Rozdział IX: Stary "znajomy"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Past rozejrzał się po pokoju, mimo panującego w nim półmroku było dość jasno, ale nie zauważył nikogo.

- Nie, ty nie mogłeś wrócić. Ty...

- Zginąłeś? Takiego słowa chciałeś użyć, racja? Powiedziałbym raczej, że zniknąłem. Ale nie bój się, już wróciłem i nie zamierzam cię opuścić. - Głos rozbrzmiewał wewnątrz jego głowy.

- Dlaczego wróciłeś akurat teraz, dlaczego nie... - On znów mu przerwał.

- Wcześniej? Cóż, odpowiedź jest dosyć prosta. Twoja psychika jest słaba, jeśli osłabnie jeszcze bardziej wtedy będę mógł wprowadzić mój plan w życie. Chyba, że... - Past dobrze wiedział, o co mu chodzi.

- Nigdy. Mówiłem ci wiele razy, nigdy nie zgodzę się na ten układ.

- Jeszcze się przekonamy. - Jego głos robił się coraz cichszy, aż całkowicie zniknął.

Pegaz pozostał sam ze swoimi myślami. Wiedział, że on nie odszedł na długo. Jest jego częścią, zawsze tak było. Ale on miał rację, jeśli osłabnie jeszcze bardziej, będzie musiał przyjąć jego ofertę, a wtedy... Odepchnął te myśli od siebie. Znał konsekwencje swojej przegranej. Może jednak da się odwrócić ten proces, skoro Lunie się udało. Ale Forest miał rację, im osoba była starsza tym ciężej jest to naprawić, a Luna była najmłodsza z nich wszystkich. Z Celestią byłoby trudniej. Sombra to kompletnie inna sprawa, nawet jeśli by się udało go odmienić to by go zabiło. Gdyby to przydarzyło się Forest'owi, sprawa byłaby prawie nie do wygrania. A co dopiero, jeśli spotka to jego. Musiał z kimś o tym porozmawiać, ale z kim? Postanowił zostawić tę sprawę do rana. Miał jeszcze jakieś sześć, może siedem godzin zanim słońce wstanie. Chyba zdąży się wyspać.

***

Czuł się okropnie. Może nie był tak zmęczony jak wczoraj, ale samopoczucie miał paskudne. Nie dosyć, że stracił swoją jedyną rodzinę, to jeszcze on wrócił. Ale nie czas użalać się nad sobą. Przemyślenia przerwało mu pukanie do drzwi.

- Otwarte. - Sam nie wiedział czemu ich wczoraj nie zamknął.

- Chyba cię nie obudziłam? - Zza drzwi wyłoniła się głowa Luny.

- Nie, nic się nie stało. - Luna podeszła do łóżka, na którym siedział i usiadła obok niego.

- Jeśli stracisz kontrolę, naprawdę będzie tak źle? - Zapytała nagle.

- Skąd ty... A no tak, Pani Snów. Jak mogłem o tym zapomnieć. - Speszył się lekko.

- Więc... - Wyczekiwała odpowiedzi.

- Zapewne będzie gorzej niż myślę. Czuję się słaby, bezsilny. To... to wszystko to moja... - Przerwało mu granatowe kopytko zatykające jego usta. Spojrzał w górę, prosto w jej turkusowe oczy.

- Dobrze wiesz, że tak nie jest. - Odparła pokrzepiająco.

- Ale...

- On chce żebyś tak myślał. Gdyby nie ty Equestria nie byłaby taka jaka jest teraz. - Posłała mu ciepły uśmiech.

- Może masz rację. Ale jestem realistą. Gdyby nie ja, Forest... - Ponownie mu przerwała.

- Byłby teraz więźniem, gdzieś na terenach należących do Królowej Chrysalis. Nikt nie mógł tego przewidzieć. - Próbowała go pocieszyć.

- Ja powinienem. Taki jest mój Talent. - Mimowolnie wskazał na swój znaczek. Przedstawiał on figurę szachową, dokładniej Króla. - Przewidzieć wszystkie możliwe ruchy przeciwnika.

- Mam pomysł, może masz ochotę na partię szachów? - Zapytała Luna teleportując przed siebie szachownicę.

- Zawsze wiesz jak poprawić mi humor. - Uśmiechnął się słabo. - Która, tak właściwie jest godzina?

- Chyba ósma. Jeżeli chciałeś wiedzieć kiedy jest śniadanie, to mamy jeszcze pół godziny.

- Zdążymy rozegrać partyjkę lub dwie.

***

- Szach i mat. - Powiedział pegaz wygrywając kolejną partię.

- Jesteś w formie, jak zawsze. Trzynaście rozgrywek z czego trzynaście wygrałeś. A śniadanie dopiero za pięć minut. - Pogratulowała mu Luna. Mimo swojej kilkuset letniej niedyspozycji, jego umiejętności się nie zmieniły. - Później może zagrasz z Celestią? Od dawna nikt z nią nie wygrał.

- Zobaczymy, teraz chodźmy coś zjeść. Jestem głodny jak wilk. - Po tych słowach, po pokoju rozeszło się głośne burczenie. Oboje zaśmiali się krótko i wyszli z pomieszczenia kierując się w stronę jadalni. Gdy przechodzili korytarzami, pegaz poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Rozejrzał się lecz nikogo nie zauważył.

- Coś się stało? - Odezwała się Luna.

- Nie, nic. Musiało mi się wydawać. - Odparł, ignorując to uczucie. Znaleźli się przed dużymi złotymi drzwiami, zza których wydobywały się cudowne zapachy. Po otwarciu drzwi, wykrztusił z siebie tylko. - Wow.

***

- Widzę, że ci smakowało.- Powiedziała Celestia.

- Pogratulujcie ode mnie szefowi kuchni. Dèlicieuse. - Skwitował pegaz.

- Dlaczego nie zrobisz tego osobiście? - Zapytała Luna z dziwnym uśmieszkiem. - Możecie wejść. - Drzwi za Past'em otworzyły się i weszła przez nie szóstka klaczy. - One znają ciebie, ale ty nie znasz ich wszystkich. Od lewej Applejack...

- Witaj partnerze.

- ... Pinkie Pie...

- Cześć.

- ... Fluttershy...

- Um... cześć.

- ... Rarity...

- Przyjemność po mojej stronie.

- ... Rainbow Dash...

- Siemka.

- ... i Twilight Sparkle.

- Miło cię widzieć.

- Muszę wam pogratulować. Jedzenie było pyszne i perfekcyjnie przygotowane, prezentacja była pierwszorzędna, wszystko było świeże, a ta która tym wszystkim kierowała doskonale się na tym zna. - Pegaz komplementował klacze. Zobaczył podniesione kopytko Pinkie. - Tak?

- Czy to znaczy, że mogę w końcu wyprawić dla ciebie Przyjęcie Powitalne? Proszę, proszę, proooszę. Tak dawno nie urządziłam żadnej imprezki. A przecież... - Białe kopytko przerwało jej wypowiedź.

- Pinkie, kochana, możemy poczekać z tym jeszcze jeden dzień. Twilight od wczoraj marudzi, że chce się czegoś dowiedzieć o historii Equestrii. - Powiedziała Rarity.

- Ja wcale nie marudzę. Jestem po prostu ciekawa. - Zaczerwieniła się lawendowa klacz.

- Nic nie szkodzi. Chętnie odpowiem na wszystkie pytania, tylko... możemy wyjść na świeże powietrze? Trochę tu duszno. - Zapytał pegaz poprawiając kołnierz swojego płaszcza lewym skrzydłem.

- Może pójdziecie do Ogrodów. - Zaproponowała Celestia.

- Czemu nie. - Przytaknął pegaz.

***

- Więc, wczoraj mówiłeś, że masz dwóch braci, tak? - Pegaz przytaknął. - O jednym wspomniałeś. Kim jest drugi? - Dociekała Twilight. Past czuł się trochę zmieszany tym pytaniem. Postanowił jednak na nie odpowiedzieć. Wziął głęboki wdech.

- Sombra.

- Chwila. Sombra? Ten Sombra. Tyran i Dyktator?

- Zanim wyciągniesz pochopne wnioski, muszę ci o czymś powiedzieć. Chodzi o to, że nasza mała "grupa" ma... - Nagle zrobiło się okropnie zimno. - C-c-cz-czy t-t-tob-bie t-t-też j-j-jes-st t-t-tak z-z-zim-mno-o? - Zapytał szczękając zębami.

- O czym ty mówisz jest dwadzieścia siedem stopni w cieniu.

Pegaz usłyszał za sobą głośny śmiech. Odwrócił się i zobaczył Ją. Chrysalis zbliżała się do niego powoli z wysoko uniesioną głową.

- J-j-jak t-t-ty... - Przerwała mu.

- Nie tylko ja. Rozejrzyj się. - Zrobił jak kazała. Wokół nich znajdowali się również Tirek, Discord i Sombra.

- T-to niem-możliw-we.

-Z kim ty rozmawiasz? - Zapytała Twilight. Nagle wszystkie postacie zmieniły się w czarny dym i przybrały kształt pegaza z czerwonym okiem.

- To było prostsze niż myślałem. - On zaśmiał się, zmienił w dym i wsiąkną w głowę Past'a. Pegaz padł na ziemię.

- Powiedz księżniczkom... że straciłem kontrolę. - Zdążył powiedzieć zanim stracił przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro