10. Poradnik: jak szybko stracić przyjaciół?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nasza pierwsza oficjalna próba była conajmniej ekscytująca. Czułam się jak prawdziwy agent, który po lekcjach w środę, wymknął się o zachodzie słońca ze szkoły i wkroczył na terytorium wroga. Sprawa była o tyle niebezpieczna, że z oczywistych powodów nie byłam w Hilltop mile widziana. Jeśli ktoś podniósłby alarm i powiadomił pozostałych o mojej obecności w szkole, wrzucono by mnie do piwnic i tak pozostawiono na pastwę legendarnych szczurów. Co gorsza, nikt nie przyszedłby mnie uratować, bo zdrada to zdrada, a w Highland Woods nie było miejsca dla Barabaszów.

Hayden wciągnął mnie przez okno do sali na parterze, a potem dla bezpieczeństwa zasunął rolety. Chociaż Gilly Gilbert nie był specjalnie ucieszony na mój widok, Noah poklepał mnie po plecach i zaproponował piwo. Grzecznie odmówiłam, siadając na jednej z pustych ławek i przyglądając się wnętrzu sali.

Ścianę stanowiła boazeria, na której wisiała wielka tablica Mendelejewa. Naprzeciwko była tablica, a pod nią zardzewiała, żelazna półka z gąbką pochodzącą chyba z poprzedniego wieku. Część sali obklejona była papierowymi wytłaczankami, mającymi za zadanie absorbować dźwięki. W kącie stała perkusja, a na bębnie poprzyklejane były naklejki zespołów rockowych. Niektóre obdarte, jeszcze inne wypłowiałe.

Na stołku przy oknie siedział Noah, pobrzękując coś na basie. Twarz miał skupioną, bez wyrazu, a kręcone włosy wpadały mu do oczu. Hayden przechadzał się w tę i we w tę, nucąc coś pod nosem i skręcając jointa. Gilly Gilbert obserwował mnie, jakbym zaraz miała wyjąć z plecaka bombę i nas wszystkich pozabijać.

Początkowo, gdy ekscytacja trochę zelżała, a zastąpiło ją uczucie niezręczności, doszło do mnie, że nie mam bladego pojęcia jak wygląda praca w zespole. To znaczy, może i potrafiłam śpiewać, ale zupełnie nie orientowałam się w jaki sposób przebiega proces tworzenia muzyki.

Hayden mnie szybko wprowadził, podając mi odpalonego jointa. Początkowo byłam nieprzychylna pomysłowi palenia, ale bardzo szybko dałam się namówić. Nie minęło dziesięć minut, a moje mięśnie przestały się tak spinać, myśli w głowie zakończyły swój nieustanny galop, a Gilly Gilbert zakończył swoją misję posyłania mi morderczych spojrzeń.

Słuchaliśmy różnych piosenek, próbując odnaleźć ziarenko inspiracji, które potem moglibyśmy zasadzić i pielęgnować. Hayden przygrywał na gitarze, Noah dryfował w swoim świecie, a Gilly Gilbert starał się dopasować. Z początku nieśmiała, przekonałam się wkrótce, że to całkiem interesujące doświadczenie. Czując się o wiele swobodniej niż wcześniej, dołączyłam do chłopaków, eksperymentując z różnymi melodiami.

Nawet nie zauważyłam jak szybko przeminął nam wieczór. Hayden otworzył okno, nie tyle by mnie wypuścić, co przewietrzyć trochę sale. Wszyscy śmierdzieliśmy jak stare popielnice.

— Przepraszam, że zostawiłem cię wtedy na boisku — powiedział Hayden, kiedy reszta chłopaków pakowała sprzęt, a my siedzieliśmy beztrosko na parapecie.

Na zewnątrz było ciemno, ale przyjemnie chłodno. Wdychaliśmy zapachy nadchodzącej nocy, machając nogami w powietrzu. Przestałam się nawet obawiać, że ktoś nas może zobaczyć.

— Nie szkodzi, dałam radę.

— Nie, naprawdę. Po prostu jak widzę Savoy'a to coś się we mnie gotuje i nie myślę racjonalnie — westchnął, a potem dodał pod nosem. — Wstrętny pasożyt ludzkiej cywilizacji.

Poklepałam go rozbawiona po ramieniu. 

Krótko potem pożegnaliśmy się wylewnie, a ja zeskoczyłam zgrabnie na trawę. Zanim wybiegłam w ciemny świat, po raz setny wytłumaczyłam Haydenowi, że nic mi się nie stanie, Lakeside jest malutkie, a Highland Woods znajduje się zaledwie piętnaście minut drogi. Chłopak był zupełnie nieprzekonany, ale w końcu puścił mnie samą.

Szłam polną drogą, wsłuchując się w wieczorne melodie świerszczy. Cała dzisiejsza przygoda z muzyką, to wspaniałe uczucie tworzenia bardzo mnie ożywiły. Na policzkach miałam wypieki, a w głowie masę pomysłów. Nawet nie podejrzewałam, że propozycja Haydena okaże się taką eksplozją emocji. Nigdy wcześniej nie łaknęłam takiej strawy duchowej jaką była sztuka. A tu proszę.

Do szkoły wślizgnęłam się rozweselona, zaraz zdejmując z siebie wełniany płaszcz i pisząc do Haydena, że jestem żywa. Uważając by nie wpaść pod długie nogi Henry'ego Woźnego, przemknęłam cichutko bocznym korytarzem, by w końcu cała i zdrowa znaleźć się pod salonem. Zaaferowana, z myślami dryfującymi wokół mojej nowo odkrytej potrzeby artystycznej, praktycznie wpadłam do salonu. Przywitały mnie twarze moich przyjaciół, opalające się w promieniach skwierczącego ognia.

— Ile można siedzieć w bibliotece? — zapytał Blythe, zdejmując nogi ze stolika.

Obok niego leżała Penelope, spoglądając na mnie zaciekawiona znad książki od biologii. Na dywanie, rozłożyły się bliźniaczki, używając pustych zeszytów jako podkładki do malowania paznokci. Zamachały do mnie leniwie, po czym wróciły do pracy nad manicure.

— Musiałam naprawdę się skupić nad tymi zadaniami od słodkiego Salvatore — stwierdziłam, przysiadając na skrawku kanapy. Winona podniosła głowę, poruszając nozdrzami jak królik. Zamarło mi serce gdy pomyślałam, że mogła wyczuć smród palonego zielska. Całe szczęście nic nie powiedziała, a ja wróciłam do mojego tłumaczenia: — Z roku na rok jest coraz bardziej cięty.

Rozległy się pomrukiwania zgody, a nikt nie śmiał kwestionować mojego kłamstwa. Nawet Davon kiwnął głową ze zrozumieniem, wracając do pisania w zeszycie. Ziewnięciem skwitowałam cały dzień, kładąc łokieć na oparciu kanapy. Płaszczyk ułożyłam sobie na kolanach, w milczeniu patrząc na ogień.

— Biblioteka wysysa z ludzi życie — zauważyła Winona, oceniając swoje paznokcie — Dlatego tam nie chodzę.

— Widać — skomentowała jej siostra z przekąsem.

Uśmiechnęłam się pod nosem, przymykając oczy. Cisza była niezwykle słodka i przyjemna, dopóki nie przerwał jej dzwonek mojego telefonu. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc kto może dobijać się do mnie o tej porze. Babcia już pewnie dawno spała, bo jej ulubiony, wieczorny program skończył się godzinę temu. Rodzice zazwyczaj kontaktowali się ze mną sms'ami, także przez chwilę dopadł mnie głęboki stres. Bo co jeśli ktoś umarł?

Na ekranie wyświetlało się imię mojego taty. Przygotowując się na najgorsze, wstałam i odebrałam telefon. Nie chcąc przeszkadzać pozostałym w nauce, wyszłam na korytarz.

— Halo? Cześć tato.

Chociaż nikt nie umarł, rozmowa telefoniczna nie przynosiła dobrych wiadomości. Otóz firma, w której pracowali moi rodzice przechodziła poważny kryzys, a ten z kolei zagrażał ich posadom. Wiedziałam, że jest to ciężkie, zwłaszcza dla niego, kiedy z bólem serca powiadomił mnie, że prawdopodobnie nie będzie w stanie zapłacić za ostatni trymestr Highland Woods. Dodał też, że jeśli sprawy utrzymają się na aktualnym poziomie, nie będę mogła wrócić do szkoły po wakacjach.

— Jest mi naprawdę, naprawdę przykro, Lyanna. Zawiodłem cię, przepraszam.

Ze złamanym sercem zapewniłam go, że nic nie szkodzi. Choć myślałam, że to na tyle przykrych wiadomości, tata dał mi do telefonu mamę, która oznajmiła, że muszą zostać w Australii cały grudzień. Zachciało mi się płakać na myśl, że nici z cieplutkich, rodzinnych, świąt.

— Bardzo cię przepraszam, kochanie. — Chwila milczenia. — A oprócz tego, wszystko w porządku? Jesteś zdrowa? 

— Yhm — mruknęłam, bez przekonania. 

— To dobrze, to dobrze — westchnęła, a potem zamilkła. Wsłuchiwałam się w jej przyciszony oddech, dopóki ostrożnie nie zaczęła: — Co do sytuacji z pieniędzmi... Jest mi bardzo źle, Lyanna, naprawdę, nikt się tego nie spodziewał. Postaramy się to naprawić do nowego roku, ale być może wiosnę będziesz musiała spędzić...

— W innym liceum — dokończyłam, pocierając dłonią policzek.

— Przepraszam.

— Jest okey, naprawdę. To nie jest wasza wina.

Mama zapewniła mnie jeszcze raz, że nie odpuszczą aż do końca. Podziękowałam jej za wszystko, ledwo hamując łzy w oczach. Gdy się w końcu rozłączyłyśmy, przyłożyłam telefon do szaleńczo bijącego serca i przymknęłam oczy. Nie miałam do nikogo żalu; było mi po prostu niewiarygodnie smutno, że niedługo Highland Woods może pozostać tylko wspomnieniem. Wzięłam kilka oddechów, podskakując i otrzepując dłonie. Wmówiłam sobie, że będzie dobrze, zanim ponownie wkroczyłam do salonu.

— Wszystko w porządku? — zapytała Penelope od progu, podwijając nogi i siadając na kanapie.

— Nic wielkiego -—skłamałam, drapiąc się po głowie. — Tylko rodzice. Nie dadzą rady wrócić z Australii na święta. 

— Przykro mi. — Hailey popatrzyła na mnie współczująco. 

— Nie martw się — powiedział Blythe, rzucając mi serdeczne spojrzenie. Potem skarpetą szturchnął głowę Davona, który odwrócił się zagniewany. — Z całą pewnością zobaczycie się po świętach. 

— Jeśli już jesteśmy w temacie świąt to nie mogę się doczekać, żeby być z wami szczera — wtrąciła się Hailey, unosząc swoje paznokcie i podziwiając świeży lakier. — W końcu zasłużona przerwa.  

— Na twoim miejscu nie przestawałabym myśleć o nauce — powiedziała kąśliwie jej siostra. — Idą egzaminy. Myślę, że nawet jakby Davon zastawił całą swoją rezydencję to te pieniądze nie byłyby w stanie przekupić egzaminatorów, by przymknęli oko na twoją głupotę.

Na myśl o egzaminach pobladłam, a mój żołądek zwinął się w ciasnego słupa. Nie chciałam nawet o nich myśleć, bo jeśli w moim życiu nie spadnie na mnie żadne olśnienie matematyczne to prawdopodobnie nie zdam. Potem przypomniałam sobie jednak o moich rodzicach i automatycznie posmutniałam. Prawdopodobnie nie będę pisać egzaminów w Highland Woods.

Jak bardzo nie chciałam stąd odchodzić! Jedyną osobą, która nie połknęła mojej rodzice-nie-wracają-na-święta wymówki był Davon, który już dawno odłożył swój zeszyt i teraz już tylko patrzył na mnie. Zrobiłam do niego głupią minę, ale on tylko uniósł brwi i pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Słyszeliście temat imprezy Halloweenowej? — spytała nagle Winona, całkowicie pogrzebując temat świąt, szkoły i egzaminów.

Wszyscy popatrzyli na nią zaintrygowani

— Przecież Orchid jeszcze nic nie ogłosił — zauważyła naiwnie Penelope, a ja przytaknęłam.

— Naprawdę? — mruknęła Winona, jakby obrażona, że ktoś kwestionował jej tytuł mistrza szpiegów: — No to słuchajcie: bogowie i potwory.

— O świetnie, Blythe nie będzie musiał się przebierać — skomentował sucho Davon.

— Nazywasz mnie bogiem?

Davon odwrócił się z wymownym uśmiechem. Blythe chciał włożyć stopę w jego twarz, ale tamten w porę ją złapał i prawie zrzucił chłopaka z kanapy. Penelope patrzyła na nich jak na zwierzęta w zoo, odsuwając się na bezpieczną odległość.

Ja z kolei ucieszyłam się, że coś innego zaczęło zaprzątać mi głowę. Musiałam uszyć sobie kostium i wszystko zaplanować. Popatrzyłam na Winonę z wdzięcznością. Jej z pozoru nic nieznacząca informacja poprawiła mi humor o sto osiemdziesiąt stopni.

— Lyanna, idziesz z Haydenem?

To pytanie spadło jak grom z jasnego nieba, a na dodatek pochodziło z ust Davona. Zamrugałam zdziwiona, bo zagadnieniem niezwykle ciekawym było: co go to w ogóle obchodzi? Blythe cmoknął tajemniczo, udając, że wraca do czytania podręcznika. Penelope zachichotała, a błysk w oczach bliźniaczek uświadomił mi, że są bardzo blisko by osiągnąć swój żartobliwy stan, gdzie opowiadają głupoty i wkręcają niewinnym ludziom wyssane z palca bajeczki.

— Z dyrektorem Salvatore — odparłam, a potem skrzyżowałam ramiona na piersi: — A co, Davon? Chciałeś mnie zaprosić?

Widziałam jak zza podręcznika wyłania się samo czoło i oczy Blythe'a, który rozemocjonowany obserwował naszą rozmowę jak najlepszą rozrywkę. Bliźniaczki wydęły wargi, szepcząc coś między sobą. Davon natomiast chłodno zaprzeczył.

— Prędzej piekło by zamarzło niż bym cię publicznie, gdziekolwiek zabrał.

— Vice versa, mój drogi. Vice versa.

Naprawdę zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego Davon zapytał o Haydena. Już dawno moje malutkie kłamstwo zostało obnażone, wypłoszone i zapomniane. Żeby być dokładnym, bliźniaczki zaraz po meczu wyjaśniły oburzonym chłopakom, że mój romans z Haydenem był wyłącznie głupim żartem, a oni łykają wszystko jak młode pelikany.

Co więc planujesz, Davonie Savoy?


Witam w 2023! Życzę wam wszystkie dobrego, zdrówka, szczęścia i pomyślności. 

Jestem chora więc jeśli wkradł się gdzieś jakiś błąd, proszę mnie nie winić:(((

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro