Rozdział VI: Jej Wysokość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gorzej już być nie może? Ja i mój długi jęzor. Pomyślał kiedy lecieli w stronę Zamku Canterlot. Pozłacany rydwan większy niż normalnie był ciągnięty przez dwóch gwardzistów i Rainbow, zapewne z powodu dodatkowego gościa. Znajdował się w klatce stworzonej z dziwnego zielonego kryształu. Miał na sobie kaftan bezpieczeństwa oraz dziwną maskę, która utrudniała mu mówienie, na wszelki wypadek, jak to ujęli. Odkąd wystartowali uderzał głową o ścianę swojej celi z powodu swojego aktualnego położenia. Nawet nie zauważył, kiedy był prowadzony przed trony swoich dawnych przyjaciółek. Zdjęli mu maskę, kaftan i postawili przed Ich obliczami.

- Celestia i Luna, jak dobrze was wi... - Niedane mu było dokończyć, salę wypełnił głośny krzyk białego alikorna.

- ZAMILCZ! - Przez chwilę twarz Celesti pokryła czerwień złości. Ale natychmiast ponownie zastąpił ją obojętny, wręcz kamienny wyraz twarzy. - Co masz na swoją obronę?

- Nie będę się bronić w sprawie, o której nic nie wiem. - Pegaz odparł poważnie. Celestia westchnęła.

- Jesteś oskarżony o szpiegostwo dla wrogiego kraju oraz działania na szkodę Equestrii. - Odparła surowo Luna, chociaż z ledwo widocznym zawahaniem.

- O czym wy do cho... - Urwał. Teraz wszystko składało się w logiczną całość. - Czy chodzi o to, że jakieś tysiąc dwieście lat temu zacząłem zachowywać się dziwnie, jak... nie ja? - Główny nacisk położył na dwa ostatnie słowa.

- Jeżeli spojrzeć na to w ten sposób to rzeczywiście. - Odparła granatowa alikorn, a wszyscy na nią spojrzeli pytającym wzrokiem. - Był bardziej dociekliwy w sprawach o których wiedział wszystko, przeglądał wszystkie napisane przez siebie raporty i mówił w jakiś dziwny spo... - Urwała kiedy zrozumiała o co mu chodziło.

- Skoro już wszystko wyjaśniliśmy to czy możemy zakończyć to spotkanie? - Zapytał kierując się w stronę złotych drzwi i próbując nastawić sobie w jakikolwiek sposób skrzydło, stękając co chwilę.

Zanim jednak przeszedł choćby połowę długości otoczyła go złota aura i przyciągnęła tuż przed twarz Celestii. Nadal posiadała ten wyćwiczony kamienny wyraz, lecz z tej odległości można było zobaczyć bardzo powoli malującą się wściekłość. W jej oczach dostrzegł ogniki złości. Wiedział co to znaczy, ale ten jeden raz w życiu chciał się mylić. Tak bardzo chciał być w błędzie. Niestety prawda była bolesna.

- Nigdzie nie pójdziesz. - Rzekła mu prosto w twarz, tak żeby tylko on mógł ją usłyszeć. Ton jej głosu upewnił go w jego przypuszczeniach. Mimo, że spotkał się z takim przypadkiem tylko raz, doskonale wiedział jak to się skończy i wolał tego uniknąć.

- Celestio, uspokój się, dobrze wiesz co się stanie kiedy stracisz nad sobą panowanie. - Mówił spokojnie. Skierował wzrok w stronę drugiego alikorna. A przynajmniej spróbował. - Luno, proszę zrób coś, wiesz jak to się skończy i nie chcesz tego tak samo jak ja. - Dodał wręcz błagalnie.

- Ja... - Jąknęła się Luna.

- Nie wtrącaj się Luno, to sprawa między mną a nim. - Syknęła Celestai.

- Nie siostro to jest sprawa między nami a nim.

- Czy ja się w końcu dowiem, dlaczego jestem traktowany w taki, nie inny sposób? - Zapytał Past coraz bardziej bojąc się o swoją najbliższą przyszłość.

- Dobrze. - Odparła oschle Celestia i ruszyła w stronę drzwi  znajdujących się niedaleko tronu, wciąż trzymając szarego pegaza w swojej magii.

- Gdzie go zabieracie? - Zapytała Twilight otrząsając siebie i swoje przyjaciółki z szoku wywołanego tym co zobaczyły. Nie mogła uwierzyć, że jej mentorka była zdolna do takiej postawy. Chyba się nawet trochę martwiła co może się z nim stać. Fluttershy nawet podeszła do niej i powiedziała, że on chyba naprawdę cierpi z powodu złamania. Zdziwiły się, że nie przyjął swojej normalnej formy, wiedział, że był na przegranej pozycji, a mimo to dalej udawał. Dlaczego? Chyba że...

- Zabieramy go do sali przesłuchań. Wy też powinnyście tam być. Potrzebni są świadkowie. - Ich przemyślenia przerwał głos Celestii, który momentalnie wrócił do swojego normalnego tonu. Zniknęła za drzwiami, a klacze szybko ruszyły za nimi.

***

W pomieszczeniu było kompletnie ciemno, mógł poczuć jednak metalowy stół przed sobą oraz parę kajdan przyczepionych do jego przednich kopyt oraz stołu. Momentalnie zapaliło się światło, przez co musiał zamknąć oko. Gdy je otworzył, zobaczył Celestię oraz Lunę siedzące po drugiej stronie mebla. Za nimi znajdowała się szyba oddzielająca jedno pomieszczenie od drugiego, zapewne dla świadków. Wyczuwam zabawę w dobrego i złego glinę, tylko kto jest kim?

- Więc przyznajesz się czy nie? - Spytała ozięble Celestia.

- Teraz już wiem. - Pomyślał. - Znowu się zaczyna, czy możecie przedstawić mi dokładne zarzuty? - Odparł zrezygnowany.

- Jesteś oskarżony o wykradanie tajnych dokumentów dotyczących kraju, naszego wojska i nas oraz przekazywanie ich Królowej Chrisalis. A co najgorsze przekazałeś jej informacje dotyczące niedawnego Książęcego Ślubu. - Ostatnie zdanie wysyczała przez zaciśnięte zęby. Teraz już rozumiem ich zachowanie. Chwila...

- Jakiego ślubu. Chyba żadna z was nie... - Nie dokończył z powodu złotej magii zamykającej mu usta.

- Nie udawaj głupiego Past. Od kiedy to planowałeś? - Dopytywał się biały alikorn. Pegaz wskazał kopytem na swoją szczękę. Magiczny uścisk zniknął.

- A wy nadal uważacie, że istota jest albo dobra albo zła? - Zapytał.

- Tak. - Odparły jednocześnie. - jakby. - Mruknęła pod nosem Luna.

- Dobra. Przez ostatnie dwanaście wieków byłem więziony przez Krysię. Jeżeli mi nie wierzycie możecie przecież użyć tego zaklęcia do przeglądania wspomnień, które wymyślił StarSwirl. - Odparł już kompletnie zrezygnowany pegaz.
Mimo, że skrzydło bolało go jak diabli, ale to już go nie obchodziło. Jeśli nawet po użyciu tego czaru mu nie uwierzą, to wszystko stracone.

- Celestio to dobry pomysł, tego zaklęcia nie można oszukać żadnymi innymi czarami. - Poparła go Luna. W szarym pegazie zapalił się mały płomyk nadziei. Może nie wszystko stracone. Pomyślał Past.

- Zgadzam się tylko dlatego, że masz rację, tego zaklęcia niemożna oszukać. - Odparła obojętnie Celestia i rozświetliła swój róg, Luna zrobiła to samo. Szary pegaz od razu poczuł przelatujące przez jego głowę wydarzenia z ostatnich stuleci. Przez twarze obu klaczy przechodziły różne emocje: ból, smutek, żal i... czy to było współczucie? Po kilku minutach ich rogi zgasły, a one chwiejąc się na kopytach dysząc ciężko unikały jego wzroku. Do pomieszczenia wpadła jak huragan szóstka klaczy otaczając księżniczki lawiną pytań. Celestia odzyskując oddech podniosła kopytko na znak, aby przestały mówić. Spojrzała na Past'a wzrokiem pełnym smutku.

- Czy... czy to co widziałyśmy... to co ciebie spotkało... czy to była prawda? - Celestia czekała na odpowiedź, a w tym momencie wszystkie klacze odwróciły się w jego stronę. Pegaz trochę się speszył, nie lubił niepotrzebnej uwagi.

- Tak. - Odparł tak poważnie jak tylko potrafił.

- Więc... - Zaczęła Luna.

- Więc mamy poważny problem. - Dokończył pegaz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro