his latest flame

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kochani! niespodzianka! nie mogłam ostatnio zasnąć i dokopałam się do tego przeuroczego os'a, który byłam w stanie przetłumaczyć na raz. Gwarantuję, że będzie się wam podobał :) Jest naprawdę lekki i cudny, więc mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. Nie zapomnijcie o komentowaniu, bo kocham czytać od Was feedbacki :)

***************************************

'Więc, jak poszły przesłuchania?' zapytał Tim, wieszając swoją kurtkę. Brian siedział na kanapie i czytał jedno ze swoich astronomicznych pisemek, odrywając się tylko na chwilę, by spojrzeć na współlokatora, który wchodząc do pokoju, mógł dostrzec jego lekko zaróżowione policzki.

'Całkiem nieźle. Był jeden chłopak, naprawdę dobry, więc zaprosiłem go na jutrzejszą próbę. Oczywiście jeśli nie masz z tym problemu?'

'Jasne, super! Szczególnie, jeśli jest naprawdę dobry,' droczył się Tim, wiedząc, jak rzadko Brian używa epitetów do opisania innych ludzi, jednocześnie będąc ciekawym, czemu jego twarz jest taka różowa. 'Jak ma na imię?'

'Roger. Roger Taylor.' Policzki Briana stały się jeszcze ciemniejsze i proporcjonalnie ciekawość Tima wzrosła. 'I... myślę, że jest- jest lepszy niż dobry. Myślę... zresztą, sam jutro zobaczysz.'

'Już nie mogę się doczekać,' odpowiedział Tim, zastanawiając się, kim jest ten Roger Taylor i jakim cudem ma taki wpływ na Briana.

Musiał być uważny. Chciał świetnego perkusistę, ale nie kosztem zranionego przyjaciela. Brian był taki wrażliwy i delikatny, z jego gorszymi dniami, ale i pięknym uśmiechem, że Tim zawsze był chyba trochę zbyt opiekuńczy.

Nie mógł się doczekać jutra.

*

Podejrzenia Tima wzrosły następnego dnia, gdy rano zobaczył, jak Brian starannie dobiera ubrania. Na ogół brunet zakładał coś najwygodniejszego, co leżało akurat pod ręką, a dzisiaj kolor jego koszuli ładnie współgrał z dzwonami i kamizelką, którą miał na sobie.

Ale nawet to nie było w stanie przygotować Tima na czyste piękno człowieka, którego zobaczył, gdy ten wtaczał bęben basowy na salę prób.

Długie, blond włosy, wielkie, błękitne oczy i pewna powiewność sprawiła, że przez chwilę Tim zastanawiał się, czy Roger jest kobietą czy mężczyzną. O jego płci przekonała go mocniej zarysowana szczęka blondyna. Jego uśmiech był wręcz powalający, a modne ubrania podkreślały jego figurę. Wyglądał świetnie.

'Cześć. Roger Taylor, jedyny w swoim rodzaju perkusista z Kornwalii. Ty musisz być Tim,' powiedział, uśmiechając się lekko.

'Tim Staffell. Przepraszam, że nie mogłem być wczoraj na przesłuchaniach, miałem ważną sprawę do załatwienia,' przytaknął, gdy podawali sobie dłonie. 'Potrzebujesz pomocy z rozstawieniem sprzętu?'

'O tak, poproszę. Przy okazji, dzięki Bri!' Roger posłał uśmiech brunetowi niosącemu talerz, a gdy Tim zauważył, jak czerwony przez to stał się jego współlokator, jego alarm opiekuńczy sięgnął zenitu.

O nie. Było źle. Nowy perkusista zdecydowanie podobał się Brianowi. A Tim znał bruneta dobrze. Wiedział, że gdy kocha, to całym sobą, a kiedy zrywa, staje się smutny i niedostępny. Tim nienawidził oglądać zranionego Briana, a Roger wydawał się jakimś cudem już mieć moc, by go takim uczynić.

Przygryzając lekko wargę, Tim wiedział, że musi się zachowywać normalnie.

'No dobra, zobaczmy co tu mamy.'

Kilka godzin później Tim zrozumiał, dlaczego Brian był taki pochlebny dla Rogera. Blondyn faktycznie był lepszy niż dobry, właściwie był lepszy niż ktokolwiek, do kogo Tim mógłby go porównać. Był wyjątkowy, w ten sam sposób, w który Tim wiedział, że Brian jest. I to nie było tylko to, w jaki sposób grał na bębnach. Gdy pierwszy raz usłyszał jego falset, myślał że nie ustoi na własnych nogach. Nigdy nawet nie słyszał, żeby dziewczyna wyciągała tak wysoko, a Roger? Dla niego to wydawało się być dziecinnie proste.

'Więc, Tim?' zapytał Brian, 'co myślisz?'

Brian brzmiał na zdenerwowanego. Zbyt zdenerwowanego, jak na wybór nowego perkusisty do ich zespołu.

'Tu nawet nie ma co myśleć, Bri,' uśmiechnął się Tim. 'Oczywiście, że go bierzemy.'

'Słyszałeś, Rog? Jesteś w zespole!' Twarz Briana rozświetliła się, gdy uradowany wołał do Rogera...

...którego policzki były tak samo zaróżowione, jak te bruneta wcześniej.

Oh.

Oh.

Tim nie był pewny, czy był bardziej zszokowany, czy uspokojony. Skoro podobali się sobie nawzajem, szansa zranienia któregokolwiek znacznie malała. Brian był dobrym człowiekiem, który zasługiwał na szczęście. A Roger też wydawał się być całkiem w porządku. Zadowolony uśmiech pojawił się na twarzy Tima, gdy w jego głowie zrodził się genialny plan.

Operacja Maylor, czas start.

'Słuchajcie, może pójdziemy to opić?'

*

'Oni są tacy nieświadomi, Fred!' westchnął Tim, biorąc łyk swojego piwa. 'Próbowałem już dosłownie wszystkiego!'

Freddie zaśmiał się tylko i wypił swojego drinka do końca. 'Kochanie, poddawanie się jest takie niepodobne do ciebie!'

'Nie poddaję się, po prostu-' Tim znowu westchnął i przeczesał włosy. 'Oni są dwójką najbardziej upartych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałem. Są nawet bardziej uparci od ciebie.'

Brew Freddiego poszybowała w górę. 'Ode mnie? Naprawdę muszę poznać tego Rogera. Szczególnie, kiedy twierdzisz, że jest wystarczająco dobry dla Briana.'

'Powinieneś zobaczyć jak oni na siebie patrzą, Fred. Równie dobrze mogłoby mnie tam nie być. I Brian zaczął pisać piosenki o miłości! Oni są dla siebie stworzeni, mówię ci. Po prostu nie wiem-' Tim przerwał, skanując teraz Freddiego wzrokiem od góry do dołu. 'Czekaj...'

'O nie,' Freddie próbował się wycofać. 'Powiedziałem, że chcę poznać perkusistę, a nie być wplątanym w twój pokręcony plan...'

'No dawaj, Fred,' prosił Tim. 'Będzie fajnie! Ciągle powtarzasz, że jest za mało miłości na tym świecie...'

Freddie westchnął. Kiedy Tim używał tego tonu głosu, nie było mowy o zrezygnowaniu z jego planów.

I tak Freddie Bulsara dołączył do operacji Maylor.

Na początku Tim myślał, że Freddie po prostu pomoże mu w jego planie. Ale z czasem, gdy okazało się że Freddie i Roger to bratnie dusze, zrozumiał, że wkręcenie Freddiego było planem samym w sobie.

Brian był zazdrosny.

Zawsze, kiedy Freddie i Roger razem żartowali, kiedy wymieniali uśmiechy, kiedy opowiadali coś sobie, nawet kiedy ogłosili, że będą razem mieszkać, Brian posyłał im miły, acz fałszywy uśmiech, z nutką czegoś smutnego w oczach. A Tim widzał, jak zaciska palce na gryfie swojej gitary.

W końcu, mając dość głupoty swoich przyjaciół, Tim postanowił zagrać z Brianem w otwarte karty.

'Czemu po prostu go nie zabierzesz na randkę?'

'Brian popatrzył na niego znad swojego podręcznika i zmarszczył brwi.

'Co masz na myśli, Tim?'

'Roger. Po prostu zaproś go gdzieś, Brian. To napięcie między wami mnie zabija.'

Brian całkowicie odłożył podręcznik i spojrzał podejrzliwie na młodszego.

'Jakie napięcie, Tim?'

'Dobry boże, Bri, nie udawaj głupiego. Lubisz go. Podoba ci się od przesłuchań. Czemu po prostu się z nim nie umówisz?'

'Łatwo ci powiedzieć,' wymamrotał Brian, unikając wzroku Tima. 'Co, jeśli on nie lubi chłopców?'

'Tak i dlatego właśnie patrzy na ciebie w taki sposób i rumieni się za każdym razem, gdy się uśmiechasz i trzepocze rzęsami za każdym razem gdy jesteś blisko, znajduje wymówki by cię dotykać i słucha wszystkiego czego powiesz, jak gdyby to była najciekawsza rzecz na świecie, Bri. Mam wymieniać dalej?'

'Poza tym, myślę, że on woli Freddiego.'

'Bri, Roger nie podoba się Freddiemu. I Freddie nie podoba się Rogerowi.' Tim usiadł obok Briana. 'O co tak naprawdę chodzi? Czego się boisz?'

Brian popatrzył w dół na swoje dłonie.

'Nie jestem dla niego wystarczająco dobry, Tim. Patrzę na niego i boże- jest tak piękny i zabawny i inteligentny i utalentowany i błyskotliwy- mógłby mieć każdego. Dlaczego miałby wybrać zbyt wysokiego nerda z kręconymi włosami?'

'Bri, czy ty kiedykolwiek patrzyłeś w lustro? Jesteś niczego sobie, naprawdę. Szczególnie, gdy teraz odrastają ci włosy.' Tim pociągnął za jeden z loków Briana. 'Jesteś taki mądry i zabawny i uroczy. Jesteś wart więcej, niż myślisz, Bri. Wiesz dlaczego chcę ci z nim pomóc, a nie przestraszyć, tak jak Tiffany?'

Brian popatrzył na niego zmieszany.

'Bri, on widzi twoją wartość. Wiem, że widzi. Wiem, bo patrzy na ciebie z podziwem, kiedy kończysz solo i uśmiecha się, kiedy mówisz o kosmicznym pyle. Widzi cię i podoba mu się to, co widzi. Dlaczego nie dać by temu szansy?'

Mały uśmiech zawitał na twarzy Briana.

'Dzięki, Tim.'

*

Tim przyjechał mocno spóźniony na próbę zespołu. Kartka papieru wręcz wypalała dziurę w jego kieszeni, ale kiedy wszedł do budynku, wiedział, że nie może im powiedzieć.

Słyszał, jak Roger spokojnie wybija rytm, a Brian gra na gitarze akustycznej. Prawdopodobnie nic konkretnego, tak jak zawsze przed właściwą próbą. Gdy podszedł bliżej drzwi, rozpoznał wybrzmiewającą muzykę; stara piosenka Elvisa. I śmiech Rogera.

'No dawaj, Bri, zaśpiewaj dla mnie choć wers, jestem pewny, że twój głos jest świetny!'

I przez szybę w drzwiach Tim zobaczył, jak Brian patrzy na Rogera i uśmiechając się, zaczyna.

Would you believe, that yesterday?

This boy was in my arms he swore to me

That he'd be mine eternally

And Roger's the name

Of his latest flame.*

Rytm dawno został zgubiony, a policzki Rogera przybrały nowy odcień czerwieni, gdy przypatrywał się Brianowi. Tim w duchu krzyczał z radości, a Brian, któremu najwidoczniej reakcja Rogera dodała odwagi, zaczął śpiewać zmieniony tekst dalej.

He had the longest blondest hair

The prettiest blue eyes anywhere

And Roger's the name

Of his latest flame.**

Tim ledwo mógł oddychać. Czekał na Freddiego , który miał za chwilę do niego dołączyć.

'Zmieniłeś słowa,' powiedział Roger tonem, który miał być spokojny, ale drżenie w jego głosie zdradziło to, jak naprawdę się czuł.

'Tak, cóż... zainspirowałem się.' Brian przygryzł swoją wargę i lekko się zarumienił.

Potem nastąpiła chwila ciszy.

I potem-

'Robisz coś później?' wyrzucił nagle Roger.

('Co się dzieje, Timmy, kochanie?'
'Cicho, Fred, to się dzieje, to się naprawdę dzieje!)

'To znaczy, mam esej do napisania...' Brianowi najwidoczniej potrzebna była chwila, żeby zorientować się, o co pyta Roger. 'Ale, myślę, że, uh, może, tak, to może poczekać.'

'To może chcesz, uh, pójść ze mną na jakieś jedzenie?'

(Freddie przewrócił oczami. 'Boże, ćwiczyliśmy to ze dwadzieścia razy i koniec końców pyta go TAK?')

Brian nie mógł powstrzymać uśmiechu, który rozkwitł na jego twarzy.

'Tak. Tak, to- z wielką przyjemnością.'

Roger uśmiechnął się równie promiennie, a potem nastąpiła lekko niezręczna cisza.

'Masz przez to na myśli randkę?' zapytał w końcu Brian.

(Obaj Freddie i Tim przewrócili oczami. 'Co za finezja.')

'To znaczy, uh, mam na myśli, jeśli byłbyś zainteresowany- cóż, to mogłoby- tylko jeśli ty- w sensie, gdybyś chciał-'

Brian wziął rękę Rogera w swoją i uśmiechnął się nieśmiało, gdy Roger momentalnie zamilkł.

'Bardzo chciałbym z tobą iść na randkę.'

Roger popatrzył na ich złączone dłonie i uśmiechnął się jeszcze szerzej, promieniejąc.

'W takim razie nie mogę się doczekać.'

Tim nie mógł dłużej utrzymać głośnego 'TAK!', gdy wraz z Freddiem wtoczyli się przez drzwi.

'Nareszcie, moi kochani!'

'Cudownie!'

Brian zaśmiał się, a jego oczy świeciły, gdy niemo podziękował Timowi.

Tim skinął do niego, decydując, że to zdecydowanie nie jest dobry czas, żeby im powiedzieć.

Porozmawiają o Humpy Bong kiedy indziej.

******
tytuł i piosenka, którą śpiewa Brian to piosenka Elvisa '(Marie's The Name) His Latest Flame', którą swoją drogą bardzo wam polecam, bo jest LIT :>

* (dałbyś wiarę? wczoraj, ten chłopak był w moich ramionach i przysiągł mi, że będzie mój na zawsze; Roger mu na imię, mój do ostatniego tchnienia)
** (miał najdłuższe, blond włosy i najpiękniejsze, błękitne oczy; Roger mu na imię, mój do ostatniego tchnienia)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro