9. Krew, płacz i partyjka w krykieta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzieliśmy na zapleczu kawiarni, w której pracował basista zespołu, Noah. Upchani gdzieś pomiędzy kartonowymi pudłami, a buczącymi lodówkami, gdzie chłodziło się mleko, dyskutowaliśmy na temat przyszłości zespołu.

Gilly Gilbert, perkusista o imieniu godnym dilera spod ciemnej gwiazdy, opierał się naburmuszony o ścianę, narzekając, że w projekcie nie ma miejsca dla rozwydrzonego dzieciaka z Highland Woods. Hayden natomiast próbował go przekonać, mówiąc, że jestem inna i nie reprezentuje tego samego, niskiego poziomu, co moi znajomi.

— Ujmę to tak — wtrąciłam się w końcu, nie mogąc dłużej słuchać ani jednego, ani drugiego. — Ryzykuję swoje dobre imię by pomóc wam nagrać piosenki i przygotować się do tego durnego przeglądu. Hayden obiecał mi, że szybko znajdzie stałego wokalistę, także otrzyj łzy Gilly Gilbercie, niedługo stąd zniknę.

Chłopak wywrócił oczami, ale w końcu zamilkł. Po zmuszeniu wszystkich do utrzymania sekretu,  zgodziłam się przychodzić na próby raz w tygodniu i pomóc Haydenowi w nagraniu wokalu. Po rozmowie, Noah, jedyny trzeźwo myślący z grupy, otarł swoje dłonie w bawełniany fartuch i podał mi dłoń.

— Dzięki, Lyanna. Wisimy ci przysługę.

Potem wszyscy wyszli, a ja zostałam sam na sam z Haydenem. Chłopak jak zawsze wszystkiego dotykał i wszędzie zaglądał, na końcu otwierając lodówkę i wyjmując z niej butelkę mleka. Odkręcił korek, upił łyka, skrzywił się, a potem odstawił ją na miejsce. Przyglądałam mu się zadziwiona, próbując odgadnąć tok jego zagadkowego rozumowania.

— Miałeś mi opowiedzieć o Weatherheadzie.

Hayden otarł usta wierzchem dłoni i w końcu usiadł na miejscu. Na miejscu, mam na myśli plastikowym kuble od mopa. Trochę się ociągał, ale w końcu zaczął mówić, a z każdym jego słowem, twarz mi coraz bardziej rzedła.

Okazało się, ża nauczyciel był zwykłym zboczeńcem, który miłował sobie towarzystwo młodych dziewcząt. Niby każdy o tym wiedział, ale nigdy nikt nic z tym nie robił. Niektóre dziewczyny z kolei wykorzystywały jego ułomność, zabiegając o lepsze oceny i więcej fory.

— Zazwyczaj było to dosyć niewinne, wiesz, krótkie spódniczki, głębsze dekolty... — wyjaśnił.

Miarka przebrała się jednak, gdy jedna z dziewczyn uznała, że mężczyzna posuwa się za daleko. Chciała wszystko zgłosić dyrektorowi.

— Kelsey nigdy mi do końca nie powiedziała, co zaszło między nimi. Była jednak wstrząśnięta, a ja nie chciałem naciskać. Kiedy jednak Weatherhead dowiedział się, że ta planuje go pozwać, zagroził jej, że... — Tutaj Hayden popatrzył czy nikt ich nie podsłuchuje, po czym nachylił się bliżej i powiedział szeptem: — Że wycieknie jej nudesy.

Zmarszczyłam brwi z niedowierzaniem i zaraz zapytałam: — A skąd on do licha miał jej nagie zdjęcia?!

— Widzisz, tutaj sprawa się komplikuje. Kelsey oblała końcowe egzaminy, a Wetherhead zgodził się przepchać ją dalej, jeśli...

— Okey, okey. — Zatrzymałam go. — Chyba rozumiem.

— Kelsey jest moją przyjaciółką — kontynuował Hayden, balansując na kuble. — Przy następnej okazji gdy ten oblech rzucił jakiś niesmaczny komentarz w jej stronę... Popuściły mi nerwy. Resztę już chyba znasz, nasz kochany profesorek wyczuł, że robi się gorąco, podwinął ogon i zwiał do Highland Woods.

— Chcesz mi powiedzieć, że dyrektor Salvatore potulnie wpuścił do szkoły zboczeńca?

— Chociaż bardzo nie chcę go bronić, wydaje mi się, że o niczym nie wie. Karta Weatherheada jest czyściusieńka jak łza.

Przełknęłam nerwowo ślinę, chodząc od ściany do ściany. Wszystkie dziewczyny w Highland Woods były w niebezpieczeństwie.

— Być może będzie miał większy szacunek do dam z Highland Woods, niż do pastuchów z Hilltop — oznajmił Hayden, a ja energicznie pokręciłam głową.

— On... On... — zaczęłam, próbując znaleźć odpowiednie słowa. — Dobierał się do mnie? W zeszły piątek, podczas szlabanu. Wziął mnie trochę z zaskoczenia, muszę przyznać. Nie wiem zbyt co z tym wszystkim zrobić. Trochę jestem wystraszona, trochę zła na siebie, że nic jeszcze nie zdziałałam. Siedzę potulnie jak baranek na jego durnych lekcjach. 

Hayden wciągnął głęboko powietrze, a potem wstał i mnie przytulił. Bez słowa, bez żadnego komentarza. Trzymałam głowę na jego torsie, czując, że mam ochotę znowu się rozpłakać. Nie miałam żadnych kart, żeby zagrać przeciwko Weatherheadowi, który na tę porę był nietykalny.

— Liann, złotko. Przykro mi to słyszeć.

— Musimy go wydać. Złapać na gorącym uczynku. Tak nie może być — westchnęłam, pocierając oczy.

Hayden przytaknął, obiecując, że znajdzie sposób by zestrzelić go z pozycji nauczyciela w Highland Woods. Potem popatrzył na mnie czule, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk: — Jedno słowo, Liann, a pójdę i złamię mu nos po raz drugi.

Zaśmiałam się cicho, przytulając go jeszcze mocniej. Czułam się o wiele lepiej; Hayden miał tę niezwykłą zdolność zapewniania, że wszystko koniec końców się ułoży, a sprawiedliwości stanie się zadość.

Staliśmy tak wśród tego całego bałaganu, wdychając zapach lawendowego płynu do podłogi i słuchając płynnej melodii lodówki. Starając się załagodzić napiętą atmosferę, zaczęliśmy rozmawiać o zupełnych głupotach, a Hayden znowu sięgnął po mleko. Tym razem podał mi butelkę, a ja nie wiem dlaczego - być może ze zmęczenia, być może z powodu traumy, być może ze stresu - odruchowo upiłam łyka. Zaraz się wzdrygnęłam z obrzydzenia i o mało nie wyplułam wszystkiego na podłogę.

— Zepsute, nie?

Zanim zapytałam chłopaka z jakiej przyczyny podał mi do wypicia zepsute mleko, na zaplecze wkroczył Noah, brzdękając wymownie kluczami zawieszonymi na środkowym palcu.

— Słodziaki, zamykamy.

✥✥✥

Następnego dnia przyszedł pierwszy mecz krykieta. Coś co oficjalnie nazywano "przyjacielskim sparingiem", nigdy przyjacielskie nie było. Drużyny z Hilltop i Highland Woods spotykały się na murawie po raz pierwszy w sezonie, a emocje w obu szkołach sięgały zenitu. Już od rana przy boisku w Highland Woods kręcili się poddenerwowani kibice obu zespołów, czasem szukając zwady, czasem tylko badając grunt.

Razem z pozostałymi dziewczynami spełniłyśmy swój obywatelski obowiązek, przebierając się w kolory naszej szkoły i malując biało-niebiesko-żółte barwy na policzkach. Penelope wplotła sobie nawet wstążeczki w swoje warkoczyki, wygrywając nieformalny tytuł najbardziej oddanego kibica.

Podczas każdego spotkania pomiędzy szkołami dochodziło do przeróżnych zwad. Zazwyczaj inicjowały je młodsze klasy, bo starsze roczniki z wiekiem uczyły się nienawidzić w milczeniu. Przykładowo, trzy lata temu, czwartoklasiści sprzedawali na trybunach preparaty przeciwko pchłom i innym szkodnikom, co oczywiście szybko doprowadziło do bójki. Dwa lata temu, Hilltop przyniosło ze sobą szmacianą kukłę o niebieskich oczach i blond włosach, ubraną w mundurek Highland Woods i po meczu spalili ją na stosie. W rezultacie... znowu doszło do bójki, tylko tym razem ktoś poniósł konsekwencje, bo Davon i Hayden zostali zawieszeni na parę tygodni. Rok temu z kolei, jakieś zwariowane dzieciaki obrzucały uczniów Hilltop pieniędzmi, a tamci w zamian rozdawali bony na eutanazję w Szwajcarii.

Także owe sportowe spotkania były w pewnym sensie legendarne. Zwykle wieńczone przemocą, podartymi ubraniami, a czasem nawet interwencją policji.

O piętnastej siedziałyśmy już na trybunach, grzecznie czekając na rozpoczęcie spotkania. Naprzeciwko nas ławki zajęli uczniowie Hilltop, wśród których dostrzegłam między innymi Gilly Gilberta i Noah'a. Żeby jeszcze raz nakreślić stężenie nienawiści w powietrzu, powiem tylko, że nawet nie mogłam im pomachać. Zaraz jakiś wściekły kibic Highland Woods odgryzłby mi rękę.

— Jak bardzo ciężko przechodzi mi to przez gardło, muszę przyznać, że Hayden Clark jest piękny — westchnęła Mia, wodząc wzrokiem za najpopularniejszym zawodnikiem przeciwnej drużyny.

Popatrzyłam w stronę chłopaka, próbując ocenić w jakim stopniu Mia mówiła prawdę. Problem leżał w tym, że nawet jeśli chciałam w ciszy popodziwiać jego delikatne rysy twarzy, blond włosy, w jesiennym słońcu bajecznie błyskające złotem, to jakoś nie mogłam. Za każdym razem w głowie rodził mi się jeden obraz - Hayden siedzący na plastikowym kuble od mopa, popijający z gwinta skwaśniałe mleko.

— Ja uważam, że lepszy jest ich kapitan — stwierdziła Hailey, głową wskazując Vincenta O'Hagana. — Zawsze miałam słabość do Irlandczyków.

Wzrokiem powędrowałam do rosłego chłopaka, z ciemnymi włosami i piegami na nosie. Winona popatrzyła na swoją siostrę jakby chciała coś powiedzieć, ale jednak zadecydowała, że zamilknie. 

W końcu mecz się zaczął, trybuny zawrzały, a gwiazdy obu drużyn wybiegły na murawę. Arbiter, przybyły z innego miasta, zaprosił kapitanów do siebie, by wykonać rzut monetą. Vincent i Killian, oboje z zaciętymi minami, obserwowali jak pieniądz leci w górę, a potem opada z powrotem w dłonie sędzi.

Highland Woods zostało stroną odbijającą i w ten sposób Killian znalazł się na środku boiska. Z lekko ugiętymi kolanami, kijem przerzuconym przez ramię czekał na ruch przeciwnika. Kędzierzawy chłopak z Hilltop, wziął czerwoną piłkę do ręki i podrzucając ją parę razy do góry, krzyczał coś do reszty swojego zespołu. Po chwili wziął głęboki oddech, zamachnął się i... I gra się rozpoczęła.

Dwie strony boiska wyły w niebogłosy; strona Highland Woods dopingowało gorąco Killiana, klaszcząc i tupiąc nogami o drewnianą konstrukcje trybun. Naprzeciwko Hilltop buczało donośnie, starając się zdezorientować wrogów.

Kapitanowi naszej drużyny szło całkiem dobrze, dopóki rzucający nie trafił w bramkę. Po stronie Highland Woods aż zakipiało, a Killian zmienił się z Davonem.

Davon wszedł leniwie na środek boiska, poprawiając odstający kołnierz przy niebieskiej polówce. Widownia zaklaskała głośno, ale Davon zdawał się nie zwracać na nic uwagi. Twarz miał niewzruszoną, spojrzenie chłodne, a gdy dostrzegł kto tym razem rzucał piłkę, kąciki ust mu zadrżały.

Hayden wyciągniętymi ramionami zachęcał Hilltop do głośniejszych wrzasków, sam w pełni napawając się swoją popularnością. Gdy stanął przed Davonem, uśmiechnął się słodko, na co tamten mu nie odpowiedział. Zamiast tego ścisnął mocniej kij, przygotowując się do uderzenia.

Hayden rozpoczął grę dość brutalnie, bo piłka, którą rzucił nie była najłatwiejsza do odbicia. Davon jednak z gracją zamachnął się i odbił ją przed siebie. Potem bez namysłu rzucił się do biegu na drugą stronę boiska.

— Dalej, Davon! — zawołała Penelope.

Po zdobyciu dwóch punktów, Davon ustawił się ponownie na miejsce. Policzki miał rumiane, a oczy pobłyskiwały mu z emocji. Hayden zmierzył go wzrokiem od góry do dołu, po czym rozpoczął kolejną rundę. Piłka wzniosła się w powietrze, a Davon bardzo zwinnie i umiejętnie, odbił ją tak mocno, że wyleciała poza boisko.

Wzrok wszystkich podążał za czerwoną kulką. Sam Davon przystanął, obserwując gdzie też wyląduje. Natomiast jedyne co widziałam ja to malutki przedmiot, lecący z zawrotną prędkością w moją stronę. Nie miałam wiele czasu do namysłu, a na ucieczkę było za późno. Stąd też mocno spanikowałam, ale koniec końców wyciągnęłam obie ręce i koślawo złapałam podarunek, który uprzejmie posłał mi Savoy.

Wstałam zdezorientowana, trzymając piłkę w dłoni. Byłam bardzo dumna, że jakimś cudem nie oberwałam w głowę, ale nikt nie podzielał mojej ekscytacji. Hayden i Davon spoglądali na mnie ponaglająco, bo prawdopodobnie niepotrzebnie przeciągałam grę. Uśmiechając się głupio, odrzuciłam przedmiot do chłopaków i wróciłam na miejsce. Winona szturchnęła mnie wymownie w ramię, ale niezbyt rozumiałam o co jej chodziło.

Gra zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Gdy po półtorej godziny, w końcu zmieniono strony, a Hilltop zostało rzucającymi, po stronie Highland Woods wybuchło poruszenie. Uczniowie szeptali coś między sobą, szturchali się w ramiona, aż w końcu część z nich, jak jeden mąż, wstała. Patrzyłam zaciekawiona, co też znowu wymyślili.

Tłum dzieciaków z Highland Woods zaczęło chórem śpiewać piosenkę na melodię "Oh, my Clementine". Po pierwszym wersie boisko zamarło, a uczniowie Hilltop purpurowieli ze złości, słuchając wybryku wrogiej szkoły.

W slumsach w Hilltop,
W slumsach w Hilltop,

Widzą szczura na dywanie,
I myślą, że to śniadanie

W slumsach w Hilltop,
W slumsach w Hilltop,

Spotkasz sieroty przez świat niekochane,
Jak zwierzęta w klatkach poupychane,

W slumsach w Hilltop,
W slumsach w Hilltop,

Tak niesie przez świat wieść
Nie ma tam przyszłości, nie ma też co jeść

W slumsach w Hilltop,
W slumsach w Hilltop.

Przygryzłam wargę, czując się trochę nieswojo. Przypadkowo napotkałam wzrok Haydena, który po raz pierwszy wyglądał na śmiertelnie poważnego. Posłałam mu przepraszający uśmiech, ale tamten się odwrócił, krzyknął coś do Vincenta, zdjął swój zielony kaszkiet i cisnął go o ziemię. Potem nastąpił nieodłączny punkt programu; uczniowie Hilltop wstali ze swoich miejsc i szturmem ruszyli w stronę naszej strony. Niektórzy z Highland Woods tylko na to czekali, bo już w gotowości, rzucili się wściekle do przodu.

— Kocham zamieszki! — stwierdziła rozmarzona Hailey.

Jej siostra przytaknęła energicznie. Potem popatrzyła na Penelope, ta na Mię, a ona z kolei spojrzała na mnie. Zbladłam, bo wiedziałam co planowały - wskoczyć w sam środek tego rozgardiaszu. Sędzia ewakuował się błyskawicznie z murawy, widząc dwa tajfuny zmierzające w jego stronę. Biedaczek, biegł tak szybko, że prawie potknął się i upadł nosem w trawę.

— Będzie śmiesznie — powiedziała Penelope, starając się przekonać mnie wzrokiem.

Z asertywnością nigdy nie było mi po drodze, toteż już za chwilę gnałyśmy w dół schodów, krzycząc i wymachując rękami. Robiłyśmy to wyłącznie by zasiać jeszcze większy zamęt; wkrótce  trybuny opustoszały, a każdy znalazł się na boisku. Początkowo wszystko przypominało koncertowe pogo; ludzie popychali się wzajemnie, a tłum porywał delikwentów swoim ostrym nurtem. Dziewczyny wyglądały jakby bawiły się szampańsko; skakały jak wariatki, z rumieńcami na twarzach i rozweselonymi oczami.

Jakimś cudem dopchałyśmy się do środka, gdzie widziałam przeciwną drużynę. Uczniowie Hilltop wyzywali naszych, plując i bucząc. Hayden próbował uspokoić tłum po swojej stronie, a Davon po naszej. Nikt go specjalnie nie słuchał, bo każdy już dawno wpadł w ramiona zupełnego szaleństwa.

W którymś momencie tłum pogubił swoje początkowe założenia i wkrótce nie chodziło już o przyfasolenie sąsiadowi, a bardziej o... właśnie, o co? Chyba nie chodziło o nic, bo każdy tylko się pchał, podśpiewując dzikie melodie. Zrobiło się na tyle tłoczno, że zaraz zgubiłam dziewczyny i zostałam sama. Gdzieś znowu mignęła mi postać Davona, stąd też ruszyłam do przodu. Gdy już byłam na tyle blisko, że mogłam zawołać jego imię, ktoś przydzwonił mi łokciem w głowę.

Przegrywając walkę z grawitacją, potknęłam się i upadłam. Dłonią zakryłam sobie obolałe oko, które niestety dostało rykoszetem. Potwór zwany tłumem rozchylił swoją złowieszczą paszczę, z niej wyłonił się Davon, a tuż za nim Hayden. Zdrowym okiem obserwowałam jak oboje rzucili mi się na pomoc, ale gdy zobaczyli siebie nawzajem to taktycznie przystopowali, a potem już chyba zupełnie o mnie zapomnieli.

Davon patrzył na Haydena, Hayden na Davona. Świat się zatrzymał, a dwóch walecznych rycerzy odwróciło się w swoje strony i pozostawiło mnie na ziemi, skołowaną i umorusaną w błocie. Wstałam o własnych siłach, dochodząc do wniosku, że w tym świecie można liczyć wyłącznie na siebie.

Na domiar złego przeczuwałam, że dzisiejsza zawierucha sprezentuje nam wspaniałą pamiątkę pod postacią rocznego zakazu gry w krykieta.

✥✥✥

Ban dla drużyn obu szkół przyszedł wraz z poniedziałkiem. Stałam rano pod tablicą ogłoszeń w holu, wpatrując się w eleganckie pismo dyrektora Salvatore. KRYKIET ZAWIESZONY DO ODWOŁANIA, głosiła kartka, a ja mogłam tylko sobie wyobrazić niezadowolenie obu stron.

Normalnie ciągle bym spała o tej godzinie, jednak ta noc była dla mnie okrutnie niełaskawa. Bolało mnie oko, nad kością policzkową zakorzeniło się zielone limo, a do tego pakietu dochodziła jeszcze Hailey, która strasznie głośno chrapała. Ogólnie lubiłam wczesne poranki, jeśli tylko dawałam radę je powitać. W szkole zawsze było cicho, korytarze zalewało cieplutkie słońce, a powietrze było jakby lżejsze. Czułam się wtedy jak w prologu jakiejś historii; nie wiedziałam co przyniesie nowy dzień, co mi daruje, co zabierze.

Spacerując po szkole, próbowałam nacieszyć się tą atmosferą tajemnicy ile tylko mogłam. Splotłam ręce za plecami, przechadzając się pomiędzy wielkimi filarami, zdobionymi balustradami, marmurowymi popiersiami. Wyglądałam za okna, cieszyłam się promieniami, przeskakiwałam z jednej podłogowej płytki na drugą. Mimo zmęczenia, czułam się wspaniale.

W pewnym momencie tej przygody zauważyłam, że nie tylko ja rozkoszuję się urokami młodej godziny. Nie kto inny, a Penelope, największy leń i śpioch Highland Woods - jeśli nie liczyć Blythe'a - energicznie przecinała hol, nucąc jakąś wesołą piosenkę. Z głową w chmurach, nawet mnie nie spostrzegła. Dopiero gdy ją zawołałam, z jej oczu zniknęła wcześniejsza sielskość, a melodia zamarła na jej ustach.

— Czy ja śnię, czy ty rzeczywiście jesteś poza łóżkiem przed lekcjami?

— Och, daj spokój. Przez napiętą sytuację po meczu, muszę spotykać się z Theodorem o tej niebotycznie wczesnej godzinie. Czuję się jakbym była własnym cieniem.

Uśmiechnęłam się pod nosem, głęboko poruszona poświęceniem dziewczyny. Naprawdę, Theodor musiał być fenomenalnym chłopakiem, skoro Penelope z własnej woli opuszczała tak wcześnie sypialnie. 

— Jak ogólnie to wygląda? — zagadnęłam, kiedy odruchowo skręciłyśmy w stronę internatu — Wiesz, że jeśli to coś poważnego, nie będziecie mogli się wiecznie ukrywać?

Penelope westchnęła tylko. Było widać, że ta myśl nie dawała jej spokoju. Cóż, nie dziwiłam się.

— Chociaż tego nie chcę, będę musiała im wkrótce powiedzieć. Przyjaciele to przyjaciele, nie możemy mieć przed sobą sekretów.

Zawstydzona, spuściłam wzrok na podłogę. Jedno zdanie wywołało we mnie ogromne poczucie winy. Przez ułamek sekundy, któryś już to raz w tym miesiącu, rozważałam czy nie powinnam zwierzyć się Penelope. Potem jednak przekroczyłyśmy próg salonu, gdzie stwierdziłam, że jeszcze trochę poczekam. Nie wiedziałam czy cokolwiek z tego zespołu tak naprawdę wypali. Być może Gilly Gilbert wziął sobie do serca wczorajszą przyśpiewkę i już nigdy nie wpuści mnie na próby.

— A jak między tobą, a Davonem? — zapytała tak nagle, że aż musiałam się zatrzymać.

Popatrzyłam na nią zdumiona, energicznie odgarniając włosy z twarzy.

— Skąd ty masz taki pomysł, że ja... Że ja mogłabym coś z Davonem? Przez połowę naszej znajomości mamy ochotę się pozabijać, a przez drugą połowę... Nie wiem, pomordować!

Penelope uniosła brew do góry, prychając. Nie miałam pojęcia, jakim cudem wpadła na tak absurdalne pytanie. Wczesna godzina zdecydowanie jej nie służyła. Teraz miałam na to niezbity dowód.

— Ann, już nie udawaj. To, jak się rzucił, gdy upadłaś...

— Zaraz, zaraz. Widziałaś to?

Penelope przytaknęła.

— I mi nie pomogłaś?

Dziewczyna machnęła ręką i trafnie zauważyła, że celowo zmieniam temat. Usiadłam na kanapie, nadal nie rozumiejąc rekacji Davona. To znaczy, wcześniej w ogóle o tym nie myślałam, ale gdy Penelope powiedziała to na głos... Wyjątkowo dziwna sprawa.

Przyciągnęłam kolana pod brodę, zaciskając usta w wąską linię. Moja wyobraźnia wydawała się nieskończona, ale jednak znalazłam jej granicę. Pojawiała się dokładnie wtedy, kiedy próbowałam wykreować w głowie siebie z Davonem. Jako coś więcej niż toksyczny związek.

— Powinnyśmy jak najszybciej ukrócić plotki o mnie i Haydenie — dodałam twardo — Zanim pojawią się ofiary śmiertelne.

— Co fakt, to fakt.

Zapadło milczenie, przerwane przez nagłe nadejście Blythe'a. Zaspany chłopak, bez przywitania, rzucił się na wolną kanapę i wyciągnął nogi na stół. Uchylił powiekę, obserwując mnie i Penelope, zamglonym spojrzeniem.

— Wy też wstałyście tak wcześnie, żeby napisać ten głupi esej na historię?

Uśmiech zniknął mi w nieprawdopodobnie szybkim tempie, kiedy zrozumiałam, że Blythe absolutnie nie żartuje. Rzeczywiście mieliśmy ważne zadanie domowe, którego oblanie skutkowało zapowiadanym usunięciem ze szkoły, pod ścisłym patronatem nauczyciela historii, pana April. A ja o nim zapomniałam. Tak zupełnie!

Kiedy zbladłam na tyle, że już bielszym się być nie dało, do salonu weszła druga gwiazda. Davon Savoy z półprzymkniętymi oczami, doczłapał do ostatniego, wolnego fotela i gustownie na nim zasiadł, poprawiając aksamitny pasek od szlafroka.

— Mairead doprowadzi mnie przedwcześnie do grobu, jeśli za każdym razem, kiedy zada te swoje pożal-się-boże referaty, będę musiał zrywać się o piątej, żeby je napisać.

Wymieniłyśmy z Penelope przerażone spojrzenia, a jakiekolwiek romanse zaraz wyleciały nam z głowy. Realizm brutalnie dał o sobie znać, a ja za chwilę pożałowałam, że wczorajszy łokieć nie znokautował mnie na amen.

Do tego dochodziła wiadomość od Haydena, który przesłał mi datę naszej pierwszej próby.

— Jak ja nienawidzę poniedziałków! — jęknęłam tylko, przytłoczona przez bestialski charakter rzeczywistości.


Wesołych świąt, kochani! Postaram się jeszcze coś wrzucić przed nowym rokiem, ale jeśli nie dam rady to widzimy się w 2023 ( lol! ) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro