#16 - Tata wampir

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Okazało się, że nasza wycieczka miała trwać 2 dni z jedną nocą. Trochę się tym zawiodłem, bo chciałem spędzić z Hinatą trochę więcej czasu, zwiedzając inne miejsca. Po nocy z naszymi wyznaniami, zacząłem trochę więcej go rozumieć, a moje zawstydzenie tak jakby odeszło. Może w niektórych momentach wciąż się pojawia, ale już mniej.

Gdy nasz czas już się skończył, ciocia Hinaty odprowadziła nas na stację i została tam, dopóki nie przyjechał pociąg. Już od samego rana rudowłosy dziwnie się zachowywał, a gdy usiedliśmy do foteli, zaczął odwracać ode mnie wzrok. Był to znak, że coś przede mną ukrywa. Pewnie jest to coś dużego, ale co może być aż tak ważne, żeby to ukrywać i w dodatku nie patrzeć mi w oczy?! Rozumiem, że można się bać, ale trzeba być szczerym!

- Co ukrywasz? - na dźwięk mojego głosu niższy się wzdrygnął i tym razem na mnie spojrzał, ale z odrobiną strachu.

- N-nie, to nic ważnego...

- Wszystkie sprawy są ważne. Mów.

- A-ale... - Hinata zdawał się mieć wątpliwości, jednak jakoś musiałem go przekonać do powiedzenia prawdy. - Eh... i tak musiałbym ci to powiedzieć...

- Co takiego?

- Mój tata chciał się z tobą spotkać i... wychodzi na to, że dzisiaj już wraca...

Chwila...! Z tego, co pamiętam, do spotkania został tydzień, chyba, że pomyliłem się w moich obliczeniach... To całkowicie zmienia postać rzeczy! Muszę się na to przygotować mentalnie, psychicznie i fizycznie! Trzeba też zrobić dobre wrażenie, więc, czy jeśli nałożę ładną koszulę i ułożę jakoś włosy, będę miał większą szansę na dłuższe egzystowanie...? Oby...

- W-weź tak nie panikuj, bo i ja panikuję...

- N-nie panikuję... - cały czas siedziałem na fotelu, ściskając telefon w swojej prawej ręce. Hinata za to był raczej bardziej przerażony niż ja...

- P-panikujesz...

- Sam pa-panikujesz...

- Gdybym pa-panikował, już dawno wisiałbym na suficie...

Nasza "panika" skończyła się na tym, że rozmawialiśmy o tym, jak powinienem się zachowywać przy jego rodzicu. Po pierwsze: mam się nie garbić; mówić głośno i wyraźnie (najlepiej o sporcie). Po drugie: powinienem być schludnie ubrany; nie mówić nie pytany oraz (co najważniejsze) nie patrzeć mu w oczy... Nie wiem, w czym ma mi to pomóc, ale jeśli Hinata tak mówi, lepiej jest przestrzegać tych zasad. Nawet jeśli są bez sensu...

{^*^*^}

- Skoro idziesz poznać mojego tatę, musisz ubrać się stosowniej do tej okazji! - kiedy dojechaliśmy do Miyagi, poszedł ze mną do domu i zaproponował pomoc w strojeniu się. Nie wiem po co to, ale niech mu już będzie...

- Okej, ale powiedz, gdzie podział się twój bagaż...?

- Śmiertek, Węzeł i Zabitek wzięły je, gdy tu szedłem. Ale teraz nie o tym! Rozbieraj się.

- C-co?! Nie zrobię tego! Moja mama może wrócić w każdej chwili, a ona i tak nie wie, że pojechałem z tobą do gorących źródeł!

- I co z tego?! Rozbieraj się!

Rudowłosy emanował złą energią. Nie stwierdziłem tego tylko z powodu, iż robił taką minę, ale również dlatego, że pojawiły mu się zęby i skrzydła. Wyglądał z nimi, jak słodko wkurzony nietoperz. Jednak, gdyby nie to, że ponaglał mnie wzrokiem, już dawno rzuciłbym się na niego i przygwoździł do łóżka.

Hinata zaczął się rządzić. Usiadł na moim łóżku, niczym władca (dalej w postaci wampira) i mówił mi, co mam założyć. A problem polegał na tym, że to albo koszula jest brzydka, albo spodnie zbyt sportowe. Nie wiem, czy spodziewał się, że mam w swojej szafie garnitur, ale mógł pomyśleć, zanim zaczął mi mówić, jak złe są moje ubrania. Rozumiem, że powinienem zrobić dobre wrażenie na jego ojcu, ale bez przesady! To nie jest obiad u króla! Nieważne w co się ubiorę, ważne jest, czy jego ojciec mnie polubi za charakter!

- Kageyama! Co ty robisz?! - ignorując wszystkie wskazówki Hinaty na temat mojej garderoby, nałożyłem na siebie normalne ubrania. Zwykłe spodenki i koszulę.

- Ubieram się! Nie mam zamiaru dalej brać udziału w tej zabawie! I tak nie mam nic ładnego!

- A-ale...

- Nieważne w czym pójdę. Ubraniami twojego ojca nie oczaruję.

Hinata pokiwał lekko głową, tym samym przyznając mi rację. Zrobił to z niechęcią, jednak ważne, że już nie karze mi się przebierać...

{^*^*^}

Dom Hinaty na zewnątrz wydawał się mały. W środku było dużo pokoi, ale korytarze były wąskie. W całym budynku było cicho, jakby nikogo nie było. Pomimo, iż na dworze świeciło słońce, tutaj światło dawały lampy na suficie. Poza tym, jeden z pokoi był otwarty (i dawał światło). To najpewniej tam jest ojciec rudzielca. Jeszcze niedawno obiecałem sobie, że nie będę się bał, ale chyba mi się to nie uda...

Ledwo udało mi się przejść przez próg drzwi. Hinata musiał mi w tym pomóc, gdyż czułem, jakbym tracił grunt pod nogami. Ale schody zaczęły się, kiedy mój wzrok napotkał ten pana Hinaty, który siedział przy biurku. Rosły mężczyzna w garniturze piorunował mnie wzrokiem i patrzył na mnie, to na swojego syna. Nie wiedząc co robić, tylko stałem, mając nadzieję, że ktoś w końcu się odezwie.

- Tato, to jest Kageyama - rudowłosy, który stał obok mnie, uśmiechał się wesoło do mężczyzny, jakby nie widział, że on chyba próbuje mnie zabić wzrokiem.

- Więc to ty jesteś Kageyama... Mój syn dużo o tobie mówił...

- M-miło mi pana pozać - z dreszczem na plecach ukłoniłem się lekko, aby przynajmniej pokazać, że mam kulturę osobistą.

- Mnie też było miło.

- Jak to "było"?! - krzyknął mniejszy i zwrócił wzrok na swojego rodzica, który cały czas miał spokojny wyraz twarzy. - Nie zamierzasz chyba się go pozbywać?!

Słysząc to, nabrałem większego przekonania, jakoby pan Hinata miał ochotę mnie zabić. Pora się żegnać z życiem...

- Mama powiedziała mi, że twój nowy przyjaciel odkrył twój sekret. Złamałeś naszą obietnicę, więc musisz się z nim pożegnać.

- Czemu?! Przecież jesteś przeciwny zabijaniu ludzi!

- Tak, ale jeśli chodzi o moją rodzinę, mogą być wyjątki.

- Nie możesz tego zrobić!

- Podaj przynajmniej jeden powód.

- Kageyama i ja jesteśmy połączeni!

Mina mężczyzny była w tym momencie zabawna. Miałem ochotę się z niej śmiać, ale powstrzymałem się, aby nie narobić sobie większych kłopotów. Bo na pewno mam ich już dużo...

- Ah tak... - mężczyzna wstał od biurka i do nas podszedł. Gdy to zrobił, zauważyłem, że on także jak niższy ma rudy kolor włosów. Już wiem, że jest to u nich rodzinne... - W której jesteście fazie?

- P-pierwszej...

- Więc trzeba zrealizować drugą - ojciec Hinaty klasnął dwa razy w dłonie, a w drzwiach pojawiły się dwa ludki, mniej więcej mające metr pięćdziesiąt.

- T-tak nagle?!

- Wolisz, żeby zginął?

Oba ludki zaczęły nas rozdzielać. Jeden trzymał Hinatę, aby ten się nie wyrwał, a drugi ciągnął mnie do jakiegoś innego pomieszczenia. W tym czasie próbowałem mu uciec, jak Hinata, ale wtedy ludzik zaczął zdejmować ze mnie ubrania. Oczywiście się sprzeciwiałem, lecz o dziwo ten krasnal był ode mnie silniejszy.  Kiedy zostałem w samych bokserkach, ludek wepchnął mnie do pokoju.

Był tam stolik, na którym stało kilka świec (dawały one jedyne oświetlenie), a na podłodze znajdowało się mnóstwo poduszek. Chwilę potem Hinata także wszedł (a raczej został wepchnięty) do pomieszczenia. Obaj byliśmy niemal nadzy (bo w samych bokserkach) i, żeby się nie wstydzić, zakrywaliśmy się poduszkami.

- Co to ma znaczyć?! O co w tym chodzi?! - siedziałem od rudzielca przynajmniej trzy metry. Moje czerwone policzki trudno było zakryć, ale starałem się jak mogłem.

- B-bo tata powiedział, że musimy zrealizować drugą fazę połączenia. Inaczej nas nie wypuści...

- Ile jest tych faz?

- Cztery. Pocałunek, wypicie krwi, s-s-se... w-wiesz co i małżeństwo...

Zastanawiając się nad słowami mniejszego, czy on właśnie powiedział, że będziemy musieli uprawiać seks?! I to po tym, jak zostanie zrealizowana druga faza?! Na co ja się zgodziłem...?

- Nie wyjdziemy stąd, dopóki tego nie zrobimy, tak?

- T-tak...

- Eh... - westchnąłem cicho i spojrzałem na mniejszego. Miał lekko spuszczoną głowę, różowe policzki, a wokół otaczały go poduszki. Gdyby nie fakt, że go kocham, teraz szukałbym sposobu na ucieczkę. - Chodź tu.

Jak na zawołanie, rudzielec podszedł do mnie (a raczej podpełz, bo był na czworaka) i z rumieńcami usiadł przede mną. Dalej miał jedną z poduszek przy sobie, jednak rzucił ją za siebie i patrzył na mnie, czekając aż powiem mu, co ma robić. Już miałem to zrobić, ale położył mi rękę na policzku, patrząc mi w oczy.

- Przepraszam, jeśli będzie boleć - Hinata obdarował mnie krótkim pocałunkiem, a potem zaczął przybliżać się do miejsca pomiędzy szyją i ramieniem. Szczęście, że rana po Oikawie-san zniknęła, bo miałbym wyrzuty sumienia, gdyby to zobaczył.

Rudowłosy ugryzł mnie delikatnie. Już znałem to uczucie, dlatego wzdrygnąłem się lekko i pozwoliłem mu działać. Wysysał moją krew powoli, jakby zdawał sobie sprawę, że mnie to boli. A bolało jak cholera. Nie chciałem tego pokazać, bo Shouyou martwiłby się o mnie bardziej. Zaraz... Czy ja właśnie nazwałem Hinatę po imieniu?

{^*^*^}

Tak jak pan Hinata obiecał, po zrobieniu drugiej fazy nas wypuścił. Tamte ludziki zaprowadziły nas do jego gabinetu (wcześniej oddając nasze ubrania), gdzie chyba mieliśmy przeprowadzić rozmowę. Bardzo ważną rozmowę.

- Skoro to jest połączenie, nie mogę zabić Kageyamy - kamień z serca! Czyli jednak pożyję! - Jednak nie wiem, co ty w nim widzisz, synu. Zapewne taki gust masz po mnie...

- Kageyama jest fantastyczny!

- Hm... - mężczyzna ponownie tego dnia na mnie spojrzał, po czym uśmiechnął się (chyba szczerze). - Dbaj o mojego syna.

- D-dobrze...

I właśnie tego dnia zrozumiałem, że uśmiech wampira oznacza zadanie, które może zmienić nasze życie. Obym już tu nigdy nie przychodził...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro