#17 - Fajerwerki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Męki, przez które przeszedłem u Hinaty były okropne i obiecałem sobie, że nie będę tam przychodził (przynajmniej jeśli jest tam jego ojciec). Nawet jeśli namawianio mnie na zjedzenie z nimi wspólnego obiadu, grzecznie odmówiłem. To nie tak, że nie chciałem z nimi jeść... ale nie chciałem. Głównie dlatego, iż pan Hinata zabijał mnie wzrokiem, a jego syn ciągle się do mnie kleił...

Wracając do domu, zobaczyłem, że drzwi były otwarte, a w holu znajdowała się para damskich butów. Oznaczało to, że moja mama wróciła wcześniej. Już z daleka poczułem smażące się jedzenie, więc poszedłem w stronę kuchni, gdzie zobaczyłem swoją rodzicielkę, która stała przy kuchence i coś robiła. Najpewniej obiad.

- Gdzie byłeś? - kobieta widzi mnie pierwszy raz od kilku dni i to jest rzecz, o którą mnie najpierw pyta? Może jakieś "witaj", "jak się masz", czy "jesteś głodny"?

- U przyjaciela.

- Ty masz przyjaciół? Nie wiedziałam...

- Co na obiad? - zapytałem, zaglądając jej przez ramię i zmieniając temat (to tak przy okazji).

- Dla ciebie jest curry w lodówce. To dla mnie, bo za chwilę wychodzę i jadę w delegację do Saporro.

- Aha... Kiedy ojciec wraca?

- Za tydzień. A może dwa...

Świetnie. Idealnie. Przecież ich syn uwielbia być sam w domu (czasem na tygodnie) i przypadkowo marnuje jedzenie, wyrzucając je do kosza (bo nie umie gotować). Z drugiej strony, mam miejsce, gdzie mógłbym być z Hinatą sam na sam. O ile do takiej sytuacji dojdzie...

Nie byłem zbytnio głodny, dlatego zignorowałem mamę i poszedłem do swojego pokoju. Dalej był tam bałagan, który zrobiłem wraz z rudowłosym. Wydaje mi się nawet, że jest tego więcej niż było. Chyba, że to tylko moje halucynacje... W takim upale trudno jest mi się skupić. Ale w końcu mamy wakacje... Ostatnie dwa tygodnie. Tak szybko one minęły?

Gdy otworzyłem okno, z daleka zobaczyłem coś czarnego i małego, co leciało w moją stronę. Próbowałem zobaczyć, czym jest to coś, ale słońce świeciło mi w oczy. Dopiero gdy to wleciało mi na twarz, rozpoznałem jednego z nietoperzy Hinaty. Nie wiem w jakim celu tu przyleciał, ale niech ma dobry powód (opcje z rosołem dalej istnieją). Kiedy tak patrzyłem na zwierzę, zauważyłem, że ma w szponkach (?) małą kartkę. Powoli wziąłem ją i zacząłem czytać jej zawartość.

"Bakageyama! Przez ciebie tata zabrał mi telefon, więc od dzisiaj będę do ciebie pisał w ten sposób! Codziennie!"

Byłem zdziwiony faktem, iż Hinata wysłał wiadomość w taki sposób i wykorzystał do tego swoje zwierzę. Jest to też tak jakby śmieszne, ale bądźmy mili, nie śmiejmy się. Jednak, nie jestem pewny, czy mi się to uda, bo już sam fakt, że zabrano mu telefon (i to z tak głupiego powodu) z mojej winy jest zabawny. Chyba jestem sadystą...

{^*^*^}

Tak, jak Hinata zapowiedział, pisał codziennie. Przez ponad dwa tygodnie odwiedzały mnie jego nietoperze i dawały wiadomości od niego. Jedne były obwiniające mnie, drugie, że za mną tęskni, a trzecie, że bardzo mnie kocha. Napisał nawet wiersz, którego nie chcę nawet pamiętać, gdyż zawierał on zakazane treści. Lepiej go ukryć i już nigdy nie pokazywać na światło dzienne...

Kiedy rano w piątek wstałem, zauważyłem, że ktoś do mnie dzwonił. Początkowo myślałem, że to moja mama i dzwoniła, aby zapytać się, czy nasza kuchnia jest cała. Zaskoczeniem było, że był to Nishinoya-san. Drugoklasista rzadko do mnie dzwonił  (tak samo jak inni), więc miałem prawo być zdziwiony. Szczególnie, że dzwonił do mnie wiele razy...

- Yo, Kageyama! - starszy krzyknął tak głośno, że aż musiałem odsunąć od siebie słuchawkę. O mało co nie straciłem słuchu...

- Tak... Chciałeś czegoś, czy dzwonisz z nudów?

- O, właśnie! Skoro to ostatnie dni wakacji, zastanawiałem się, czy nie chciałbyś z nami pójść na festiwal?

- Na festiwal?

- Dokładnie! Będą wszyscy z drużyny i nawet nasze menadżerki przyjdą! - właściwie... trochę luzu nie zaszkodzi i nawet warto pobyć w znanym, lubianym towarzystwie. - Chcesz?

- Jasne.

- Wspaniale! Możesz zapytać o to samo Hinatę? Sam chciałem to zrobić, ale on nie odbiera.

- Okej.

Rozłączając się ze starszym, spojrzałem na wszystkie (oprócz tego wiersza) wiadomości od Hinaty. Jestem pewny, że skoro ja pójdę, on także będzie chciał. Co prawda, nie jestem pewien, czy uzyska na to zgodę od swojego ojca (jeśli jest w domu), ale miejmy nadzieję, że jednak przyjdzie. W końcu nie widziałem go tak długo i trochę tęsknię. TROCHĘ.

{^*^*^}

Wychodząc wieczorem, miałem wielką nadzieję, że Hinata, tak jak obiecał, przyjdzie na festiwal. Zarzekał się nawet, że postara się przyjść na czas. Nie sądzę, że nie mówił prawdy, jednak oby dał radę, bo właściwie to miałem ochotę gdzieś z nim uciec, byleby nie natykać się na tych idiotów (mam na myśli Tanakę i Nishinoyę). Sądzę, że zrobią coś głupiego.

Idąc tak po ulicy, w pewnym momencie zauważyłem wspomnianą wcześniej dwójkę, która szła z innymi. W mgnieniu oka ich dogoniłem, szukając, czy wśród nich nie ma Hinaty.

- Kageyama! Jak miło, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością! - Tanaka-san (który tak btw. miał na sobie yukatę) od razu do mnie podszedł, niebezpiecznie się do mnie przybliżając. Czułem się zmieszany tą sytuacją...

- Kageyama, dlaczego nie ubrałeś yukaty?

- Bo jej nie mam?

- Dobra wymówka.

- Noya, zostaw już Kageyamę - odezwał się Sugawara, po czym rozejżał się we wszystkie strony. - Chyba brakuje tylko Hinaty.

- A mówił, że przyjdzie? Kageyama?

- Mówił.

Czekanie na rudzielca było trochę męczące. Trwało to może jakieś 20 minut, zanim zobaczyliśmy go, jak biegnie w naszą stronę. Inni być może nie zwrócili na to uwagi, ale... wyglądał przepięknie w pomarańczowej yukacie, którą nosił. Nie przyznaję tego, tylko jako jego chłopak, ale również jako zwykły człowiek. W moim oczach wygląda niczym przepiękna istota...

- Prze-przepraszam za spóźnienie, ale miałem pewne komplikacje...

- Nie szkodzi. Skoro już wszyscy są, możemy zacząć zabawę!

Niby powinienem bardziej skupiać się na naszym wspólnym wyjściu, ale ciągle nie mogłem oderwać wzroku od Hinaty. W niektórych momentach było to nie na miejscu i musiałem udawać głupka, żeby się nie wydało, że na niego patrzę. A to było trudne. Rudowłosy może nie miałby temu nic przeciwko (a nawet byłby uradowany), jednak wolę, dla świętego spokoju, aby nikt nie dopytywał się szczegółów. Bo, jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach.

Nim zauważyłem, że zostałem z rudowłosym sam, okazało się, że przez ostatnią godzinę w ogóle nie spostrzegłem pojawienia się nocy. Czyżbym był tak bardzo skupiony na nim, że przestałem kontaktować się ze światem? Odbija mi, czy co?

- Kageyama... - niższy w pewnym momencie nas zatrzymał. Ludzie wokół omijali nas i nawet nie zwracali na nas uwagi. - Czemu ciągle się na mnie patrzysz...?

- Bo... no...

- Podobam ci się w tej yukacie?

Czy on właśnie...?! Tak wprost o to zapytał i ani razu się nie zawstydził?! To oznacza nowy poziom trudności do pokonania! Ta granica zawstydzenia na pewno mnie dosięgnie! Trzeba się na to przygotować, ale tak, żeby się tego nie domyślił.

- Tak, bardzo - na moje słowa, mniejszy odrobinę się zarumienił (ja z resztą też). Lecz zdziwiłem się dopiero wtedy, gdy złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w nieznane mi miejsce.

Chciałem zapytać dokąd on mnie prowadzi, ale zanim się na to odważyłem, już byliśmy na miejscu. Była to malutka górka, a przed nią rozpościerały się wszystkie atrakcje festiwalu. Mógłbym rzec, że był to całkiem ładny widok (oczywiście nie tak ładny, jak Hinata). Co dziwne, przez ten czas rudzielec nie zabrał swojej ręki, dalej trzymając moją.

- Z-zaraz będą puszczać fajerwerki - jego mała ręką nawet nie myślała, żeby mnie puścić. Było to całkiem urocze.

- Hinata - jego wzrok spoczął na mnie. Miałem w tym momencie wielką ochotę mieć go przy sobie, dlatego przyciągnąłem go i przytuliłem.

- Kageyama... Rzadko mnie przytulasz...

- Wiem.

- Więc, czemu dzisiaj to zrobiłeś? - Hinata również objął mnie swoimi dłońmi, kładąc je na plecach.

- A co, nie podoba ci się to?

- N-nie, podoba! Tylko... zaskoczyłeś mnie.

- Czym?

- Tym czynem... Jest on z twojej strony pełny miłości.

W tym samym czasie, na niebie zaczęły pojawiać się fajerwerki. Były one kolorowe i bardzo głośne. W niektórych momentach nawet zbyt głośne. Nam to jednak nie przeszkadzało. Hałas przyciągnął nas do siebie bliżej i obaj obdarowaliśmy się nawzajem pocałunkiem. Nie był on jakiś mocny, ale nam to wystarczało.

Kiedy odsunęliśmy od siebie nasze twarze, zaczęliśmy ze skupieniem oglądać migające na niebie światła. Nasze dłonie dalej trzymały się razem, co wcale nie było niezręczne, ale... romantyczne.

- Przyjdźmy tu znowu za rok.

Jego wesoły uśmiech wprawiał mnie w szybsze bicie serca. Normalnie, widząc taki widok, nie robiłoby ono nic takiego, ale dzisiaj bije szybciej. Powodem oczywiście jest Hinata, jednak nie chciałbym zejść na zawał. Bo gdybym to zrobił, rudowłosy byłby zawiedziony. Na szczęście jeszcze nie zamierzam umierać. Może za wiele, wiele lat, kiedy będę już stary. Na razie jestem młody i zamierzam korzystać z życia!

- Jasne.

- Naprawdę?!

- Tak.

- Myślałem, że się nie zgodzisz! Dziękuję Ci, Tobio! - kiedy usłyszałem swoje imię w ustach mniejszego, ogarnęła mnie fala gorąca na policzkach. Jego też, gdy zdał sobie sprawę, co powiedział.

- Shouyou - spojrzałem w jego oczy, które były pełne zawstydzenia. Specjalnie nawet odwracał ode mnie wzrok, aby nie zarumienić się bardziej. - Zostań u mnie na noc.

Rumieńce na jego policzkach przybrały większy kolor czerwieni, przez co ja także bardziej się zaczerwieniłem. Nie mogłem uwierzyć, że coś takiego w ogóle wyszło z moich ust. Ja właśnie zaproponowałem mu, żebyśmy spędzili razem noc! Ale ja jestem głupi...

- O-ok-kej... - mówiąc to, był bardzo czerwony i miętosił skrawek swojej yukaty w dłoniach. Uznałem to za zabawne i po daniu mu całusa w policzek, ruszyliśmy do mojego domu.

__________________

Tak, wiem. Jesteście zawiedzeni, że pikantne sceny będą w następnym rozdziale, ale niestety, takie życie.

Nie wiem, czy rozdział będzie za tydzień, bo nadal jest w fazie pisania. A przynajmniej prób pisania...

Tak więc, do zobaczenia Yogurciki~

A to na poprawę humoru~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro