[Tom 1] 7.Bycie samolubnym nie jest złe, Naruto

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uważałem na każdy ruch, gdy wymykałem się przez okno. Nie była to moja pierwsza ucieczka, a nawet mógłbym przysiąc, że ojciec o nich doskonale wiedział i zezwalał. Przez pierwsze dwa dni nie zjawiałem się na początkowych treningach z nową drużyną. Potrzebowałem czasu dla siebie, poukładania sobie w głowie wszystkiego na tyle, żeby móc zrozumieć, co ja właściwie robię w takim miejscu jak to. Uciekałem do jedynej osoby, której wówczas ufałem bardziej niż samemu sobie.


- Znowu zabłądziłeś na śniadanie w domu? - Katrin zagadnęła z rozbawieniem, gdy wszedłem oknem kuchennym do jej domu. - Głodny? - Opuściłem oczy w dół, siadając bez słowa przy stole. - Co jest, Naruto?


- Dlaczego to robicie? Przejmujecie się mną. - Wydukałem cicho. - Wszyscy obchodzą się ze mną jak ze złotym jajkiem, a przecież nie zasługuje na to. Minato jeszcze mogę zrozumieć, bo chce być dobrym tatą, ale reszty już nie. Nie znacie mnie, jestem dla was kompletnie obcy i jeszcze mam w sobie zapieczętowanego demona. Jestem niebezpieczny dla siebie i otoczenia, a mimo to mnie tu trzymacie... Nie rozumiem...


- Wszyscy są tu jak jedna wielka pokręcona rodzinka. - Wtrącił ktoś nowy.


Spojrzałem zaskoczony w kierunku wejścia do kuchni. Oparta o framugę stała kruczowłosa nastolatka, niewiele starsza ode mnie, a przynajmniej takie dawała wrażenie. Mleczna cera, przeszywające chłodne błękitne oczy skryte pod kaskadą ciemnych rzęs. Ubrana w błękitną tunikę z czarnymi brzegami oraz brązowe jegginsy. Odbiła się od framugi i podeszła raźno w stronę lodówki, kompletnie nas ignorując.


- A może byś się tak przedstawiła? - Katrin zagadnęła z wyraźnym rozbawieniem. - To Naruto Uzumaki-Namikaze.


Brunetka wysunęła głowę z lodówki, a z ust zwisał jej kabanos, który szybko wsunęła jakby to była nitka makaronu. Pogryzła szybko, przełknęła i oblizała wargi, po czym zmierzyła mnie uważnie.


- Tsa, słyszałam o mini kopii naszego Kage. - Machnęła lekceważąco ręką, a drugą wyjęła całą paczkę kabanosów. Wyminęła mnie i Katrin. - Miharu jestem, miło poznać czy coś.


- Miharu a ogon to ty masz, bo drzwi same się nie zamkną.


Dziewczyna jednak nie odwróciła się, tylko sięgnęła po jabłko z koszyka na stole, a spod tuniki wysunął się lśniący biały ogon o perłowych łuskach z jasnobłękitnym pędzlem, który zamknął drzwi lodówki. Nim wyszła, ogonem złamała jeszcze dwa jabłka. Patrzyłem na to z niemałym szokiem. Ja rozumiem powiedzieć do kogoś czy ma ogon, bo nie zamyka za sobą, ale to już gruba przesada! Zielonowłosa chyba domyśliła się, gdzie przemknęły moje myśli, bo parsknęła cicho śmiechem.


- Miharu jest diamentowym smokiem. - Wyznała z uśmiechem. Patrzyłem na nią tempo. - No tak, za dużo się wydarzyło w ostatnim czasie i mogłeś nie zapamiętać, ale w Kumorigakure istnieje wiele gatunków stworzeń uznawanych za mityczne lub wymyślone bajeczki. Dla przykładu twój kolega, z którym tutaj przybyłeś.


- Jack? - Ściągnąłem brwi. - Jest smokiem?


- Nie, ale blisko. Jest kimś, kogo nazywamy tutaj mianem Dragon Guardian, czyli Smoczy Strażnik. Smoki same podświadomie przywiązują się do kogoś, kto w przyszłości stanie się ich panem, czyli Dragon Guardian i zostają połączeni specjalną więzią. - Uniosła prawą rękę, na której była złota bransoleta z żółtym kryształem. - Wówczas wytwarza się taka specjalna bransoleta, która jest materialnym połączeniem pomiędzy smokiem i jego strażnikiem. Strażnik otrzymuje specjalne umiejętności jak siła, zręczność, wytrzymałość i dodatkowo może rozmawiać ze swoim smokiem samą myślą. Smok otrzymuje dwukrotne zwiększenie swojej mocy i większą kontrolę nad przemianą w hybrydę. Wiesz, zmieniamy się w ludzi, ale możemy przywołać jakąś smoczą część. - Na potwierdzenie jej dłonie obrosły w brązowozielone łuski, a opuszki palców w jasnożółte szpony. - W normalnym przypadku jest bardzo ciężko tego dokonać bez Stróża i zużywamy zbyt wiele energii na utrzymanie ludzkiej postaci.


- Czyli mając swojego Strażnika, nie zużywacie w ogóle energii czy korzystacie z jego?


- Właściwie jest ona wówczas rozdzielona na dwie osoby i dlatego o wiele łatwiej ją kontrolować. - Zajrzała do lodówki, po czym wyjęła z niej kilka produktów, ale nie zwróciłem uwagi co dokładnie. - Kiedy zaczniesz brać udział w lekcjach ze mną i swoim ojcem, to dowiesz się wielu przydatnych rzeczy, możesz mi wierzyć!


Pokiwałem krótko głową. Nie byłem na żadnym spotkaniu drużynowym od tamtego feralnego dnia, gdy Kyūbi cisnął Minato na pół gabinetu. Niemal nie rozmawiałem z nim ani razu, a Shiro głównie obserwowała nas z boku. Jack i Morina uczyli się nowych rzeczy w szkole, a ja unikałem wszystkich jak ognia i nawet nie próbowałem tego ukrywać. Wiedziałem, że mam poważny problem z zaufaniem i depresją, ale nie potrafiłem pozbyć się uczucia beznadziei, a udawanie weszło mi zbyt mocno w krew. Dotychczas nikogo nie interesowało takie nic jak sierota imieniem Naruto. Idiota uśmiechający się zawsze i nigdy nieokazujący grama problemu, ale teraz było inaczej. Wszyscy patrzyli na mnie i martwili się moim stanem. Niby nie dopytywali na okrągło, ale czułem, że czekają na mój ruch. A na domiar złego, dzisiejszej nocy załamałem się przed własnym ojcem i rozryczałem jak jakaś sierota.


„Zaufaj najpierw samemu sobie, nim zaufasz innym, Naruto..."


Zagryzłem dolną wargę. Zaufać samemu sobie, huh?


- Katrin? - Wydusiłem cicho, patrząc na jej plecy. Mruknęła cicho w odpowiedzi. Poruszyłem się niespokojnie w miejscu. - Znowu chciałem to zrobić...


Nim mrugnąłem, moje ręce były pełne dziewczyny, a świat na kilka sekund przysłoniła kurtyna zielonych włosów. Wiedziałem, że to pierwszy poważny ruch z mojej strony. Nie uciekałem od ojca, bo nie chciałem mieć z nim nic wspólnego. Uciekałem, bo uważałem, że nie zasługuje na takie nic jak ja za syna. Nawet nie potrafiłem przestać myśleć o próbach samobójczych. Katrin wiedziała i pomagała mi z tego powoli wyjść. Uśmiechała się, gdy nie czuła ode mnie krwi. Wymuszała uśmiech, gdy ją wyczuwała. Wiedziała doskonale, kiedy się ciąłem, a kiedy tego nie robiłem. Jej pierwszej z tej wioski w pełni zaufałem i czułem się po prostu bezpiecznie. Kyūbi przy niej nigdy nie warczał, nie atakował i nie próbował mnie ochraniać.


- Nic sobie nie zrobiłeś i to najważniejsze. - Spojrzała na mnie z ciepłym uśmiechem. - To pierwszy ważny krok, Naruto. Jestem z ciebie bardzo dumna!


- Jak możesz być dumna z takiego beznadziejnego wraku człowieka jak ja? - Wykrztusiłem beznamysłu.


- Będziesz świetnym ninja, gdy tylko dasz sobie samemu tę szansę. - Chwyciła mnie za twarz obiema rękoma i spojrzała prosto w oczy. - Uwierz w siebie, a nie w innych. I wbij to sobie do tej blond główki, że nam naprawdę na tobie zależy i niczego nie oczekujemy w zamian. Płacz, jeżeli masz na to chęć. Śmiej się, gdy coś ciebie rozbawi. - Odsunęła się ode mnie na dwa kroki, wyciągając ręce na boki. - Wykrzycz swoje frustracje, aż stracisz głos! To ty kierujesz własnym losem, a nie inni! Nikt nie ma prawa mówić ci, co możesz a czego nie! - Zaraz założyła ręce przed sobą z namysłem. - No, może oprócz Minato, w końcu to twój tata, a rodziców to się raczej szanuje. - Mimowolnie parsknąłem śmiechem, co ją wyraźnie ucieszyło. - Nie rób niczego dla innych, a dla siebie. Jeżeli człowiek byłby życzliwy i miły cały czas, to inni by to szybko wykorzystali. Bycie samolubnym nie jest złe, Naruto. To tylko oznacza, że zbyt wiele już poświęciłeś dla innych, ale nic dla samego siebie.


Opuściłem oczy na podłogę, zagryzając dolną wargę. Zaufać sobie, to zaufać innym? Pokręcona logika, ale chyba spróbować nie zaszkodzi, co?


- Naruto?


- Przyłapał mnie wczoraj w kuchni... - Wydusiłem cicho. - Przyznałem się, że próbowałem znowu to zrobić. Obiecał, że mnie nie zostawi, ale... Już raz ktoś, kogo mogłem uznać za ojca... Kiedy naprawdę potrzebowałem go obok, on odpuścił i wtedy, ja... ja wtedy... Nie chcę, żeby historia zatoczyła błędne koło.


Dopiero wówczas zrozumiałem, że po moich policzkach spływają słone łzy. Nie mogłem ich powstrzymać, a nawet nie chciałem. Tak jak powiedziała to Katrin, zbyt długo robiłem wszystko dla innych i niemal nic dla siebie, i to niestety była przykra prawda. Tak wiele poświęciłem innym, że zapomniałem o własnym szczęściu, radowaniu się z prostych bzdurnych rzeczy. Poczułem ciepłe dłonie na policzkach, więc uniosłem oczy w górę na równie zapłakaną zielonowłosą, ale uśmiech rozjaśniał jej twarz.


- Jesteś silniejszy, niż sądzisz, ale robienie wszystkiego samotnie nigdy nie wychodzi dobrze i dlatego ciesze się, że wreszcie wychodzi ze swojej skorupy, Naru. - Przygarnęła mnie do mocnego, czułego uścisku. - To początek czegoś wspaniałego, Naruto. To ty jesteś kowalem własnego losu, a nie inni.


Wtuliłem się w Katrin, zamykając oczy. Tamtego dnia wszystko naprawdę powoli zaczęło iść ku lepszemu, a ja wreszcie zacząłem próbować wyjść na prostą, ale tym razem nie sam. Miałem wielu ludzi, którzy zrobili dla mnie więcej, niż mogłem oczekiwać. Straciłem rodzinę i przyjaciół, żeby zyskać wszystko na nowo w najlepszej formie, jakiej mogłem wyśnić.


- Nigdy ciebie nie zostawimy, Naruto.




★♡★♡★♡★♡★


Data publikacji: 10 Kwietnia 2023

Data korekty: x-x-x

Ilość słów przed korektą: x-x-x

Ilość słów obecnie: 1 440

Kilka słów od Autorki:

Kolejny całkiem nowy rozdział! Niesamowite, nie? A będzie ich więcej, lol  :D

Rozdział poprzedzający dział się w nocy, a ten zaś już z rana tego samego dnia po załamaniu psychicznym Naruto przy ojcu. Ogólnie tutaj skupiłam się bardziej na pokazaniu, że Katrin jest naprawdę kimś ważnym dla Naruto. Przedstawiłam również punkt, w którym zaczął w końcu wierzyć w siebie i chce spróbować coś od nowa, z czystą kartą i prawdziwą rodziną oraz wartościowymi przyjaciółmi. I że tym razem naprawdę nigdy go nie opuszczą bez względu na wszystko.

Opisałam bardziej obrazowo zdolności Dragon Guardians oraz ich połączenie ze smokami, czego dokładniej nigdy nie wyjaśniłam w oryginalnym pierwszym sezonie, w drugim zresztą też nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro