Co się zaczęło, musi się skończyć...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Trzy miesiące później*

Wszystko układało się świetnie. Po miesiącu, mogłam wrócić do normalnej służby. Mogłam jeździć z chłopakami na akcje. To wszystko zostało zburzone tego feralnego dnia. To był prawdziwy cios dla wszystkich. 25 maja 2017, zapadnie mi na długo w pamięci. Tego dnia straciłam wszystko. Przyjaciela - Roberta oraz mężczyznę, który dla mnie był najważniejszą osobą - Adama. Ostatnimi czasy bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Dziwne? A jednak...

*Wspomnienie z 25 maja*

- Olka, obudź się. - ktoś delikatnie mną potrząsał.

Otworzyłam oczy. Z rozkazu naczelnika, mieliśmy spędzić jakiś czas na komendzie. Dokładnie, to nie wiem dlaczego. To miało związek z jakąś sprawą. Próbowałam wypytać o to Roberta, ale on nic nie chciał zdradzić. Powiedział, że Zarębski nie chce wywoływać paniki...

- Która godzina? - zapytałam.

- 14.21. - odpowiedział Adam, któremu właśnie siedziałam na kolanach.

Podniosłam się i przeciągnęłam.  Wolałabym spać na łóżku, ale Adaś też jest całkiem wygodny. Pewnie przysnęłam ze zmęczenia. - pomyślałam. Do pokoju wszedł naczelnik. "Wygonił" mnie, a sam zaczął o czymś rozmawiać z Paziem. Poszłam do pokoju obok.

- Powie mi ktoś, o co tu do cholery chodzi? - skrzyżowałam ręce.

- A więc... przedwczoraj rano został zamordowany kierowca furgonetki. Jego żona dała nam namiary na właściciela firmy przewozowej. Ostatecznie okazało się, że on nie ma z tym nic wspólnego. Wczoraj, byliśmy załatwić coś z terrorystą z Albanii. Naszą sprawą zaczęła interesować się dziennikarka. Po informacjach, które udało nam się zdobyć, mamy podejrzenie, że chodzi na miasto. Dlatego naczelnik postawił nas do pełnej gotowości. Musimy być gotowi poświęcić nawet i swoje życie, żeby uratować ludzi. - odpowiedział Dawid Hawryluk, detektyw z Lublina.

- Mogliście mi powiedzieć... popytałabym swoich informatorów. Oni są obcykani w sprawach terrorystów. Znają wszystkich i mogliby nam co nieco podpowiedzieć. - zauważyłam.

- Nie wszystko stracone. Możemy pojechać teraz. - odezwał się Stefan.

- No to jedziemy. - powiedziała Natalia, wychodząc z pokoju.

Razem z Natalią i Stefanem zeszliśmy na sam dół. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do pobliskiego parku. Wcześniej oczywiście zadzwoniłam do Maksa - swojego informatora i poprosiłam o spotkanie. Po dotarciu na miejsce, znaleźliśmy go. Przeprowadziliśmy z nim rozmowę. Okazało się, że do miasta przyjechała grupa terrorystyczna z Albanii oraz Węgier. Podziękowaliśmy za informację i pojechaliśmy do jakiejś rudery, a właściwie resztek rudery. Atecy znaleźli tam dwóch młodych chłopaków. Po ich sprawdzeniu, okazało się, że to licealiści. Nie mieli z tym nic wspólnego. Puściliśmy ich. Na ziemi leżał nadajnik oraz blacha z furgonetki. Nie mając nic więcej, wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w stronę komendy. Dziwne, ale po drodze przypomniała mi się coś bardzo ważnego.

- Pamiętacie tą akcje z Berlina? O tym facecie co podczas święta Christi Himmelfahrt wjechał nabombowanym furgonem w te stragany? - zapytałam, na co kiwnęli twierdząco głowami. - O tym było bardzo głośno. Byłam tam wtedy. Totalny rozpierdol. Rynek i okolice, w rozsypce. Zginęło wtedy około dwóch tysięcy ludzi.

- I co... myślisz, że to może się stać w Warszawie? - zapytała Nowak.

- Nie wiem, ale mam złe przeczucia. - odpowiedziałam.

- Niesamowite, że my się zamartwiamy, jesteśmy jednymi wielkimi kłębkami nerwów, a Stefan to taka oaza spokoju. - zauważyła blondynka.

Wtedy z garażu podziemnego wyjechała duża żółta furgonetka. Wjechała w komendę i wybuchła. Podmuch był tak silny, że przez chwilę nas zamroczyło. Kiedy w końcu odzyskałam świadomość, wyszłam z samochodu. Wszystko się paliło. Komenda była zrujnowana. Co najgorsze, byli tam nasi przyjaciele...

- Puść mnie! Oni tam są!! - krzyczała Natalia, starając się wyrwać z silnego uścisku Dobosza.

- Nie możemy tam pójść! - odpowiedział mężczyzna.

Cały czas patrzyłam na ogień, który się rozprzestrzeniał. Nie mogłam się ruszyć. Wszystkie skumulowane emocje, paraliżowały mnie... Po paru minutach przyjechała karetka, policjanci z najbliższego posterunku i strażacy. Stefan zabrał mnie i Natalkę do mojego domu. Zajął się nami. Starał się pocieszyć nas, choć sam bardzo przeżywał ten wybuch...

*Rzeczywistość*

Minęły trzy tygodnie. Ja nadal mam wrażenie, że to wydarzyło się wczoraj. Każdej nocy, śni mi się wybuch. Popadłam w depresję. Nie jem, nie śpię, nie wychodzę z domu, chyba, że na cmentarz. W tej tragedii zginęło wielu funkcjonariuszy w tym Adam i Robert. Natalia również cierpi. Widziałam ją wiele razy nad grobem Barcza. Płacze. Jej ból udziela się i mi, ze zdwojoną siłą. Chciałabym móc cofnąć czas. Może wszystko skończyło by się inaczej. Może oni by żyli... Po raz kolejny tego dnia, odwiedzam grób Adama. Usiadłam na ławeczce na przeciw pomnika.

- Och Adaś, nie masz pojęcia jak bardzo chciałabym, żebyś do mnie wrócił. Tak cholernie za Tobą tęsknię. Chciałabym, żeby ta tragedia nigdy się nie wydarzyła. Dlaczego to musiało spotkać akurat Ciebie i Roberta? Dlaczego nie mnie? - ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać.

Poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Przez łzy zobaczyłam, że to Natalia. Wtuliłam się w nią i po prostu płakałam. Nie potrafiłam i nie chciałam tego powstrzymywać.

- Nie płacz. - kobieta gładziła mnie po plecach, starając się mnie uspokoić.

Nic to nie dawało. Łzy leciały mi jak z wodospadu Niagara. Byłam wdzięczna Natalii. Wspierała mnie choć sama cierpiała. Uwielbiałam w niej współczucie i czułość... Obie poszłyśmy jeszcze na grób Roberta, a potem pojechałyśmy do mojego domu. Kobieta została u mnie na noc.

***

Kolejne trzy tygodnie minęły. Postanowiłam pójść w końcu do pracy. Przynajmniej zajmując się obowiązkami, mogłam odciąć się od dręczących mnie myśli. Wchodząc do budynku, przy recepcji spotkałam Natalię razem z jakimś mężczyzną.

- Cześć Natalka. - przytuliłam blondynkę.

- Cześć Oluś. - odpowiedziała tym samym. - Jak się czujesz? - zapytała, kiedy się od siebie odsunęłyśmy.

- Już lepiej. Idę właśnie do naczelnika. Poproszę go o przywrócenie do służby. Przynajmniej tak zajmę czymś myśli. - odpowiedziałam.

Owy mężczyzna cały czas mi się przyglądam. Nieco mnie to krępowało. Spojrzałam pytająco na Nowak.

- To mój nowy partner. - wskazała na wysokiego brązowookiego bruneta o ciemnym krótkim zaroście.

- Kuba Roguz. - podał swoją dłoń, którą uścisnęłam.

- Aleksandra Wilk.

- Wilk? Łucja Wilk to Twoja rodzina? - zapytał.

Stanęłam jak wryta. Myślałam, że się przesłyszałam. Skąd on wiedział o Łucji?

- Tak. To moja siostra. Skąd o niej wiesz? - zapytałam.

- Pracuje z nami na komendzie. Przysłali ją tutaj z góry. Naczelnik jakoś się z tego powodu nie cieszy. - odpowiedział.

- Nie dziwię się. - mruknęłam. - Muszę już iść. Cześć. Miło było Cie poznać. - pobiegłam po schodach na górę.

Zapukałam do drzwi gabinetu naczelnika. Kiedy usłyszałam "proszę", weszłam do środka. W środku oprócz Zarębskiego, była też ONA. Łucja Wilk. Moja znienawidzona siostra. Nie mogłam uwierzyć, że znów się spotykamy. Ją ostatnią miałam ochotę zobaczyć.

- Dzień Dobry szefie. - przywitałam się.

- Dzień Dobry Olu. Usiądź. - wskazał na krzesło.

Usiadłam i cały czas przyglądałam się Łucji, która przewiercała mi swoim wzrokiem, mózg.

- Co Cie do mnie sprowadza? - zapytał naczelnik, przerywając tym samym wzrokową walkę.

- Chciałabym wrócić już do pracy. - odpowiedziałam. - Nie mogę znieść siedzenia w domu. To mnie jeszcze bardziej dołuje. Muszę zająć czymś myśli. - odpowiedziałam.

- W sumie to dobrze, że wróciłaś. Olgierd i Krystian prowadzą nową sprawę. Pomożesz im. Oni Ci wytłumaczą o co chodzi. - oznajmił Zarębski.

Podziękowałam i wyszłam. Zaraz za mną wyszła Łucja.

- Co tu robisz? - zapytała.

- Pracuję. A Ty?

- Pracuję.

- Wiesz co... nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. - ruszyłam w stronę pokoju chłopaków.

- Tak? Od kiedy? Przecież jesteśmy siostrami, droga Aleksandro. - szła za mną.

- Tak. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. Odkąd mnie tak skrzywdziłaś, nie jesteśmy siostrami. - zamknęłam za sobą drzwi pokoju.

- Hej Oluś. - przytulił mnie Krystian. - Stało się coś? - zapytał.

- Hej. - odwzajemniłam uścisk. - Taka jedna małpa zdążyła doszczętnie popsuć mi dzień, chociaż początkowo myślałam, że to nie możliwe, żeby było gorzej. A jednak. Jest gorzej. - odpowiedziała, siadając na rogu biurka. - Gdzie Olgierd?

- Poszedł zrobić kawę. Za chwilę przyjdzie. - odpowiedział Krystian, siadając na fotelu.

- Gadałam z naczelnikiem. Podobno macie nową sprawę do rozwiązania. - zmieniłam temat.

- Tak. Tutaj są wszystkie informacje. - dał mi teczkę.

Wzrokiem omiotłam wszystko co było istotne.

- Młody i dobrze zbudowany. - wskazałam na zdjęcie dołączone do akt sprawy. - Aż dziwne, że ktoś mógł się mu postawić. Tutaj pisze, że trenował tajski boks. Coś mi w tej sprawie nie gra. Dostał czymś ciężkim w głowę. Tylko jak i od kogo? Przecież on miał ponad dwa metry wzrostu. Ktoś musiał być równie wysoki co on, albo musiał mieć długie ręce. Do tego tutaj pisze, że miał na szyi ranę po nakłuciu. W krwi znaleziono dużą ilość środka zwiotczającego i trucizny. - analizowałam wszystkie informacje. - Tylko, że cios został zadany przed wstrzyknięciem tego środka. Poczekaj... najpierw dostał czymś w głowę, a potem ktoś wstrzyknął mu środek zwiotczający. Przecież to się nie trzyma kupy. Po co tak robić?

- Może ten ktoś chciał mieć pewność, że facet umrze.

- Możliwe... Musze pogadać z Danusią. - oznajmiłam, po czym wyszłam.

Wszołek była w pokoju techników. Rozmawiała razem z Jankiem.

- Hej wam. - przywitałam się.

- Hej. - odpowiedzieli jednocześnie.

- Danusiu... widziałam akta sprawy tego zabitego chłopaka. Chciałam zapytać o pewną sprawą, która mi tam totalnie nie pasuje.

- Pytaj.

- W aktach pisało, że chłopak miał we krwi środek zwiotczający i jakąś truciznę. Ktoś podał mu środek dopiero po tym jak uderzył go czymś w głowę. Czy to możliwe, żeby ta osoba co go uderzyła, chciała sprawić mu większe cierpienie? - zapytałam.

- Co dokładnie masz na myśli? - zapytał Krystian, który właśnie wszedł do pokoju z Olgierdem.

- Kiedy pracowałam w Berlinie, miałam podobny przypadek. Victor Schneider zabił cztery osoby. Kiedy go złapaliśmy, dokładnie opisał jak to robił. Najpierw wybierał sobie ofiarę i obserwował ją. Kiedy znał dokładnie plan dnia ofiary, zaczął działać. Z samego rana, kiedy ta osoba szła pobiegać, on czekał w parku. Potem atakował. Najpierw uderzył czymś w głowę, żeby nie krzyczała. Kiedy ofiara traciła przytomność, on wstrzykiwał truciznę. Najczęściej z Drzewołaza. Kiedy ofiara zaczęła się budzić, wstrzykiwał środek zwiotczający. Następnie z uśmiechem na ustach, przyglądał się jak ten człowiek umiera w męczarniach.

- I nikt tego nie zgłosił, nie widział? - zapytał Olgierd.

- Victora bał się każdy. To po pierwsze. Po drugie, mało osób to widziało. On robił to, tam gdzie był najmniejszy ruch, gdzie nie było dużo ludzi.

- Jak go złapaliście? - zapytał Janek.

- Zastawiliśmy na niego pułapkę. Byłam przynętą. Zaatakował mnie. Na szczęście udało mi się uwolnić. Mój partner, Andreas skuł go i zabrał na komisariat. Facet odsiaduje swój wyrok.

- Ile mu dali? - zapytała Danusia.

- Dożywocie.

- Zasłużył sobie. - stwierdził Krystian.

- Wiecie... Victor jest znany na całym świecie. Po śmierci tego chłopaka, obawiam się, że jest ktoś kto kontynuuje jego "pracę". Jak przejrzałam nazwiska podejrzanych, skojarzyłam ich z niektórymi sprawami. Muszę sprawdzić dwóch z nich. - oznajmiłam, po czym udałam się do pokoju informatyka.

Za biurkiem siedziała młoda kobieta około trzydziestki. Długie czarne włosy, piwne oczy i mocny makijaż. Ubrana była na czarni: bluzka, bomberka, jeansy i glany.

- To nasza nowa specjalistka od cyberprzestępczości. - powiedział Krystian

- Lena Wagner. - przedstawiła się owa kobieta, podając mi swoją dłoń, którą uścisnęłam.

- Aleksandra Wilk. - przedstawiłam się. - Mogłabyś sprawdzić mi dwóch podejrzanych? - zapytałam.

- Tak. Jasne. - odpowiedziała.

Podałam jej dwa nazwiska:
1. Karol Bieńkowski - 26 lat, zamieszkały w Warszawie. Skazany i osadzony na dziesięć lat za morderstwo i wandalizm.
2. Seweryn Ostaszewski - 36 lat, zamieszkały w Warszawie. Skazany na piętnaście lat za seryjne morderstwa, znęcanie się nad rodziną, liczne gwałty.

- To nie mógł być Bieńkowski. Nadal siedzi w pierdlu. Wychodzi za miesiąc. Ale Ostaszewski wyszedł dwa tygodnie temu. - analizowałam informacje.

- Czyli co... mamy sprawcę? - zapytał Olgierd.

- Możliwe. - odpowiedziałam.

W tym samym momencie przyszedł Krzysiek.

- Kolejne morderstwo. - oznajmił.

- Gdzie, kiedy i kto zgłosił? - zapytałam.

- Dzwonił jakiś biegacz. Znalazł w parku ciało młodej kobiety. Ma na was czekać. Wysłałem już patrol i techników. - odpowiedział.

- Okej. Jedziemy. - oznajmiłam. - Dzięki Lena. - rzuciłam na odchodne.

Razem z Krystianem i Olgierdem pojechaliśmy na miejsce zbrodni. Wzięłam gumowe rękawiczki i zaczęłam sprawdzać wszystkie ślady. Znów były dwa nakłucia na szyi. W przełyku tkwił jakiś przedmiot. Za pomocą kleszczy, wyciągnęłam niewielki pendrive. Wróciliśmy na komendę. Odtworzyliśmy nagranie.

- Witam Państwa policjantów! Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. To jeszcze nie koniec niespodzianek. Zrozumiecie o co mi chodziło już nie długo. Do zobaczenia!

Niestety nie było widać twarzy, głos był przetworzony, więc też nie mogliśmy go rozpoznać. I co? Mamy czekać? O nie! Musimy działać. Zabrałam Krystiana i oboje pojechaliśmy do domu Ostaszewskiego. Nie było go.

- Mam złe przeczucia. - powiedziałam, kiedy szliśmy w stronę samochodu.

Ni stąd, ni zowąd, pojawiła się czarna furgonetka. Dwóch zamaskowanych ludzi, wciągnęli mnie do środka i wstrzyknęli coś. Słyszałam strzały. Potem zapadła ciemność...

- Obudź się ślicznotko. - usłyszałam jak przez mgłę.

Próbowałam się ruszyć. Nie mogłam. Otworzyłam oczy. Byłam przywiązana do krzesła. Przede mną stał jakiś mężczyzna w kapturze. W jednej ręce trzymał pistolet, a w drugiej nóż. Za nim stało dwóch zakapturzonych ludzi.

- Kim jesteś i czego chcesz? - zapytałam nieco ochrypniętym głosem.

- Czyżbyś mnie nie pamiętała? - zdjął kaptur.

To był on. Seweryn Ostaszewski. Bałam się co zrobi. Wiedziałam, że nie cofnie się przed niczym. Jest bezwzględnym mordercą. Byłam sama. Nie mogłam się bronić. Nie mogłam też liczyć na pomoc, przynajmniej na razie. Musiałam grać na zwłokę...

- I co... zabijesz mnie? Tak po prostu? - zapytałam.

- Najpierw się z Tobą zabawię, a dopiero potem zabiję. W końcu jaką bym miał korzyść z porywania Cie? - uśmiechnął się psychopatycznie.

Przeszły mnie ciarki. Byłam w kropce i nie mogłam nic z tym zrobić. Niebezpiecznie się do mnie zbliżał.

- No tak... w końcu tylko na tyle Cie stać, pieprzony psycholu. Bawi Cie krzywda innych. Powinieneś zgnić w pierdlu. - splunęłam mu w twarz.

- Suka. - uderzył mnie w twarz.

Zrobił to z taką siłą, że mnie lekko zamroczyło. Czasami zastanawiam się dlaczego wybrałam akurat Kryminalistykę? Przecież jest tyle innych ciekawych funkcji na Policji. Równie dobrze mogłabym być mundurową, albo pracować w Wydziale Narkotykowym. Ale oczywiście musiałam posłuchać swojego taty i wybrać Kryminalistykę. Ma to swoje plusy. Mogę sprawdzić, na ile jestem wytrzymała i co mogę znieść, a czego nie. W sumie mogłabym wykorzystać swoje umiejętności dedukcji oraz metodę prób i błędów. Było tutaj kilka przedmiotów, które mogłabym wykorzystać. Przypomniałam sobie, że w tylnej kieszeni spodni mam mały składany nóż. Wyciągnęłam go ostrożnie. Za mną nie było nikogo. Nie musiałam się bać, że ktoś to zobaczy. Szybko przecięłam sznur.

- Co powiesz na zabawę Wychodzę Stąd? - zapytałam, wstając z krzesła.

- O nie mała... nie wyjdziesz stąd. Nie pozwolę Ci na to. - odłożył pistolet, a wziął drugi nóż.

- Balisongi. Niezły wybór. Pozwolisz, że wezmę sobie kastety? - uśmiechnęłam się ironicznie, zakładając broń na dłonie.

Ogłuszyłam jego ludzi. Został mi on sam. Jednak i z nim nie miałam problemu. Dwa ciosy w twarz i jeden łokciem w tył głowy. Padł nieprzytomny. W tym samym momencie weszli antyterroryści oraz Krystian i Olgierd.

- Strasznie się wlekliście. Musiałam się jakoś bronić. - oznajmiłam, widząc ich zdziwienie wymalowane na twarzach.

Zdjęłam kastety i odłożyłam je na miejsce. Następnie wyszłam z budynku i udałam się do samochodu. Moi partnerzy wyszli chwilę później. We trójkę wróciliśmy na komendę. Resztę dnia minęło mi spokojnie. Sprawa rozwiązana i super...


****************************************************

Kolejna część gotowa! Mam nadzieję, że wam się spodoba. Dajcie znać w komentarzach, lub zostawcie gwiazdkę.

Dziękuję i pozdrawiam HQ


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro