. Czy uda mi się w jakikolwiek sposób pomóc mojemu bratu. Bardzo chciałem, żeby ktoś mnie w tym jakoś wsparł, żeby był ze mną, albo chociaż powiedział mi co robić. Ale musiałem sobie poradzić z tym sam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro