Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Biegłam krętym, pustym korytarzem. Wokół mrok i głucha cisza. Słychać tylko donośnie kroki, odbijające się echem. Moje kroki.
Powiedziałam "pustym"? Cóż... trudno o większą pomyłkę. I sama dałabym się wprowadzić w błąd, gdyby nie postać, bezustannie podążająca w moim kierunku. Nic przerażającego? Mogłabym tak pomyśleć, lecz wtedy okłamałabym samą siebie.

Ślepy zaułek.

Strach.

Przerażenie.

Panika.

Bezkresna czerń przeszywająca moje ciało... nie, to nie ma oczu. Czymkolwiek TO jest, posiada tylko puste oczodoły, które lekko wyłaniają się spod założonego na głowę kaptura, długiego płaszcza. Nie mam jak się wydostać. Jestem w pułapce i nie mogę z niej uciec, a zjawa (?) ma mnie już na wyciągnięcie ręki. Słabnę, upadam i nie potrafię powstać. Chcę krzyczeć, ale coś nie pozwala mi nawet wydać z siebie cichego jęku.

Natłok myśli i złudzeń.

Czy to naprawdę mnie spotyka?!
Ja już nie chcę!
Zostaw mnie, proszę - cicho dodałam, dławiąc się własnymi łzami.

****

Budzę się zlana potem. Potrzebuję chwili, by się pozbierać i ogarnąć co się stało.

- To tylko sen. Spokojnie... tylko sen - szepcę do siebie, by choć trochę się uspokoić.

Sądząc po ciemnościach jakie panują w domu, jest jeszcze noc. Zaczęłam przetrząsać na ślepo łóżko w poszukiwaniu telefonu, a gdy w końcu udało mi się go znaleźć, zerknęłam na godzinę. 02:42, czyli za około 3 godziny muszę wstać. Nie idę spać, bo wiem, że i tak nie zasnę, a po co się bezsensownie męczyć.
Zeszłam leniwe po schodach i już po chwili byłam w kuchni. Zapaliłam słabe światło, które nadawało pomieszczeniu przyjemnej ( wręcz romantycznej ) atmosfery i zabrałam się za przygotowanie dla siebie Latte. Nie przepadam za kawą. Piję ją tylko dlatego, że mnie trochę pobudza. Gdy cichy dźwięk oznajmił, że już jest gotowa, usiadłam przy barku i zaczęłam ją popijać.

- Co ty tutaj robisz? - usłyszałam za plecami głos ojca.

- Piję kawę. Nie widać?

- Bez głupiej dyskusji. Później znowu będziesz narzekać, że jest ci niedobrze i nie chcesz iść do szkoły, a takie nastawienie do niczego dobrego nie doprowadzi.

- Jaka postawa? Obudziłam się i nie chciało mi się już spać, więc tu przyszłam. Nie widzę w tym nic złego.

- Zobaczysz co jest w tym złego przed szkołą.

- Oj, dobra. Nie przesadzaj.

Zabrałam resztę swojego Latte i oddaliłam się w kierunku schodów, prowadzących na wyższe piętro. Gdy znalazłam się w swoim pokoju, zamknęłam drzwi na zamek, odłożyłam kawę na stolik i rzuciłam się na łóżko. Uwielbiam rozpoczynać dzień od dyskusji z znerwicowanym ojcem ( czujecie ten sarkazm? ), ale to jest już codziennością. Męczącą codziennością.
Sięgnęłam ręką po pilot od telewizora, a drugą po jeszcze lekko ciepły napój. Letnia kawa zdecydowanie nie jest czymś, co choć w najmniejszym stopniu lubię. Znudzona zaczęłam przełączać kanały w poszukiwaniu czegoś ciekawego, lecz po dłuższym czasie zrezygnowana zaczęłam oglądać odcinek "Jak poznałem waszą matkę", który widziałam już ponad dziesięć razy, ale cóż... za każdym razem podoba mi się tak samo. Po jakimś czasie z "transu" wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Dość dziwne zważając na to, że jest czwarta nad ranem. Nie zastanawiając się dłużej odblokowałam telefon i już po chwili mi się wyświetliła.

Od: ...
Czemu już nie śpisz? Śniło Ci się coś... złego?
Nie martw się. To dopiero początek, kochana ;)

Od: Ja
O czym Ty mówisz? I kim jesteś?

Od: ...
Jestem, hm... Twoim koszmarem? Zresztą dowiesz się w swoim czasie ;)

Od: Ja
Jesteś psychopatą? Bo jeśli tak, to polecam szpital psychiatryczny. Tam Cię z wielką chęcią przyjmą.

Od: ...
Nie jestem psychopatą! Ja to lubię... . Lubię widzieć to przerażenie w oczach. To odprężające. A najlepsze jest to, że już niebawem będę żywił się Twoim strachem. Zabawny się na moich zasadach. Ty i ja. Co Ty na to? Zresztą nie musisz nic odpowiadać. Miłego dnia, Vanesso ;)

Cholera, co to za chory człowiek? Skąd wie co robię, jaki miałam sen i jak mam na imię? A przede wszystkim skąd on do cholery ma mój numer?! Nikomu go nie podawałam. Może ta osoba tylko robiła sobie jaja? Tak... chyba tak, ale to nie wyjaśnia tego, skąd wie o tym wszystkim. Nie chcąc już dłużej się tym zamartwiać, wyłączyłam telewizor, przykryłam się kołdrą i już po chwili zasnęłam.

Obudziłam się o 6, więc miałam jeszcze 2 godziny do rozpoczęcia lekcji. Czy szkoła nie może rozpoczynać się w późniejszych godzinach? Zwlekłam się z jękiem z łóżka i udałam się do łazienki, gdzie wzięłam krótki ( a przynajmniej tak mi się wydawało, bo gdy wyszłam było już w pół do siódmej ) prysznic. Po opuszczeniu łazienki, owinięta ręcznikiem wzięłam z szafy czarne rurki i turkusową bluzkę na ramiączkach, po czym się w nie ubrałam i zeszłam na dół. Rodziców oczywiście już nie było, więc włączyłam z telefonu piosenkę "na full'a" i tanecznym krokiem podążyłam w stronę kuchni. Tak naprawdę nie byłam nawet głodna, ale jeśli bym czegoś nie zjadła i się nie napiła, najprościej w świecie później byłoby mi niedobrze. Z tego też powodu podgrzałam sobie zrobioną wcześniej przez mamę herbatę i niechętnie zabrałam się za kanapkę z cukrem. Po śniadaniu poszłam po raz kolejny do łazienki, aby zrobić lekki makijaż i umyć zęby, a gdy skończyłam wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Po drodze zatrzymałam się jeszcze w spożywczaku, ponieważ musiałam kupić sobie napój i coś do jedzenia. Oczywiście stanęło na tym co zwykle, czyli wodzie gazowanej i preclu z serem. Chyba rocznie wydaję na to fortunę. Wychodząc ze sklepu, zauważyłam po drugiej stronie ulicy dość znajomą postać. Skłamałabym mówiąc, że nie chciałam tej osoby dziś ujrzeć. Chciałam..., ponieważ mimo, że wzbudza we mnie niepokój, jest w nim też coś... intrygującego. Szedł bezstresowo chodnikiem paląc w spokoju papierosa. Sprawiał wrażenie nieobecnego. Jakby jakaś myśl nieustannie krążyła mu w głowie, a on całą swoją uwagę skupił właśnie na niej. W pewnym momencie wpadł na równie zamyśloną dziewczynę, która z przerażeniem wymalowanym na twarzy, podniosła wzrok na chłopaka. Ten tylko spojrzał na nią krzywo i mówiąc coś do niej, poszedł dalej. Dziewczyna obejrzała się za nim z uśmiechem na ustach i zadowolona ruszyła w swoim kierunku.

Kiedy weszłam przez frontowe drzwi do liceum, wahałam się chwilę, gdyż nieopodoal dało się zauważyć kilku bijących i kłócących się chłopaków. Nie stałam tak jednak długo, ponieważ po chwili poczułam ręce spoczywające na moich barkach, które poprowadziły mnie w przeciwną stronę, w głąb korytarza. Gdy w końcu udało mi się uwolnić z uścisku "porywacza" i obróciłam się w jego stronę, posłałam mu lekki uśmiech, bo tą osobą okazał się nie kto inny jak Cris. Chyba mogłam się tego spodziewać.

- Hej, mała - powiedział z szerokim uśmiechem.

- Hej, duży. Taka mała, to ja nie jestem - odwzajemniłam uśmiech. Chyba pierwszy raz tak szczerze się uśmiecham. Ten człowiek naprawdę dziwnie na mnie działa, a zna mnie dopiero od wczoraj.

- No nie wiem. Z mojej perspektywy jesteś.

- To ile ty masz wzrostu?

- Hmm... jakoś 1,90m. Może troszkę więcej, więc jesteś mała i się nie sprzeczaj. A Ty ile masz?

- Nie wiem nawet. Około 1,67m. Wolałabym być niższa.

- Bez kompleksów mi tu. Są wyższe od ciebie.

- Ej, to nie kompleks. Po prostu wolę.

- Tak, tak - spojrzał na mnie znacząco.

- I kto tu się sprzecza.

- Wciąż ty. - znowu ten uśmiech... - Masz plan zajęć?

- Mam, czemu pytasz?

- To powiedz mi jakie dzisiaj mamy, bo nie wiem co spakować.

Po dłuższym czasie szukania w swojej szafce owych książek i zeszytów, zadzwonił dzwonek oznajmujący początek pierwszej lekcji. Czyli pora na matematykę. To moja pięta Achillesa. Nigdy mi nie szła i jestem stuprocentowo pewna, że nigdy nie będzie. W końcu każdy ma swoje słabości, jak i mocne strony. Nie przeczę, że w moim przypadku słabością można nazwać wszystko, co choć w najmniejszym stopniu związane jest ze szkołą.

Po skończonej lekcji razem z Crisem, postanowiliśmy pójść do ogrodu, jednak musiał znaleźć się ktoś, kto zaprzepaścił nasze plany, a mianowicie jego kumple. Oczywiście nie miałam prawa mieć im tego za złe, bo to ja tu jestem nowa, a nie oni. Jednak muszę przyznać, że trochę się zawiodłam, ponieważ naprawdę zaczynałam go lubić. Nie tak, żeby od razu mi się podobał. Po prostu go lubię... jak kolegę. Widziałam jego przepraszający wzrok, gdy z nimi odchodził, dlatego posłałam mu fałszywy uśmiech i poszłam w swoją stronę.
Jak się okazało, nauczyciel od chemii zachorował, a nikt nie mógł przyjść na zastępstwo, więc czekała nas wolna godzina. Z tego właśnie powodu zadowolona podążałam pustym korytarzem w kierunku wejścia do ogrodu. Podchodząc do drzwi doznałam szoku, gdyż ogród wbrew moim przekonaniom, nie był pusty. Na jednej z ławek, bowiem siedział właśnie tajemniczy brunet. Coś w środku mówiło mi, że lepiej tam nie wchodzić, lecz z drugiej strony... no właśnie. Z drugiej strony korciło mnie, aby to zrobić. Nigdy nie miałam silnej woli, więc już po chwili nacisnęłam klamkę i udałam się w stronę ławki, na której siedziałam poprzednim razem. Chłopak nawet na mnie nie spojrzał, ponieważ był zbyt zajęty telefonem. Może i dobrze. Tak jak ostatnio wyciągnęłam książkę i zaczęłam czytać.

- Nie powinnaś była tu wchodzić - podniosłam wzrok na ciemnowłosego, tym samym zauważając, że mi się uważnie przygląda.

- Dlaczego?

- Bo ja tu jestem, a nie lubię zbędnego towarzystwa.

- A jakiekolwiek lubisz? - prychnęłam.

- To cię nie powinno interesować.

- I nie interesuje, a teraz wybacz, ale chcę już wrócić do książki.

On tylko zaśmiał się pod nosem i oddalił w kierunku wyjścia podczas, gdy ja odprowadzałam go wzrokiem.

Aż do końca lekcji nie mogłam się na niczym skupić, przez co na każdej byłam upominana. Na szczęście skończyłam o 13, więc nie musiałam się zbyt długo męczyć. Po wyjściu ze szkoły dogonił mnie zdyszany Cris, więc trochę poprawiło mi to humor.

- Strasznie szybko chodzisz. Goniłem cię przez cały parking.

- Albo ty za wolno biegasz - odparłam z uśmiechem.

- Niee, ja akurat szybko biegam. Słuchaj, przepraszam, że tak dzisiaj cię zostawiłem. Głupio wyszło - powiedział ze spuszczoną głową. Widać było, że źle się z tym czuł.

- Nic się nie stało. Ja to rozumiem. Nie możesz zaniedbywać znajomych z mojego powodu. Jest okej - odparłam z lekkim uśmiechem.

Naprawdę nie byłam na niego zła. Myślę, że nawet gdybym chciała, to bym nie potrafiła. Wiem, głupio to brzmi, ale taka prawda. I to mnie właśnie przeraża...

- Czyli się nie gniewasz?

- Jasne, że nie.

- Świetnie. - uśmiechnął się - Wiesz... tak sobie myślę... może wyszli byśmy gdzieś razem? - spytał nieśmiało.

- Masz na myśli... - nie dokończyłam.

- Wspólne wyjście dwojga znajomych, którzy chcą się lepiej poznać.

- Jasne. Bardzo chętnie. - odparłam - Kiedy?

- Teraz. Zaraz. Oczywiście jeśli masz czas.

- Mam, ale będziemy musieli wpaść do mnie do domu, a moja mama nie wypuści nas bez obiadu.

- Nas? - przytaknęłam - Rozumiem.

Dalszą drogę do mnie, przebyliśmy rozmawiając i śmiejąc się z niektórych przechodniów. W pewnym momencie do mnie dotarło: czy on przypadkiem wcześniej nie opisał randki?
O cholera. Nie tego chciałam...

~~~~~~~

Witajcie. Mam nadzieję, że rozdział się podobał :) I czy w ogóle komukolwiek to opowiadanie się podoba?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro