Little talks

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Do rozdziału: Dlaczego nie powinniśmy pić.

Kilka minut po ósmej poszedłem do jadalni i zacząłem zbierać potrzebne mi rzeczy, czyli butelkę wody i jakiś batonik. Później zacząłem robić kanapki i wtedy dołączył do mnie Cene, który zaczął robić to samo. Spojrzałem na niego z rozbawieniem.

- robisz kanapeczki dla swojego chłopaka? Słodko.

- i kto to mówi. - odparł pogodnie - kto by pomyślał, że wystarczy trochę alkoholu i przez dwa dni będziesz się opiekował młodszym braciszkiem bardziej niż przez całe jego życie.

- a niby na jakiej podstawie uważasz, że to dla młodego?

- bo Tilen śpi u Jerneja, a ty nigdy nie jesz kanapek z papryką. - stwierdził z satysfakcjonującym uśmiechem i wziął swój talerz, zostawiając mnie samego, z poczuciem rosnącej frustracji przez to, że po raz kolejny okazał się bystrzejszy ode mnie.

Wróciłem do pokoju i niechcący obudziłem Domena, kładąc talerz z kanapkami na stoliku obok jego łóżka. Mruknął coś sam do siebie, a ja mimowolnie się roześmiałem.

- będziesz żył?

- nie... - odparł cicho, zakrywając głowę kołdrą.

- wyrażasz zgodę, żeby twoje martwe ciało wrzucić do jeziora?

- po co...?

- żeby nakarmić rybki. Zrób coś dla świata, nie bądź chujem. Poza tym Anže na pewno to doceni, bo żaby też skorzystają. Chyba warto się postarać, żeby dobrze cię wspominał, co?

- jezu... przestań gadać...

Zacząłem się śmiać i podałem mu butelkę z wodą. Jak tylko usiadł, momentalnie chwycił się za głowę i jęknął.

- co się stało Domči? - spytałem z uśmiechem - pokarało cię za dobrą zabawę?

Domen głęboko westchnął, po czym spojrzał na mnie z niepewnością.

- zrobiłem albo powiedziałem coś bardzo durnego?

- raczej nie, nie licząc wyznania braterskiej miłości do mnie. - stwierdziłem radośnie.

Domen patrzył na mnie przez kilka sekund, po czym z powrotem się położył.

- zabij mnie... - wyjęczał.

- na pocieszenie powiem, że nikt poza mną tego nie słyszał.

- jesteś pewny?

- tak, byliśmy wtedy we dwójkę.

- gdzie?

- na spacerze. - zaśmiałem się, zdając sobie sprawę z tego, jak brzmi ta opowieść. Mój brat głęboko westchnął, wyrażając w ten sposób zażenowanie samym sobą.

- mogę tu zostać na zawsze...?

- nie. Zjedz kanapki, poczujesz się lepiej. Radzę ci się szybko ogarnąć, zanim Goran zauważy w jakim jesteś stanie. I przemyciłem ci batonik, schowaj go na później, bo będziesz miał zapotrzebowanie na cukier.

- dzięki...

--------------------------

- czemu jestem w samych bokserkach? - spytał Anže, patrząc z niepewnością na Cene, który właśnie kładł na jego stoliku szklankę z jakimś napojem.

- bo pływałeś w jeziorze i kazałem ci się przebrać, żebyś nie spał w mokrych rzeczach. Rozebrałeś się bardzo chętnie, ale ubrać z powrotem już nie zamierzałeś.

- a... aha... - odparł Lanišek, po czym rozejrzał się po łóżku i dostrzegł na nim drugą poduszkę, która nie należała do niego - spałeś ze mną?

- prosiłeś mnie o to.

- ale... czy my... no wiesz...

- nie. Po prostu razem spaliśmy. Chociaż próbowałeś się do mnie dobierać - stwierdził Cene z uśmiechem.

- a ty tego nie wykorzystałeś?

- przecież byłeś pijany.

- co z tego?

- tak się nie robi. - stwierdził Prevc z powagą, dając do zrozumienia, że dla niego jest to coś oczywistego.

Anže głęboko westchnął, nie do końca rozumiejąc zachowanie Cene. W końcu przeniósł wzrok na szklankę stojącą na jego nocnym stoliku.

- co to?

- witaminy. Na wzmocnienie. Byłeś strasznie przemarznięty, więc pomyślałem, że dobrze ci zrobią. Zrobiłem ci też kanapki, a obok łóżka masz wodę.

- po cholerę tak się o mnie troszczysz?

Cene z lekkim uśmiechem podszedł do Anže, objął go i czule pocałował w głowę.

- nie ma za co.

Kiedy chciał się od niego odsunąć, ten chwycił go za rękę i ponownie przyciągnął do siebie, składając pocałunek na jego ustach.

- dziękuję. - wyszeptał z uśmiechem.

--------------------------
Kiedy wraz z Domenem byliśmy już w miarę ogarnięci, do naszego pokoju wszedł Robert i z poważną, surową miną spojrzał na mojego brata.

- trener cię wołał. - stwierdził.

Domen, lekko zaskoczony wyszedł bez słowa, a ja spojrzałem ironicznie na Kranjca.

- nie wołał, prawda? - spytałem.

- nie. - odparł z wrednym uśmiechem. - ale chciałem z tobą pogadać.

- ojej. Mam się bać?

- oczywiście, że tak. Co ty sobie wyobrażasz, rozpijając młodszego kolegę? I to jeszcze twojego własnego brata? Zgłupiałeś do reszty? Zaraz pójdę do trenera i powiem mu o wszystkim.

- jasne. - stwierdziłem z uśmiechem, który Robert szybko odwzajemnił - a tak serio, to o co chodzi?

- zmieniłeś się. - stwierdził, poważniejąc. Jego słowa lekko mnie uderzyły, z racji tego, że nie wiedziałem czy to dobrze czy nie, a takie stwierdzenie z ust najstarszego z nas, brzmiało bardzo poważnie.

- to znaczy?

- wziąłeś go w końcu pod swoje skrzydła. I zdecydowanie wychodzi mu to na dobre. Tobie z resztą też.

Mimowolnie się uśmiechnąłem, jednocześnie pakując swoje rzeczy.

- po tym upadku, co nie? - kontynuował Robert.

- wcześniej. - odparłem - w Oberstdorfie. Przed konkursem na mamucie. Ale tak, ten upadek dużo zmienił.

- dobrze, że tak się to skończyło.

- to się nie miało prawa skończyć inaczej. Nie wyobrażam sobie, żeby... - przerwałem, ucinając myśli o tym, co mogło się wtedy stać. Głęboko westchnąłem i spojrzałem na Kranjca z uśmiechem - nie martw się. Nie dam mu zginąć w tym świecie. Nie popełni moich błędów.

- no myślę. A co z tymi dwoma zakochańcami?

Momentalnie zamarłem i rzuciłem mu zaskoczone spojrzenie.

- co? - spytałem, nerwowo się uśmiechając - o czym ty mówisz?

- daj spokój Peter. Zbyt długo znam te dzieciaki, żeby nie wiedzieć, co się dzieje. Nie rób z siebie idioty.

Głęboko westchnąłem, a na mojej twarzy momentalnie pojawiła się rezygnacja.

- ktoś jeszcze wie?

- chyba nie.

- nie mów nikomu. Oni się sami przyznają. Kiedyś. Chyba. Nie wiem.

- jasne. Cene wie?

- o czym? - spytałem, kompletnie nie rozumiejąc jego pytania. 

- że Domen jest gejem.

Znów zamarłem i całkowicie zszokowany patrzyłem na Roberta, nie mając pojęcia jak mam zareagować. Zacząłem analizować wszystko co działo się podczas tego zgrupowania, ale miałem taki natłok myśli, że nie byłem w stanie się skupić. I to trwało, dopóki Kranjec nie wybuchnął śmiechem.

- żartuje, świrze. - stwierdził przez śmiech - szkoda, że nie widzisz się w lustrze.

- nigdy więcej tak nie rób. Jednego brata geja jeszcze zniosę, ale dwóch to już zdecydowanie za dużo. - powiedziałem, biorąc głęboki oddech pełen ulgi.

Po kilku chwilach Robert się uspokoił i lekko spoważniał.

- nie, żeby to była moja sprawa, ale... Pasuje ci to? Wszyscy wiemy co Anže robi w wolnych chwilach.

- a co ja mam do powiedzenia? Cene jest dorosły, przecież mu nie zabronię. Próbowałem go przekonać, ale wiesz, jaki jest uparty. Poza tym, młody trzyma jego stronę. No i... Sam nie wiem, może faktycznie Anže nie jest aż taki zły, jaki wydaje się być. Cene nie zadaje się ze skurwielami.

- z tobą się zadaje.

- spierdalaj. - odparłem z uśmiechem, ale bardzo szybko spoważniałem - niech robi co chce, tak długo jak jest szczęśliwy i nie robi niczego głupiego.

- mądrze. No dobra, to nie przeszkadzam w pakowaniu się. Poza tym wolę wyjść zanim Domen przyjdzie z pretensjami, że go oklamałem. - stwierdził z rozbawieniem i wyszedł.

-----------------------------
To miał być w sumie osobny rozdział, ale szybko stwierdziłam, że skoro nic fabularnego się tutaj nie dzieje, ani nie ma żadnej konkretnej akcji, to nie ma sensu tego wrzucać do opowiadania. Ale wrzucam tutaj bo skoro już napisałam, to niech jest 😁

Okresliłabym to jako takie se byle co, pierdołowate rozmowy 😂

Ale czasem lubię napisać takie rzeczy, żeby się lepiej wczuć albo po prostu mam wizję takich rozmów i tyle 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro